Idźcie i rozmnażajcie się, byle nie na kolanach

Kochani,

Ponieważ mam trochę napięte różne sprawy, znów wkleję coś starego, ale – jak to często bywa w przypadku mojej felietonistyki – jak najbardziej na czasie:

7.10.2012 12:28 29

opublikowana w: Antologia nonsensu

Apel bezdzietnych dziadków z Episkopatu i statystyki urodzin

W popularnym cyklu moich felietonów niedzielnych zajmę się dziś problemami, którymi jeszcze nie miałem okazji się zajmować. Chodzi mianowicie o rozmnażanie, choć tym razem bez kontekstu seksualnego, który być może pojawi się w następnym odcinku, jeśli cykl będzie kontynuowany. Może też ów kontekst pojawić się jako zupełnie oddzielny temat, bo jest to temat rzeka.

Demografia, bo o niej będzie mowa, nie jest co prawda moim „konikiem” i unikam wypowiadania się w tej kwestii, szczególnie na portalu, na którym piszą ludzie pokroju pana Terlikowskiego, czy innego, wielodzietnego Toyaha.

Ale jak przeczytałem najnowszy list naszych światłych, choć spasionych biskupów, to nie mogłem sobie odmówić napisania krótkiej notatki na ten temat.

Jak wiadomo, jesteśmy na bardzo dalekim miejscu, jeśli chodzi o statystyki przyrostu naturalnego w skali nie tylko europy, ale nawet świata. Prognozy też są fatalne, co obrazuje zamieszczona w załączniku mapka. Oczywiście ten fakt musi budzić zaniepokojenie każdego patrioty, ze szczególnym uzwględnieniem populacji patriotów bezdzietnych. Dlatego nasi hierarchowie twierdzą, że w sytuacji kryzysu kulturowego i ideowego niepokój budzą wszystkie ataki na rodzinę i podkreślają, że na nowo pojawiają się próby podważania prawdy o rodzinie i wprowadzenia związków partnerskich.

Wiecej tutaj:

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12623906,Biskupi_zaniepokojeni_sytuacja_rodzin___Proby_wprowadzania.html

To teraz może ja przedstawię trochę statystyki:

Dzieci pozamałżeńskich rodzi się coraz więcej we wszystkich krajach UE z wyjątkiem Danii, gdzie ich odsetek pozostał bez zmian, utrzymując się na wysokim poziomie 46 proc. W 2008 roku 35,1 proc. nowo narodzonych w UE dzieci pochodziło ze związków pozamałżeńskich.W kilku krajach ich odsetek przekroczył 50 procent: w Estonii (59 proc.), Szwecji (54,7 proc.), Słowenii (52,8 proc.), Francji (52,6 proc.) i Bułgarii (51,1 proc.). Najmniej pozamałżeńskich narodzin miało miejsce w Grecji (5,9 proc.), na Cyprze (8,9), we Włoszech (17,7 proc.) i w Polsce (19,9 proc.).

Możemy oczywiście założyć, że takie dzieci pozamałżeńskie, będące owocem grzechu rui i porubstwa nie powinny liczyć się w statystykach, ale te są wyjątkowo jednoznaczne. Otóż okazuje się, że w krajach uważanych powszechnie za libertyńskie i rozwiązłe, dzieci rodzi się o wiele więcej, niż w katolickiej Polsce. Oczywiście musi to budzić niepokój kleru, bo tym samym maleje populacja potencjalnych katolików, a co za tym idzie, maleją wpływy kościoła.

Gdybym ja był biskupem, to raczej bym namawiał do rozmnażania się w dowolnych układach, a następnie próbował to co się rozmnoży indoktrynować. Takie praktyki miały miejsce przecież nawet w czasach III Rzeszy, której kościół zbyt mocno raczej nie potępiał. Wyraźnie widać na załączonej mapce, że „linia demarkacyjna” progonozowanego kryzysu demograficznego przebiega na wschód od nas, co niektórych pewnie bardzo ucieszy, ale z drugiej strony powinna ta prognoza również skłaniać do nieco głębszych refleksji. Oczywiście w różnych krajach przyczyny są różne, bo np. w byłym ZSRR populację ogranicza ogromna ilość aborcji, a z kolei Niemcy osiągnęli taki stopień dobrobytu, że dzieci być może jawią im się jako niekonieczny dodatek do autostrad.

Zresztą przykład niemiecki jest o tyle ciekawy, że w pewnym sensie stawia pod znakiem zapytania rolę państwa i uregulowań ustawowych w kwestii rozmnażania się. Otóż osobiście znam polską rodzinę, która choć mieszka w kraju, dzieci rodzi sobie u zachodnich sąsiadów (bo tam przez kilka lat mieszkali) a głowa rodziny wymyślił sobie chytry plan na życie wiedząc, że mając odpowiednią ilość dzieci tam urodzonych można nieźle żyć z zasiłków. Bodaj po 5 dziecku małżonka nie musi już nigdy w życiu pracować, a państwo buli. No i mają już tę piątkę, więc mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. A mimo to, rodowici Niemcy jakoś nie palą się do rozmnażania.

Ale np. Francja, która stworzyła bardzo dużo zachęt do płodzenia nowych obywateli wyszła na tym bardzo dobrze, choć ponad połowa tych dzieci rodzi tam się poza uswięconym tradycją związkiem małżeńskim, czyli na tzw „kocią łapę” A jaka jest etymologia tego określenia, wyjaśnia nam Wydział Nauk Humanistycznych KUL:

Jakie jest pochodzenie związku frazeologicznego: żyć na kocią łapę?

W słownikach frazeologicznych związek ten opatrzony jest kwalifilakatorem: potoczny albo pospolity. To znaczy, że funkcjonuje w języku codziennym, nieoficjalnym. Wiele tego typu związków frazeologicznych opartych jest na obserwacji świata, szczególnie świata zwierząt i przypisywaniu im pewnych cech, które tak naprawdę są właściwościami ludzi, np. to, że lis jest chytry, koń silny, a osioł nie grzeszy mądrością itp. Można powiedzieć, że działa tu prawo analogii, która z jednej strony powoduje antropomorfizację świata zwierząt, z drugiej zaś – metafory zwierzęce stosuje się do opisu ludzi. Wykorzystali je bajkopisarze, np. Ezop, La Fontaine.

Zwrot żyć na kocią łapę powstał zapewne wskutek obserwacji podobnej do wyżej przedstawionych, mianowicie kot (w odróżnieniu np. od psa) jest stworzeniem niezależnym: przychodzi do swojego pana, kiedy ma na to ochotę i odchodzi, kiedy chce. Przypisywanie kotu cechy niestałości, ograniczonego zaufania i małej wierności prawdopodobnie stoi u podstaw wspomnianego frazeologizmu.

No, teraz już każdy może ocenić prawidłowo relację między Kaczyńskimi i ich kotami.

Z kolei fakt, że Polki na potęgę (a może i na złość) rodzą w Anglii nie oznacza, że uciekły przed Tuskiem. Oznacza wyłącznie tyle, że stopa życiowa w Wielkiej Brytanii jest o wiele wyższa niż u nas i że jeśli rodzice mają taką możliwość, to chcą dziecku zapewnić jak najlepsze warunki rozwoju i żadne patriotyczne nawoływania do powrotu na ojczyzny łono tego nie zmienią. Choćby dlatego, że do stopy życiowej w krajach zachodu zbliżymy się może za 2 pokolenia, albo nigdy, jeśli do władzy dojdzie ponownie Kaczyński.

Tak więc krótko podsumowując:

Wszelkie narzucone odgórnie zasady „reprodukcyjne” prowadzą w najlepszym razie do nikąd, a w najgorszym są przyczyną nieszczęść i ludzkich dramatów. Nie da się ująć tych zagadnień ani w ramy prawne, ani tym bardziej nie mogą być poddawane naciskom ideologicznym. Jednak w naszej sytuacji demografcznej apele kościoła to po prostu dywersja i działania antynarodowe i jako takie powinny być zdecydowanie potępione, co też niniejszym czynię, jako Pantryjota i obywatel tego kraju.

Pantryjota

————

Kurde, zajebiste felietony kiedyś pisałem, prawda? Normalnie do gazety by się nadawały :))

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Eva70 pisze:

    Dzięki Pantryjoto, że oświeciłeś mnie na okoliczność frazeologicznego związku: „żyć na kocią łapę”. Zawsze dobrze jest wiedzieć, ale prawdę mówiąc żyło mi się na tę kocią łapę nie najgorzej i bez tej wiedzy, jak również bez kota. 🙂
    Cieszę się, że jesteś w dobrej formie i że trwasz na swojej/naszej reducie (SJP: 2. «idea lub przedsięwzięcie krytykowane, wymagające obrony»).
    Pozdrawiam serdecznie.

  2. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Ba….
    Że się tak wyrażę oględnie…

Dodaj komentarz