Cień wielkiej góry, czyli o pasji, która potrafi zaboleć, a nawet zabić

Przyznam się Państwu, że za cholerę nie mogę wzbudzić w sobie współczucia dla osób, które narażają życie swoje i cudze tylko po to, żeby sobie i być może innym coś udowodnić. Jeśli facet po raz siódmy a kobieta po raz czwarty próbują wejść na jakąś górę i wreszcie na tej górze być może zostaną, to moim zdaniem  jest to wyłącznie ich prywatna sprawa i robienie z tego narodowej tragedii (ptarz informacje na portalach i paski w telewizji) to gruba przesada. Gorzej, że takim postępowaniem narażają również życie i zdrowie kolegów, którzy teraz będą próbowali ich ratować, żeby wyjść z twarzą. Jeśli pani z Francji zostawiła kolegę, to widocznie miała powody, a najważniejszym z nich jest zapewne instynkt samozachowaczy, który niestety u alpinistów wydaje się być słabo rozwinięty, choć wielu z nich oczywiście temu stanowczo zaprzecza.

Nie będę się zbyt długo rozwodził na ten temat, bo właśnie przeczytałem w GW krótki wywiad z niejakim panem Majerem, szefem Polskiego Himalaizmu Zimowego (zapewne jest też oddzielny szef od himalaizmu letniego) na temat planowanej akcji ratunkowej z użyciem śmigłowców, którego fragment teraz zacytuję:

Elizabeth (to ta, co podobno schodzi sama – dopisek mój) ma podobno (podkreślenie moje) polisę ubezpieczeniową, która powinna pokryć koszty lotu.

Ręce opadają, ale zdaje się, że działa tutaj podobny mechanizm jak ten, który decyduje o tym, że Audi byłej pani premier, które uległo wypadkowi, też nie było ubezpieczone. Można domniemywać, że nasi dzielni chłopcy albo wcale nie są ubezpieczeni, albo wykupili jakąś tanią polisę, która obejmuje jedynie leczenie w przypadku kataru, bo na lepszą nie było ich stać. Aż się boję pomyśleć co będzie, gdyby któryś z tych nieszczęśników okazał się  zwolennikiem PiS i trafił na leczenie do szpitala wyposażonego w aparaturę od WOŚP.

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy himalaista może być pisiakiem, ani nawet na odwrót, choć chętnie bym zobaczył prezesa w ataku na K2. No dobrze,  żartowałem, chodziło mi raczej o atak na Gubałówkę, oczywiście konno.

Pantryś

 

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Pantryjota pisze:

    Szykują już epitafium. Zdobywca Nanga Parbat zimą.
    Zamiast dorabiać komuś pośmiertnie historię, chciałbym przeczytać, ze to nieodpowiedzialne, ze w gorach potrzeba dużo pokory i zdrowego rozsądku. Ta sama gazeta wiesza psy (słusznie) na turystach w trampkach idących zimą na Rysy, a robi bohatera z kogoś, kto tak samo bezmyślnie, narażając siebie i innych idzie w najwyzsze gory świata. Powinni go uratowac, czego mu życze, a potem spuścić porządny wpie…

    Więcej tutaj:

    https://www.sport.pl/inne/1,64998,22950051,nanga-parbat-francuski-wspinacz-nieoficjalnie-mackiewicz-i.html#Z_MegaMT

  2. Samuela pisze:

    Ja słucham relacji z tej wyprawy jednym uchem, by je natychmiast wypuścić drugim uchem, ale skoro jest to sprawa narodowa, patriotyczna, to prawdopodobnie należy zająć wobec niej stanowisko, albowiem inaczej się nie godzi.

    Podobno człowiek Mackiewicz już kilka razy próbował wejść zimą na jakąś wielką górę i miał rzec, że albo on pokona tę górę, albo ta góra pokona jego. Może być więc tak, że spełniło się jego życzenie i zabiegi o uratowanie go są na tyleż daremne co pozbawione sensu. Wszelako na ratunek pospieszyło mu czterech śmiałków i muszą się podobno spieszyć, gdyż temperatura spada do -60 stopni i idzie koszmarna śnieżna burza. Jej skutkiem może być to, że góra pokona czterech ratowników, po których uda się następnych dziesięciu ratowników. Po dziesięciu ratowników uda się tysiąc ratowników, a po tysiąc ratowników dziesięć tysięcy ratowników. Gdy na ratunek podąży co tchu 38 milionów Polaków, to góra będzie nasza, polska. O to zatem toczy się ta gra.

    Ja, Samuela, w swoim bogatym życiu poznałam kiedyś pewnego alpinistę, który rozpoczynał karierę jako taternik, a skończył jako himalaista. Na początku lat osiemdziesiątych poznał gdzieś jakiego leciwego Niemca i kilka razy prosił mnie, bym do niego po niemiecku w jego imieniu listy pisała. Mowa w nich była o mizerii gospodarczej i politycznej, o braku nadziei, o paskudnej komunie. Podziękowania były w nich zawarte za mleko w proszku, batoniki i ubranka dla dzieci. Ostatecznie taternik alpejski zebrał się w sobie i napisał do leciwego Niemca prośbę o przysłanie mu sprzętu wspinaczkowego. Użalał się w tym piśmie, że w Polsce niczego nie można w sklepach dostać, a skoro niczego, to nawet nie można kupić głupich lin, haków, bolców, lekkiego namiotu i śpiwora. Z niesmakiem list mu przetłumaczyłam, ale prawdopodobnie wredny Niemiec nań nie odpisał nie wiedzieć czemu, gdyż nigdy więcej nie musiałam alpiniście taternikowi tłumaczyć żadnych listów.

  3. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Ten Mackiewicz (cat górski) podobno na początku kariery też nie miał na liny, tylko kupował sznurki w gs-ie. Ale najpierw wygrał walkę z nałogiem i jak widać wpadł w nowy, być może bardziej zabójczy dla otoczenia.

  4. Pantryjota pisze:

    Pan Mackiewicz sam kreuje poczucie szczęśliwości na poziomie umysłu:

    https://www.sport.pl/sport/10,67450,22950491,tomasz-mackiewicz-w-gorach-refleksja-jest-czysta-i-naturalna.html

    Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi trochę byłego ministra obrony.

  5. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Nie znam himalajskich procedur. Może być tak, że jeśli z górą zmaga się dwóch taterników i jeden z nich zlegnie, to ten drugi powinien pójść po pomoc. Może to wszelako oznaczać, że pójście po pomoc wiąże się z koniecznością zostawienia kolegi na pastwę góry z takim skutkiem, że pomoc okazać się może daremną. Nie ma dobrego wyjścia oprócz takiego, że górę powinno pokonywać nie dwóch, lecz trzech wspinaczy. Sprawy to całkowicie nie rozwiązuje. Jeśli bowiem z grupy trzech góropokonywaczy zlegnie dwóch, to ten trzeci będzie miał taki sam problem, jak gdyby był drugim. Skoro tak się rzeczy mają, to z całą pewnością wielką górę powinno pokonywać czterech alpinistów.

  6. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Słusznie prawisz, gdyż czterech jest potrzebnych do brydża, a przecież z babą nie będą grali w tym namiocie. Co innego tango i tu akurat dwoje pasuje jak ulał.

  7. Jacek pisze:

    Tym wszystkim dupkom żołędnym, którzy na portalach pieprzą, jak to on się realizuje w tym wspinaniu, jaka to piękna sprawa, a przede wszystkim, że to jest jego sprawa co robi, dam jedną radę. Powiedzcie to durnie trójce jego dzieci kiedy trochę podrosną,. A jemu za to, że tych dzieci narobił i zostawił same życzę, żeby mu ziemia ciężką była. Bo to, że go tam znajdą żywego i sprowadzą, to pic na wodę.
    I tylko tych dzieci żal, bo żona znajdzie być może kogoś bardziej odpowiedzialnego, a dzieci ojca niestety nie.

  8. Pantryjota pisze:

    Pantryjota,

    „Nie znam himalajskich procedur. Może być tak, że jeśli z górą zmaga się dwóch taterników i jeden z nich zlegnie, to ten drugi powinien pójść po pomoc”

    Po pomoc to można iść jak np. znajdzie się lotnika w lesie i nikt nie wie gdzie on jest. Natomiast w tym wypadku „pójście po pomoc” nie oznacza niczego. Myślę, że to było tak, że nasz alpinista uniósł się honorem i poprosił koleżankę, żeby go zostawiła i sama próbowała się ratować. Dzięki temu zostanie uznany za bohatera i będą o nim śpiewać pieśni patriotyczne.

  9. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    Uprawiasz czarnowidztwo, ale masz do tego pełne prawo. Rutkiewicz była przynajmniej na tyle odpowiedzialna, że nie miała dzieci, podobnie zresztą jak prezes, choć ten akurat wspina się tylko na stołek na miesięcznicach.

  10. Samuela pisze:

    Jacek,

    Nie ma takiej możliwości, by znaleźć go tam żywego. Niby jak?

  11. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Próbowaliśmy Cię odnależć na tym parkiecie, ale póki co bez powodzienia.
    Za to nasi dotarli już do Francuzki i stwierdzili, że jest zamrożona, ale nie całkiem, czyli że żyje.

  12. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Widać mnie na zdjęciu. To ten duch w operze obok pucharu.

  13. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Fajne dyskusje się toczą na temat i komentarze są zdrowe:

    uparty jak osiol amator-entuzjasta urzadzil sobie bieda-wyprawe.
    doswiadczenia w gorach wysokich nie da sie zastapic ambicja.

    Schodząca Francuzka spotkała wspinających się Polaków.
    Na wysokości ok 6000m.

    Nieoficjalnie,: ona schodzi dalej . Sama.
    Oni idą dalej.
    Zwykłe spotkanie w górach.

    Ona musi schodzić, bo na rano zamówiła taksówkę.

  14. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Skoro ratownikom tak dobrze idzie, to może sami pokuszą się o zdobycie tej góry?

  15. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    No tak, ale:

    „Dotarcie i uratowanie Mackiewicza jest niemożliwe. Spierdalać stamtąd natychmiast…”

  16. Pantryjota pisze:

    Założę się, że jak już będzie z górki, to wyjdą różne afery, zacznie się przerzucanie odpowiedzialnością i generalnie znów okaże się, że rację miał Niemiec pisząc tak:

    nigdzie nie ma świata prócz wewnątrz, całe życie umiera w przemianie i
    wiecznie ginie świat zjawisk…

  17. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    „ale na 99,99% on już nie żyje i oni o tym wiedzą. 2 dni bez pomocy, a on z odmrożeniami, chorobą wysokosciową”

    Cierpi na chorobę wysokościową? Ki czort?

  18. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    A przecież mógł zająć się nurkowaniem…
    Przyszłość widzę tak:

    Psychologowie będą analizować złożoną osobowość pana Mackiewicza, osierocone dzieci dostaną zapomogę od Du.y, a państwo szarpnie się na drona, który od tej pory zawsze będzie towarzyszył alpnistom w ich wyprawach, czuwając z góry jak jakiś pambóg. Oczywiście pogrzeb będzie państwowy, z honorami, nawet jeśli ciało nie zostanie odnalezione.
    Oczywiście wszystko może skończyć się dobrze, zwykłą amputacją, ale w tej sytuacji ZUS na pewno stanie na wysokości zadania i przyzna odpowiednią rentę, na którą kasę ma, bo zabrał ją m.innym Pantryjocie, który ma wszystkie nogi i ręce, gdyż nigdzie się nie wspina.

  19. Pantryjota pisze:

    00:00

    Przyjaciel francuski poinformował, że Urubko i Bielecki schodzą z Revol. „Jutro rano około 10, jeśli pogoda pozwoli, cała piątka zostanie helikopterem przetransportowana do Skardu. Ze względu na pogodę i wysokość ratunek dla Tomasza jest niestety niemożliwy, życie ratowników byłoby w skrajnym niebezpieczeństwie” – napisał Ludovic Giambiasi.

    Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/swiat/news-akcja-ratunkowa-w-himalajach-relacja-na-zywo,nId,2514899#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

  20. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Czyż nie prościej byłoby od razu zdobyć te górę helikopterem?

  21. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Najlepiej Caracalem czarnym, żeby się odznaczał na białym tle.
    W sumie szkoda chłopa, ale na pocieszenie można zauważyć, że ciało w tych warunkach ma szansę przetrwać do wiosny.

  22. Samuela pisze:

    Na tym obrazie widać, że już postawiono krzyżyk.

  23. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Wisielczy żart. Módlmy się…

  24. Pantryjota pisze:

    Widać, że nie tylko mnie przyszło do głowy porównanie z nurkowaniem:

    W nurkowaniu, żeby zaliczyć rekord trzeba się zanurzyć i wynurzyć. Droga w jedną stronę się nie liczy. Może takie same zasady powinien przyjąć himalaizm? Może niektórzy nie podejmowaliby wtedy szaleńczego ryzyka?

    Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/swiat/news-akcja-ratunkowa-w-himalajach-relacja-na-zywo,nId,2514899#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

    Na dziś starczy, zmykam do ciepłego łóżeczka.

  25. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    Generalnie, na temat „wspinaczy” się z Tobą zgadzam, ale tym brydżem to przesoliłeś. Dlaczego z babą mają w brydża nie grać????

  26. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Chyba nie da się grać w karty z odmrożonymi dłońmi?

  27. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    A tango tańczyć???

  28. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Nie wypowiadam się na temat roli dłoni w tańczeniu tanga, to temat dla Samueli.

  29. Pantryjota pisze:

    Drodzy czytelnicy.

    Zmieniłem właśnie tytuł notki, zastępując słowo „głupota” określeniem „pasja”. Poczytałem sobie dziś w Angorze o bohaterze wpisu i urzekła mnie ta historia na tyle, że oddaję człowiekowi honor, który być może częściowo próbowałem mu odebrać swoją pisaniną. To wielka sprawa stać się zdobywcą górskich szczytów jako były heroinista, w dodatku bez wsparcia środowiska i za własne pieniądze, wspomagając się sznurkiem kupionym na promocji w GS-ie.
    Przypomina mi trochę w tych swoich działaniach mnie samego, choć oczywiście skala ryzyka jest nieporównywalna.
    Tak więc chylę czoła i niech mu ta góra lekką będzie.

  30. Kfiatushek pisze:

    Jacek,

    Dzięki. Z ust mi to wyjąłeś. Herosem niech będzie pracując dla dzieci, a w Himalajach niech się wyżyje, jak się usamodzielnią.

  31. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Argument o dzieciach nie za bardzo trafia mi do przekonania, bo jest wiele ryzykownych zawodów i zajęć i trudno sobie wyobrazić, żeby to ograniczało w posiadaniu potomstwa.

  32. Kfiatushek pisze:

    W posiadaniu dzieci (Tomasz Mackiewicz był ojcem 3 dzieci) nie ogranicza, ale w wychowaniu tak. Jak ma się 3 dzieci, to wyczyny sportowe polegające na wchodzeniu w zimie na pięciotysięcznik nie są dowodem odpowiedzialności rodzicielskiej. Zawody o podwyższonym ryzyku zwykle są powiązane z odpowiednim ubezpieczeniem na wypadek śmierci lub kalectwa (piloci, kierowcy, policja, wojsko), a Tomasz takiego ubezpieczenia nie posiadał i teraz prowadzą zbiórkę pieniędzy na osieroconą rodzinę. Uważasz, że to było zachowanie odpowiedzialnego człowieka? Ja tak nie sądzę. Myśliwstwo, które uprawia mój mąż, skłoniło go do ubezpieczenia się na wypadek śmierci lub kalectwa, bo mieliśmy dzieci. Bycie ojcem to obowiązek i odpowiedzialność. Takie jest moje zdanie i dlatego nie wesprę akcji pomocy rodzinie Mackiewicza.

  33. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Słusznie prawisz, ale to dobra zmiana „załatwiła” gościa, zmieniając przepisy odnośnie energii odnawialnej, w związku z czym musiał zwinąc biznes i pewnie dlatego słabo było z kasą. Inna sprawa, że jak czytam, że w przedzień wyjazdu zgubił swój telefon satelitarny i dlatego nie było z nim potem kontaktu, bo tylko koleżanka miała, to coś tu mi się nie zgadza z jego głową. Ja np. nigdy nie zgubiłem telefonu, a miałem ich co najmniej 20 w ciągu ostatnich 20 lat i gdybym był w takiej sytuacji jak on, to po prostu nabył bym drugi, pożyczył czy cokolwiek, skoro to może być sprawa życia lub śmierci. Tak więc z odpowiedzialnością było u niego marnie, ale inne cechy charakteru mogły imponować.

Dodaj komentarz