Kocie niebo

Jak moi fani i czytelnicy wiedzą, nie należę do osób religijnych, a wręcz przeciwnie, choć nie uważam, żeby miało specjalny sens przeciwstawianie sobie wiary i niewiary, podobnie jak np. grubych – chudym, czy dajmy na to łysych – owłosionym.

Mimo takich przekonań jestem gotów przyjąć, że zwierzęta mają swoje specjalne, zwierzęce niebo, do których trafia ich zdecydowana większość, a może nawet i wszystkie, choć oczywiście dopuszczam możliwość, że trafiają się zwierzęce osobniki, które na niebo nie zasługują.

W związku z powyższym mam nadzieję, że do tego nieba trafił właśnie nasz Maniuś, który tylko co został uśpiony, żeby już dłużej się nie męczył na tym padole. Przed chwilą pochowałem go w ogródku, który jest niewielki i powoli zaczyna w nim brakować miejsca, bo przez ostatnich 30 lat trochę tych zwierzaków odeszło.

Maniek trafił do nas w 1999 roku, kiedy to został przygarnięty z mamą i siostrą, w ramach pomocy koleżance, która musiała zwolnić zajmowany lokal i zupełnie nie miała co zrobić z kotką, która się do niej przybłąkała, a potem urodziła małe kociątka.

Siostra Marianna została oddana sąsiadce i wkrótce zaginęła, a Maniek z mamą Brunią byli z nami do końca. Brunię pożegnaliśmy 3 lata temu, a Maniek mniej więcej w tym okresie zachorował i mało brakowało, a też by go już dawno nie było.

Okazało się, że ma cukrzycę, chore nerki i generalnie w takiej sytuacji większość osób zwierzaka by uśpiła. Ale moja pani postanowiła spróbować go leczyć, bo przecież ludzie z cukrzycą potrafią normalnie funkcjonować. Od tego czasu kot dostawał 2 x dziennie zastrzyki z insuliny, ciągle musiał mieć badany poziom cukru itd. Ale radził sobie całkiem dobrze, a do zastrzyków tak się przyzwyczaił, że sam się o nie dopominał we właściwej porze.

Ale choroba robiła swoje i był coraz słabszy. Kilka razy udało się go „zreanimować” i znów sobie żył, ale gdy ostatnio przestał już jeść i widać było, że nie za bardzo kojarzy co się wokół niego dzieje, zapadła decyzja i Maniek usnął snem wiekuistym.

Ostatnio ciągle przychodził do mojego pokoju i kładł się obok Myszki i tak sobie spali we dwoje. Teraz Myszka też leży na moim łóżku, ale już bez Mańka, choć wczoraj zrobiłem im jeszcze ostatnie zdjęcia, nie wiedząc, że dziś go już nie będzie.

maniek i myszka

Niech spoczywa w pokoju.

P.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Bracia mniejsi, przyroda (4)
  1. Lukasuwka pisze:

    Maniek był szczęściarzem!
    Miał wspaniałych właścicieli, którzy obdarowali go miłością i opieką.
    Niech śpi spokojnie w objęciach futrzastego kociego Bobra.

  2. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Następne w kolejce jest Fifka, rocznik 2001. Ale na razie trzyma się świetnie. Jest szczupła i tylko troszkę „autystyczna” ale zawsze taka była.
    Tutaj na drugim planie, za Pestką.

  3. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    A to nasza „rekordzistka” Japa – znaleziona jako ślepe kocie, które ktoś po prostu wyrzucił z całym miotem. Przeżyła tylko ona, bo najgłośniej darła japę i stąd wzięło się jej imię. Była z nami 21 lat. To zdjęcie kilka dni przed dwudziestymi urodzinami.

  4. Filipina pisze:

    Szczerze współczuję.Coś się zaczyna, coś się kończy.
    Bardzo to przykre. Maniek odpocznie w swoim zwierzęcym raju.

  5. Pantryjota pisze:

    Filipina,

    U nas kilka razy bywało tak, że jak jakiś kot odszedł, szybko zjawił się nie wiadomo skąd kolejny, jakby wiedział, że zwolniło się miejsce.
    A to mama Mańka, Brunia:

  6. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Szkoda Kotek Maniek!

  7. McQuriosum pisze:

    Pantryjota,

    Maniek pewnie poluje sobie po Kociej Krainie Wiecznych Łowów, patrzy na Ciebie z góry i mruczy* sobie pod wąsem:

    W kocim raju nie ma martwych myszy,
    Zimnych piwnic i okrutnych dzieci,
    Płaczu kociąt, których nikt nie słyszy,
    Resztek jadła wrzuconych do śmieci.
    W kocim raju nie mieszka się w brudzie,
    Nikt nie bije i zły pies nie warczy,
    W kocim raju są po prostu dobrzy ludzie
    I to kotom za niebo wystarczy.

    —————-

    Zapłacz,
    Kiedy odejdzie,
    Jeśli Cię serce zaboli,
    Że to o wiele za wcześnie
    Choć może i z Bożej woli.

    Zapłacz,
    Bo dla płaczących
    Niebo bywa łaskawsze,
    Lecz niech uwierzą wierzący,
    Że on nie odszedł na zawsze.

    Zapłacz,
    Kiedy odejdzie,
    Uroń łzę jedną i drugą,
    I – przestań nim słońce wzejdzie,
    Bo on nie odszedł na długo.

    Potem
    Rozglądnij się wkoło,
    Ale nie w górę; patrz nisko
    I – może wystarczy zawołać,
    On może być już tu blisko…

    A jeśli ktoś mi zarzuci,
    Że świat widzę w krzywym lusterku,
    To ja powtórzę:
    On wróci.
    Choć może w innym futerku.

    ———————-

    *wiersze Franciszka Klimka

  8. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    Koty są wdzięcznym tematem dla poetów.
    Specjalnie dla Ciebie Maniek z 2007 roku i link :

    https://deser.pl/deser/12,88223,17324369,Koty_to_spiochy__ale_wlasnie_za_to_je_kochamy__Kiedy.html#BoxVidImg

  9. Lukasuwka pisze:

    dziś moja kochana Zuza dołączyła do Mańka
    🙁

  10. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Przykre, łączę się z Tobą w bólu.
    Może spotka tam moją Szpulkę, która odeszła nagle, po kilku dniach choroby.
    Minęło już kilka lat, a ciągle pamiętam, jak rozpaczliwie miauczała, a nam pozostało tylko jedno :((

  11. McQuriosum pisze:

    Grósia:

    Rozumiem co czujesz, to bardzo przykre gdy nagle odchodzi ktoś, z kim żyło się od wielu lat pod jednym dachem, członek rodziny…
    Ja od tygodnia zmagam się z chorobą mojego najmłodszego domownika, Jacka. Było na tyle poważnie, że kilka dni temu nawet weterynarz chciał przerwać leczenie, ale nie pozwoliłem. Dzisiaj jest już nadzieja, że Jacuś jeszcze długo będzie ostrzył pazurki na moich meblach i polował w nocy na palce u moich nóg… 🙂
    Po południu, po kolejnej serii zastrzyków i ” kroplówce”, nareszcie zaczął trochę jeść, mruczeć i zachowywać się jak młody kocurek, trochę mi ulżyło…

    Trzymaj się.

  12. Samuela pisze:

    O kotach, wprawdzie niezbyt, gdyż to bolesne, po długich wahaniach też coś muszę napisać.

    Pierwszego kota ja, kociara, miałam dziecięciem będąc. Zdobyłam go w jakiejś zapuszczonej szopie. Był tak niemiłosiernie zapchlony, że posiadał więcej tych małych, czarnych, żwawych i śmiesznych istot niż włosów na futrze. Po zaaplikowaniu azotoxu dokądś sobie poszedł i już nie wrócił. Prawdopodobnie nie spodobało mu się u mnie w domu. Drugiego mojego kota polubili chłopcy z sąsiedniego podwórka. Dla zabawy rzucali w niego kamieniami. Kota jakiś czas nie było do czasu, aż miałam sen proroczy. Śniłam, że leży sobie w pobliskim kanale. Rankiem odsunęłam ciężkie wieko kanału i kotka odnalazłam. Grób wykopałam pod komórką, a na ścianie wymalowałam koci krzyż. Potem jakiś czas nie miałam kota. Ponieważ jednak miałam kota na punkcie kota, to potem miałam kota Pusię bardzo, bardzo długo i dobrze nam ze sobą było. Gdy Pusia już bardzo była stara, to pewnego dnia nie wróciła ze spaceru. Z kotami wolno biegającymi jest bowiem najczęściej tak, że same sobie idą do nieba, gdy zachodzi taka potrzeba.

    Ostatnią przygodę z kotem miałam kilka lat temu. Mieszkam na ostatnim piętrze w czteropiętrowej kamienicy. Klatka schodowa wygląda tak, jak w filmie „Pokolenie” A.Wajdy. Pewnego ranka obudził mnie przeraźliwy płacz dziecka na klatce schodowej. Był to dźwięk wydawany przez obcego kota spychanego przez klatkową kotkę w czeluść. Jednym susem przełożyłam ramię przez balustradę i w ostatniej chwili chwyciłam obcego kocura ratując mu życie. Ten zaś z wdzięczności w oka mgnieniu zamienił się w krokodyla i zrobił z mojego ramienia to, co krokodyl robi z ramienia, gdy chce mu się uratować życie. Na kota nieszczęście przyleciała moja teściowa i zrobiła kotu awanturę, ponieważ uznała, że kot się wściekł. Musiałam zwabic kota do kartonu, karton obwiązać sznurkiem i całość zawieźć do pana weterynarza. Pan weterynarz obiecał, że kota będzie można odebrać po dwóch tygodniach. Ponieważ za kilka dni miałam wyjechać na wakacje, to kota nie mogłam odebrać. Pan weterynarz powiedział, że w takim przypadku będzie musiał kota uśpić, nawet jeżeli kot nie będzie już taki wściekły. Jam nie po to jednak ratowała kota, by się okazał być niewściekły i miał zostać jako taki zamordowany! Przeto poprosiłam teściową, aby kota odebrała. Tak też się stało. Teściowa wspólnie z teściem odebrali niewściekłego kota w pudełku. W trakcie jazdy autem marki Trabant kot wypełzł z pudła i się wściekł. Zrobił w aucie marki Trabant z teścia to, co koty robią z teściami w trabantach, gdy sie uwalniają z pudełka. W konsekwencji kot pojechał do pana weterynarza na dwutygodniowe badania. Nie wiem, co się z nim stało, gdyż ani teściowa ani teść nie chcieli na temat tego kota rozmawiać. Mam wrażenie, że unikali tego tematu, gdyż nie chcieli bym się wściekła. Wiadomo bowiem, co wtedy należałoby ze mną uczynić.

  13. krawcowa pisze:

    Lukasuwko, Pantryjoto ,
    obojgu Wam, serdecznie współczuję, mój Cyborg odszedł prawie 5 lat temu, ale na pocieszenie powiem, ze koty mają jakieś 7-9 żyć. Nie wiem którym życiem był ze mną, ale od roku, jestem pewna, jest u mnie z powrotem, pod postacią Mirona, którego znalazłam w bardzo dziwnych okolicznościach, właściwie to on na mnie czekał, i to dość długo, bo ledwo stał na nogach…pojechaliśmy natychmiast do lekarza i podobno byłyby to naprawdę jego ostatnie godziny .
    Na dowód przesyłam zdjęcia, prawda, że nawet podobni?

  14. krawcowa pisze:

    Cyborg
    krawcowa,

  15. krawcowa pisze:

    Miron

  16. Lukasuwka pisze:

    krawcowa,

    Cyborg miał imponująco władczą minę : zaś Miron śliczne umaszczenie

  17. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    A moja koleżanka znalazła kiedyś w lesie porzucone kocurki – to akurat jest kotka z tego miotu. Tyle, że ona ma dwa psy, które słabo tolerują koty, więc kocurek trafił do mamy, która mieszkała przez płot, a dwa pozostałe wzięli dobrzy ludzie.
    Zanim jednak wzięli, kocurek uciekł przed psem na sam czubek wielkiej sosny, która rośnie u niej na podwórku. Wzywali straż, ale nie dało rady podjechać z drabiną. Więc zadzwoniła do mnie. Poszedłem na wizję lokalną, kota było ledwo wodać, ale kazałem zamknąć psy w domu i czekać. Wkrótce potem kot jakoś zszedł.
    A jakiś czas przedtem, w tym samym lesie, niedaleko domu, znalazła 4 szczeniaki zawinięte w worku. Tzn jej pies znalazł – owczarek niemiecki. Wszystkie się udało uratować, a jedna sunia została u niej.

  18. Pantryjota pisze:

    I jeszcze ten kocurek z sosny na tym samym ślimaku

  19. Pantryjota pisze:

    Zapomniałem powiedzieć, że potem zgłosiła się mama :))

  20. McQuriosum pisze:

    Lukasuwka,

    Dziękujemy!
    Na całe szczęście Jacuś jest już w lepszej formie, choć jeszcze kilka dni temu było bardzo źle…
    Teraz już trochę je, zaczyna mruczeć i zachowywać się jak młody kocurek…
    Będzie dobrze!
    To jego zdjęcie sprzed kilku minut.

  21. Filipina pisze:

    McQuriosum,
    Już wkrótce w moim domu również zagości mały „tygrysek”

  22. McQuriosum pisze:

    Filipina,

    Powodzenia 🙂
    Pamiętaj tylko o niezbędnych szczepieniach, to bardzo ważne!

  23. Filipina pisze:

    Dziękuję. Będę o niego dbała.

  24. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    Pantrysiu!
    masz wielkie złote serducho!
    i nawet jeśli piszesz nieraz pierdołypopierdolone i tak Cię lubiem!

    te zdjęcia na ślimaku są superowe,

  25. Lukasuwka pisze:

    Filipina,

    bardzo się cieszę 🙂
    niech Tygrysio się chowa zdrowo

  26. Lukasuwka pisze:

    McQuriosum,

    Jacuś to śliczny kocurro,
    na zdjęciu widać, że jest jeszcze słabiutki ale będzie coraz lepiej,
    niech rośnie na Twoją pociechę i radość
    serdeczności cieplutkie podsyłam
    grócha

Dodaj komentarz