Medytacje wiejskiego listonosza

Ludzie listy piszą. Córki gajowych też. Ergo: córki gajowych to ludzie i to nawet całkiem fajni.

https://www.youtube.com/watch?v=vF4qi-k6FDg

Inni z kolei ludzie, zwani Powiatową, rzekli, iż dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy.

00597bcd3338676418b308447fa75a7b,640,0,0,0

z wykształcenia i zamiłowania filolog, co według Platona oznacza miłośnika naukowej dyskusji. Wszelako mogę też nienaukowo.

Kategoria: Stosunki międzyludzkie (3)
  1. ViC-Thor pisze:

    Nie wiedziałem że pani z worka jest tak bardzo empatyczna wobec nazistów.

  2. ViC-Thor pisze:

    Boryna po przebytej lekcji, chronił się przed wirusem HIV, zakładając kondoma.
    JAGNA, po podobnych lekcjach, założyła spiralę.
    Krzyżacy, po lekcjach z historii, chcąc uchronić się przed najazdem Pomezanów, ewentualnie Galindów, zbudowali zamek w Malborku – ex LUTO , całkiem obronny. I wiele innych zameczków.

    Orzeł, aby dzieci swe uchronić przed upadkiem prosto na główkę, z wysokiej gałęzi -rzecz jasna, buduje im gniazdo/a.

    Poprawiłem, gdy piszę dużymi literami nie włącza się autokorekta.

  3. Samuela pisze:

    ViC-Thor,

    Tłuszcza łaknie krwi.

  4. ViC-Thor pisze:

    Samuela,

    Tak szybko?

    'Bagna’ nie miało być, miało być Jagna !

    Autokorekta czasem sama się włącza.

  5. Kfiatushek pisze:

    Czyli nie ja jedna miałam skojarzenie, że w przemówieniu pani premier chodziło o ochronę wyleniałych Niemców przed żydowską zarazą? Pani premier wraz z resztą „inteligencji pisowskiej” powinna jednak zatrudnić fachowców do pisania przemówień, inaczej majątek wyda na tłumaczenia z wolskiego na język polski (i nie tylko).

  6. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Chyba czas, żeby pani premier wypowiedziała się na temat pielęgniarek, tak jak kiedyś uczynił to jej prezes.

    https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,20240479,pielegniarka-z-oiom-u-zarabiamy-tyle-co-kasjerki-w-markecie.html#TRwknd

  7. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Ja tam bym wolała, żeby się nie wypowiadała. Mimo, iż przysięga Hipokratesa obowiązuje, to prezes jest osobą starszą, a i pani premier zawsze może zaniemóc. Nie wszyscy są aniołami…

  8. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Prezes się zapożyczył w swoim czasie, żeby zapewnić mamie opiekę lekarską.
    Widać ten milion rocznie na jego ochronę brany jest z innej puli.

  9. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Nie wiem czy znasz tę moją notkę, którą uważam za jedną ze śmieszniejszych:

    Będąc podstarzałą lekarką na rubieży

    Jak wspomniałem w krótkim, spontanicznym wpisie opublikowanym w południe, pracowałem dziś po śniadaniu nad nową notatką, do napisania której zainspirował mnie bloger Harcownik, który komentował tutaj:

    https://pantryjota.salon24.pl/366999,czapki-z-glow-przed-prezesem-czyli-kult-jednostki

    zamieszczając taki tekst (frag.) :

    „Kiedyś będąc w katedrze na uczelni wkroczył niespodziewanie jeden facet, na widok którego profesor stwierdził, że na pewno jest z policji ”

    Kiedy to przeczytałem od razu przypomniała mi się Młoda Lekarka, która nigdy sie nie zestarzeje (nawet po śmierci) i wyobraziłem sobie, jak do jej słynnego gabinetu, korzystając z protekcji i przy pomocy życzliwych służb, dociera prezes za potrzebą.

    Mogło być tak:

    Będac lekarką w sile wieku, wszedł raz do mnie pacjent o wyglądzie prezesa.

    Nie daję wiary mym oczodołom !! Co sprowadza taką personifikację w progi mojego gumna?
    -spytałam głosem trzęsącym się z nieukrywanego bliżej wzruszenia i zdjęłam czapkę, mimo, że jeszcze u mnie nie grzeją i ciągnie od okna choć oko wykol.
    – Sam się sprowadzam, a nie żadne co, pani doktór.
    odpowiedział pacjent i skarcił mnie wzrokiem, od którego mi się słuchawka wygła, a skalpel f-my Gerlach zaczął na potęgę rdzewieć.

    -W takim raziem pozwolę sobie na pytanie dogłębnie diagnostyczne już na wstępie :

    -Co Panu dolega ? Bo sądząc po anturażu wygląda Pan, jakby właśnie wyszedł z kanału w garażu.
    Mówiąc ten świetny dowcip przeciągłam się zalotnie, jak nie przymierzając kot z pęcherzem.
    -Owóż pani doktór dolega mi wrzód, czyli inaczej mówiąc ropień.
    -Pan prezes pozwoli, że to ja, z wysokości mego autoryteta ocenię, czy wrzód ma w sobie ropę, czy może zgoła coś innego, gdyż albowiem wrzody to moja specjalite delamezon, szczególnie z goła. Proszę się więc rozciągnać na leżance i okazać wzwód.
    Udałam oczywiście to wyjęzyczenie, gdyż podstawowym zadaniem każdej lekarki na rubieży jest przede wszystkim nie szkodzić, a komu szkodzi, że ma wzwód, nawet jeśli ma wrzód ?
    No chyba że ten wrzód jest na tym wzwodzie, pomyślałam poniewczasie, lekko rumieniąc się z powodu mojego gapiostwa i wyuzdania. Jednakowoż pan prezes chyba pomyślał to co ja pomyślałam, że on pomyśli, jak pomyśli że ja myślę obok i z godnością zajął miejsce na wysłużonej, acz jeszcze sprawnej leżance, pamiętającej czasy siepaczy z UB.

    – To nie jest pani doktór wrzód fizyczny.

    Oznajmił głosem, który znałam z telewizji, radia, kościoła, Sejmu, Jasnej Góry, i nawet z dożynek w mojej wsi, bo tam również zawitał kiedyś mój dzisiejszy pacjent w poszukiwaniu chleba i soli, nie chcąc poniżać się do jakiejś Biedronki czy jak oni tam, ci miastowi, nazywają te tanie sklepy.

    -Och jej, och jej, byłżeby to wrzód jakowyś zupełnie mi nie znany, z wielkiego świata ?

    Spytałam z nadzieją w głosie, bo nic nie poszerza mojej wiedzy tak jak nowe doświadczenia, o które nie jest łatwo w tej placówce zapomnianej przez panią Kopacz, która sama będąc nie pierwszej młodości, powinna chyba wspierać takie lekarki jak ja, a nie przekopywać gdzieś ziemię na metr w głąb, jak jakiś rolnik psychopata, których nota w benę u mnie jak ulęgałków.

    -Urósł mi ogromny wrzód na umyśle, pani doktór…

    Mówiąc czwarte już zdanie od czasu przekroczenia skromnego progu mojej percepcji, dał mi pacjent do myślenia i co ciekawe, jeszcze przed wyrażeniem swojej wdzięczności na parapecie.

    -Proszę kontynuować..

    zachęciłam głosem łagodnym jak głos pana redaktora Pospieszalskiego, gdyż zawsze przed narkozą mam zwyczaj obnażać słabe punkty schorzenia i mocne delikwenta, coby wiedzieć, gdzie przyłożyć znieczulenie.

    -Może zacznie pan od adremu, gdyż w ten sposób nie skoczy panu gwałtownie andrenalina, na którą w mej skromnej placówce nie mamy przydziału od 11 listopada.

    -Nie mogę od adremu, bo sprawa jest gardłowa…

    ponownie wypowiedział się w pozycji siedzącej na leżance mój pacjent, choć zza parawanu wyglądało jakby leżał, gdyż nóżki dyndające się nad podłogą wzięłam za rączki. Wzrok już nie dopisuje mi tak, jak za czasów Centralnego Porozumienia, czy jak to się nazywało bo nie pamiętam dokładnie – studia zajmowały mi cały cenny czas i nie w głowie mi była polityka, ani zresztą seks też nie.

    -Czy ten wrzód się panu przesuwa ?

    musiałam zadać to pytanie zważywszy na fakt, że pacjent początkowo wyraził się , że ma go na umyśle, a przecież nikt nie ma umysłu w gardle, nawet taka personifikacja, jak nasz prezes.

    -Nie przesuwa, tylko rośnie. W zasadzie świata przez niego nie widzę, a przecież podobno idzie zima i Naród mnie potrzebuje jak sanek, łyżew i piasku z solą, do posypywania oblodzonych przez Tuska ulic i chodnikow.

    -Proszę zachować spokój i nie mówić tak dużo na jednym bezdechu !!

    zaapelowałam do umysłu pacjenta, a może raczej do jego wrzodu.

    -Chce pani doktór powiedzieć, że postawi diagnozę wyłacznie na podstawie autopsji ? Mam jednak nadzieję niepłonną na badanie palpacyjne, gdyż Antoni wiele razy mnie przekonywał, że tylko wskazanie raka palcem wskazującym może go przestraszyć i zniechęcić na amen.

    -Co się tyczy raka, to mam na niego swoje domowe sposoby, przekazane mi w formie ustnej przez babcię, która w czasie 1 Wojny Światowej była felczerką w Wehrmahcie. Ale proszę się nie domniemywać, że opanował pana rak. To mi z daleka nie wygląda na raka, ale muszę podejść bliżej, żeby się upewnić.

    mówiąc te słowa dyskretnie ujęłam w obie ręce srodek znieczulający i zachodząc pacjenta od tyłu, zadałam mu szybki, ćwiczony przez dekady, cios w potylicę.
    Następnie zgrabnym ruchem ujęłam wrzód w kombinerki i zdecydowanym ruchem oderwłam go od umysłu pacjenta.
    Odczekałam przepisowe 10 minut i przystąpiłam do wybudzania z narkozy.
    Niestety- poszarpywania i klepanie po twarzy nie przyniosło żadnego efektu, bo pacjent nadal znajdował się w stanie wiotkim. Usiadłam więc na moim sfatygowanym taborecie i załkałam z cicha. Pomyślałam, że teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poczekać czy pacjent stężeje, co wedle wiedzy nabytej przed laty na studiach zaoczno-wieczorowych może świadczyć o zejściu.
    To pierwszy taki przypadek w mojej praktyce lekarki na wysuniętej rubieży, kiedy pacjent schodzi bez pozostawienia koperty na parapecie. Najgorsze jest to, że chyba nie ma rodziny, bo przecież nie będę domagała się wsparcia od starej, bohaterskiej mamy, a tym bardziej od tej jego bratanicy, co to jej rodziców zamordowali.
    No trudno, przynajmniej sobie zrobię sekcję, ale muszę uważać na trupi jad, o którym też czytałam w podręcznikach jeszcze sprzed wojny, bo rodziców nie stać było na nowe.
    Przez chwilę przez mą steraną głowę przemkła refleksja, czy aby nie zaszkodziłam pacjentowi, wbrew przykazaniu Hipokryzysa, ale zaraz wyparła ją druga, że nawet jeśli, to społeczeństwo się ucieszy, bo przecież my, lekarze, jesteśmy powołani do służenia społeczeństwu, jak pies do szczekania.

    Och, zapomniałam zadać Burkowi karmy, lecę więc, a pacjent niech sobie tężeje, tylko uchylę może okno…

    Pantryjota

    [24.11.2011]

Dodaj komentarz