Ten wpis jest niejako kontynuacją poprzedniego, o upływie czasu i do jego napisania zainspirował mnie fakt, że jutro obchodzimy Dzień Dziecka, a przecież każdy był kiedyś dzieckiem, a niektórzy pozostają dziećmi do końca, choć oczywiście nie z wyglądu.
W czasach które pamiętają niektórzy moi czytelnicy (więc chyba większość tu zaglądających i piszących), czyli przed stanem wojennym, a nawet jeszcze dawniej i jeszcze długo potem, otaczająca nas rzeczywistość składała się głównie z odcieni szarości. Kolor był czymś deficytowym zarówno w świecie zewnętrznym jak i we wnętrzach mieszkalnych, bo przypomnę, że pierwsza transmisja kolorowej telewizji odbyła się na początku lat 70 -tych. Początkowo audycje nadawane były raz w tygodniu, a jedną z pierwszych codziennych transmisji w kolorze były relacje z obrad zjazdu PZPR.
Zresztą podobnie było i za sanacji, o czym pisał poeta Tuwim:
Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.
(…..)
Potem się modlą: “od nagłej śmierci…
…od wojny… głodu… odpoczywanie”
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.
To były mroczne czasy, rozświetlane tylko sporadycznie wybuchami społecznego niezadowolenia, czasy, w których prawie nikt nie słyszał jeszcze o braciach Kaczyńskich i kiedy nikomu nie przyszłoby do głowy, że za kilkanaście lat, we dwóch, jak jeden mąż, obalą komunizm, zburzą mur berliński i doprowadzą do globalnych zmian geopolitycznych, w wyniku których Polska w drugiej dekadzie 21 wieku wciąż walczy o niepodległość i nawet wspiera w tej walce inne kraje, na których terenach kiedyś były dzikie pola i panoszyła się na nich dzicz zaporoska.
No ale to tylko taki „wtręt” żeby nie czuli się zawiedzeni ci, którzy zawsze szukają w moich notatkach jakichś obsesji.
A że miało być o czarno białym świecie, to już wracam do meritum.
Otóż mój ojciec, o którym wspomniałem w komentarzach do poprzedniej notki, miał jedną, ale za to wielką pasję. Była nią fotografia. Od kiedy pamiętam, zawsze był w domu powiększalnik, kuwety no i aparaty fotograficzne.
Przez około 30 lat ojciec wykonał tysiące zdjęć, a szczególnie upodobał sobie architekturę i góry. Oczywiście fotografował też ludzi, np. mnie, dzięki czemu mam bogatą kolekcję zdjęć z dzieciństwa, a ponieważ byłem ładnym chłopcem, to postanowiłem kilka z nich Państwu pokazać.
Na pierwszym mam ok. 3 miesięcy i zdjęcie to zdobyło pierwszą nagrodę w cyklicznym konkursie „Dziecko miesiąca”, organizowanym przez popularne wówczas czasopismo „Kobieta i Życie” :
Na kolejnym jestem już nieco starszy i słodko sobie śpię:
Tutaj pozuję na moście Gdańskim
A tutaj w palcie, który uszyła mama, jak wiele moich ubrań, choć nie była krawcową z zawodu:
Tu w jakimś dziwnym golfie:
A na tym widać, że od małego interesowałem się sportem ( to wyjątkowo zdjęcie z tygodnika Świat Młodych , ale nie autorstwa ojca) :
A na kolejnym przeskok w czasie i dowód na to, że zawsze byłem facetem myślącym:
Tutaj młodzieniec z gitarą – proszę zwrócić uwagę na szlachetne dłonie :))
I żeby nie przedłużać, na koniec dowód na to, że nie zawsze byłem łysy:
Dziś, w dobie fotografii cyfrowej, kiedy proces „twórczy” znacznie się uprościł i każdy może fotografować, podobnie jak np. nagrać płytę, czarno-biała fotografia to już tylko domena hobbystów, albo artystów.
Ja mam to szczęście, że odziedziczyłem po ojcu sporo jego fotografii no i dzięki temu mogę co jakiś czas poobcować sobie ze sztuką. Używam słowa „sztuka” choćby z tego powodu, że ojcu wielokrotnie proponowano pokazanie swoich prac publicznie, ale nigdy go to nie interesowało.
Oczywiście moje fotografie to znikoma część dorobku ojca, który jak wspomniałem, fotografował głównie architekturę i góry, więc na koniec jeszcze jedno zdjęcie ze Starego Miasta, które bardzo mi się zawsze podobało:
I fotografia z wieszczem w tle”
Od 1981 roku nie zrobił już niestety żadnego zdjęcia, więc siłą rzeczy nawet te najmłodsze muszą mieć około 40 lat, a moje ….no cóż, jeszcze trochę więcej.
Ten wpis powstał głównie z powodów sentymentalnych, a jeśli się zmobilizuję, to być może zeskanuję i pokażę jeszcze góry, bo co prawda sam nie jestem ich miłośnikiem (wolę morskie klimaty) ale oglądając te zdjęcia mógłbym się w górach pewnie zakochać, gdybym nie był pozbawiony uczuciowości wyższej :)).
Pantryjota
Zdjęcie z bramy rzeczywiście świetne. Nie ujmując nic, broń Bóbr, Twoim portretom. I tak, masz piękne dłonie.
Szarość kojarzy mi się z szarymi ścianami mojego domu. Na wschodzie, wiele starych domów, które nie zostały jeszcze odnowione, ma kolor szary. Powstał dzięki słońcu i deszczom, które wypłukały jakieś błękity, czy niebieskości i ściany teraz są szarosrebrzyste. Stąd mój nick. Po ociepleniu i położeniu nowej szalówki, mój dom jest złocistobrązowy. Zastanawiałam się , czy zachować stary kolor, ale uznałam, że czas na zmiany. Teraz trochę żałuję, ale to tylko pewnie taka malutka tęsknota za przeszłością. Po raz trzeci i ostatni dzisiaj mówię Ci dobranoc. Wszyscy już śpią, ostatni kot wszedł przez okno, jaśmin pachnie, czas i na mnie. Pachnieć i spać, dobranoc!
Dziękuję bardzo i życzę Ci snów kolorowych:
Pantryjota,
W moim mieście krąży opowieść, że tę balustradę wykuł tutejszy kowal-artysta, pan Krasuski. Nie sprawdzałam, czy to prawda, lubię myśleć, że tak było.
szarosrebrzysta,
Tutejszy, czyli od was ?
Też nie drążyłem tematu, ale wszystko jest możliwe przecież.
Nawet to, że wykonał ją jakiś przodek Kaczyńskich z Odessy :))
Spokojnie, pan Krasuski żył w Polsce, nie pod Odessą 🙂
Ba, ale gdzie ?
Ale nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz zdradzać gdzie mieszkasz. Ja też nie muszę mówić, dlaczego mam na tym zdjęciu muchę i jestem w garniturze :))