Biało-czerwony bębenek. Rzecz o przypadku

Ponieważ Günter Grass żył, to należy mu się epitafium. Günter Graß się urodził w Polsce. Dla obrony polskiego dostępu przed barbarzyńcami ze wschodu, którzy zapragnęli zniszczyć polski dostęp, ochotniczo stał się żołnierzem. Jednak nie na wiele się to przydało, gdyż barbarzyńcy zniszczyli to, co mieli zniszczyć, oraz zgwałcili to, co się zazwyczaj gwałci, po to, aby Polacy mogli odbudować to, co zniszczone, oraz odgwałcić to, co zgwałcone.

Günter Grass został artystą rzeźbiarzem i grafikiem po to, aby napisać kilka książek z okładkami zdobionymi jego własnymi grafikami. Pierwszą książką była powieść o biało-czerwonym bębenku. Ponieważ bębenek był biało-czerwony, to od tego czasu w Polsce się przyjęło, że była to książka o Polsce. Z tego względu książki tej bardzo długi czas w Polsce nie wydawano, co nie przeszkadzało zupełnie, aby o niej w Polsce zaciekle dyskutować okładając się biało-czerwonymi razami. Książka ukazała się w polskim przekładzie w roku 1982 w partyzanckim borze i nieliczni szczęśliwcy mogli ją czytać z poczuciem dobrze spełnionego patriotycznego obowiązku. Wiedzieli bowiem, że czytając książkę o biało-czerwonym bębenku pokazują anty-biało-czerwonym barbarzyńcom wyprostowany środkowy palec. W tym sensie książka o biało-czerwonym bębenku w istotnej mierze przyczyniła się do całkowitego cywilizacyjnego upadku Polski. Gdy się nieco później okazało, że Günter Grass był żołnierzem Waffen-SS, to wielu odetchnęło z ulgą i ostentacyjnie przestało czytać książkę o biało-czerwonym bębenku. Jest to o tyle zrozumiałe, że ponowna lektura książki o biało-czerwonym bębenku prawdopodobnie przyczyniłaby się do całkowitego unicestwienia kondominium, a przecież lepiej jest mieć Polskę chociażby w postaci kondominium niż w ogóle jej nie mieć.

Tyle o funkcji mitotwórstwa. Prawdziwa zaś historia biało-czerwonego bębenka wygląda nieco inaczej. Rzeźbiarz i grafik Günter Grass bowiem ożenił się z artystką baletową Anną Schwarz. Nazwisko „Schwarz” nie jest dobrym nazwiskiem dla żadnej artystki baletowej, gdyż jest diabelne i jako takie ciąży. Artystka baletowa jest zaś z definicji anielska i najlepiej jest, gdyby się unosiła w powietrzu niczym białe piórko. Anna Schwarz uświadomiła sobie, że powinna zatem wyjść za mąż za kogoś o lżejszym nazwisku. Dlatego też została małżonką Güntera Grassa. Owo nazwisko da się bowiem przetłumaczyć na nasze (a powinno się to uczynić, ponieważ Günter Grass urodził się jako Günter Graß w Polsce) jako „Trawaa”. Trawaa jest zaś lekka i lepiej przystaje do baletu.

Ponieważ Anna Trawaa przestała być czarna i jednocześnie nie przestała pragnąć być białą, zwiewną baletową artystką, to musiała się udać do Paryża na baletowe studia. Podczas, gdy pilnie pobierała nauki, Günter Trawaa się nudził cztery długie lata bezustannym szkicowaniem i rzeźbieniem własnej małżonki, no bo ileż można, nawet jeśli jest się w Paryżu? Gdy był już bardzo znudzony, to udał się z Anną Trawąą do cafeterii na pożywny posiłek i na filiżankę wyśmienitej kawy espresso. Aż tu nagle do cafeterii weszła kobieta i wszedł mężczyzna. Oboje weszli z trzyletnim dzieckiem, które miało na szyi zawieszony biało-czerwony bębenek i bezustannie irytowało dudnieniem wszystkich obecnych w cafeterii, tzn. Güntera i Annę Trawóów. Günter Trawaa tak się zdenerwował, że od razu napisał rękopis, który po napisaniu natychmiast – podobnie jak barbarzyńcy ze wschodu Gdańsk – zniszczył tak skutecznie, że go nigdy nie odnaleziono. Po zniszczeniu zaś go zrekonstruował dokładnie tak jak to uczynili ze zniszczonym Gdańskiem Polacy. Jest bowiem tak, że rękopisy i Gdański są po to, aby je niszczyć i rekonstruować. Biało-czerwony bębenek bezustannie prowokujący małego chłopca do bębnienia zdenerwował zaś Güntera Trawęę z tego względu, że ze względu na biało-czerwoność skojarzył go natychmiast z Polską, gdzie się urodził. Gdy zaś skojarzył bębenek z Polską, to myśl jego poszybowała natychmiast ku panu Adolfowi Hitlerowi, który w swoim niezniszczonym niestety rękopisie dokładnie opisał biało-czerwoność z czarnym krzyżem jako znak narodowego socjalizmu zbudowanego na tradycji chrześcijańskiego miłosierdzia symbolizowanego przez krzyż. W ten sposób Oskar Matzerath, który natychmiast po urodzeniu postanowił zbawić ludzkość wskutek unicestwienia tejże, stał się karykaturą pana Adolfa Hitlera. Jako taki od razu ściągnął na siebie gniew ludu, który onegdaj uwielbił pana zbawcę Adolfa Hitlera nie po to, aby ktoś z jego uwielbienia drwił bębniąc mu krzyżem w to, co dla ludu jest najdroższe, a zatem w jego narodową i socjalistyczną naturę zbudowaną na chrześcijańskim miłosierdziu objawiającym się w krzyżu.

Istnieją bowiem wszem i wobec nieprzekraczalne granice mizerykordii. Nawet jeżeli jest to gest Nerona.

z wykształcenia i zamiłowania filolog, co według Platona oznacza miłośnika naukowej dyskusji. Wszelako mogę też nienaukowo.

Kategoria: Kultura i sztuki wszelakie (2)
  1. Pantryjota pisze:

    Pantryjota,

    Ciekaw jestem, czy fakt śmierci pisarza zaważy pan Duda i Ambasador USA.

  2. krawcowa pisze:

    Samuelo,
    może pan Grass tą książką próbował jakoś usprawiedliwić się za ochocze wstąpienie do SS a poprzez zadenuncjowanie swojego niemieckiego ojca ruskim, zrehabilitować ?
    Swoją drogą, takich książek mogłoby powstać tysiące, gdyby więcej osób żyjących w ,,ciekawych czasach” chwyciło za pióro, choćby impulsywnie 🙂

  3. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Znam człowieka, który osobiście znał Grassa, to może spytam co i jak.
    Jak rozumiem, deprecjonujesz pisarza w stylu gorrylusowatogolonkowym, sugerując, że wystarczyłoby, żebyś chwyciła za pióro ? :))
    Niestety leżę z gorączką, więc nie mam siły na dyskusje o literaturze.

  4. Samuela pisze:

    krawcowa,

    O ojcu Grassa niewiele jest wiadomo. Prowadził sklep z mydłem i powidłem w Danzig Langfuhr. Gdy nazwę tej dzielnicy zmieniono na Wrzeszcz, to czmychnął. Bo jak niby miał odpowiedzieć na pytanie, gdzie mieszka?

  5. Samuela pisze:

    krawcowa,

    Dodam też, że domyślam się, iż chodzi Ci raczej o postać Alfreda Matzeratha, którego zadenuncjował Oskar. Istotnie postać ta może mieć wiele wspólnego z ojcem Grassa. Pamiętajmy jednak, że Oskar zadenuncjował Matzeratha, swojego domniemanego ojca, Rosjanom, dokładnie tak samo, jak zmusił swojego drugiego domniemanego ojca Jana Brońskiego do obrony Poczty Polskiej. Taki sukces jak Oskar miewa bowiem wielu ojców. Ponadto ojcowie są przeciez po to, by się ich pozbywać, gdyz zabierają synkom ich mamusię i coś z nią robią.

  6. krawcowa pisze:

    Samuelo,
    tak, w istocie chodzi mi o tę literacką denuncjację :), życiorysu pisarza nie znam, z wyjątkiem tej przypadkowej informacji, że na ochotnika wstąpił do ss, bo żołnierze z poboru byli w innej formacji 😛
    Słyszałam też, czego nie wiem na pewno, że i tatusiowie bywają zazdrośni…

  7. krawcowa pisze:

    Pantryjoto,
    nikogo nie deprecjonuję, podaję znany fakt…kto w młodości nie popełniał błędów, niech pierwszy rzuci kamieniem…
    Gdybyś był w innym miejscu, powiedziałabym, że to gorączka bagienna Cię trawi 😛
    Ja niestety nie żyłam w ciekawych czasach, więc nie mam po co za pióro chwytać 🙁

  8. Samuela pisze:

    krawcowa,

    To nie do końca było tak z grasowym SS. Zważmy, że po zamachu na Hitlera Friedrich Fromm, dowódca Ersatzheer, a więc jednostek Wehrmachtu stacjonujących na terenie Rzeszy, został stracony na haku, gdyż w 1944 r. mięso i wędliny były w Niemczech na kartki. Jego następcą Hitler mianował Himmlera. Odtąd Himmler był nie tylko szefem SS, Waffen-SS i czegoś jeszcze, ale także dowódcą jednostek Wehrmachtu stacjonujących w Rzeszy. Dodatkowo w styczniu 1945 r. Himmler objął dowództwo całego frontu wschodniego (Heeresgruppe Weichsel).

    Oznacza to, że od sierpnia 1944 rekruci Wehrmachtu trafiali w łapy Himmlera i nie mieli żadnej możliwości, by grymasić. Grass otrzymał wezwanie stawienia się do jednostki wojskowej i wylądował w nowo formowanej jednostce Waffen-SS. Gdyby był wylądował w nowo formowanej jednostce Wehrmachtu, to tak czy owak byłby podkomendnym Himmlera. Jako rekrut napakowany nazistowską ideologią oczywiście ucieszył się ze swojego przydziału chociażby dlatego, że pragnął polec za Fuhrera, Volk i za Vaterland. Lepiej zaś było polec w lepszym czołgu niż w jakimś marnym. Po odbyciu trzymiesięcznego wyszkolenia wojskowego w styczniu 1945 r. udał się ochoczo wraz z kolegami z SS na front, który znajdował się już wtedy w okolicach Chociebuża (Cottbus). Ktoś strzelił i dywizja się rozpierzchła. Grass trafił do szpitala wojskowego albo w Karlowych Warach w Kraju Karlowarskim, albo do Mariańskich Łaźni w Kraju Mariańskołaźnieńskim albo też odwrotnie. Któryś z tych krajów został zajęty przez Amerykanów, a któryś przez Rosjan. Grass miał szczęście, bo gdyby trafił jako esesman do niedobrego kraju, to skończyłby na Syberii, która nie była dobrym krajem, i nie mógł by stać się wziętym socjalistą.

  9. krawcowa pisze:

    Samuelo,
    z wywiadu który niedawno czytałam, z człowiekiem powołanym do Whrmachtu, dowiedziałam się, że były to jednostki tworzone z powołań, ów człowiek twierdził, że jednostki SS tworzyli ludzie zgłaszający się na ochotnika.
    Z kolei z relacji osób którzy przeżyli wojnę, w tym mojego ojca i mamy, wynika, że różnice między tymi żołnierzami były znaczące…
    Fakt, że od 44 roku dowódca był ten sam, raczej tego nie zmienia 🙂

  10. Samuela pisze:

    krawcowa,

    Zgoda, wszelako tak się jakoś kiedyś działo i znowu się dzieje, że pewna kategoria chłopców strasznie lubi robić piff-paff.

  11. krawcowa pisze:

    Samielo,
    dlatego właśnie lepiej wychowywać chłopców na pacyfistów 😛

  12. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Ale o co chodzi ? bo myślałem, że jak o pisarzu jest mowa, to o literaturę…

  13. krawcowa pisze:

    Pantryjoto,
    czasami jest tak, że swoją twórczością autorzy rozliczają się z demonami przeszłości, relatywizując ówczesny im świat…

  14. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    O Bobrze, a to dopiero komentarz :))
    Szkoda, że Lukasuwka odeszła, może namalowałaby bębenek, albo nawet Grassa w mundurze SS.
    W końcu dla niej to pryszcz.

  15. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Cieszę się, że wróciłeś do swojej dawnej formy 🙂

  16. Pantryjota pisze:

    Antybiotyk działa, ale w głowie mi szumi i nie wychodzę na dwór.
    W sumie masz rację, ja też w swoim czasie oceniałem niektórych pisarzy nie na podstawie lektury ich książek, tylko wyglądu i poglądów oraz ulubionej diety i miejsca pochodzenia, jak również uwzględniając metody reklamowania swojej twórczości.
    Dopiero te wszystkie czynniki pozwalają na wyrobienie sobie właściwej opinii.
    A na lekturę czasem po prostu nie starcza już czasu.

  17. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Wspólczuję 🙁

  18. Pantryjota pisze:

    Ale nie łączysz się ze mną w bólu, prawda ? :))

  19. Eva70 pisze:

    Drobna korekta: „Blaszany bębenek” po raz pierwszy wydany został w przez Niezależną Oficynę Wydawniczą NOWA już w r. 1979 i to wydanie, nie szczędząc ócz, z poświęceniem czytałam zaraz po ukazaniu się, Nie przypominam sobie jednak, żebym czytała z „poczuciem dobrze spełnionego patriotycznego obowiązku”, raczej z ciekawością, bo wcześniej przeczytałam entuzjastyczną recenzję, chyba w paryskiej „Kulturze”. Ponieważ swój zbiór wydawnictw podziemnych oddałam już wyspecjalizowanej instytucji, to nie mogę sprawdzić, kto był autorem tego przekładu, chociaż wątpię, czy w ogóle autor był podany.
    Oficjalne wydanie PIW, w tłumaczeniu Sławomira Błauta, ukazało się dopiero w 1983 r., a nie w 1982 r. Oglądałam też na wideo film Volkera Schlendorffa w 1981 r. na pokazie zorganizowanym przez NSZ UW w Pałacu Kazimierzowskim, zresztą w koszmarnych warunkach, ale byłam bardzo ciekawa jak reżyser sobie poradził z tekstem Grassa. Później był zresztą wyświetlany w normalnym kinie, o ile pamiętam na tzw. Konfrontacjach, na które jako zapalona kinomanka chodziłam. Pozdrawiam.

  20. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Ciekawe, czy jako zapalona kinomanka kojarzysz blog „Orwocolor”, który kiedyś pojawił się na salonie, ale zniknął za sprawą niejakiego Golonki, znanego kapusia.

  21. Samuela pisze:

    Eva70,

    Istotnie tak było. Dziękuję za korektę. Muszę się przyznać, że miewam kłopoty z datami, gdyż zbyt szybko się zmieniają.

    Oczywiście jest tak, że w takim przypadku trzeba coś mądrego dodać. Zatem dodaję.
    Günter Grass i Volker Schlöndorf mocno ze sobą walczyli w trakcie pisania scenariusza. Ekranizacja jest siłą rzeczy uproszczoną wersją powieści. Przede wszystkim nie ma w niej całej trzeciej części książki, której fabuła dotyczy tego, co wedle Grassa było w istocie najważniejsze, a mianowicie okresu po 1945 r.

    Zakładam, że autorem pierwszego przekładu wydanego w NOWA był Sławomir Błaut, ale nie można go już niestety o to zapytać. Pewnego rodzaju ciekawostką jest, że Sławomir Błaut skroił Blaszany bębenek dla potrzeb polskiego recypienta. „Przetłumaczył” np. nazwy geograficzno-topograficzne z języka niemieckiego na język polski, co do dzisiaj powoduje niekończące się dyskusje. Narzucił też nieco odmienną perspektywę. Przykładowo pierwsze zdanie w powieści brzmi:

    „Zugegeben, ich bin Insasse der Heil- und Pflegeanstalt”, co w polskim brzmieniu ma taki ekwiwalent: „Przyznaję, że jestem pensjonariuszem zakładu leczniczo-opiekuńczego”. W tym rozumieniu mogłoby to zdanie odnosić się też do aktualnego stanu naszego Drogiego Gospodarza. Sławomir Błaut uczynił zaś z tego pierwotnego zdania coś, co już aktualnego stanu Pantryjoty w żadnej mierze dotyczyć nie może:

    „Nie będę ukrywał: jestem pensjonariuszem zakładu dla nerwowo chorych”.

    Drugą ciekawostką jest fakt, że Volker Schlöndorf w roku 1967 nakręcił obraz „Kot & Mysz”. W postać bohatera noweli Grassa, Mahlke, wcieliło się dwóch braci Lars Brandt i Peter Brandt, którzy jednocześnie byli synami Willy Brandta. Wszelako nie doszukiwałabym się w tym przypadku żadnej analogii do dwóch braci, którzy debiutowali w obrazie „O dwóch takich co ukradli księżyc”.

  22. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Samuela & Krawcowa

    Miejcie się Panie na baczności, bo mój kolega, który o Grassie wie prawie wszystko i to nie tylko dlatego, że znał go osobiście (podobnie jak ja kolegę) i mieszkał na tych samych podwórkach co noblista (choć dużo później) odgraża się, że sprostuje wszystkie nieścisłości i domniemania, choć nie będzie to łatwe, bo wymagałoby napisania notki, która z pewnością pobiłaby rekord długości tekstu zamieszczonego kiedykolwiek na tym portalu.
    Jednak gorąco go do tego namawiam, bo gdy sam o czymś nie mogę pisać, chętnie pozwalam robić to innym :))

    P.

  23. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Byłoby zacnie, bo może mógłby wyjaśnić, dlaczego nazwisko Matzerath, które ma coś wspólnego z macerowaniem, nie zostało przetubylczone na przykład jako Oskar Macerowicz lub jakoś tak podobnie.

    Skoro licencia poetica przekładowcy dopuszcza stubylczenie nazwy dzielnicy Langfuhr, a więc Długiej Fury, na Wrzeszcz, co w odwrotnym przekładzie nie dałoby nawet „Audi”, to można przecież z Matzeratha uczynić Macierewicza. Wtedy zaproponowana przez Sławomira Błauta wersja pierwszego zdania zyskałaby realne i zrozumiałe dla polskiego recypienta znaczenie.

  24. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Proszę Pani jestem pełen uznania dla wiedzy jejmościny.

    Ale tak:Grass został ranny, po lekkiej hekatombie zza Odry, w postaci m.in. katiusz.
    Amerykanie go znaleźli po hekatombie i balaganie w MARIAŃSKICH ŁAŹNIACH.

    Wylądował w obozie przejściowym w Bad Albin (Albint?) siedział w ttm kiciu razem z dzisiejszym Świętym Ojcem Emerttem, który też strzelał z fleka do Aliantów.
    Zdiagnozował u niego nerwicę eklezjogenną, fajne, prawda?

    Obaj służyli w takich samych formacjach, z tym że Trawaa, krócej.

    NIE BYŁ OCHOTNIKIEM DO WAFFEN SS

  25. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Hipoteza, ale bliska

    Otto Matzerath, dyrygent.

    W Paryżu pan Trawaa został opluty przez kobietę, za mowę niemiecką.

    Die Blechtrommel wziął się od pewnego szczyla, który na pewnej towarzyskiej bibie wlazł pod stół, sam tak robiłem, nie mając pojęcia o jakimkolwiek pierwowzorze w tej samej dzielnicy, ba, prawie na tej samej ulicy, wychowałem się na tych samych podwórkach co pan Trawaa. Używałem tych samych drzwi i furtek w wieku kilku lat, tak jak pan Trawaa w tym samym wieku, pan Trawaa ma do dzisiaj rodzinę w Polsce. Kuzynów, ich potomków. Bywał w Polsce u swej rodziny na noclegach. W latach 50tych60tych.
    Tymczasem wystarczy.

  26. Pantryjota pisze:

    ViC-Thor,

    Nerwica eklezjogenna ? Coś mi to mówi :))

  27. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    Miał fajny domek

  28. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    Właściwie to taki sobie

  29. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    Ahaa

  30. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Taki sobie, nawet jeszcze gorzej, wtedy to była nowiutka dzielnica, a z gorszym wypasem, takim dla fizycznych. Miałem lepsze warunki, wykładowców z Politechniki.

    Dostali „przydział”. Kredyt z (volks?) Stadt Sparkasse.
    Przeprowadzili się z jednej strony dworca Langfuhr, za dworzec z drugiej strony, a nawet za browar. Cirka 400 metrów.

  31. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Tzn dzielnica jako taka to już miała ponad 200 lat, ale ta część przy lotnisku była nowiutka.

  32. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Przeprowadzili się z jednej przekątnej obrazka, na ciutek dalej niż druga przekątna obrazka, jakiś centymetr.

  33. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Ten teich/staw to jest ten sam który opisywał nasz noblista, ten sam, z którego wyłowiono dwa trupy (na mapce jest jakiś marny).

  34. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    Czy to ten sam staw z browarnianą piwnica, w której Tulla Pokriefke zamknęła Jenny z Harrym Liebenau? W którym miejscu stał/stoi pomnik Gutenberga?

  35. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    „Przeprowadzili się z jednej strony dworca Langfuhr, za dworzec z drugiej strony, a nawet za browar”

    Za browar ja też bym się chętnie przeprowadziła. :)))

  36. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    W lesie niedaleko Jaśkowej Doliny. TEN Gutenberg.

    Na Strzyży przy browarze był tylko jeden staw -ten.

  37. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Browar

  38. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    Czy wśród tych zabudowań rzeczywiście stała stolarnia Liebemanna i buda dla psa?

  39. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Aż tak zapaloną kinomanką to ja już nie jestem (może kiedyś byłam), żebym czytała blog Orwocolor na takim „niezależnym forum” jak S24. „Odkryłam” ten przesławny portal późno, bo dopiero po pamiętnej katastrofie. Kiedy już oprotestowałam „Wawel” we wszystkich możliwych miejscach, jak się okazało – bezskutecznie, to zaczęłam szukać bratnich dusz, z którymi kontakt pozwoli mi jakoś przetrwać to szaleństwo, które się rozpętało w ojczyźnie naszej.
    W S24 najpierw trafiłam na blog R. R.-K., potem do Estimado, do Polskiego Spirita, a wreszcie do Pantryjoty. Zaglądałam tam też na blogi znanych mi osób, zwłaszcza W. Kuczyńskiego, ale on akurat pisał również w innych miejscach, zresztą ma też własną stronę internetową. Do różnych Coryllusów, Golonek, Matek Kurek czi innych Esk (nawet deklinację ma okropną) itp. w ogóle nie zaglądałam, bo się brzydzę, dowiadywałam się o nich z waszych wpisów.
    Obecnie, o czym zapewne wiesz, p. R. R.-K. ma blog w „Newsweeku” (ostatnio pisze bardzo rzadko), a Polski Spirit już dawno przestał pisać. Na szczęście Ty trwasz, choć już na innym posterunku.
    Mam nadzieję, że antybiotyk pomógł. Pozdrawiam.

  40. Eva70 pisze:

    Samuela,

    Dzięki Samuelo za ten ciekawy i obszerny komentarz. Zapewne masz rację, że autorem przekładu wydanego przez NOWĄ był Sławomir Błaut, ale pewnie nie ujawniono jego nazwiska, bo byłby objęty zapisem cenzury.
    Twój przykład z przekładem pierwszego zdania powieści Grassa, zilustrowany naszym Drogim Kuracjuszem – bezcenny.
    Nie wiem dlaczego – zarówno w wersji polskiej Wikipedii, jak i w wersji angielskiej – w biogramie Schlendorfa brak informacji o filmie wg noweli „Kot i Mysz”, jest tylko film z r. 1967 pt.: Mord und Totschlag (Morderstwo i zabójstwo)?

  41. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Żałuj, niezły był, a końcówka to już „klasyka” salonowych afer i popis Golonki w kwestii donosów.

    Antybiotyk pomógł, a teraz pomaga Danusia – patrz najnowsza notka :))

  42. Samuela pisze:

    Eva70,

    Może w wykazie filmów Volkera Schlöndorfa na Wiki brak jest informacji o tym, że ówże był jego reżyserem, z tego powodu, iż reżyserem tego obrazu był Hansjürgen Pohland?

    Znowu coś pomyliłam:)))

Dodaj komentarz