Mentalna dziwka

Dziś tylko cytat, znaleziony w moim przepastnym archiwum i proszę mnie nie pytać co to za pani, bo pojęcia nie mam. Oświadczam kategorycznie, że nie miałem z nią ani przyjemności, ani też nieprzyjemności żadnej absolutnie w życiu.

Jeśli dobrze pamiętam, to chyba prowadziła bloga i skopiowałem sobie ten wpis, a teraz na niego  wpadłem i postanowiłem się nim podzielić z tutejszym towarzystwem obu płci, bo z tego co zauważyłem i co bardzo mnie cieszy, są tutaj aktywne osoby, dla których stosunki międzyludzkie bywają ważniejsze od polityki, choć stosunkowo łatwo można zrozumieć dominację tej ostatniej na forum,  w kontekście tego, co się u nas dzieje.

Kto chce, może to coś skomentować, a kto nie chce, też może, bo czasem przecież robimy coś wbrew sobie i potem okazuje się, że to wcale nie było wbrew.

******************************

jestem mentalną dziwką…oddaję się za ułudę, za chwilowe nierzeczywiste poczucie bezpieczeństwa, jestem spragniona bliskości jak bezpańska suka, tulę się w wyciągniętą do mnie dłoń, czepiam się jej, żeby nie mogła się odsunąć…jestem wygłodniała drugiego człowieka…zapachu, smaku i dotyku też, jednak najbardziej jego jestestwa, sprzedaje się więc za chwilę bliskości…nie ma znaczenia czy druga strona czuje więź z kimś innym, przez tą chwilę jest MOJA…wtulam się, łaszę, oddaję pod opiekę….chcę, żeby mężczyzna przez tę chwilę był dla mnie…a w zasadzie ja dla niego, daję mu siebie, daję mu przyjemność w zamian za poczucie bezpieczeństwa…przez tę chwilę jest tylko dla mnie a ja tylko dla niego, najważniejsza, najwspanialsza, najpiękniejsza…musi mnie uznać za swoją własność, bo tylko wtedy będzie chciał się mną opiekować, walczyć o mnie, bronić, prowadzić przez życie…tylko kiedy będę jego będzie moim mentorem, będzie mną kierował, chronił mnie przed innymi…przez tę chwilę mogę w końcu być bezradna, zagubiona, nie muszę walczyć o swoje miejsce na ziemi…no bo przecież mam jego…a w zasadzie on ma mnie…a w tym wszystkim jest pasja, nieziemskie emocje…jest rozkosz…tańczysz? ja nie, ale kiedy widzę tancerzy, którzy zespalają się w rytm tanga wyobrażam sobie, że są czystym seksem…przez taniec są jednością ciała i umysłu…jak kochankowie…trzeba się tulić z pasją, tarzać na podłodze dając z siebie wszystko…chwila trwa krótko, a ja muszę tyle z niej wyciągnąć, żeby mi starczyło do następnego razu, który nie wiadomo kiedy nastąpi….czy kiedy już zapnie rozporek to będzie ostatni raz, czy też będzie to trwać jeszcze….no właśnie ile? dzień dłużej, miesiąc, rok czy kilka lat….zawsze się kończy, a ja zawsze tak strasznie boję się tej chwili, kiedy znowu zaczyna do mnie docierać, że znowu jestem sama…sama….sama….wtedy kiedy już twarz przestanie być mokra od łez, zaskoczona, przewidywaną przecież, zmianą sytuacji, znowu będę panicznie szukać bliskości…tej dłoni…nie jest łatwo…przy tej parszywej potrzebie bliskości nie mogę przecież brać byle czego…jestem atrakcyjna (?) więc on też taki musi być…tyle przynajmniej z tego mam, nie biorę ochłapów, choć może sama jestem takim ochłapem….nie jest sztuką rozłożyć nogi i dać się zerżnąć…sztuką jest poczuć przy tym tę upragnioną bliskość…kiedy mężczyzna przestaje całować już nie chce się mną opiekować….pocałunek jest ważny, wiem że nie brzydzi się mnie…co za kurwa czasy, żeby rżnięcie było mniejszym problemem od pocałunku…totalnie odwrócona chronologia….nie czuję pociągu do kobiet…sądzę, że to przez potrzebę opieki…jestem wbrew wszystkiemu tradycjonalistką…uważam, że to mężczyzna powinien być przewodnikiem, dominować, opiekować się kobietą….zapewnić jej bezpieczny byt, choć niekoniecznie materialny….kobiety nie potrafię ustawić w tej roli, choć przecież co dnia jestem sobie samcem i suką w jednym…nie lubię siebie chyba, przez tę moją niezaradność właśnie….a wszyscy myślą, że taka silna jestem…to zadziwiające swoją drogą jak ludzie krusi są odbierani…a może życie tak ich boli, że na stałe noszą maskę?…nie wiem sama….chyba dzisiaj jestem totalnie nieszczęśliwa….to minie przecież….to była bajka o mnie…a morał zapytasz? cóż…masz walutę? jeśli potrafisz przez chwilę dać mi poczucie bliskości i bezpieczeństwa dobijemy targu…

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Stosunki międzyludzkie (3)
  1. Kfiatushek pisze:

    Przykro mi niezmiernie, ale nie potrafię zrozumieć kogoś, kto siebie definiuje jako czyjąś własność. Ciekawe podejście do życia, ale całkowicie nie w moim stylu.

  2. Helena T. pisze:

    Panie Tryjoto Kochany,

    po notce Maji mamy dziś kolejną odsłonę egzegezy zbłąkanej kobiecej duszy.

    Co do autorki, wygląda na to, że nie umie uporządkować swojego życia. Niesie ją toń. Wychyla się, łapie powietrze, zanurza się, poddusza, i tak wciąż. Jeśli jest w miarę młodą osobą, doradziłabym wziąć 2 tygodnie wolnego, porządny szpadel, i doprowadzić do porządku jakiś kawałek ziemi. Kontakt z ziemią powinien wystarczyć. Jeśli jest dojrzałą osobą, wówczas pewnie zdążyła to swoje samoupokorzenie wyhodować do rozmiarów dorodnego Bobra, więc 2 tygodnie i jeden szpadel mogą nie wystarczyć.

    Co do Ciebie zaś, i powodów dlaczego ta cycata, ups, cytata tu się znalazła, mogłabym dłuuugo. Fakt, że taki tekst wybrałeś, dużo mówi bowiem nie tyle o anonimowej autorce, ale – o Tobie.
    Podejrzewam jednak, że mógłbyś moich insynuacji, ups, interpretacji nie wytrzymać i miałabym przechlapane na kolejnym portalu. To jakieś fatum… :P`

  3. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Helena T.,

    W zasadzie z Paniami się nie zgadzam 🙂

  4. Helena T. pisze:

    Pantryjota: W zasadzie z Paniami się nie zgadzam

    Wiem nawet dlaczego. Kwestia, kto ma gdzie swój – za przeproszeniem – interes. :P`

Dodaj komentarz