Kultura Głupcze pisze u Pantryjoty

Szanowni,

Zaprzyjaźniony bloger zwrócił się do mnie z prośbą o zamieszczenie na moim forum jego wpisu, który po kilku minutach usunięty został z portalu internetowego, który reklamuje się m.innymi tak:

(..) to miejsce wyjątkowe, gdzie prowadzi się dyskusje na wysokim poziomie. W serwisie swoje blogi mają zarówno znani publicyści jak i zwykli ludzie, którzy czują chęć podzielenia się ze światem informacjami, wiadomościami lub opiniami. Dlatego też mamy tu tysiące niezależnych tekstów oraz wartościowych publikacji. (..)

Notka kolegi Kultura Głupcze najwyraźniej nie spełniła tamtejszych standardów, więc została zlikwidowana na amen, mimo, że bloger i tak jest ukryty. Jeśli ktoś nie wie na czym polega „ukrywanie” blogerów, to nie ma czego żałować, bo tutaj nie jest to praktykowane, podobnie jak usuwanie wpisów.

Tak więc zapraszam do lektury tekstu, który opisuje pewien epizod z życia dwóch pisarzy gminnych, którzy liczyli na zainteresowanie swoją twórczością pana Jerzego Stuhra-aktora. Jak to się skończyło, zobaczycie Państwo już za chwilę.

I jeszcze jedno: do notki dołączone są dwa komentarze, które pojawiły się w pierwotnym miejscu, zanim została usunięta.

Na prośbę kolegi podaję również link, pod którym póki co znajdują się jeszcze jego wyśmienite felietony, ale istnieje niebezpieczeństwo, że w każdej chwili mogą zniknąć.

https://klubowo.salon24.pl/

——————————————————-

Kultura Głupcze galopuje po salonowych pisarzach

Dramat w dwóch aktach o pisarzach, którym się Kultura Głupcze się nie kłania

Akt 1

Miejsce:

Gabinet managera pana Stuhra seniora, g. 7. 30 rano, dzwoni telefon, włącza się automatyczna sekretarka:

Dzień dobry, jeśli chcesz zostawić wiadomość dla pana Stuhra, nie krępuj się, pan Stuhr być może ją odsłucha, proszę mówić powoli i wyraźnie pod sygnale

Sygnał :

Ciemność widzę….biiiip

Głos z drugiej strony:

Dzień dobry, przepraszam panią, że tak wcześnie, ale jestem pisarzem i zawsze rano idę po bułki, to sobie pomyslałem, że zadzwonię. Ale będę się streszczał, obiecuję

Nazywam się Stanisław Ignacy Witkiewicz, może pani słyszała ?

Oj, co ja gadam, przecież pani nie słucha..

No więc nazywam się Witkacy, ale mówią na mnie Coryllus, dla znajomych Gabryś

Więc chodzi o to, że my z kolegą Golonką, Toyahem, napisaliśmy dla pana Jerzego scenariusz na podstawie moich Baśni i chcieliśmy go pokazać panu Stuhrowi

To może Pani pani będzie tak uprzejma i przekaże szefowi, że dzwoniłem

W razie czego proszę powiedzieć, że piszę też bloga na Salon24.pl, a kolega Golonka też tam pisze

Do niedawna miał na blogu numer konta, ale niestety już nie ma

– Słucham ???

– Jak to Pani też żałuje, to pani nie jest automatyczną sekretarką ?

– Nie, panie Witkacy, jestem Ania, kobieca asystentka Jerzego Stuhra, ale czasem sobie jaja robimy z klientów, bo sam pan rozumie, że do pana Stuhra to różni dzwonią

– Pewnie, że rozumiem, ja też jestem różny, a w zasadzie to zupełnie inny niż wszyscy

– Ależ oczywiście panie Golonka

– Nie Golonka, Coryllus, Golonka to Toyah

– To pan nie jesteś Witkacy ?

– Witkacy jestem, ale w skokach

– W jakich podskokach ?

– SKOK, taki bank

– Aaa, to pan jest z tego banku z Wołomina…dzwoni pan z więzienia ? Jak możemy panu pomóc ?

– Z jakiego więzienia ?? Dzwonię spod spożywczaka, poszłem po bułki

– Chyba poszedłem ?

– Nie chyba, tylko na pewno, przecież chyba wiem

– No więc chyba, czy na pewno, panie Goryllus, bo pan Stuhr w końcu straci cierpliwość

Z oddali dobiega głos:

– Co tam Aniu, ktoś dzwoni ?

– Tak panie Jerzy, jakiś Goryllus, czy Witkacy

– Nie Goryllus, Coryllus !! Gabryś dla znajomych

– A co chce ?

– Mówi, że napisali z Toyahem jakiś scenariusz dla pana

– Z kim ?

– No z Golonką

– Jaja sobie robisz ze mnie z rana, chyba ci po premii polecę – śmiech

– Przepraszam, mogę coś powiedzieć ?

– Ale proszę się streszczać, bo Pan Stuhr zaraz wychodzi na plan

– No właśnie, chyba będzie prościej, jeśli da mi pani pana Stuhra do telefonu, bo wolałbym jednak sam powiedzieć panu Jerzemu o co mi chodzi

– A o co panu właściwie chodzi, panie Goryllus ? – niechlujny śmiech sekretarki

– Panie Jerzy, ten Golonka pyta, czy pan z nim porozmawia osobiście

– Nie Golonka, Witkacy, tfu , Goryllus znaczy się

– Znaczy się, to był kapitan – rechot sekretarki

– Państwo sobie ze mnie chyba żartujecie, a ja jestem poważnym pisarzem, sam piszę książki i je sprzedaję, choć nie w centrum

– Aniu, przełącz może na głośnomówiący, bo chciałbym wiedzieć, o czym rozmawiacie z tym Goryllusem, czy jak mu tam – odpowiedział pan Stuhr i podszedł do telefonu

Głośnomówiący:

– Przepraszam, ale nazywam się Maciejewski, Gabryś Maciejewski…

– A , to ty chciałeś, żebym Ci wytoczył proces, gumofilcu z Grójca – śmiech pana Stuhra

– Nie jestem żadnym gumofilcem, gumofilc to Golonka, ten co ma psa labradora. I nie z Grójca, tylko z Grodziska

– No dobra, od razu trzeba było mówić, że potrzebujecie na karmę, opierdzielę Pantryjotę, że mnie nie uprzedził, że oni mają psa

Jezu, to pan go zna ?

Dla kogo Jerzu to Jerzu, dla ciebie jestem pan Stuhr

– Aniu, weź od pana Witkacego nr konta w tych skokach, to coś mu przeleję na tego psa Toyaha

– To nie chce pan przeczytać naszego scenariusza ? ??

– Ciemność widzę…..śmiech kobiecy i męski jednocześnie

biiiiiiip……

Akt 2

Miejsce:

Grodzisk Mazowiecki, ulica ze sklepem z bułkami i bankiem SKOK

Pisarz Goryllus szedł ze spuszczoną głową, powoli. Obok banku SKOK, znajdującego się tuż za sklepem z bułkami, zauważył siedzącego psa ogrodnika. Wyjął jedną bułkę i lekko przykucnął, chcąc dać ją psu. Pies popatrzył na pisarza, potem na bułkę i powiedział tubalnym głosem, z głębi psich trzewi:

– Co ty sobie k…wa sobie myślisz, że ja jakiś labrador jestem ?

Pisarz schował więc bułkę do torby i pomyślał sobie, że to wcale nie jest pies ogrodnika, tylko Bułhakowa.

Szedł w kierunku swojego domu, który był tak inny od pozostałych w okolicy, że aż wycieczki przychodziły go oglądać. Ostatnio nawet częściej, bo właśnie na drodze położyli asfalt.

Pisarz podniósł w pewnym momencie wzrok i zauważył idącego mu naprzeciw murzyna.

– O, asfalt, skonstatował na głos.

– O, Goryllus, zauważył Asfalt, bo tak dali mu na chrzcie w miejscowej parafii, do której co prawda pisarz nie uczęszczał na msze, ale to tylko dlatego, że był bardzo zajęty pisaniem, a poza tym, jeszcze nie spłynęła na niego łaska wiary, jak na jego grubszego kumpla.

Już nie łudził się, że jego książki będą sprzedawane w centrum W-wy, ale szlag go trafiał na myśl o tym, że najnowszy film z panami Stuhrami będzie można obejrzeć i w Stolicy i na pokazie w nowoczesnym domu kultury w jego mieście. W głębi duszy trochę żałował, że nie został aktorem, albo chociaż leśnikiem. Co za cholera go podkusiła żeby zostać pisarzem, tego też nie wiedział.

Problem z nim od początku był taki, że kultura jakoś nie chciała przyjśc do głupka, podobnie jak góra do Mahometa. Robił co mógł, ale góra stała tam gdzie zawsze, a w dole był tylko Golonka i jego pies.

Pokładał jeszcze co prawda nadzieję w asfalcie, ale i te okazały się płonne, gdy zrozumiał, że mimo dobrej drogi policja nie przyjedzie go aresztować w związku felietonem o s….synie Stuhrze i jego synu, też pewnie s…synu, bo to przecież rodzinne musi być.

Kiedy już dotarł do domu, odepchnął brutalnie wycieczkowiczów i potykając się o leżące w przedpokoju niedorobione książki, wyładował całą złość na Toyahu, który warował przy kuchni czekając na miskę, co to mu się należała jak każdemu dobremu psu, a nawet suce.

– Nie patrz tak na mnie, warknął na Toyha

– Wal się, odwarknął Toyah, bo on też był Bułhakowa, jak ten spod sklepu z bułkami.

– I ty Toyahu przeciwko mnie ?

Rzucił retorycznie pisarz i udał się na górę, do pokoju kąpielowego. To była jego enklawa, w której już czekała na grodziskiego Witkacego świeża, ciepła lewatywa i święty spokój. Pokój kąpielowy był tak różny od wszystkich pokoi tego typu w okolicy, nie wyłączając kuchni, że wspomniane wycieczki też by go pewnie chętnie oglądały, gdyby im na to pozwolić.

No ale na szczęście miał groźnie wyglądającego z daleka Toyaha, który sam o sobie mówił, że jest zbrojnym ramieniem. Pisarzowi było wszystko jedno co ten pies wygaduje, ważne, że spełniał swoją rolę, do której predysponowały go geny, odziedziczone po kundlach spod Włodawy. Ale kundle są podobno najwierniejsze, więc pisarz nie myśląc już o niczym, zaaplikował sobie kaniulę do anusa i odkręcił kurek przy gumowym zbiorniku.

Poczuł się jak Hus i odpłynął…

A tak w ogóle, to prawdziwego pisarza poznaje się w biedzie, więc bądźmy dobrej myśli.

K.G.

P.S:

(…) Zanim Stanisław Ignacy Witkiewicz wyruszył z Warszawy na wschód w towarzystwie swojej ostatniej, wielkiej miłości Czesławy Oknińskiej, stawił się przed komisją poborową i wyraził chęć wstąpienia do wojska w randze szeregowca. Chciał walczyć Gabriel Maciejewski i umrzeć za ojczyznę. Oficerowie i lekarze zasiadający w tej komisji nie zgodzili się na to kategorycznie. (…)”

https://www.gazeta-dobryznak.pl/index.php?art=2713

Lecz jak ja bez siebie wytrzymam?!

S.I. Witkiewicz

—————————————————————–

Komentarze do notki 2

@Autor

Toś mnie ubawił na bezbożny wieczór 😛

MIKI18:50

@MIKI

Taka już moja rola – bawiąc uczyć :))

Ale dlaczego na bezbożny ?

KULTURA GŁUPCZE18:53

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Pantryjota jako...(10)
  1. krawcowa pisze:

    Ach, ja nie tamtejsza, więc nie łapię tej satyry 🙁

  2. Pantryjota pisze:

    Zdaję sobie z tego sprawę.

  3. von Kattowitz pisze:

    Po takim texcie kasowanie kont murowane – Golona, Goryllus i ich przydupas A-team złożą z dziesięć donosów do adminów. Hyba trzeba lekko zmoderować.

  4. Pantryjota pisze:

    Hyba tak :))
    Ale dam sobie spokój, to był tylko test na inteligencję adminów.
    Nie zdali :))

  5. al pisze:

    To jest portal zdominowany ideologicznie, a przy tym przystań nieudaczników, znajdujących się na różnych bocznicach (właściciel portalu też do nich należy). Nie ma tam czego oczekiwać, poza hasłami w stylu „w latrynie liberalizmu moralnego i obyczajowego” (cytat z jednego z inteligentniejszych tamtejszych tuzów), a inteligencji do zrozumienia satyry tym bardziej nie ma się co spodziewać. Takoż nie można jej oczekiwać od biczem satyry chłostanych. Oni tam są w pracy, tam mają swój „target” – te skołowane setki ludzi, którzy zaglądają do ich pisaniny i nawet są skłonni wspierać datkiem czy wysupłać parę dych na książczynę. Niestety, efekt takich – oczy mających otwierać – działań jest odwrotny do zamierzonego.
    pozdrawiam

  6. Pantryjota pisze:

    al,

    Wszystko fajnie, ale to nadal nie tłumaczy, dlaczego Maciejewski podaje się za Witkacego, że nie wspomnę o Golonce, który podaje się za jego przyjaciela :))

  7. Atom pisze:

    Pantryjota,

    Uwazam ze ten tekst jest świetny, dlatego będzie powieszony w Niedźwiedzim Rogu nad jeziorem Sniardw y.

  8. Pantryjota pisze:

    Atom,

    Nieskromnie powiem, że całkowicie się z Tobą zgadzam :))
    Ma co prawda kilka trochę słabszych momentów, ale śmieszy mnie za każdym razem, gdy go czytam, co oczywiście doskonale tłumaczy fakt usunięcia go z tamtego salonu.

  9. Krakowianka Jedna pisze:

    A ja się ubawiłam „po pachy” i już…Co ten Coryllus vel Toyah vel Golonka z Wami ma !

  10. Pantryjota pisze:

    Coryllus to nie jest vel Toyah, tylko wydawca Golonki i jeszcze większy pisarz sam z siebie.

Dodaj komentarz