Gdy wieje wiatr historii, ja spełniam prośbę Xiężnej

Na prośbę Xiężnej Pani, znanej na Salonie jako Xiężna, zamieszczam na moim niszowym portalu następujący anons:

Instytut Pamięci Narodowej wydał książkę Leszka Biernackiego „Gdy wieje wiatr historii…”. To obszerna monografia ruchu narodowowyzwoleńczego w Trójmieście, oparta na nieznanych w większości dokumentach, relacjach oraz wspomnieniach uczestników, świadków i obserwatorów owych wydarzeń, bogato ilustrowana niepublikowanymi w większości zdjęciami autora książki, mającymi także bezcenną wartość historyczną.

A to link na tę pozycję:

https://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/gdy-wieje-wiatr-historii…-studenci-z-robotnikami,-gdansk-19761980

Podobno nawet ja powinienem ją przeczytać, więc z przyjemnością spełniam prośbę osoby, której sporo zawdzięczam w kwestii rozwoju mojego talentu i dzięki której życzliwie krytycznym, choć czasem surowym ocenom, popełniam teraz znacznie mniej błędów w tym moim pisaniu, niż na początku drogi ku Parnasowi.

Pantryjota – wciąż obecny na nieprzesadnie długiej liście ulubionych blogerów Xiężnej Pani.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. estimado pisze:

    No, jak z niezbyt rozpoznanych przyczyn robię u tej Damy za takiego w łopoczących portkach… Jak rzyć…

    Spojrzałem w spis treści dzieła i przypomniałem sobie, że nie są to sprawy, z którymi w ogóle się nie zetknąłem. Taki np. Ruch Młodej Polski miał kiedyś mieć większy mityng w Łodzi, tylko im w ostatniej chwili nawalił kwaterodawca. Nawet nie wiem – coś obiektywnego czy wymiękł. Ponieważ znałem się z Bartyzelami (mamy Małgosi i moja przyjańiły się bodaj od okupacji), a chałupę miałem bardzo obszerną a pustą, to ich zaprosiłem do siebie na obrady łącznie z noclegiem. Przyszło ponad 20 osób, a ja miałem w domu 1 półlitrówkę albo Dwie. Poszły na powitanie. Mogę powiedzieć, że piłem wódkę z Olkiem Hallem, Rybickimi i chyba nawet Markiem Jurkiem, no nie?

    Gdzie oni teraz – Gosia i Jacek Bartyzelowie, i ci pozostali… Nie o miejsca pobytu pytam, tylko o to, gdzie ich życie poniosło i jak im mózgi ukształtowało. Niektórzy tak daleko na prawo, że tam nawet mój wzrok nie sięga…. a mnie od lat pomalutku znosi z pozycji lekko-centro-prawicowych w stronę liberalizmu, z samego wstydu, jak się faktycznie prezentuje tzw. prawica z Kościołem włącznie – na wszelki wypadek, żeby mnie ktoś z nimi nie pomylił….

    Ale jakby znów przyszli i nie mieli gdzie, a ja miałbym, to bym ich przyjął i wyciągnął te pół litra. Dobre prawo ludzi, spotykać się z kim chcą i rozmawiać….
    Ba, z KRK też współpracowałem, za czasów Jaruzela, i to wcale nie incydentalnie. Intensywnie przeżytych parę lat. Ale to by się już dzisiaj nie mogło powtórzyć, zbyt dobrze im się przyjrzałem..

    Kto wie, może Xiężna podobnie przyjrzała się mnie i dlatego mnie skreśliła? Zbyt wiele widziałem w życiu, by mnie to miało szczególnie długo dziwić albo i martwić.

  2. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Zaraz tam skreśliła….
    Może po prostu zaszło jakieś nieporozumienie, które można wyjaśnić ?
    Ale mogę Cię pocieszyć, że ja też zostałem niemal skreślony, gdy okazało się, że Ruhla to Pantryjota :))
    Z drugiej jednak strony poczytuję sobie za spory sukces fakt, że niemal do końca udawało mi się zachować incognito.
    Co do działań w konspiracji, to niestety nie mam się zupełnie czym pochwalić, ponieważ nigdy nie należałem do żadnej opozycji, a polityką w tamtych czasach zupełnie się niemal nie interesowałem. Dopiero Kaczyńscy sprawili, że poczułem silne zagrożenie i obudził się we mnie duch pantryjotyczny.
    Co prawda pewien opozycyjny poligraf próbował mnie kiedyś namówić na jakieś prace przy zszywaniu „bibuły”, oferując nawet za to jakieś pieniądze i roztaczając wizje zbicia na tym niezłej kasy, ale jakoś kłóciło mi się to z ideologią i nie wszedłem w to. Ów drukarz robi teraz na Salonie za dzielnego opozycjonistę, prześladowanego przez Kiszczaka i spółkę, choć powinien Jaruzela po rękach całować, bo dzięki niemu dostał zieloną kartę i mógł ponad 20 lat „jechać” na statusie „political refugee” w USA, co jak wiadomo dawało spore przywileje i możliwości, z których skorzystał też inny opozycjonista, nasz wspólny znajomy, niejaki Paweł Bąkowski, blisko związany z J.Kuroniem.
    A tak na marginesie:
    Do szewskiej pasji doprowadzają mnie te ludki, które wyemigrowały kilka dekad temu i cały czas „pyszczą” – co ciekawe, przeważnie na obecną władzę. Zawsze im mówię, że przecież mogą wrócić i zagłosować na Kaczora i cieszyć się z wolności
    i porządków, które wprowadzi, gdy znów dostanie szansę, gdyż jak to ostatnio powiedział Michnik, jeśli naród chce głosować na łobuzów, to niech głosuje.

    Pozdrawiam i liczę na to, że ktoś tutaj zabierze jeszcze głos. Być może nawet sam autor książki, jeśli ładnie uśmiechnę się do Xiężnej :))

    A przy okazji: W swoim czasie pracowałem w tym budynku, w którym jeszcze do niedawna mieścił się IPN…..

  3. estimado pisze:

    Nie uważam się za zasłużonego opozycjonistę. Przed wyborami na miarę tragedii greckiej życie mnie wówczas nie stawiało. Parę razy zrobiłem coś, czego odmówiłaby tylko świnia i parę razy też nie zrobiłem czegoś, co świnia zrobiłaby z kwiknięciem rozkoszy. Wielka zasługa czy spełnienie pewnych niewyśrubowanych minimów?

    Zresztą taki rygorystycznie porządny okazałem się z punktu widzenia tylko niektórych przykazań, tu i ówdzie i ja mam dość zapaskudzoną hipotekę 😉 Mam tu na myśli zwłaszcza Damy. A także Nie Damy, Nie Każdemu Damy i inne podobne kategorie. Było minęło, może w Niebiesiech znają termin „przedawnienie karalności”?

    Skoro już mowa o Damach, to muszę wspomnieć o Xiężnej Pani. Próby wyjaśnienia z mojej strony odbyły się, ale też odbiły się sprężyście, w taki sposób, że musiałem uznać temat za zamknięty, przynajmniej z mojej strony żaden klucz nie pasuje. Kropka.

    Współpraca z Kościołem polegała na organizacji, tzn. „rozwożeniu” po całej Polsce przez parę lat spektakli religijno-patriotycznych, grywanych w kościołach przy okazji mszy lub odrębnie. W sam raz fucha dla kogoś lekko rozkraczonego między niewojującym ateizmem a zdecydowanym niedowiarstwem. Czasem był z tego dreszczyk emocji 🙂
    Ha, przy okazji – robota wymagała częstych podróży po całym kraju, wtedy dla większości było to mocno ograniczone choćby przez brak paliwa i finanse. A ja jeździłem dokąd uważałem za właściwe, dostawałem zwrot za paliwo kupione po lewych cenach i na dokładkę nie musiałem się tłumaczyć, że wybywam z domu na 2, 3 czy 7 dni z nocami (patrz wyżej).

    Summa summarum – fajna przygoda, nieco przygód dodatkowych przy okazji i sporo ciekawych doświadczeń z kontaktów z ludźmi o zupełnie odmiennej formacji (prawie 2 tysiące wielebnych, w tym wielu biskupów i bodaj większość tych czczonych wtedy albo i dziś za postawę). Żadna wielka zasługa w niebie – w sumie robota była dość lukratywna, ale też uczciwa w tym sensie, że w zamian oferowałem uczciwy towar – dobre spektakle z przesłaniem, którego i dziś wstydzić się nie muszę. To znaczy autorami byli inni, mam na myśli, że nie wciskałem ludziom jako końcowemu odbiorcy jakiegoś chłamu.

    Co do mądrzących się emigrantów, to mnie oni też wkurzają i najchętniej uzależniłbym ich prawo głosu od przebywania w PL co najmniej przez kilka miesięcy w roku albo jeszcze prościej i logiczniej – od płaconych tutaj podatków.

  4. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Właśnie zauważyłem, że w tekście Xiężnej anonsującym wydawnictwo znajduje się określenie „ruch narodowowyzwoleńczy” co trochę pachnie mi współczesnym IPN – tym spod znaku historyków jednej opcji, skupionych głównie na szukaniu zdrajców i sprzedawczyków, tudzież innych Bolków.
    Może się czepiam, ale jednak „wyzwalanie narodu” kojarzy mi się z czymś trochę innym, niż dajmy na to ze spaniem na styropianie, nie mówiąc już o spektaklach „narodowowyzwoleńczych” w kościołach :))
    Pierwsza lepsza definicja tego pojęcia mówi że:

    Ruch narodowo-wyzwoleńczy to masowe i powszechne dążenie danej narodowości do uzyskania suwerennego, niepodległego bytu państwowego wolnego od wpływów obcych państw. Obejmuje wszystkie grupy społeczne, które charakteryzuje ta sama tożsamość narodowa . Wyraża się w oporze zbrojnym przeciwko wrogowi. Przeciwstawia się ingerencji w najwyższe stanowiska władzy oraz politykę wewnętrzną państwa przez obce kraje.

    No to ja się pytam choćby o ten opór zbrojny przeciwko wrogowi i o to, który z 21 postulatów strajkowych domagał się niepodległego bytu państwowego etc. O wspólnej tożsamości dziś nawet trudno mówić, m.innym dzięki takim ludziom jak Kaczor, któremu udało się podzielić społeczeństwo jak nikomu do tej pory.

  5. estimado pisze:

    Nie chcę wchodzić w analizy frazeologii czy semantyki wypowiedzi Xiężnej Pani.

    Raczej nie należę do tych kompleksiarzy, którzy wysłanie ich na drzewo, nawet uprzejme, traktują jako obrazę śmiertelną i mściwie się przysysają. Obserwują cię bacznie i skwapliwie czekają każdej okazji, by ci obrobić dupsko u siebie lub gdzieś u osób trzecich. Sam miałem takich na garbie co najmniej paru, ze szczególnym uwzględnieniem takiego ślisko-lepkiego bytu o nicku (skrót) D123, który zaznaczył się systematycznym stosowaniem pewnej metody.
    Najpierw wybierał sobie osobę, stanowiącą „jądro krystalizacji” co ciekawszej dyskusji na jakimś poziomie erudycyjnym (literatura, inne takie), próbował wślinić się do łask tej osoby oraz osób, które zastawał w jej bliskim otoczeniu, aby samemu sobie w ten sposób podbić „punktację”. Wreszcie jednorazowo, a częściej jeszcze na raty, przydarza mu się coś takiego, po czym te osoby wysyłają go na drzewo.
    Nieszczęsne, nie wiedzą, co czynią. Od tej chwili D123 staje się ich nieprzebłaganym wrogiem, opowiada o nich jakieś historyjki całkiem skonfabulowane lub pokombinowane z pojedynczych, oderwanych słów i potem snuje na tej podstawie podługaśne diagnozy, komentarze i bóbr jeden wie, co jeszcze.
    Dokładnie tak przebiegające nieszczęście spotkało sporo osób w zasięgu mojego wzroku, przykładowo wymienię RRK, Teesę, Waldburga, mnie samego…..

    Są też tacy z „przeciwnego obozu”, którzy sami są tam u siebie takimi „centrami” i w pewnym momencie pycha nakazuje im podjąć interwencję „zbrojną” u kogoś, mającego podobną pozycję, acz odmienne poglądy. i w obstawie swych wielbicieli wpadają do ciebie, by rytualnie wytargać cię za brodę lub pejsy, co tam akurat sobie wyhodowałeś. Odwiedziła mnie taka np. L., uznana poetka „salonowej” większości, wraz ze świtą swych codziennych podnóżków. Nie chciała nic więcej, jak tylko tego, żebym pochylił z pokorą głowę wobec jakiegoś jej apriorycznego a cokolwiek chybionego osądu, a tym samym uznał jej majestatyczną charyzmę. Pod takim warunkiem wstępnym była chyba nawet gotowa łaskawie zaoferować mi swą monarszą przyjaźń „ponad podziałami”. Chyba się nie połapałem, że trzeba przyklęknąć, bo najpierw jeden z jej dworzan a może błaznów chciał mnie policzkować, potem pobiegł z płaczem do Admina, a jeszcze później sama Pani polowała na mnie na swym blogu jeszcze przez dobre półtora roku, komentując ze złośliwą intencją rzeczy, w których prywatnie pewnie chciałaby mi dorosnąć do kolan.

    „Rewenując do naszych mutonów” pardon Arystokratek, chyba jestem pozbawiony tej specyficznej właściwości. Wolałbym, żeby Xiężna Pani nie miała wówczas takiego kaprysu, bo dobrze mi się z nią przedtem rozmawiało, a i temat się znajdował łatwo, ale skoro już się stało, to przecież coś przestało być, co jednak nie znaczy, że na to miejsce pojawiło się coś innego o przeciwnym znaku. Innymi słowy, drzwi się zatrzasnęły, ale osoba po drugiej stronie nie stała się automatycznie moim wrogiem, którego należy tępić, „nespa”?

    Ryzykowne wydają mi się w tym ustępie zwłaszcza tematy położone w bliskości IPN.
    Tamte okolice mają zasłużoną sławę śliskich i pochyłych, że o całej reszcie organoleptyki nie wspomnę, bo ktoś może podczytywać przy jedzeniu.

  6. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Mściwie się przysysają ? Się podoba :))
    Do mnie też się ten 123 przyssał kiedyś, aż zmuszony go byłem zbanować.
    Co do poetki od limeryków, to co prawda talent jakowyś posiada, ale identyfikuje się zdecydowanie z wrogim mi ideowo i mentalnie obozem, co pozbawia ją niemal całego uroku. Popełniła kiedyś nawet jakieś utwory na moją cześć, ale nie chce mi się szukać.
    A skoro o uroku mowa, to poznałem kiedyś całkiem sympatyczną z wyglądu panią, w dodatku niegłupią i jakby tego było mało, lubiącą koty. I kiedy już myślałem, że do tej pory wirtualna znajomość przeniesie się do realu (choć oczywiście niekoniecznie w celu że tak powiem „konsumpcji”), zabito nam prezydenta w bezprecedensowym zamachu. No i wyszło szydło z worka. Pani okazała się bowiem tak bardzo podobna w kwestii oceny sytuacji do niektórych blogerów salonowych, że aż mną wstrząsnęło. Co prawda trochę usprawiedliwia ją być może fakt, że była dość bliską krewną kaczej rodziny, do tego stopnia, że np. całą bibliotekę książek dla dzieci, która była w posiadaniu Lecha, przejęły jej pociechy i to dużo wcześniej, niż przed tym feralnym lotem. No ale mimo wszystko, nie spodziewałem się po niej aż takiego „zamulenia”.
    Od tej pory, zanim zapoznam się z jakąś damą bliżej, zawsze najpierw ustalam, jakie ma poglądy polityczne :))
    Ma się oczywiście rozumieć, że kaczystki odpadają w przedbiegach.
    Inna sprawa, że praktycznie na takie nie trafiam, ale może po prostu „penetruję” inne środowiska.

Dodaj komentarz