Czytać każdy może

Podobno czytanie powieści jest głównie damskim zajęciem. Co mi tam, w końcu jestem babą, a nawet babcią, babeczką..

Jestem świeżo po lekturze ciekawej powieści, której pewnie nie dane by mi było tak szybko pochłonąć, gdyby nie moja niemoc chorobliwa. Słyszałam gdzieś, że ludziom wraz z wiekiem obniża się odporność, więc i mnie miała prawo dopaść jakaś  jesienna zaraza.

Początki jak w każdej niemal książce i nie tylko – były trudne. Cieszę się jednak, że pokonałam zniechęcenie. Autorka opowiada w niej losy czterech sióstr- córek pastora w kościele anglikańskim ( może dlatego nie rzuciłam książki w kąt?) Rzecz dzieje się w Australii w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Nie będę streszczała książki, bo może ktoś skusi się i zechce ją  przeczytać. Ja jestem pod wrażeniem. I nie tylko dlatego, że dowiedziałam się wielu ciekawych  historii z czasów wielkiego kryzysu.  Np.- na początku dwudziestego wieku w Australii kobiety mogły pracować na państwowych posadach (dajmy na to w szpitalu,  wykonując całą brudną robotę za jakieś śmieszne pieniądze- ale to akurat nic dziwnego dla naszego tzw. średniego personelu medycznego) tylko jako panienki- wraz z zamążpójściem automatycznie pracę traciły, przechodząc na utrzymanie męża, od którego stawały się całkowicie zależne. W takich oto czasach nasze  cztery bohaterki, każda na inny sposób wykazały się  niespotykaną niezależnością, ambicjami, mądrością i siłą woli. Polecam, nie tylko w celach zdrowotnych, bo takie oderwanie od rzeczywistości przyda się każdemu w obecnych czasach „dobrej zmiany”.  Ale  kobietom potrzebny jest czasem  taki przykład, bo dziś, przynajmniej w naszym kraju, znów muszą walczyć o swoje podstawowe prawa.

Myślę też, że znajdzie się w tej powieści coś i dla panów:  Pięknie opisane sylwetki psychologiczne bohaterów, nie tylko bohaterek, o których panowie często mówią, że zupełnie ich nie rozumieją. Choćby dlatego warto, Panowie czytać powieści.

Ciągle poszukuję sensu, poza tym kocham koty, psy i cale stworzenie, lubię słuchać mądrych ludzi, cieszę się, gdy mogę nauczyć się czegoś nowego, pokonać jakieś własne ograniczenie, lubię odkrywać w sobie, to, co jeszcze nie odkryte , ot, egocentryczka po prostu.

Kategoria: Kultura i sztuki wszelakie (2)
  1. Pantryjota pisze:

    W Japonii jest tak do dziś. Mężatki w zasadzie nie pracują.

  2. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    W Japonii ,przede wszystkim, kobiety nie mogą awansować na stanowisko wyższe niż kierowniczka sekretariatu i muszą z pokorą i zrozumieniem przyjmować wszelkie objawy zainteresowania ze strony męskich współpracowników. Stąd, wszystkie te, które chcą się wyemancypować muszą emigrować. Świetnym tego przykładem była Yoko Ono.

  3. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Czyli jak rozumiem, tam się nie osiedlisz na starość 🙂

  4. Kfiatushek pisze:

    Podobnie w Szwajcarii, ale to się zmienia. Do początku lat osiemdziesiątych zamężna Szwajcarka musiała mieć zgodę męża na zatrudnienie. Nie posiadała własnego konta w banku, a jej wynagrodzenie otrzymywał mąż na swoje konto. Zdarzało się, że po rozwodzie przekonywała się, że konto zostało dokładnie wyczyszczone… Znam i dzisiaj takie przypadki.

  5. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    Hmmm. Jakoś Japonia nigdy mnie nie pociągała. Japończycy takoż. Córka wyprowadza się do Czech, wiec może tam. Tam przynajmniej śmiesznie!!!

  6. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    No i swoboda obyczajowa..

  7. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Nieśmiało spytam, czy Ciebie też dotknęły w przeszłości te szwajcarskie szykany?

  8. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Nieśmiało odpowiem. Mnie już nie objęło, ale moje asystentki opowiadały ciekawe rzeczy. Jak to jedna z nich nie mogła bez zgody męża kupić…. mebli w sklepie. Chciała dać zaliczkę i nie chcieli sprzedać! To samo z mieszkaniem. Wynajmujący zażądał podpisu męża przebywającego w filii firmy szwajcarskiej za granicą od żony, która miała przygotować dom na powrót do macierzy. Raczej śmiesznie nie było.

  9. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    No toście się wybiły na niepodległość 🙂

  10. Kfiatushek pisze:

    Dobrze opisane, ale nie całkiem. Pierwsza rzecz to podatki. Płaci się je od SUMY dochodów na rodzinę, zatem dochód żony znacznie je podwyższa (patrz: progi podatkowe!), ale są i plusy. Emerytura męża jest przy rozwodzie dzielona odpowiednio do lat pracy i i tych spędzonych razem. Mężczyzna musi podzielić się z żoną odłożonym kapitałem. No i urlop macierzyński jest zależny od pracodawcy, ja miałam 14 tygodni, bo pracowałam w szpitalu państwowym.

Dodaj komentarz