Don Kwaczyński-Analiza nr 15 – O potencjale umysłowym wodza narodu

Szanowni,

Jak już wczoraj wspomniałem, dziś zamieszczam przedostatnią analizę Dona Kwaczyńskiego, a to oznacza, że jutro będzie ostatnia i koniec.

Szanowni Państwo,

Zamiast dworować sobie z kolejnego cyrku, zafundowanego ciemnemu ludowi przez szefa komisji grupującej najlepszych na świecie specjalistów od rozpadających się  w powietrzu Tupolewów, pochylę się dzisiaj  nad zupełnie inną kwestią, o równie fundamentalnym znaczeniu, jeśli nie bardziej.

Otóż jak łatwo zauważyć, wielu analityków, publicystów, komentatorów, dziennikarzy, politologów, psychologów i wszelkiej maści specjalistów po obu stronach coraz wyższej barykady sugeruje, jakoby prezes Kaczyński – przy wszystkich swoich wadach, włączając w to starokawalerstwo i niezbyt imponującą posturę – posiadał jednakowoż duży (a nawet ogromny) potencjał intelektualny, który pozwala mu nie tylko utrzymywać się przez całe życie z polityki (bo to potrafią przecież zupełni debile), ale również pełnić w ostatnim czasie rolę „naczelnika państwa”, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami.

Zastanówmy się więc, czy to aby na pewno  jest tak, że samozwańczy nadzbawiciel uprawia tę swoją „socjotechnikę” w oparciu o lotność umysłową, której rzekomo zawdzięcza te wszystkie zaszczyty i pozycję jakiej się „dorobił” w zamian za rezygnację z dorobienia się wypasionego konta w banku, za rezygnację z założenia podstawowej komórki rodzinnej i – co w tym bilansie jest być może najważniejsze – „w zamian” za brak szacunku u  80% społeczeństwa.

Oczywiście określenie „brak szacunku” to eufemizm, bo duża część z tych nieprzepadających za panem prezesem 80% chętnie by go pozbawiła nie tylko praw publicznych, no ale mnie, jako analitykowi nie wypada pisać, co osobiście zrobiłbym z panem Jarkiem, gdybym miał odpowiednie narzędzia, a nawet gołymi rękoma.

Moim zdaniem opinia sugerująca, że Jarosław Kaczyński to umysł wybitny, jest z gruntu fałszywa i opiera się na bardzo wydumanych i naciąganych przesłankach. Warto np. przeanalizować, do kogo trafia „patriotyczny” przekaz prezesa i dlaczego właśnie do takich ludzi. Jeśli przyjmiemy nieco ryzykownie w czasach rewolucji założenie, że mimo wszystko kształtowanie struktur państwa i pryncypiów wg których ten organizm działa, powinno się jednak powierzać ludziom o pewnym potencjale intelektualnym, to proszę spojrzeć na PiS jako całość, a szczególnie na bezpośrednie otoczenie Jarosława Kaczyńskiego, czyli na te osoby, którym prezes wyznaczył główne role w swoim przedstawieniu cyrkowym. Czy jest wśród tych osób choć jedna, która reprezentuje sobą cokolwiek, co pozwalałoby sądzić, że tworzy realną wartość dodaną?

Powiedzenie „jego małpy, jego cyrk” w przypadku pana prezesa trafia dokładnie w punkt, czego najlepszym przykładem jest pierwsza osoba na mojej liście,  na dzień dzisiejszy pełniąca obowiązki pierwszej osoby w państwie. Są całkiem poważni ludzie w naszym kraju, którzy twierdzą, że Polska nie ma obecnie prezydenta i choć z jednej strony mają oczywiście rację, to z drugiej jej niestety nie mają i to jest właśnie prawdziwy hamletowski dramat, który można by zawrzeć w nieco zmodyfikowanej szekspirowkiej frazie:  jak być, żeby nie być – oto jest pytanie.

Pan prezydent to człowiek młodszy o całe pokolenie od swojego prezesa, ale posiadający identyczne papiery w sensie wykształcenia, co jak widać wcale mu nie przeszkadza postępować wbrew wiedzy i zasadom, które próbowali wtłoczyć mu do głowy jego nauczyciele i jak się okazuje, z marnym skutkiem. Być może to właśnie pana Dudę historycy będą opisywać jako przykład całkowitego upadku etosu prezydenta RP, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby można było upaść jeszcze niżej, no ale być może już wkrótce przekonamy się, że jednak można  i że do dna jeszcze ciut-ciut, albo i ho-ho.

Ministrem od sprawiedliwości jest obecnie służalczy, obrzydliwy karierowicz, gotowy dla szefa na wszystko po raz kolejny, którego oralne tyrady są szkolnym przykładem pustosłowia bez żadnej merytorycznej wartości. Nie poświęcę mu ani linijki więcej dodając jedynie, że jeśli chodzi o „winy Tuska” to niepostawienie tego pana przed Trybunałem Stanu uważam za jedną z głównych. No ale co się odwlecze, to nie uciecze i to tyle na jego temat.

Ministrem od obrony jest człowiek mocno niezrównoważony psychicznie, dość podobnie korzystający z aparatu mowy jak jego kolega oberprokurator, a dodatkowo od lat udowadniający swoim postępowaniem, że nic, co może zaszkodzić krajowi nie jest mu obce i że za każdym razem gdy ma ku temu okazję, takie działania będzie podejmował z perwersyjną wręcz  przyjemnością. Rozpędza generalicję, poucza największego sojusznika w kwestiach demokracji, tworzy struktury bojówek dla własnej partii, a w międzyczasie oczywiście dowodzi komisją, która ma uzasadnić wypowiedzenie wojny Rosji – póki co medialnej, ale za to pełną gębą.

Ministrem od spraw zagranicznych jest osobnik, który sam o sobie mówi, że dyplomatą to on nie jest, ale za to z pewnością jest chodzącym, wręcz podręcznikowym przykładem dyplomatołka, który już na samym początku swojej „kariery” zaszkodził Polsce bardziej, niż można sobie to było wyobrazić w najczarniejszych wizjach rządów prawych i sprawiedliwych inaczej.

Tekę ministra od spraw wewnętrznych wręczono kolesiowi, który jest człowiekiem niemal bez żadnych właściwości, oprócz tej jednej najważniejszej – wierności. Jest jednym z tych, którym na upartego można by ewentualnie powierzyć rolę opiekuna kota prezesa, ale z pewnością nie rolę człowieka odpowiedzialnego za wewnętrzne bezpieczeństwo państwa.

Gospodarka i pan minister Morawiecki to też niezły numer, bo gość, który całe życie zarządzał oddziałem zagranicznego banku, obecnie właśnie wstąpił w szeregi prezesowej partii, zapewne po to, żeby pokazać jeszcze większą niezależność od zagranicznego kapitału i być może żeby zrobić porządki w największym banku polskim, ktory pewnie połączy się z innym, nieco mniejszym i ten połączony organizm przyjmie patriotyczną nazwę SKOK BP.

Oczywiście mógłbym tak długo i aż do końca, bo obecny rząd daje szerokie pole do popisu dla analityków i satyryków, ale popatrzmy na zagadnienie z  innej strony, odpuszczając sobie miłosiernie choćby panią z szydłem.

Zawsze było tak, że wokół każdej władzy gromadziło się środowisko popierających ją ludzi nauki, kultury i wszelkiej maści – przepraszam za wyrażenie – intelektualistów, którzy w pewnym sensie ową władzę „legitymizowali” swoim autorytetem, również moralnym. Niezależnie od tego, czy byli z władzą w jakikolwiek sposób związani, czy zupełnie nie, to jednak bez trudu można było wskazać całkiem sporą grupę osób, których potencjał umysłowy i klasa pozostawała poza wszelką dyskusją.

Dziś mamy taką oto sytuację, że od PiS i pana prezesa odwracają się nawet ci, którzy byli mu życzliwi i raczej uważało się ich za sprzyjających planom „odnowy w Jarosławie”. Zaś ci, którzy jeszcze pozostali mu wierni i którzy dawniej nie przynosili sobie specjalnie wstydu, przynajmniej na forum publicznym, dzisiaj zachowują się tak, że na miejscu wielu członków ich rodzin poważnie zastanowiłbym się nad zmianą nazwiska. Wygląda to na jakąś parszywą zarazę, którą rozprzestrzenia wokół siebie Jarosław Kaczyński i w związku z powyższym, powinien zostać jak najszybciej poddany pełnej kwarantannie.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystko to co napisałem powyżej jeszcze nie dowodzi, że Jarosław Kaczyński nie jest geniuszem, że chorych, a jednak wybitnych umysłów w historii nie brakowało. Jednak warto zauważyć, że malarz pokojowy Hitler też nim nie był, ani wielki językoznawca Stalin, że nie wspomnę o wodzu rewolucji Leninie, albo o „geniuszu” Karpat. A jednak każdemu z nich udało się porwać za sobą  swoje narody, choć tylko jednego z wyżej  wymienionych własny naród ukarał tak, jak na to zasłużył.

Ktoś mógłby wysunąć argument, że otaczanie się eunuchami nie czyni jeszcze z wodza sułtana i to jest oczywiście prawdą, podobnie jak prawdą jest, że otaczanie się marnością powoduje, że otoczony staje się  marnością nad marnościami i niczym poza tym.

Tak więc sugeruję między bajki włożyć mit o wielkim umyśle wodza pisowskiej rewolucji, bo ten rzekomo wielki umysł nigdy przecież nawet  nie stanął  na polu walki ideologicznej  twarzą w twarz z kimś, kto wykazałby czarno na białym, że czarne jest jednak czarne, jak nie przymierzając Murzyn.

Co prawda poległ raz w konfrontacji telewizyjnej ze zdradzieckim Tuskiem, ale przecież nie chodzi o chwyty poniżej pasa, a takim z pewnością było pytanie o cenę ziemniaków, czy czegoś podobnego.

Intelektualnie pan prezes jest zwykłym produktem czasów realnego socjalizmu, nie mającym żadnych osiągnięć na jakimkolwiek polu, oprócz uprawianego przez siebie poletka pseudopatriotycznego  politykierstwa, które użyźnia nawozem rydzykowym i do orania którego zaprzęga najgorszy sort karierowiczów, sługusów i du.olizów. Owszem, potrafi zręcznie manipulować otoczeniem i kształtować je na swój obraz i podobieństwo, oraz wykorzystywać do swoich niecnych celów tę część społeczeństwa, której trudność sprawia nie tylko czytanie książek, ale nawet przełączanie programów pilotem w telewizorze i dla których spokojnie wystarczyłby jeden program, ten właściwy, tak jak to było za czasów, gdy żoliborski watażka dojrzewał i mężniał, choć oczywiście z tym ostatnim to bez przesady.

Pismo głosi, że po owocach poznacie go i właśnie pierwsze dojrzewają, a to dopiero początek, jeśli ktoś lub coś nie postawi temu  całemu złu zdecydowanego weta. Ja już pisałem, jak sobie takie weto wyobrażam, a dziś  starałem się wykazać bez specjalnego „napinania się”, że gdyby nie Smoleńsk, a przedtem praca na etacie u Wałęsy, to o istnieniu bytu o nazwie Jarosław Kaczyński jedynie kot z kulawą nogą mógłby coś słyszeć, oczywiście pod warunkiem, że akurat by mu okulał. Inna możliwość jest taka, że do akt zgromadzonych w IPN dostałby się jakiś niekastrowany kocur i przypadkowo „oznaczyłby” tę jedną, sfałszowaną teczkę, Smród byłby nie do zniesienia i ktoś musiałby się nią zająć. W pozostałych przypadkach byłby obecnie co najwyżej anonimowym, emerytowanym bibliotekarzem, za którym raczej nie oglądałyby się koleżanki bibliotekarki. Chyba, żeby pokazywać sobie za jego plecami, że ma rozpięty rozporek, albo but bez sznurowadła.

Ale ponieważ historia lubi płatać figle, rozbiła nam nie dla żartu Tupolewa, a wcześniej sprawiła, że Jarosław zafascynował się Antonim i niestety ta fascynacja nie opuściła go na stare lata. A przecież równie dobrze mógł zostać aktorem i reklamować teraz zagraniczny bank, albo handlować winem, zamiast zwalać całą winę na Tuska.

No cóż – jak wybrał, tak ma, a jak skończy, to się zobaczy. W każdym bądź razie osobiście życzę panu Kaczyńskiemu, żeby żył jak najdłużej, bo tylko odpowiednio długo trwająca kara może człowieka jeśli nie zresocjalizować, to chociaż nauczyć pokory.

A w sprzyjających okolicznościach we więźniu można się nawet zakochać i  śpiewać taką piosenkę po tym, jak obiekt miłości wyjdzie na wolność, jaką zamieszczę za chwilę w komentarzu, bo nie wiem jak się wkleja Y/T do notki.

Według opinii niektórych prawników, za czyny które popełnia obecna władza grozi w K.K od 10 lat do dożywocia i póki K.K nie zostanie zmieniony, tak będzie, co z pewnością jest jakimś tam pocieszeniem dla tych pozostałych 80%, którzy nie ulegli wątpliwemu urokowi zakompleksionego fajtłapy.

I tą nadzieją podbudowany kończę, zapraszając oczywiście do komentowania i uprzedzając, że osobiste przysrywki nie są tutaj tolerowane.

17.03.2016

D.K.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Polityka, geopolityka (6)
  1. Protest-antka pisze:

    Zgadzam się Pantyjoto w zupełności, wódz wcale nie jest geniuszem, jest cwaniakiem i szują, Nic też dziwnego, że otacza się takimi samymi jak on.
    Nie bez powodu tatuś mówił kiedyś: „Boże chroń Polskę przed moimi synami”.

  2. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Też się z Tobą zgadzam 🙂

  3. Kfiatushek pisze:

    Tylko za co to nam przyszło znosić? Cośmy takiego nabroili w przeszłości, że nas tak dobry Bóbr karze?

Dodaj komentarz