Kaczyńskiego rzut na taśmę, czyli motyla noga

Moi drodzy,

Ostatnio mało się udzielam, bo po pierwsze mam sporo pracy zawodowej, a po drugie, w tych godzinach kiedy zazwyczaj pisałem, trwają mecze. Ale każdy mecz ma przerwę, więc pomyślałem sobie, że zanim Anglicy definitywnie odpadną, coś skrobnę na szybko.

Mimo, że nasi chłopcy się nie załapali, to u nas  też mają miejsce rozgrywki, choć o Borubarze słuch zaginął, a Pereira jest co prawda na boisku, ale w drużynie Urugwaju. „Męska” walka między służbami wiernymi Kaczorowi i niewiernymi Donaldowi rozpala emocje dziennikarzy, bo każdy z nich zapewne marzy o swojej Watergate, nawet taki prostak, jak naczelny Wprost.
Kaczyński i oszołomy z różnych stron sceny politycznej wzmagają się patriotycznie, a dziwnym trafem, jakoś nie słychać o Macierewiczu.

Resztę dopiszę po meczu, bo moja pani mówi, że już grają.

No już po meczu, więc kontynuuję.

Nieobecność Macierewicza jest oczywista, ponieważ trudno jednocześnie koordynować pracę agentów i udzielać się aktywnie w mediach. Może jednak ja po prostu nie śledzę aż tak uważnie wydarzeń i nie zauważyłem Antoniego. Tak czy owak duzi chłopcy chwytają się brzydko, a jeśli chodzi o „niedowład” służb, to chyba każdy wie, komu go zawdzięczamy. Bowiem zniszczyć struktury jest znacznie łatwiej, niż je potem odbudować, o czym wie każdy, a już szczególnie blogerka Ruhla, którą wspominają tutaj czasem niektórzy komentatorzy.

Wiem skądinąd, że jej wpisy oparte były niemal w 100% na faktach i to jest ta okropna część naszej rzeczywistości, na której żerują hieny dziennikarskie. Cieszę się, że już od jakiegoś czasu mam nieaktualną legitymację dziennikarską, bo w dzisiejszych czasach to trochę wstyd być dziennikarzem, podobnie zresztą jak ginekologiem.

Za czasów młodości Kaczyńskich skrobano zarodki bez przeszkód, ale bliźniaki się uchowały i teraz wszyscy ponosimy tego konsekwencje. Jeśli ktoś spytałby mnie, jak długo to jeszcze będzie trwało, to za blogerem P.M. odpowiem, że pewnie do końca dekady, a potem będzie już z górki.

A czy do tego czasu nasza reprezentacja zakwalifikuje się do jakichś mistrzostw ? Szczerze mówiąc też wątpię, bo ja generalnie wątpiący jestem.

A jeśli ktoś spytałby mnie, czy uważam, że afera podsłuchowa to faktycznie robota Antka, to odpowiedziałbym, że na dwoje dziad wróżył. Równie dobrze może to być „inicjatywa” jakiegoś palanta, który wymyślił sobie, że na takich materiałach można nieźle zarobić. Bo w to, że na żadnym etapie ich przedostawania się do opinii publicznej nikt za nie nie zapłacił, szczerze wątpię. Są również tacy, którzy sugerują udział służb Putina, no ale nie dziwota, bo niektórzy widzą je w wszędzie, nawet pod stołem w knajpie w bloku, w którym kiedyś mieszkała moja szwagierka.

A co do drugiej części tytułu, to nawiązuje on do mojej pierwszej notki w karierze blogerskiej, którą teraz pozwolę sobie Państwu z przyjemnością przypomnieć w całości i bez żadnych korekt, zwracając przy okazji uwagę na fakt, że  tytuły felietonów to moja specjalność i że z niektórych jestem co najmniej tak dumny, jak z Polski. Tej Polski, nie tamtej, bo za tamtą mi wstyd, choć winy żadnej  za jej obrzydliwy kształt sobie nie przypisuję.

A wszystko zaczęło się ponad 3 lata temu, kilka dni przed Świętem Kobiet….

05.03.2011 16:40

Wino i efekt motyla

Było kiedyś na moim Żoliborzu, na ulicy Suzina, kino Tęcza. Przechodziło różne koleje losu, aby wreszcie ulec rynkowej rzeczywistości, ale to nie będzie notka o upadku kultury pod naporem rynku. Będzie o latach szczenięcych i dwóch filmach dla dzieci, oraz o efekcie motyla.

Pierwszy z nich, którego bohaterowie, niejaki Jacek i Placek kombinowali z księżycem, dość często był przywoływany w ostatnich czasach w rożnych dyskusjach z racji roli, jaką przyszło odegrać w przyszłości jego dwóm głównym bohaterom. Drugi, zatytułowany „Historia żółtej ciżemki” nie wzbudza już takich emocji, choć grający jedną z ról Marek Kondrat, też jakby nie było jest osobą publiczną.

A teraz wyobraźmy sobie, że dzięki zbiegowi okoliczności pan Marek K. zostaje Premierem, a jeden z braci aktorem (niechby i charakterystycznym, jak np. pani Feldman (bez urazy). Celowo nie próbuję wyobrażać sobie podwójnego nieszczęścia, gdyż braci Mroczków wystarczy, aby zwątpić w kulturotwórczą rolę sztuki aktorskiej.

Ja bym wolał taką zamianę ról….Dlaczego ? To proste – uważam bowiem, że między Markiem a Jarosławem jest taka różnica, jak nie przymierzając między Cabernetem z dobrego rocznika, a winem marki Wino z określoną zawartością siarki. Pana Marka słucham zawsze z duża atencją, podziwiając nie tylko jego elokwencję , sposób formułowania myśli, erudycję, ale również właśnie ów „zdrowy” stosunek do otaczającej rzeczywistości, czyli brak patriotycznego, żenującego „nadęcia”, a z drugiej strony wiele mądrych, choć gorzkich uwag o rzeczywistości w której przyszło nam żyć. Cenię go również za to, że potrafił zrezygnować z wyuczonego zawodu kiedy poczuł „wypalenie” a jednocześnie potrafił w tej sytuacji znależć dla siebie inne miejsce i funkcjonować z pożytkiem dla siebie (kasa) jak i dla kraju (podatki).

Jak w tej konfrontacji wypada „kolega” z planu, były premier i obecny Prezes jedynej w swoim rodzaju organizacji, skupionej wokół niego jak ćmy wokół dopalającej się świecy ? Nie potrafił niestety odejść, kiedy jeszcze mógł. Jak nisko trzeba upaść, żeby nie potrafić wycofać się w odpowiednim momencie ? Żeby robić z tragedii nie tylko narodowej ale i rodzinnej trampolinę dla swoich chorych ambicji ? Żeby przez swoje zacietrzewienie antagonizować ludzi i wzbudzać w nich najgorsze instynkty ?

A przecież mógł sprzedawać wino…..upadek branży winiarskiej to zdecydowanie mniejsze zło, niż obecność kogoś takiego w przestrzeni publicznej. No ale mówi się trudno, widać zabrakło tym razem motyla w odpowiednim czasie i miejscu.

Pantryjota (dzisiaj też Pantryjota)

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. normalny pisze:

    Pochylam się z litości nad brakiem komentarzy… i dopisuję swój …postaram się delikatnie, bez polityki, by nie zaczepić o nogę.
    Cenię pana Marka K. za to że robi to co lubi i lubi jak mało kto… Gdyby tak pana Marka posłuchać, gdyż jego wiedza o tym co sam lubi jest porównywalna z tym jak lubi, dowiemy się, że każde Cabernet zawiera określoną ilość siarki, zaś ta ilość przypadkowo jedynie może być większa lub mniejsza od określonej zawartości tego pierwiastka w winie marki Wino… zapewne to nie Marek określa ilość siarki po smaku wina, Marek przeca wie, że wino marki Wino jest po prostu kwaśne nie „siarkowe”, a kwaśne nie jest bynajmniej z powodu określonej ilości, tylko z powodu, że skwaśniało, skwasiło się, lub po prostu zepsuło się z powodu braku kultury jego przygotowania… Łatwo przypiąć łatkę każdemu winu, które zawiera siarkę, zaś przypinanie łatki podatne jest pośród tych, co oceniają po pozorach…

  2. Pantryjota pisze:

    normalny,

    Nie ma się co litować, jest jak jest.
    A co do zawartości wina w winie nie wypowiadam się, bo się nie znam.
    Generalnie niepijący jestem z natury, czyli w naszym klimacie niezbyt normalny.
    Ale jakoś mnie to nie stresuje, a wręcz przeciwnie – podnosi na duchu.

Dodaj komentarz