Kaczyński inspirował się Orwocolorem

Pewnie Państwo wiedzą, bo przecież nawet niedawno o tym wspominałem, że trzymający wszystkie sznurki Prezes sugeruje, że powinny powstać jakieś filmy o Polsce w Hollywood, bo to świetna reklama PiS i w ogóle.

I oto okazało się, że pan Kaczyński, jako były bloger Salonowy najwidoczniej śledził wpisy blogera Orwocolor, bo taki pomysł rzucił ów już kilka lat temu, gdy jeszcze tam pisywał i to od razu w swojej debiutanckiej notce. Przypominam przy okazji, że usunięcie tego świetnego blogera z Salonu nastąpiło na skutek permanentnych donosów niejakiego Golonki i że to właśnie Orwocolor rozpropagował ideę wiary w Bobra, jako alternatywy dla wiary w inne bóstwa i gusła.

Miłej lektury życzę.

Animowany Tupolew i anonimowe głosy z zaświatów

W ogniu dyskusji o sztuce filmowej, a konkretnie o filmie upamiętniającym upadek Tupolewa na ziemię wroga, ścierają się zwolennicy prawdy czasu, z przeciwnikami prawdy ekranu. Ci pierwsi uważają, że dla każdego aktora największym zaszczytem byłoby zagrać zabitego bestialsko Lecha Kaczyńskiego, a ci drudzy są zdania, że prawdziwy aktor mógłby zagrać co najwyżej Antoniego Macierewicza, którego jednak (na nieszczęście dla prawdziwych aktorów) na pokładzie nie było. Aktor znany choćby z filmu z wielbłądem zarzeka się, że zagranie w takim filmie jest poniżej jego standardów (m.innymi moralnych), a inny, znany np. z roli boksera zadeklarował, że Macierewicz wykreowany przy pomocy jego talentu i emploi byłby jak żywy. Oczywiście łatwiej zagrać żywego zastępcę prezesa, niż nieżywego zastępcę brata i być może dlatego w grę nie wszedł pan Więckiewicz, który też podobno za kołnierz nie wylewa, jak każdy prawdziwy Polak.

W związku z powyższym, czyli z niemożnością polubownego załatwienia sporu na temat dzieła o fundamentalnym znaczeniu nie tylko dla naszej kultury, ale dla sztuki filmowej sensu largo, mam dwa pomysły, na które jeszcze nikt nie wpadł, więc rezerwuję sobie w razie czego prawa autorskie, ze wszelkimi tego faktu implikacjami.

Pierwsza propozycja jest taka, żeby do wyreżyserowania tego filmu zatrudnić fachowca z zagranicy. Analogie z futbolem wydają się oczywiste i ktoś w rodzaju Benhałera mógłby wnieść wiele świeżości w tę zatęchłą, trupią atmosferę. Oczywiście taki ktoś miałby prawo do zatrudnienia wybranych przez siebie aktorów a także aktorek, bo jak rozumiem, role kobiece też są przewidziane w ramach Gender. Plenery też mógłby oczywiście wybrać dowolne i asystenta, bo każdy reżyser musi mieć przecież kogoś takiego, jak nie przymierzając prezes. Pieniądze w tym wypadku oczywiście nie odgrywają roli, bo żadne honorarium nie jest za wysokie w sytuacji, gdy idzie o pryncypia i honor. Dlatego nie należy także skąpić grosza na 3D, bo w 3 d. można się nie tylko nawalić, szczególnie na pokładzie.

Ważne, żeby reżyser pokazał prawdę, tylko prawdę i całą prawdę, a Oskar to najmniejszy zaszczyt jaki może spotkać takie dzieło. Kto wie, czy np. do reżysera nie zadzwoni z gratulacjami Papież, bo przecież lubi robić takie niespodzianki. A jeśli nie Papież, to może chociaż doczeka się wywiadu z szefem tego Salonu ? Przecież marzenia mają to do siebie, że czasem się spełniają.

Druga propozycja na pierwszy rzut oka może wydać się nieco dziwaczna, ale proszę zachować spokój i pomyśleć przez chwilę racjonalnie. Otóż uważam, że wyjściem z pata może być nakręcenie filmu animowanego. Można oczywiście dyskutować nad rodzajem animacji, aby nikogo nie urazić, ale idea sama w sobie wydaje się słuszna. Co prawda pozostaje jeszcze kwestia podłożenia odpowiednich głosów pod postacie, ale można by przecież przeprowadzić casting i każdy mógłby spróbować swoich sił. Nawet co bardziej patriotycznie wzmożeni blogerzy, których przecież nie brakuje, a nawet daje się odczuć ich lekką nadreprezentację na tym portalu.

Palcem nie będę pokazywał, bo jestem tu nowy i fatalnie bym zadebiutował, używając palca do tego celu.

Jak sama nazwa bloga wskazuje, chciałbym, aby było to miejsce spotkań miłośników kina szeroko rozumianego, ze szczególnym uwzględnieniem roli tej muzy w kształtowaniu właściwych postaw społecznych, patriotycznych i oczywiście estetycznych, gdyż bez tego ani rusz. A swoją drogą byłem trochę zaskoczony, że na tak popularnym portalu wolna będzie nazwa bloga „forum filmowe”. Jakby tutejsi blogerzy nie znali tego cytatu, które wybrałem na motto mojego bloga:

„Kino: najważniejsza ze sztuk”

A że jestem trochę nieśmiały, to debiutuję o północy licząc na to, że może debiut przejdzie niezauważony i będę mógł na spokojnie pomyśleć co dalej.

Dziękuję ze ewentualną uwagi i komentarze i obiecuję przeczytać wszystkie i być może na wszystkie odpisać.

M.K.

Komentarze do notki :

@Autor

No , no ..
Debiut na poziomie .
Weź Pan kup , na wypadek , jaki pancerzyk , albo zbroję , bo humor na temat Smoleńska ,
albo nawet filmu o Smoleńsku – to może być zbyt dużo dla poniektórych ..

Welcome to salon !


ROBIN41234.01 00:25
261224
więcej
Odpowiedz
@ROBIN4123
Jaki znów humor ? Panu jest do śmiechu ???
Nikomu nie wolno się z tego śmiać.
A Polskę kochać trzeba i szanować.

Uszanowanie i dziękuję za 1 komentarz.

ORWOCOLOR4.01 00:28
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
„…nie deptać flagi i nie pluć na godność…”

:)))
KALIFLOREK4.01 00:40
044
więcej
Odpowiedz
@KALIFLOREK
Otóż to.
Szczególnie przez lewe ramię.
ORWOCOLOR4.01 00:47
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Tekst rzeczywiście utalentowanego felietonisty, witamy na salonach:)
Tylko dlaczego od razu w taki sposób brać się trendową statystykę? 🙂 „patriotycznie wzmożeni blogerzy, których przecież nie brakuje, a nawet daje się odczuć ich lekką nadreprezentację na tym portalu.” Ci „nadreprezentatywni”, to na całe szczęście ludzie przede wszystkim z głową na karku i którzy nie dali i nie dają się otumaniać lub zwieść w stronę kłamstwa opłaconego „wygodnym życiem”. „…należy też w coś wierzyć i ufać…” Pozdrawiam
KIZAK4.01 00:57
21586
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Albo na scenie.
KALIFLOREK4.01 01:01
044
więcej
Odpowiedz
@KIZAK
Komplementy przyjmuję otworem :))
Wygodnym życiem ?
Może Pan to rozwinąć ?
Jak rozumiem, Ci którzy nie wierzą w zamach żyją sobie jak u pana Boga za piecem, a ci drudzy mają pod górkę ?
To ciekawe spostrzeżenie z pogranicza różnych nauk.
ORWOCOLOR4.01 01:04
674
więcej
Odpowiedz
@KALIFLOREK
Nie wiem dlaczego, ale początkowo odczytałem Pan nick jako ” kalichlorek” :))
ORWOCOLOR4.01 01:06
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Wiech Panu odpowie:)
KALIFLOREK4.01 01:18
044
więcej
Odpowiedz
@Autor
Trochę za późno proponujesz tą animację, bo ponoć rola Lecha Kaczyńskiego już jest obsadzona.
Ale możesz spokojnie zaproponować pomysł z animacją tym co zechcą nakręcić wersję alternatywną.
Do kin bowiem ludzie chodzą za własne pieniądze.
I na gniota opartego o pancerną brzozę raczej nie zapędzisz nikogo poza tymi co będą mieli zapłacone za siedzenie w kinie.

Pamiętasz takie powiedzenie tylko świnie siedzą w kinie?
To z wojny przypomnę, choć takiemu znawcy pewnie nie trzeba.
Wymyślili je Warszawiacy, a chłopcy z Szarych Szeregów pisali na murach.
Pan Stuhr robi co chce.,
Ale jak ktoś na ścianie napisze tylko świnie siedzą w kinie gdy gra Stuhr, to ja płakać nie będę.
Nie żal mi wypromowanych za komuny ludzi co to pozjadali wszystkie rozumy i zawsze wiedzą komu pluć do zupy aby władza była chojna.
A pana Stuhra najmniej.
Każdy sam pracuje na zdanie o sobie.
Dla mnie pan Stuhr zapracował na zdanie o nim.
Wprawdzie kunsztem aktorskim się przy tym nie wykazał, ale jak dla mnie mimo że nie uważałem go za marnego aktora jakimś aktorskim geniuszem nie był nigdy.
Ot umiał ustawiać się przed tymi drzwiami z za katórych rozdawano najlepiej płatne role.
Gdzie mu tam do wielu aktorów nawet drugoplanowych którzy umieli grać a nie tylko łapać kasę.
Tak więc to jak widzimy ludzi jest pokłosiem ich własnych działań.
Dla mnie aktor Stuchr i tak nie nadawał się do roli prezydenta Kaczyńskiego.
To wprost pokłosie jego postaw, i działań jako człowieka.
Niech sobie gra w niszowych filmikach dla swoich duchowych pobratymców.
A jeśli pisze że mógł grać gdziekolwiek na świecie, to czemu nie gra.
Bo śpiewać to sobie każdy może.
Ale jeden trochę lepiej, a drugi jak aktor Stuchr.

Pozdrawiam.
TONICK4.01 02:12
1683884
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
„mam dwa pomysły, na które jeszcze nikt nie wpadł, więc rezerwuję sobie w razie czego prawa autorskie, ze wszelkimi tego faktu implikacjami.”

Drugi pomysł już został napoczęty. Rosjanie zrobili filmik animowany pokazujący wybuchającego tupolewa, na który to filmik z pełną powagą powoływał się Macierewicz (oby żył wiecznie) jako dowód na zamach.
Ciekaw jestem, kiedy będzie powoływał się na filmy z Kaczorem Donaldem.
CONTRI4.01 08:26
3015303
więcej
Odpowiedz
@Autor
Debiut dośc słaby. Podpowiem dlaczego. Otóż: zakładanie bloga-forum filmowego od notki bedacej kiepsko skrywana szydera (jeszcze kiepszczej udajacej bezstronnosc) w takim temacie jak
Smolensk, to jak odpalic bloga o podrózach i napisac, że sie nie lubi jezdzic do ciotki do Otwocka, bo głupia i słabo gotuje.

Efekt:

– ludzie szukajacy dyskusji o filmie nie maja tu czego szukac, przynajmniej póki co.

– ludzie szukajacy prawdy o Smolensku nie bedac wchodzic, bo marne kuplety z waznej niezagojonej rany nie maja dla nich zadnej wartosci

– ludzie szukajacy okazji do ataku na ZP (obrony „pancernej bjerjozki”) już dawno porzucili cienkie aluzje, lekka drwinę, podwójne dna, ciekawe hiperbole etc. To juz passe. Teraz obowiazuje kurs na chamówę, działanie na wyrwę, modnie nosi się bezczelne akcje typu SWW obala myląc zdjęcia lub Macierewicz ujawnił tajne materiały, które od pol roku były jawne. Spoznił sie Pan, tamten pociag juz odjechał. Napisy końcowe lecą. Taki Pan po porstu niedzisiejszy. Fanów taka sztuka wielu nie znajdzie, wszyscy ważni przy robocie na rympał

Zajrzę kiedyś jeszcze, jak rozwiazuje Pan ten dylemat: tworzyc kino artstowskie, niszowe (wysublimowana drwina ze Smolenska, polskosci etc) i miec mało wpisów, czy dołaczyć do fornali w nagonce idących od młodniaka (frekwencja gwarantowana). A może uda się jakiś modus vivendi znaleźć?

GŁOS WOLNY4.01 10:04
97611
więcej
Odpowiedz
@TONICK
Nigdy nie jest za późno no dobrą animację :))

ORWOCOLOR4.01 11:11
674
więcej
Odpowiedz
@CONTRI
Niejaki Binienda też coś tam próbował animować przy pomocy programu „Mały animator”.
Wyszło jak szydło z worka, ale Macierewiczowi się podobało.
ORWOCOLOR4.01 11:15
674
więcej
Odpowiedz
@GŁOS WOLNY
Pański komentarz oczywiście biorę za dobrą monetę.
Szydera udająca bezstronność ? Podoba mi się taki punkt widzenia – obiecuję pracować nad tą formułą.
Póki co – słusznie.
Ewentualny brak wejść ludzi szukających tzw „prawdy” o Smoleńsku specjalnie mnie nie stresuje, a wręcz przeciwnie – byłbym rad, gdyby tu nie wchodzili, bo może to być dla nich bolesne.
Mam nadzieję, że jednak Pan się myli i znajdą się jeszcze jacyś miłośnicy hiperbol i parabol, że nie wspomnę o podwójnym dnie.
Będę szukał nie tylko modusa vivendi, ale nawet operandi, w czym mam nadzieję pomogą mi tacy komentatorzy jak Pan.
Ukłony.

ORWOCOLOR4.01 11:21
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Macierewicz brzytwy (szydła?) się chwyci aby tylko ciągnąć swoją narrację.
Binienda już passé, animacja rosyjska wyśmiana.
Niewykluczone, że wpadnie na pomysł innej animacji coś á la Kaczor Donald.
CONTRI4.01 11:35
3015303
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Pana odpowiedź ,,głosowi wolnemu,, który równie dobrze,a może nawet lepiej nazywałby się ,,głosem rozsądku,, wskazuje ,że nie zamknął Pan jeszcze wszystkich drzwi za sobą i zdolny jest,przynajmniej deklarartywnie, do refleksji nad własną drogą.

W zasadzie po drugim komentarzu chciałem machnąć ręką,ale dobrze że dotrzymałem do końca.
AUTORYTETOPOŻERACZ4.01 11:57
4149601
więcej
Odpowiedz
@CONTRI
Można szukać igły w stogu siana, ale można i szydła w worku.
Na starość łatwiej tego drugiego, choć worki bywają różne.
ORWOCOLOR4.01 12:04
674
więcej
Odpowiedz
@AUTORYTETOPOŻERACZ
Pańskie nadzieje mogą okazać się płonne, ale proszę ich nie tracić.
Póki co badam teren, więc nie mogę zamykać za sobą wszystkich drzwi – któreś powinny zostać otwarte w razie konieczności ucieczki.
ORWOCOLOR4.01 12:06
674
więcej
Odpowiedz
@TONICK
I jeszcze jedno: Tę animację.

ORWOCOLOR4.01 12:12
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Notka bardzo mi się spodobała. Dyskusja pod nią żywa.
Widzę dobre perspektywy przed blogiem.

Jeno proszę nie oglądać się na drzwi wyjściowe z przewidywaniem ucieczki, a otwierać kolejne.
CONTRI4.01 12:40
3015303
więcej
Odpowiedz
@CONTRI
Cieszę się, że póki co, większość chwali.
Będę oczywiście starał się otwierać kolejne wrota percepcji, aż do skutku.
ORWOCOLOR4.01 12:46
674
więcej
Odpowiedz
@KALIFLOREK
Wiech znał odpowiedzi na wiele pytań, szkoda, że nie doczekał katastrofy w Smoleńsku.
Ko wie, czy do zamachu nie użyto kalichlorku…
ORWOCOLOR4.01 15:28
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Marwa… dla mnie również pierwszym skojarzeniem był kalichlorek :)))
CONTRI4.01 16:12
3015303
więcej
Odpowiedz
@CONTRI
Marwa twoja kuć ? :))
Ech, łza się w oku kręci…

Równie dobrze ktoś mógł strzelić z klucza, albo nawet z torby na pawie.
Wybuch to wybuch i nie ma o czym dyskutować.
Ciekawe, jak pokaże go pan Krauze, bo co by nie mówić, to kluczowa scena i oś dramaturgiczna.Trawestując klasyka można by powiedzieć, że najpierw powinien być wybuch, a potem napięcie powinno rosnąć. Tak więc ja bym na miejscu reżysera zaczął film właśnie od tego momentu, a nie od pokazywania prezydenta jak jeszcze żył i spełniał się w swojej roli prawie jak brat.

Teraz muszę się udać za potrzebą, ale wieczorem jeszcze zajrzę, czy ktoś się wpisał.
Pozdrawiam i wklejam coś dłuższego na temat, żeby się czytelnicy nie nudzili.

———–

Tradycja

Na robotniczych przedmieściach Warszawy istniała tradycja strzelania z kalichlorku. Właściwe strzelanie zaczynało się w Wielką Sobotę wieczorem i trwało do niedzieli rana. Strzelanie groziło śmiercią lub kalectwem, dlatego było policyjnie wzbronione i na pewien czas przed świętami nie wolno było sprzedawać rnateriałów wybuchowych, to jest soli chlorowej i siarki.
Był to rok 1939. Jak zwykle staliśmy wieczorem we czterech na rogu ulicy.
— No, chłopaki, święta idą — powiedziałem — czas pomyśleć o kalichlorku. Tradycję podtrzymać… Teraz jeszcze można wszędzie kupić, a już za dwa tygodnie tylko na lewo dostaniemy.
—Szkoda monety na przepłacanie — dodał Mały.
—Ile który kupuje? — zadałem konkretne pytanie. — Ja mam zamiar kupić cztery kilogramy, więc z siarką będzie pięć kilogramów.
— To ja kupuję tak samo — odpowiedział Mały.
Beton i Pajac nie chcieli być gorsi, więc uzgodniliśmy, że każdy z nas będzie miał po pięć kilogramów i razem robimy bomby. Wiadomo, że każdy z ferajny będzie miał przynajmniej kilogram — do tego dojdą „powstańcy”, o których wiedzieliśmy, że też szykują się do świątecznego strzelania. Tydzień przed świętami wielkanocnymi zrobiliśmy cztery bomby dwa razy większe niż zwykle, żeby wypróbować, czy materiał jest w porządku, i jego siłę wybuchową. Każdy z nas miał oddać jeden strzał. Żeby nie robić poruty na własnej ulicy, postanowiliśmy strzelać na ulicy Nabielaka. Ulicę tę w ciągu ostatniego roku zabudowano nowymi domami i mieszkali na niej ludzie z „lepszej sfery”, którzy nie znali jeszcze naszej tradycji.
Wyszukaliśmy duży, gładki granitowy kamień, ktorym uderzało się z góry ładunek wybuchowy położony na jezdni, na takim samym kamieniu. Uderzyłem pierwszy. Bomba spłaszczyła się, ale nie wybuchła. WyszukaIiśmy dużo większy kamień. Po uderzeniu nastąpił wybuch, po którym zadzwoniło mi w uszach… i cisza. Ogłuchłem. Tylko dym się rozwiał — już wali Mały.
Gdy Beton ustawił się do strzelania, zauważyliśmy, że w nowych domach ludzie stoją we wszystkich oknach, a niektórzy wyskakując z bram pędzą do nas. Kiedy strzelał Pajac, ludzie ci już byli tuż przy nas, ale gdy ujrzeli uniesiony w górę olbrzymi kamień, zatrzymali się. Kiedy rozwiał się dym po wybuchu, nas juz nie było — ucieklismy na Mokotów.
Po moim powrocie do domu matka nie pytając wcale o to, czy to ja strzelałem, założyła mi mowę: że po jaką cholerę już strzelam, że pobiją mnie lokatorzy nowych domów albo mi jakiś pęknięty przy wybuchu kamień urwie nogę i będę przez całe życie żebrakiem.
— Mamuśka kochana! — odpowiedziałem. — Zobaczymy, jak oni będą skakać w sobotę, gdy na ulicę wyjdzie cała ferajna. Za chude uszy mają na to, żeby z nami zaczynać. My ich nie zaczepiamy i nie chcemy ich znać — ale niech oni też lepiej z nami wojny nie zaczynają.
W piątek wieczorem usiedliśmy do robienia bomb. Przedtem przygotowaliśmy sobie gazety i szmaty, wyproszone od matek i sąsiadek, które nie miały synów w wieku „strzelców”. Produkcja bomb trwała kilka godzin. Ja mieszałem na stolnicy materiały wybuchowe i łyżką nakładałem na kawałki gazet. które inni znów obwiązywali szmatami, i po mocnym ściągnięciu, żeby ładunek był twardy, na końcu wiązali sznurkiem.
— Wyskocz, Mały, strzel raz — powiedziałem. — Zobaczymy, jaka jest siła wybuchu.
Mały wyszedł z jednym ładunkiem i po chwili już usłyszeliśmy jego wystrzał.
— Klawo wali! — stwierdziliśmy z zadowoleniem.
Umówiliśmy się, że strzelanie zaczynamy w sobotę o godzinie dwunastej w nocy.
— Tylko nie zapomnijcie napakować w uszy waty, bo Mały znów ogłuchł. No i stare portki na d…, nogi grubo owinięte szmatami i stare buty — bo się zniszczą.
W sobotę po południu wyszukaliśmy odpowiednie kamienie, które pochowaliśmy zeby nam nikt nie zabrał, a wieczorem przy radiu i literku wódki, którą trzeba było wypić dla rozgrzewki i dodania obte animuszu przy strzelaniu, czekaliśmy na godzinę dwunastą. O jedenastej rozpoczął się ruch na podwórzu. To „powstańcy” nie wytrzymali nerwowo i już szykowali się, nie czekając na umówioną godzinę.
— Kaziek! Właź na bramę! — słyszymy przez okno głos z podworza. A brama to część parkanu ogradzającego podwórze.
—Podajcie mi kamień — słychac znów głos. Po chwili usłyszelismy uderzenie kamienia o bruk podwórza.
— Tylko spłaszczyło — słychać głos pełen zawodu.
Równocześnie rozległ się szczęk otwieranych okien. To lokatorzy już połapali się, że w podwórzu wybuchnie pierwsza bomba, która zapoczątkuje nocne strzelanie, i otwierali okna, żeby szyby nie wypadły. Jeszcze kilka razy kamień uderzył o bruk… i wybuch oraz brzęk wybitych szyb z okien, które zaspany lokator zapomniał otworzyć. Po chwili byliśmy na ulicy.
Okazało się, ze z naszej ulicy są już wszyscy od lat dwunastu do trzydziestu. Rozstawiliśmy się co dziesięć metrów. Nie będziemy sobie przeszkadzali i możemy strzelać jednocześnie. „Nasza ulica”, Tatrzańska, ma nie więcej jak około dwustu metrów długości, więc po chwili na całej jej długości rozległy się detonacje. Strzelali wszyscy — starsi, młodzi i ci najmłodsi, to znaczy „powstańcy”.
Bum! hum! — Bum, bum, bum! — Bum, bum! — Bum, bum, bum!
We wszystkich oknach nowych domów pozapalały się światła, lokatorzy stali w oknach i na balkonach. Kilka bab zaczęło nam wymyślać piskliwymi głosami. Na balkon nowego domu przy rogu Tatrzańskiej wyskoczył jakiś facet i wymyślając nam, zaczął strzelać z pistoletu. Na to jeden z „powstańców” krzyknął:
— Kogo chcesz, frajerze, straszyć tą pukawką? Ja i tak głośniej strzelę! — I mówiąc to już układał ładunek na jezdni, a po chwili nastąpił wybuch.
Po kilku minutach na rogu ulicy jakieś zamieszanie. To do chłopaków szura pewien gość, o którym wiedzieliśmy, że jest tajniakiem.
—Jak nie przestaniecie strzelać, to was zamknę — mówi tajniak.
—Spróbuj pan! Spróbuj pan ruszyć chociaż jednego, o, choćby tego najmniejszego — pokazuję na nagniotka, który nie miał więcej jak dwanaście lat.
—Do czego to podobne, taki huk w nocy robić! Spać nie dajecie, dziecko się obudziło!
—Jutro święta, wyśpisz się pan, a dziecko niech się przyzwyczaja do tradycji.
—Wy widocznie nie wiecie, kto ja jestem — odgraża się facet.
—”Pies” jesteś, to my wiemy. Ale tu u nas są lepsi i też się ich nie boimy — odezwał się Pajac.
—Niech tylko który strzeli jeszcze raz, to zobaczycie, co zrobię! — zawołał znów starszy tajniak.
W tym momencie nastąpił wybuch za jego plecami. To strzelił Sasa, jeden z najbardziej bojowych „powstańców”.
—No i co mi, frajerze, zrobisz? — zawołał po chwili Sasa zza naszych pleców.
Cała heca odbywała się w odległości jakichś dziesięciu metrów od rogu ulicy. W rozgardiaszu nikt nie pomyślał o tym, że jeden z nas powinien stać na rogu, by obserwować, co tam się dzieje. I dlatego policjantom udało się nas podejść. Zobaczyliśmy ich dopiero, gdy wyskoczyli zza rogu.
— Gliny!!! — wrzasnął ktoś ostrzegawczo, a my rozbiegliśmy się tak. jakby w środek piorun strzelił.
— Chłopaki, wiać!!! Gliny z drugiej strony! — krzyknął ktoś inny. To druga grupa policjantów wpadła od strony ulicy Górskiej.
Wtedy wszyscy rzucili się do ucieczki w jedyne bezpieczne miejsce, to jest do domu. Wpadliśmy w ciemne przejście między domami. Brama, podwórze, tupot nóg po ciemnych drewnianych schodach, trzaskania drzwiami… a po chwili idealna cisza. Dom śpi. Ucieczka po klatkach schodowych odbywała się w zupełnych ciemnościach i słychać było tylko głosy lokatorów stojących w otwartych drzwiach swych mieszkań, jak zapraszali uciekających do siebie.
— Chłopaki, tutaj! — woła jeden. — Chodźcie tu! — woła ktoś inny.
Wszystkie mieszkania były otwarte i każdy wpadał, do którego chciał. Policjanci z latarkami przeszli po wszystkich korytarzach, zajrzeli do ustępu, do piwnic, za śmietnik — postali chwilę na podwórzu i wyszli na ulicę. Wtedy my zeszliśmy się na korytarzu, żeby się naradzić, co dalej robić. Okazało się, ze dwóch naszych chłopaków złapali. Uzgodniliśmy, że teraz strzelać będziemy tylko na rogu ulicy Nabielaka, bo bliżej domu, więc łatwiej uciec w razie nalotu policji. Poza tym trzeba postrzelać trochę panu „tajnemu” i „obcym” z nowych domów, żeby ich przyzwyczaić do tradycji. Postanowiliśmy, że bomby zmagazynujemy w bramie i będą one podawane strzelcom systemem taśmowym — żeby w razie złapania nie znaleziono przy nikim materiałów wybuchowych.
—Chłopaki! Chodźta!! Już gliny poszli! — zawołała z podwórza dozor-
czyni, która z naftową lampką sprawdziła na wszelki wypadek wszystkie zakamarki, czy nam przypadkiem nie podrzucili ze dwóch, trzech policjantów.
Po kilku minutach znów zaczęło się strzelanie. Teraz strzelało równocześnie tylko czterech lub pięciu chłopaków, a inni podawali bomby. Strzelaliśmy tak już prawie pół godziny. Nikt nam nie przeszkadzał, nie licząc wymyślań i przekleństw, które sypały się na nas ze strony „nowych”. Wszystko szło składnie i sprawnie, gdy znów tradycję naszą w brutalny sporób naruszyła policja. Tym razem zjawili się na rowerach, jadąc cicho po chodniku tuż przy samych domach.
Spostrzegłem ich pierwszy, bo mimo waty w uszach już znowu ogłuchłem i stałem na drugim rogu ulicy, żeby ochłonąć trochę. Krzyknąłem ostrzegawczo i razem z innymi rzuciłem się do ucieczki w kierunku domu, a policjanci tuż przy nas zeskakiwali z rowerów. W ostatnim momencie ujrzałem, jak Mały podnosi kamień, by spowodować wybuch ładunku, który już leżał na jezdni.
I znów wszystko powtórzyło się jak poprzednio. Tupot, odgłos zatrzaskiwanych drzwi… i cisza. Tym razem, wyglądając przez okno, odniosłem wrażenie, że w sieni drugiego domu mamy „podrzutków”. A znów ci, co obserwowali przez okna od ulicy, meldują, że poszli wszyscy. Co robić? — zastanawiamy się na korytarzu.
—Daj mi lampkę elektryczną, pójdę sprawdzić — zwrócił się do mnie Mały.
Obserwujemy wszyscy przez okna, jak Mały wychodzi za bramę i pomaleńku, cicho, na palcach podchodzi do sieni drugiego domu… Wreszcie stanął przed drzwiami, zapalił lampkę — i błyskawiczny zryw z powrotem do bramy, a tuż, tuż za jego plecami dwóch policjantów. Ale jak oni mogli złapać chłopaka, który ma dwadzieścia lat i zna teren? Więc gdy tylko dopadł schodów, to już był dla nich stracony, bo kto tych schodów nie znał, po ciemku mógł się zabić na powyrywanych stopniach i połamanych poręczach.
I znów zaczęło się wszystko od nowa: strzelanie, nalot, ucieczka i — tym razem — wystawienie na stałe, do rana, posterunków na rogach ulicy i przed naszą bramą. Gdy policjanci zapytali dozorczynię, czy nie wie, kto strzela, ta dopiero wyjechała na nich z twarzą:
—A czy to ja jestem do pilnowania, kto strzela? A pilnujta ich sobie sami! To jak ja mogę raz w roku pospać sobie, bo nie muszę zamykać bramy, to myślita, że będę pilnowała, kto strzela? A zresztą niech sobie chłopaki postrzelają — tradycja!
I znów, jak zwykle, kłopot z nowymi. W naszym domu na parterze zamieszkała nowa lokatorka, której też zaczęło przeszkadzać strzelanie. Zaczęła kapować, kto strzela. Złapaliśmy jedną bombę i rzuciliśmy pod jej okno. Zrobiło się jasno jak przy magnezji. Baba klnie, my się cieszymy — i zabawa na całą kamienicę. Położyłem drugą bombę na kamień, przytrzasnąłem głazem — wybuch! W uszach zagwizdało, rozdzwoniło się, znów poleciała jakaś szyba, ale tego już nie słyszałem, bo znów ogłuchłem.
— „Nowa” płacze! — wrzasnął mi do ucha Mały.
— No to dajmy już jej spokój, niech i ona ma święta.
Tak więc płacz jednej baby przerwał wesołą rozrywkę lokatorom całej kamienicy i wreszcie ogłuszeni, z postrzępionymi spodniami wróciliśmy do domu.
W domu matka powiedziała mi, że rozmawiała z policjantami. Tłumaczyli się, że im by to strzelanie nie przeszkadzało, ale w komisariacie urywały się telefony z wymyślaniami i pytaniami: „Gdzie jest policja? Jak można na coś takiego pozwalać?”

W niedzielę wieczorem, siedząc przy świątecznej zakąsce, zastanawialiśmy się nad dziwną naturą ludzi, którym nie podobała się taka piękna tradycja, obchodzona uroczyście każdego roku. Lokatorka z parteru, „nowa”, której strzeliłem pod oknem, mówiła do jednej sąsiadki:
— Tak, moja pani, byłam w kościele na rezurekcji i modliłam się do Pana Boga, zeby tych s…synów szlag nareszcie trafił za to, że strzelali mi pod oknem i całą noc nie dali spać.

S.Grzesiuk.
ORWOCOLOR4.01 16:16
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Aż dziw że to pan mnie poucza w sprawie Języka Polskiego.
Ale na bezrybiu i rak ryba.
Dobre i to że choć pisać i mówić pan umie po polsku.
TONICK4.01 17:28
1683884
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Gratulując efektownego debiutu wyrażam obawy, że ani jeden, ani drugi pomysł nie zostanie zrealizowany.
Z bardzo prostego powodu – braku pieniędzy.
Na początku producenci filmu czuli się bardzo pewnie – podobnie jak wydawcy Gazety Polskiej Codziennie, którzy podpisali z drukarnią długoterminowy kontrakt na druk prawie 90 tys. egzemplarzy. Deklarowali, że zbiorą fundusze od sponsorów i darczyńców będących Prawdziwymi Polakami Patriotami. Ale przez rok z kawałkiem powołana specjalnie fundacja zebrała tylko 500 tys. zł. Grant PISF, do którego producenci teraz chcą się zwrócić, stoi pod znakiem zapytania, poza tym to byłoby najwyżej 5 mln PLN – skąd wziąć drugie tyle?
Cóż – Prawdziwi Polacy Patrioci są dużo lepsi w destrukcji, niż w tworzeniu.
JKDINO494.01 19:30
05584
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Szydlo bez worka, i to na zimę. Worek oddany do wożenia Nadprezesa.
Za dobry początek wznoszę tradycyjnie i czekam, CBDO (co będzie dalej ojej).
ESTIMADO4.01 20:20
976389
więcej
Odpowiedz
@CONTRI
„pierwszym skojarzeniem był kalichlorek :)))”

Nie rozumiem, dlaczego tutaj, w ojczyźnie „słąby tronia” bądź co bądź, nikt nie wspomni, nie zająknie się nawet, o „chlali w korku”.

KIEROWCY I KORKI

Korki kierowcom nerwy psują.
Potrzeba trochę dobrej woli.
Niech w parlamencie przegłosują,
by dawać kapsle do jaboli.
ESTIMADO4.01 20:27
976389
więcej
Odpowiedz
@TONICK
Pan też może mnie w razie czego pouczyć, jestem otwarty.
Ale kto jest tym rakiem, tego nie kumam.
Z mówieniem to chyba u mnie gorzej, bo w przed mikrofonem i kamerami zjada mnie trema.
Ale pracuję nad tym.
ORWOCOLOR4.01 20:53
674
więcej
Odpowiedz
@JKDINO49
To może chociaż odtwórca głównej roli zgodzi się zagrać za połowę normalnej stawki, albo wręcz za zwrot kosztów podrózy na plan ?
ORWOCOLOR4.01 20:54
674
więcej
Odpowiedz
@ESTIMADO
Dalej będzie co ma być – o kinie i filmach.
To temat rzeka, być może nawet bez powrotu.
Pozdrawiam i polecam się serdecznie.
ORWOCOLOR4.01 20:56
674
więcej
Odpowiedz
@ESTIMADO
To nad Smoleńskiem był jakowyś korek ?
Potem pewnie wystrzelił i było po ptokach.
ORWOCOLOR4.01 20:58
674
więcej
Odpowiedz
@TONICK
I jeszcze coś:
języka polskiego, jeśli już Pan musi.
ORWOCOLOR4.01 21:02
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Pójdę o krok dalej – Prawdziwie Polscy Patriotyczni Aktorzy zaangażowani do tego filmu powinni zapłacić za zaszczyt uczestnictwa w tym dziele.
JKDINO494.01 21:54
05584
więcej
Odpowiedz
@JKDINO49
Albo nawet zastawić wszystko co mają w lombardzie.
ORWOCOLOR4.01 22:06
674
więcej
Odpowiedz
@JKDINO49
Czu już wiadomo, kto będzie grał gen. Błasika ? Ja bym obsadził w tej roli Rewińskiego.
ORWOCOLOR4.01 22:12
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
Nie wiem czy Rewińskiemu zaproponowano jakąkolwiek rolę – ale zapewne by się zgodził.
Zastanawia mnie, że scenariusz jest autorstwa Marcina Wolskiego, którego pamiętam jeszcze z czasów „60 minut na godzinę” jako satyryka i autora satyrycznych słuchowisk s-f. Czy biorąc to pod uwagę, najkorzystniejsze dla Prawdziwych Polskich Patriotów nie byłoby, gdyby ten film w ogóle nie powstał?
JKDINO494.01 22:40
05584
więcej
Odpowiedz
@JKDINO49
To może być zwieńczenie kariery pana Marcina i ostateczny rozrachunek z partyjną przeszłością.
Ale jeśli film będzie w konwencji s-f, to może pójdę go obejrzeć. Choć ceny biletów trochę zniechęcają – dziś np w Multikinie oferowali sense po 30 zł. Dlatego od dawna nie chodzę do kina i w związku z tym będę pisał raczej o starych filmach, które jeszcze trochę pamiętam.
ORWOCOLOR4.01 22:47
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
„To nad Smoleńskiem był jakowyś korek ?
Potem pewnie wystrzelił i było po ptokach.”

(1) Chyba nie. Małpeczki są zakręcane. Brzozowa też.Chyba że w przejściu do kabiny pilotów.
(2) Z tego, co wiem, to po jednym, chyba żebyśmy G.Gęsicką R.Kaczorowskiego i A.Szczygło
ESTIMADO5.01 09:19
976389
więcej
Odpowiedz
@ESTIMADO
Ciekawe, czy sprawdzono możliwość zablokowania steru kierunku przez małpeczkę pozostawioną przez nieuwagę w kokpicie.
ORWOCOLOR5.01 11:16
674
więcej
Odpowiedz
@ORWOCOLOR
I tu się mylicie obywatelu.
To nie rosyjski .
Tu nie wszystko musi być pod klucz.
Nazwa Język Polski to nazwa własna.
I można jak najbardziej jako taką pisać ją dużą literą.
Choć nie wszyscy obywatele się tego spodziewają.
Widzi pan – moja wada nazywa się dysortografia.
Ale mnie uczyła lepsza pani profesor Języka Polskiego niż pana.
Reguły to nie wszystko.
Liczy się jeszcze po co się ich uczymy.
Ale niech się pan nie obawaia.
Pana nie będę pisał z dużej litery.
Chyba że się pan trafisz na początku zdania przypadkiem.
TONICK8.01 02:15
1683884
więcej
Odpowiedz
@TONICK
Pozdrowienia dla p. profesor lepszej niż moja.
A co z panią od rosyjskiego ?
Musi, że była słaba, skoro nauczyła Pana, że w rosyjskim wszystko musi być pod klucz.
ORWOCOLOR11.01 20:13
674

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Pantryjota jako...(10)
  1. Pantryjota pisze:

    Właśnie zauważyłem, że wkleiły się też komentarze, ale niech tam…
    W końcu wpis bez komentarzy jest jak Kaczyński bez brata.

  2. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Niestrudzonym propagatorem narodowej kinematografii był pan dr Joseph Goebbels. Telewizji narodowej jeszcze wtedy nie było. Pan dr Joseph Goebbels dbał też o wyrafinowane gusta czytelnicze. Oprócz akcji ocieplenia stosunków społecznych w wyniku palenia książek dokonał rzeczy wielkiej. W 1942 r. nakazał zniszczenie wydawnictw groszowych, romansideł, miałkich kryminałów (tzw. Schundliteratur, szmira). Pan dr Joseph Goebbels dokonał tym samym dzieła, o którym marzyli od zawsze i o którym marzą wszyscy poeci na całym świecie. Zanihilował kicz, w tym siebie samego, małżonkę i dziatki.

    Prawdziwa sztuka wymaga ofiar.

    W III Rzeszy formalnie nie było cenzury prewencyjnej, ale z jakichś zagadkowych powodów pisarze nie raczyli zbyt chętnie i wiele pisywać. Nigdy nie mogli być bowiem pewni, że ich książki nie są kiczem, a wtedy musieliby się anihilować.

    Wybitnym przedstawicielem kinematografii narodowej był Veit Harlan, który nakręcił wspaniałe patriotyczne dzieła filmowe, przede wszystkim Jud Süß i Kolberg. Wybitną aktorką i reżyserką była Leni Riefenstahl. Jej dzieła Der Sieg des Glaubens (Triumf wiary), Triumph des Willens (Triumf woli) mogą i powinny do dzisiaj być przykładem dla wszystkich patriotycznych artystów.

    Jest się na kim oprzeć. Jest się na kim oprzeć jednak nie tylko za granicą. Gdyby Jerzemu Hoffmanowi z nieco większą pasją udało się sfilmować nabicie Azji, syna Tuhajbeja, na pal, to świat czciłby go niczym Mela Gibsona. Tu należy więc zainwestować!

    Azja, syn Tuhajbeja, mógłby zmartwychwstać i wisiałby wtedy na palu w każdym tuhajbejowskim kościółku ku pokrzepieniu serc.

  3. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Znaczy się, Kaczyński powinien inspirować się Azją.

    ZARĘCZYNY KMICICA

    Pewnego razu był na Żmudzi ród możny Billewiczów – od Mendoga
    się co prawda wywodzący, ale w ostatnich czasach ograniczony już
    tylko do panny Oleńki Billewiczówny, jej ciotki, która nazywała
    się Kulwiec – Hippocentaurus i tak też wyglądała oraz do Kudłate-
    go Żmudzina.
    Siedzieli sobie kiedyś w Wodoktach i przędli, odzywając się
    z rzadka a głupio, jak to zwykle na świetej Żmudzi.
    – Pora by ci już za mąż – mruknęła ciotka Kulwiecówna,
    usiłując trafić górną lewą trójką na prawą dolną szóstkę w celu
    przegryzienia nitki.
    – Ach, co też ciotunia… – zasromała się panna i wykonała
    szereg czynności przystojnych skromnej szlachciance, a mianowicie
    strzeliła oczkiem, tupnęła nóżką, zmierzwiła brewki, furknęła
    noskiem, złożyła ręce w małdrzyk, a buzię w ciup, ciup natomiast
    złożyła na krześle, po czym parsknęła, fuknęła, puknęła, zaplotła
    kosę i grzmotnęła Kudłatego Żmudzina w pysk.
    – Padłaś – powiedział Kudłaty Żmudzin, spluwając do dzieży
    z pucitą, tą pożywną narodową potrawą, dobrą również do uszczel-
    niania okien i usztywniania złamanych kończyn.
    – Oj, pora ci, pora! – upierała się starucha. – A toć
    piećdziesiątka na karku.
    – Trzydziestka! – pisnęła rozpaczliwie Oleńka, rozglądając
    się, czy kto nie słucha.
    – Trzydziestka w dowodzie osobistym – zgodziła się ciotka –
    ale poprzednią datę urodzenia pod swiatło odczytać można, gdyż
    Kudłaty Żmudzin nader niedbale ją był wyskrobał – A żeby cię! –
    krzyknęła pod adresem Żmudzina i też strzeliła go w pysk.
    – Może pan Kmicic się zjawi, któremu dziadek Herakliusz w tes-
    tamencie swoim mnie zapisał – szepnęła z nadzieją Oleńka.
    – No, nie wiem, nie wiem, czy właśnie ciebie mu zapisał –
    pokręciła głową panna Kulwiecówna. – Po mojemu, to on Kmicicowi
    konia deresza wałacha zapisał, tuczarnię w Lubiczu natomiast
    miecznikowi Rośnienieskiemu, a ciebie to chyba Jóźwie Butrymowi
    Bez Nogi.
    – I owszem – potwierdziła Oleńka – atoli Jóźwa Butrym, gdy
    mnie ujrzał przypadkiem onegdaj rano wynoszącą śmieci do pojemni-
    ka, tedy zaraz poleciał do pana Kmicica i powiedział, że chętnie
    się zamieni i zamiast mnie weźmie wałacha.
    – A Kmicic się zgodził?
    – Pijany był, to się zgodził.
    – Ot, durny – podsumowała dyskusje ciotka i dalej wszyscy
    przędli w milczeniu.
    A wtem coś zadzwoniło, zarżało, wyrżnęło w okno i do izby wle-
    ciał wraz z okiennicą okutany w barany osobnik.
    – A słowo stało się ciałem! – wykrzyknęły obie białogłowy.
    – Padłaś – dorzucił z zainteresowaniem Kudłaty Żmudzin.
    Przybysz zaś podniósł się i powiedział trochę bełkotliwie:
    – Dzień dobry. Jestem Staś Tarkowski!
    – Bredzi… – szepnęła panna – Być może oszalał z miłości? –
    dodała z nadzieja, podczas gdy młodzian uchwyciwszy ciotkę Kul-
    wiecównę za gardło wycharczał:
    – Gdzie moja córuś jedyna? Oddaj mi Danuśkę, krzyżacka zarazo!
    – Paszoł won! – wyrzęziła ciotka i w odruchu samoobrony
    kopnęła go kościstym kolanem w instynktowne miejsce.
    Cios był widocznie skuteczny, gdyż szlachcic zawył, pobiegał
    chwilę w kółko, uderzył się w czoło i rzekł:
    – Jam jest Andrzej Kmicic!
    – Nareszcie się przyznał! – mruknęła z satysfakcją ciocia.
    Pan Andrzej odzyskując powoli kontenans, jął przyglądać się
    wszystkim obecnym, aby zgadnąć, która z przytomnych mu osób ma
    być jego narzeczoną. Wreszcie z kawalerską determinacją chwycił
    za ręce Kudłatego Żmudzina i ku ognisku odwrócił, tak nim jak
    fryga zakręciwszy, a potem uderzył się po kontuszu i zakrzyknął:
    – Jak mi Bóg miły, rarytet! Kiedy ślub?
    – Padłaś – wyszeptał skromnie Kudłaty Żmudzin, zakrywając swe
    małe oczka wąsiskami i spoza nich zerkając figlarnie ku pięknemu
    rycerzowi.
    – Pańska narzeczona tam oto stoi – rzekła surowo ciotka,
    wskazując panu Andrzejowi Oleńkę.
    – Jezus Maria… – jęknął chorąży orszański, pogrążony kresową
    urodą dziewicy.
    – Wybacz waćpanno – wyjąkał – alem znał jej dziada, podko-
    morzego Herakliusza Billewicza i nie mogę się nadziwić
    podobieństwu.
    – Prawda, że istna z niej skóra zdarta z nieboszczyka? – za-
    wołała z satysfakcją Kulwiecówna.
    – Oj, z nieboszczyka, z nieboszczyka…… – mruknął rycerz.
    – Skóra zdarta, ale gdzieniegdzie wypchana! – zażartowała cio-
    cia, popychając ich ku sobie, a Kmicica równocześnie w dół,
    skutkiem czego rymnął z hukiem na kolana.
    – Klęczy przed nią, o rękę prosi! – wrzasnęła triumfalnie
    stara dama.
    – Wszyscy widzieli! – Tu sięgnęła za dekolt i pobłogosławiła
    młodą parę wydobytym stamtąd wisiorkiem.
    – Padłaś – powiedział zgorszony Żmudzin – Taż to cycka!
    – O, pardon – zarumieniła się Kulwiecówna – Myślałam, że
    szkaplerzyk!
    I naprawiwszy omyłkę, nakreśliła w powietrzu krzyż, a po
    namyśle też drugi – prawosławny, bo na kresach nigdy nie było
    wiadomo, jakiej kto wiary.
    – Ja bym i Gwiazdę Syjonu dorzucił – poradził Kudłaty Żmudzin,
    spoglądając badawczo na orli profil pana Andrzeja.
    Zaś pan Andrzej, któremu przejaśniało się już we łbie,
    gorączkowo kombinował, jak by się tu wycofać ze świeżo zawartego
    narzeczeństwa. „Nic inszego – myślał – jeno muszę na pogardę onej
    panienki solidnie zapracować, w którym to celu chyba portrety jej
    przodków postrzelam. Upitę spalę, Wołmontowicze wymorduję, panny
    Pacunelki pogwałcę, a w końcu za Szwedy się zwiąże – to może jej
    obrzydnę?”
    I drapnąwszy z izby, jął realizować ów ambitny, ale jakże
    karkołomny program.

  4. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Ten Kmicic ponoć Gosiewskiego spłodził w zapale rycerskim. Iści on ci to Oleńkę uchycił czule jej do uszka patriotycznie szepcząc:

    Upsala, Naści, piesku, kiełbasy! – Tylko się nią nie udław.

    To rzekłszy spuścił się na dół i począł szukać sznurka.

  5. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Gosiewski poległ był w bitwie pod Prostkami, a następne spłynął rzeką w dół:

    Pan podskarbi Gosiewski nadpływa! – wrzasnął Zagloba, odda-
    jąc mimowolnie honory zasłużonemu dowódcy.
    Za Gosiewskim nadpłynęli dwaj dowódcy regimentów piechoty,
    bracia Engel.
    – Zaraz nadpłyną bracia Marx! – zażartował pan Wołodyjowski,
    ale, zamiast nich nadpłynął Hassling – Ketling i dość nieoczeki-
    wanie powiedział:
    – Czołem waszmościom!
    – Ketling, żywiesz? – ucieszyli się rycerze.
    – Yes – odrzekł oszczędnie, jak na Szkota przystało.
    – No to czego z trupami pływasz? Chodź do nas i opowiadaj,
    gdzie ta bitwa się rozegrała?
    – Pod Prostkami – wyjaśnił Ketling, zdejmując i wykręcając swą
    kraciastą spódniczkę i wystawiając na słonce swą szkocka kobzę.
    – Pod Prostkami – prychnął pogardliwie Zagłoba – pod czym to
    się już ludzie nie biją! A powiedzże nam gościu miły, kto
    zwyciężył?
    – Zwyciężyła słuszna sprawa – odrzekł Szkot, co niczego nie
    wyjaśniało, gdyż dla pana Ketlinga coraz to insza sprawa stawała
    się słuszna, w zależności od tego w czyje wpadał ręce.

    https://www.waligorski.art.pl/proza.php?myk=r&nazwa=359

  6. Eva70 pisze:

    Pantryjota,
    I jak tu nie być pantryjotką?! 🙂

  7. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Nie można nie być :))

Dodaj komentarz