Baśn jak gumowa kaczka – rozdział 6

Inwokacja:

Szanowni czytelnicy i wy, zwykli wielbiciele mojego talentu, a także ci, którym po prostu nie jest obojętny los Danusi z grodu Kraka.

To właśnie dla was wszystkich znów chwyciłem za wysłużone pióro w postaci starej klawiatury laptopa Dell, na której wytarły się już niektóre litery, aby opowiedzieć co stało się tego pamiętnego dnia, gdy Danusia opuściła mury Złotych Tarasów, wyszedłszy na świeże powietrze, otaczające Dworzec Centralny z przyległościami. Zanim jednak to uczyniła, udała się do galeryjnej toalety, gdyż przycisnęła ją potrzeba chwili, zwana również czasem potrzebą fizjologiczną.

Udajmy się więc znów tropem bohaterki, pamiętając wszakże, że one wszystkie (te tropy) prowadzą zgoła nie tam, gdzie słońce nie dochodzi, tylko wręcz przeciwnie.

Baśń jak gumowa kaczka – rozdział 6

Galeryjna toaleta nie oszałamiała co prawda takim przepychem jak dworcowa, ale za to była bezpłatna i nie grała w niej muzyka, która towarzyszy defekacji i ablucjom na Dworcu Centralnym. Danusia miała trochę ambiwalentny stosunek do muzyki, gdyż w domu rodzinnym w czasach jej wczesnego dzieciństwa był słyszalny wyłącznie tzw „kołchoźnik”, który co prawda można było wyciszyć, ale już zmienić programu nie dawało się żadnym sposobem. Dopiero gdzieś w połowie szkoły podstawowej pojawiło się w domu radio, dzięki któremu poznawała świat, bo o telewizji przeciętny człowiek mógł sobie wówczas co najwyżej pomarzyć.

Co prawda Danusia nie zaliczała się do kobiet przeciętnych, ale wówczas jej nieprzeciętność jeszcze nie przekładała się w prosty sposób na sferę finansową, czego zresztą w późniejszym okresie również raczej nie doświadczała, przynajmniej w sensie pozytywnym.

Może właśnie dlatego wolała korzystać z bezpłatnych toalet, tym bardziej, że czasem trafiała w nich na różne ciekawe lektury, jak miało to miejsce przed kilkoma godzinami na Dworcu Centralnym. Niestety, w Złotych Tarasach nie oferowano w takich przybytkach książek, wiec była skazana na zwykły papier toaletowy, z którego raczej trudno coś wyczytać. No chyba, że jest się w byłym Związku Radzieckim, gdzie gości uprasza się o niewyrzucanie zużytego papieru do muszli, a służą tam do tego  specjalne pojemniki, co wywołuje czasem konsternację cudzoziemców, ale wcale nie dziwi autochtonów, wychowanych w kulcie jednostki i w duchu karności.

W Złotych Tarasach ktoś wpadł na pomysł, żeby umieścić w toaletach różne napisy, cytaty, informacje kulturalne, historyczne i podobne, co sprawiło, że wzrok Danusi spoczął na jednym z nich, o następującej treści:

„- Powiedz mi, co będziemy jedli? – Trzeba było siedemdziesięciu pięciu lat – siedemdziesięciu pięciu lat życia, minuty za minutą, żeby pułkownik doczekał tej chwili. Poczuł się czysty, kategoryczny, niepokonany, gdy odpowiedział: – Gówno.” – Gabriel Garcia Marquez

Danusię niemal olśniło, gdyż identyczny cytat rzucił się jej kiedyś w oczy na blogu pewnego pisarza, na który  przypadkowo wpadła w sieci, szukając najbliższego  sklepu z golonką. Nie była tylko pewna, czy on nazywa się Marquez, czy jakoś inaczej, ale istotne w tym wypadku jest to, że cytat pasował do obu tych miejsc wręcz doskonale. Co prawda na blogu był na samej górze, a w pomieszczeniu toaletowym na wysokości połowy ściany, ale w obu przypadkach wystarczająco rzucał się w oczy, żeby można go było bez trudu uznać za motto, nawet życiowe.

Obiecała sobie solennie, że jak tylko wróci do domu, zaraz uda się do biblioteki, aby wypożyczyć książkę, którą cytuje się na prawo i lewo, gdyż odczuwała pewne braki erudycyjne, choć wcale ich tak nie nazywała, rozmawiając sama ze sobą. Z tą erudycją to zawsze miała problemy, ale od czasów gdy rozpowszechnił się internet jej sytuacja znacznie się poprawiła, bo teraz jednym kliknięciem mogła sobie sprawdzić co chciała i czasem z tej możliwości korzystała, choć bez przesady.

Zresztą generalnie nie lubiła przesady w żadną stronę, co wcale nie dziwi gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że nie była też przesadnie urodziwa, choć obiektywnie niczego jej nie brakowało, nawet zębów. Co prawda kiedyś paliła papierosy i zęby trochę zżółkły, ale potem palenie rzuciła, uzębienie sztucznie wybieliła i było prawie jak nowe, choć oczywiście wiek robi swoje – nie tylko w kontekście zębów i nie tylko w przypadku Danusi.

Wychodząc na wspomniane już wcześniej świeże powietrze, Danusia cały czas miała cytowaną frazę na ustach, jakby przeczuwając, że karma połączy jej losy z wybitnym erudytą, który potrafił cytować publicznie z pamięci klasyków polskiej literatury, co o tyle imponowało Danusi, że ona nawet krępowała się publicznie całować, a co dopiero mówić o recytacji.

Za to w sypialni opuszczały ją wszelkie zahamowania  i jak się za jakiś czas przekonamy, ten fakt będzie miał wielki wpływ na politykę, nawet międzynarodową oraz na pewnego kota, który pewnego wieczoru poczuł się zdradzony o północy i nie omieszkał dać temu wyrazu, w sposób właściwy zazdrosnym kotom.

Ciąg dalszy być może kiedyś nastąpi.

——————–

P.S;

Ten rozdział jest wyjątkowo krótki, ale miałem tylko nieco ponad pół godziny na jego napisanie, więc mam nadzieję, że spotkam się z wyrozumiałością.

Autor

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Pantryjota jako pisarz (9)
  1. von Kattowitz pisze:

    Dreszcz niepokoju mnie przenika gdy domyślać się próbuję kto też może być „erudytą, który potrafił cytować publicznie z pamięci klasyków polskiej literatury” .Zatem nie mówmy że ciąg dalszy być może nastąpi – on nastąpić musi.

  2. Pantryjota pisze:

    von Kattowitz,

    Obawiam się, że mało kogo to interesuje. Może gdybym opublikował listy, które kiedyś pisała do mnie…
    No dobrze, nie powiem, bo i tak nie wydam :))

  3. von Kattowitz pisze:

    Byłżeby Pantryjota zwolennikiem trzech praw Lema:

    1. Nikt niczego nie czyta.
    2. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie.
    3. Jeżeli już ktoś przeczyta i zrozumie, to nie zapamięta.

    Owe prawa miały charakter żartu i nie są prawdą, dlatego jednak warto dać Danusi szansę. :)))

  4. Pantryjota pisze:

    von Kattowitz,

    Obawiam się, że pisarz mógł wcale nie żartować.
    Ale jest jeszcze coś takiego jak bojkot, albo ewentualnie ostracyzm.

  5. von Kattowitz pisze:

    ” Bojkot ew. ostracyzm” raczej nie sądzę. Jeśli już to, trzeba to powiedzieć wyraźnie, forum jest raczej elitarne, nawet bardzo. Jest nas tutaj stałych bywalców niewielu, stąd być może pozory niewielkiego zainteresowania.

  6. Pantryjota pisze:

    von Kattowitz,

    Są sugestie, żeby wpuścić tutaj trochę świeżego powietrza i obecnie pracuję nad jakimś kompromisem w tej sprawie. W każdym bądź razie uczestnicy forum zawsze mają możliwość „zaprotegowania” znajomych i w takim wypadku otwieram okienko rejestracyjne, które normalnie jest zamknięte, co uniemożliwia rejestrację „przypadkowych” osób „z ulicy” a także różnych „bootów” które rejestrują się na potęgę, gdy tylko mają taką możliwość.

Dodaj komentarz