Głos nadredaktora w kwestii kredytowej

Szanowni,

Ponieważ na portalu bryndza, postanowiłem przy niedzieli zabrać głos na temat, który w ogóle mnie nie dotyczy. Skoro przeważnie piszę o czymś, co w mniejszym lub w większym stopniu jakoś mnie „boli”, to dziś będzie o czymś, co generalnie zwisa mi i powiewa, a mianowicie o tzw „frankowiczach”.

Na początku  chciałem wyraźnie podkreślić, że co prawda miałem w szkole przedmiot „gospodarka przedsiębiorstw z elementami ekonomii” czy jakoś tak, ale to było dawno i na bardzo elementarnym poziomie, więc to co napiszę poniżej, to głos zwykłego zjadacza chleba, czasem z omastą.

Słucham w ostatnim czasie o tych bidulkach, co to wzięli kredyt w szwajcarskiej walucie i nadziwić się nie mogę gorzkim żalom i żądaniom, żeby państwo z własnych środków wyrównywało straty osobom, które wpuściły się w kanał.

Dziwię się po pierwsze dlatego, że uważam takie żądania za bezczelność.

Po drugie zaś dlatego, że sam nigdy w życiu żadnych kredytów nie brałem, oprócz jednego przypadku, gdy ukradziono mi samochód, a bez auta nie mogłem funkcjonować, również „zawodowo”. Ale nawet wówczas zadowoliłem się skromnym TICO, który zresztą przez 7 lat posiadania nigdy mnie nie zawiódł.  Nie brałem tych kredytów nie  dlatego, że jestem bogaty i cudze pieniądze nie są mi potrzebne, tylko dlatego, że po pierwsze procenty były bandyckie, a po drugie uważam branie kredytów za idiotyzm w sytuacji, gdy nie służy to np. rozwijaniu przedsiębiorstwa, tylko celom „konsumpcyjnym” . Szczególnie tym „rozdętym”.

Również nikomu nic nie pożyczałem i być może dzięki temu  spokojnie sobie prosperuję na miarę możliwości,  bez szczególnego zadęcia, kierując się starą, ale jakże mądrą aureliańską zasadą :

Skromnie przyjmować, spokojnie tracić.

Jasne jest jednak, że nie może spokojnie żyć ktoś, kto uznał, że musi mieć np. nowe mieszkanie (dom) auto i nową żonę, a to wszystko na kredyt.  Jasne, że będzie śledził wszelkie zawirowania na rynkach finansowych, z wypiekami na twarzy przeliczał każde 5 groszy o które wzrośnie kurs franka, bo ktoś mu kiedyś wmówił, że to stabilna waluta i najlepiej właśnie w niej się zadłużyć.

A wystarczy trochę pomyśleć i użyć wyobraźni żeby zrozumieć, że prawdziwy patriota jeśli już, to powinien brać kredyt w walucie swojego kraju, o ile oczywiście wierzy, że do władzy nie dojdzie znów PIS.

Kiedyś nawet przymierzałem się do niewielkiego kredytu, bo mój bank co i rusz przysyła mi różne, niezwykle w ich mniemaniu korzystne oferty kredytowe, np. na zakup samochodu. Policzyłem i wyszło mi, że za same odsetki mógłbym sobie kupić całkiem porządne, używane auto.Więc odkładałem spokojnie i nabyłem prawie nowe, bo cóż to jest 30 tys przebiegu, a kosztowało mnie właśnie mniej więcej tyle, ile bym zapłacił odsetek, gdybym chciał kupić ten model na dłuższy kredyt.

Podobnie jest u mnie z mieszkaniem i ze wszystkim, co ma związek z kasą.

Kiedy tak zastanawiam się, skąd te moje poglądy na życie na kredyt to myślę, że spory wpływ miał na to jeden z moich dziadków.

Był przedwojennym, poważnym, jak to się wówczas mówiło „kupcem” mającym  własne gorzelnie, palarnie kawy, monopol w handlu rybami nie kilka województw etc. i dochód miesięczny na poziomie kilkudziesięciu średnich przedwojennych pensji, co pozwalało na utrzymanie żony, dzieci, 12-to pokojowego domu, a także kilku samochodów , które zresztą w chwili wybuchu wojny oddane zostały na potrzeby armii. Zostało tylko białe Renault ze 'szprychowymi” kołami, które gdzieś miałem na zdjęciu, ale nie mogę znaleźć.

Z tego co dziadek mówił, w trakcie całej swojej działalności, czyli aż do wybuchu wojny nie brał od nikogo żadnych kredytów. Być może dlatego miał spore poważanie również wśród kupców żydowskich, którzy spokojnie z nim handlowali, nie obawiając się o weksle bez pokrycia.

Pamiętamy wszyscy, jak skończyło się szaleństwo kredytowe w Ameryce, w którym to kraju podobno wszystko kupuje się na tej zasadzie. Tyle, że Amerykanie brali przynajmniej kredyt w dolarach i nie kombinowali z przewalutowywaniem i innymi „cudownymi” metodami na rozmnażanie swoich dóbr.

Mnie generalnie śmieszy i trochę zastanawia fakt, że przeciętne oprocentowanie lokaty w skali rocznej w naszych bankach to coś ok 2% , a przy braniu kredytu bank pobiera sobie np 17% i że naród do tych banków wali drzwiami i oknami, a potem ma pretensje do Tuska i ogólnie do całego świata, tylko nie do siebie.

Tak to jest, gdy się ulega telewizyjnym reklamom i podszeptom bankowych naganiaczy. A dość dobrze wiem jak takie naganianie wygląda, bo trochę znajomych w tej branży mam. Przeważnie to kobiety – atrakcyjne, bo to podobno znacznie zwiększa siłę przekonywania. Ale mnie żadna nie przekonała, choć nie jestem zupełnie obojętny na wdzięki niewieście :))

Tak więc na koniec tej notki napisanej bez specjalnego powodu,  życzę wszystkim, żeby potrafili realnie ocenić swoje możliwości i nie liczyli na to, że każdemu wedle potrzeb się należy, jak psu zupa.

Chyba, że chodzi o potrzeby duchowe, ale te zaspokoić można choćby na tym portalu.

A teraz wracam do pracy, bo czasem mam taką fantazję, że lubię sobie coś podłubać w dzień, który podobno należy święcić.

 

Pantryjota

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Samuela pisze:

    Gdy się w obecnie panującym systemie nie bierze kredytów, to jest się bytem antysystemowym. Ba! Wręcz aspołecznym. Z drugiej jednak strony banki należy ignorować, gdyż wcześniej czy później znajdą się w piekle.

    Jest bowiem tak, jak oznajmia pismo: kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera.

  2. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Powiem więcej, jestem abnegatem :))
    Powiedziałem niedawno jednej pani z banku, która zadzwoniła do mnie po raz któryś z rzędu, że jak jeszcze raz zadzwoni, to się przekona, jak ładnie „piętrowo” umiem kląć.
    Na co ona, że taka ma pracę. Na co ja, że nie każdy musi przecież pracować w banku.
    I tyle.

  3. Jacek pisze:

    I tu się z tobą zgadzam.
    Wziąłem w życiu jeden kredyt. Było to dawno; byłem bardzo młody, już dzieciaty, bez dorobku. Żeby mieć gdzie mieszkać musiałem zmienić miasto i pracę. Na wyposażenie jako takie mieszkania nie mialem grosza. Wziąłem kredyt dla młodych małżeństw / kto to jeszcze pamieta? / To było 25 tyś – dziewięć moich ówczesnych pensji. Wykorzystałem 22 tyś. /meble kuchenne, coś do spania, telewizor/, a 3 tyś zwróciłem, żeby rata była niższa. Tak to było.

    A teraz gówniażeria bierze po 500 tyś kredytu, bo chałupa musi być co najmniej 70m, no i oczywiście w pełni wykończona i najlepiej luksusowo. A potem płacz i zgrzytanie zębów.

    A pies im mordy lizał; – nie bardzo mi głupków bezmyślnych szkoda. Kazdy uważający się za dorosłego powinien odpowiadać za swoje postępowanie. I tyle.

    Dotyczy to też mojej córki. Ale ona jest mądrzejsza od starego; – robi co chce to i odpowiadać bedzie sama. Na szczeście narazie daje radę. Tylko jak długo?

  4. Lukasuwka pisze:

    niestety, też muszę się zgodzić z Pantryjotą [chociaż wolałabym nie 🙂 ]
    każdy swój rozumek ma i powinien 100 razy przemyśleć zanim weźmie jakikolwiek kredyt,
    ciągle pokutuje u nas trend niezmienny od dziesiątek lat: „zastaw się a postaw się”.
    Sezony pożyczkowe trwają cały rok, święta, wesela, komunie, chrzciny, nowe mieszkanie, wyposażenie nowego mieszkania, lepsze auto, droższe ciuchy, ostatnio sztuczny biust , usta i inne części… ludziska łapią kredyty jak świeże bułeczki, tylko potem robi się z tego suchar, który trudno przełknąć!
    Waryjactwo do sześcianu!

  5. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    W czasach mojej młodości też brało się jakieś kredyty, a to na telewizor, a to na pralkę, ale jeśli chodzi o mieszkania, to były własnościowe i lokatorskie. W przypadku tych pierwszych spłacało się kredyt np przez 35 lat, ale nie było to dla nikogo jakimś obciążeniem nie do udźwignięcia.
    Jeśli dziś ktoś bierze kredyt, którego spłata to połowa jego dochodów, to moim zdaniem ma nierówno pod sufitem.
    Albo liczy na to, że komuna wróci i mu zwróci :))

  6. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    No właśnie, koleżanka zapłaciła coś 8 tys za wszczepienie protez piersiowych, bo własne miała bardzo malutkie. Ale coś tam poszło nie tak, bardzo cierpiała, poważna utrata zdrowia nastąpiła z powodu komplikacji, musieli jej wszystko 'wypruć”. a z powodu permanentnych zwolnieć zwolniono ją z pracy.
    Prywatna klinika „umyła ręce” a dokumentacja lekarska „zaginęła” .
    Teraz pani nadal nie ma piersi, ośmiu tysięcy i szuka pracy.
    Ale kto ją przyjmie w tym stanie ?
    Na szczęście nie brała na ten zabieg kredytu, tylko po prostu oszczędzała, jak inni oszczędzają na wycieczkę zagraniczną, albo na futro.

  7. McQuriosum pisze:

    Pantryś, fakt, bryndza ogólna, to się nie dziw, że rykoszetem trafiło także w ten wspaniały Portal z ( właściwą ) Końcówką!
    Mnie usprawiedliwia po części jakaś mutacja własnej, właśnie nabytej bezkredytowo anginy ( a także wrodzone lenistwo ) oraz dyskretna nieśmiałość.
    I właśnie powyższe niech będzie usprawiedliwieniem dla tego, że ” na żywca” wkleję coś w całości, a to po to, aby rozwiać pokutujący tu i ówdzie mit, jakoby kredyty we frankach brała prawie wyłącznie rozpieszczona, krótkowzroczna gówniarzeria ( co nie zmienia mego poglądu, że widziały ich gały co brały, nikt im przecież frankowego kredytu pod groźbą karalną do rąk nie wciskał, czyli teraz niech całują psa pod ogon! ).

    ******************
    Biuro Informacji Kredytowej wyliczyło, że w Polsce zaciągnięto 566 tys. (dane z listopada 2014 r.) kredytów we frankach szwajcarskich. Łącznie zadłużonych jest 954 tys. osób. Podział na płeć wśród “frankowiczów” jest niemal równy. Kredyt we franku ma bowiem 470 tys. kobiet i 483 tys. mężczyzn. Z danych BIK wynika również, że co dziesiąty “frankowicz” mieszka w Warszawie.

    Spłacają regularnie
    Co ciekawe aż 98,6 proc. (939,8 tys. osób) nie ma problemów ze spłatą kolejnych rat i terminowo spłaca swój kredyt we frankach. Kłopoty ze spłatą ma zaledwie 13,2 tys. osób, czyli 1,4 proc. Warto też odnotować, że całkowita wartość kredytów we frankach to 137,1 mld złotych.

    Większość, bo 65 proc. osób, które mają kredyt mieszkaniowy we franku szwajcarskim pochodzi z tzw. pokolenia X – podaje BIK. Są to osoby urodzone w latach 1967-81. To do nich należy zdecydowana większość pożyczek. Kredytobiorcy z pokolenia X posiadają bowiem 72 proc. wartości wszystkich kredytów we frankach i do spłaty zostało im 98,9 mld złotych. Co ciekawe 78 proc. “frankowiczów” z pokolenia X oprócz kredytu mieszkaniowego we franku ma jeszcze jeden inny kredyt.
    Więcej kredytów
    Wśród ogólnej liczy “frankowiczów”, nie tylko z Pokolenia X aż 733 tys. spłaca jednocześnie zarówno kredyt we franku, jak i inne pożyczki. W takiej sytuacji jest 77 proc. posiadających kredyt mieszkaniowy we franku szwajcarskim. Warto podkreślić, że aż 96 proc. tych osób spłaca terminowo wszystkie zaciągnięte pożyczki.

    27 proc. “frankowców” należy do pokolenia osób dojrzałych, które urodziły się w latach 1948-1966. Zaledwie 6 proc. “frankowców” to osoby z Pokolenia Y, czyli urodzone w latach 1982-1995. Przy czym 59 proc. z nich to kobiety. Najmniej, bo tylko 2 proc. osób, które zaciągnęły kredyt mieszkaniowy we franku to seniorzy urodzeniu przed 1948 roku.

    źródło:https://tvn24bis.pl/wiadomosci-walutowe,77/jest-ich-blisko-milion-kim-jest-frankowicz,509239.html

  8. Samuela pisze:

    Ja, Samuela, mogłabym coś mądrego powiedzieć o zaciąganiu kredytów, gdyż znam się na tym całkiem nieźle. Wszelako nie mogę tego teraz uczynić, gdyż mam do spłacenia tłusty kredyt i muszę zaciskać zęby.

  9. McQuriosum pisze:

    Szanowna Samuelo!

    gdybyś się nie znała, to byś pewnikiem nie zaciągała, ergo, obeszłoby się bez zębościsku, a zatem mogłabyś teraz śmiało pisać, ale po co… 😉

  10. Filipina pisze:

    Kiedy zaciąga się kredyt, niezbędna jest odrobina wyobrażni i realnej oceny swoich możliwości. Dziwi mnie bardzo ubolewanie „frankowiczów”
    Bo fakt, że kurs franka zmieni się w ciągu iluś tam lat, był łatwy do przewidzenia.
    Jeżeli nie umie się pływać, nie skacze się do głębokiej wody.

  11. Samuela pisze:

    Filipina,

    Droga Filipino,

    To nie do końca jest tak, jak myślisz pisząc o głębokiej wodzie. Wyimaginuj sobie taki oto przypadek: 10 lat temu Kowalski zaciągnął kredyt na zakup mieszkania o powierzchni 100 m kwadratowych w dobrej lokalizacji w Warszawie. Przez diesięć lat spłacał kredyt wraz z odsetkami w wysokości circa 2.000 miesięcznie. Dzisiaj nie może już tego kredytu spłacić, ponieważ pieniążka ciut zabrakło. Cóż się dzieje?

    Bank realizuje egzekucję komorniczą i przejmuje mieszkanie Kowalskiego. Kowalski nie ma już więc mieszkania i nie musi już go spłacać. Przez 10 lat mieszkał jednak jak – nie przymierzając – królik w mieście stołecznym za połowę tego, ile musiałby wydać na wynajem porównywalnego mieszkania. Kowalski traci więc mieszkanie. Traci też kredyt, a zatem nie musi go już spłacać. W sumie Kowalski nic więc nie traci, bo za długi nie idzie się siedzieć. Kowalski mógłby stracić więcej, gdyby był posiadał więcej, ale gdyby posiadał więcej, to nie musiałby zaciągać kredytu, bo i po co?

    Generalnie Kowalski traci tzw. twarz, jednak bez twarzy da się żyć. Przejęte przez bank mieszkanie Kowalskiego zostanie za niższą cenę sprzedane na wolnym rynku Malinowskiemu, który na jego zakup zaciągnie kredyt w banku. Malinowski będzie mieszkał jak – nie przymierzając – królik w dobrej lokalizacji w mieście stołęcznym Warszawa za połowę tego, co musiałby wydać na wynajem tego mieszkania. Gdy Malinowskiemu skończy się pieniążek, to jego mieszkanie za jeszcze mniejszą kwotę nabędzie Samuela. Gdy Samuela się wykończy, to rzeczone mieszkanie nabędzie Pantryjota za zaoszczędzony przezeń pieniążek.

    O to właśnie w tym wszystkim chodzi!

  12. McQuriosum pisze:

    Kredyt makes the world go round
    The world go round, the world go round
    Kredyt makes the world go round
    It makes the world go round

  13. Filipina pisze:

    Samuela,

    Droga Samuelo.
    Gdyby rzeczony Kowalski zaciągnąłby kredyt na malutkie mieszkanko, zapewne byłby w stanie je spłacić.
    W końcu można zacząć od czegoś niewielkiego, a potem myśleć o czymś większym.
    A tak Kowalskiemu pozostało niewiele.

  14. Samuela pisze:

    Filipina,

    Przed zaciągnięciem kredytu Kowalski też jednak niewiele miał. Gdy zaciągnął kredyt, to także nie miał więcej, bo nie były to jego pieniążki. Jeżeli Kowalski przed zaciągnięciem kredytu mieszkał pod mostem i teraz znowu będzie pod mostem mieszkał, to sytuacja Kowalskiego zmienia sie tylko o tyle, o ile przez 10 lat żył jak król.

    A to już jest coś!

  15. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    Teraz Ciebie dopadło, a ja jakoś powoli doszedłem do siebie.
    Zdrowiej, bo bez Twojego udziału portal kuleje.

    P.

  16. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Może wystarczyłby kredyt „półtłusty” jak twaróg ?
    Moje koty taki bardzo lubią, a Maniek i tak żyje na kredyt.

  17. Filipina pisze:

    Samuela,

    Trochę wątpliwe „to coś”
    Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma:))

  18. Lukasuwka pisze:

    Samuela,

    a dlaczemuż Kowalski musiał mieć 100 metrową stodołę do zamieszkania??!
    czyżby oprócz zony, dzieci, psa i kota miał kozę i dwie krowy?
    za 50 metrowe zapłaciłby zdecydowanie mniej 😉

  19. Filipina pisze:

    Lukasuwka,

    Kredyt w frankach na duże mieszkanie i wypasioną furę jest ponoć bardzo trendy:))

  20. Lukasuwka pisze:

    Filipina,

    więc niech Ci co wzięli takowyż wypasiony kredyt pasą się teraz na własnym pastwisku 😉

Dodaj komentarz