Moje, prezesa i policji relacje z ZUS-em

Korzystając z tego, że z okazji 100-lecia Rzeczpospolitej Pantryś przywrócił mi status autora, chciłabym wszystkich serdecznie przywitać  i zdrowia życzyć, bo zdrowia ta notka dotyczyć będzie. Moje uwagi jednakże neutralne zgoła nie będą i dotyczyć będą sprawy obecnie ważkiej, a mianowicie policyjnego L4 i moich osobistych z ZUSem potyczek.

W zeszły poniedziałek otrzymałam pismo z owej instytucji informujące mnie, że w 2017 roku pracowałam na zwolnieniach lekarskich, a zatem mam w ciągu 30 dni oddać cały wypłacony mi zasiłek chorobowy w kwocie 3028 pln. Specjalnie użyłam w tym wypadku słowa „informujące”, ponieważ jedyną reakcją na jaką mnie w pierwszym momencie było stać był cytat z pani Elizy z kultowego trójkowego Ilustrowanego Tygodnika Rozrywkowego – „Nie wiedziałam o tym, prawda????” I pytanie to dotyczy pracy, nie zwrotu pieniędzy.
Jako,że w 2016 roku przebywałam przez 3 miesiące w ciężkim stanie w szpitalu między innymi także z okazji ostrego zawału mięśnia sercowego, zaiste zdarzyło mi się 4 razy trafić na zwolnienie, ale cóż, lekarze mnie ostrzegli, że nie wolno mi brać antybiotyków, a gorączka źle wpływa na serce, więc ja , pierwsza naiwna, potraktowałam ich poważnie. Rok później, aby móc pozwolić sobie na obowiązkowy zestaw leków,podjęłam dodatkowe zatrudnienie na umowę zlecenie ,w wymiarze od 2 do 6 godzin tygodniowo, dość nieregularnie, za to regularnie płacąc od niego składkę, nomen omen, zdrowotną.
No i tu się zaczynają schody – dla ZUS-u (jak się okazało) jest sytuacją jednoznaczną, że skoro poszłam w głównym miejscu pracy na L4, a w drugim nie, to znaczy się , że naciągam podatnika i na bumelce pracuję. Nie słyszałam jednakże, żeby na zleceniu ktoś dostarczał L4 skoro mu się zasiłek chorobowy nie należy.
Urzędniczka w ZUSie stwierdziła, że firma, dla której pracuję nie udzieliła im odpowiedzi na pytanie, czy pracowałam, czy nie. Wcale mnie to nie zdziwiło, ponieważ tam nie ma żadnych list obecności – zlecenie ma być wykonane, a kiedy, to sprawa pracownika. I rzeczywiście ja mogę zajęcia poprzesuwać dowolnie, tak, żeby z temperaturą do klienta nie chodzić… a ZUS mi każe przedstawić na to dokumenty… czyli, skoro oni nie mają dowodów na przestępstwo, to ja mam udowodnić jego brak. Kłania się Kafka – następnym razem policja każe mi udowodnić, że nie zabiłam Iksińskiego w Dupliszkach 30 lipca 2014. No bo właściwie dlaczego nie…

Prezes K. od kilku miesięcy nie przychodzi do pracy w Sejmie. Jako podatniczka , mam nadzieję, że ma usprawiedliwienie lekarskie w formie L4. Jako płatniczka rozlicznych składek ZUS, zastanawiam się dlaczego tak intensywnie, na oczach opinii publicznej manifestuje swoją świetną formę np. wykonując roboty ziemne na Mierzei Wiślanej.

Na policjantów ostatnio spadła istna epidemia niedyspozycji o tajemniczej etiologii. Jest tajemnicą poliszynela, że są po prostu na bumelce i….. ciekawa jestem co na to ZUS. Mało tego, namawia się ich oficjalnie, aby tę bumelkę potwierdzili poprzez masowe nagłe wstanie z łoża boleści, jako ten Łazarz, tyle, że ozdrowieni mową Joachima Brudzińskiego i w nagrodę, tysiącem jego srebrników wydartych maluczkim w formie wszelkich danin, w tym także i zusowskich.

Mając w perspektywie, zamiast mierzyć się z dowodami winy, udowadnianie, że nie popełniłam ani tej zbrodni, ani żadnej innej, zastanawiam się, czy trafię na sąd z tego, czy tamtego nadania,a w ogóle, czy zaangażować się w PROCES z instytucją, o której sama profesor Gersdorf, specjalistka od prawa pracy, mówi że jeszcze z nią nikt nie wygrał. W końcu, ktoś na te świąteczne premie dla policjantów zrzucić się musi.

Wielbicielka SuperRedaktora, niepoprawna pesymistka, nieobliczalna "rycząca -tka", filolożka, ale w przeciwieństwie do Samueli, nie z zamiłowania, a z przypadku.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Krakowianka Jedna pisze:

    Dzięki – poczytam i przemyślę.:)

  2. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Masz dwa wyjścia: sądzić się, albo płacić.
    Jeśli nie zapłacisz, komornik wejdzie Ci na pensję, bo to typowe działanie ZUS.
    Mogą też wejść na emeryturę nawet, jeśli emeryt nie będąc jeszcze emerytem miał jakieś zaległości wobec nich.
    Inna sprawa, że „na oko” patrząc, Twoja sytuacja nie jest dobra wg mnie.
    No ale ja nie jestem fachowcem.

  3. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    Najśmieszniejsze jest to, że to nie oni mają udowodnić moją winę, a ja mam udowodnić swoją niewinność. Zawsze myślałam, że jest domniemanie niewinności, ale ZUS to państwo w państwie, więc pewnie nie mam szans.

  4. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Oni już Twoją winę udowodnili w tym sensie, że wg nich pracowałaś, gdy jednocześnie byłaś na zwolnieniu. No ale to musi ocenić niezależny prawnik. Może napisz do tego gościa, na którego link podałem, wklejając dla ułatwienia opis z forum, który już masz gotowy.

  5. Kfiatushek pisze:

    Nie chcecie, żebym komentowała?! Tekst z włączoną opcją cenzury: ***** ***** *** ********* **** ******* ******!

  6. Pantryjota pisze:

    Mówiąc za siebie napiszę, że chcę.

  7. Krakowianka Jedna pisze:

    Kfiatushek,

    Ja też chcę 🙂

  8. Kfiatushek pisze:

    Jednego nie rozumiem: dlaczego prawo pozwala na zatrudnianie na umowę o dzieło osób, których charakter pracy jest jednoznacznie etatowy? Aktor zatrudniony do produkcji filmu to umowa o dzieło, ale aktor teatralny to już etat!

  9. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Nie należy mylić umowy o dzieło z umową zleceniem. Umowy o dzieło póki co nie są „ozusowane” i płaci się od nich tylko podatek w skarbowym. Czyli inaczej mówiąc, z punku widzenia, ZUS pracujący na umowę o dzieło nie istnieje.
    Ale jeszcze większą ciekawostką jest fakt, że jeśli ktoś prowadzi własną działalność i oprócz tego pracuje na etacie, to państwo ściąga z niego podwójną składkę zdrowotną, a przypadku dwóch działalnośći i etatu potrójną, choć w żaden sposób nie wpływa to na jakość świadczeń. Gdybym był prezydentem, od razu złożyłbym projekt ustawy eliminującej te skandaliczne praktyki.

  10. Krakowianka Jedna pisze:

    Kfiatushek,

    Akurat w moi przypadku mowa jest o umowie zlecenie i dość nieregularnej, ale przyznam Ci rację, że z tymi umowami o dzieło jest coś nie tak. Generalnie, jak to już pisał Pantryś, od wszystkiego płaci się składkę zdrowotną, co nie przekłada się w żaden sposób na jakieś wynikające z tego „profity”, za to… ZUS ma cię „na widelcu”, bo w ten sposób wie o tobie wszystko, a nawet, jak w moim przypadku, więcej, niż sama o tym wiesz. W efekcie, jest to zachęta do tego, żeby wejść w szarą strefę, co zrobiło większość moich znajomych z branży. Według nowych przepisów, można zarobić dodatkowo nie rejestrując się nigdzie 1050 pln… a skoro to nierejestrowane, to kto sprawdzi, czy to było tylko tyle?
    Postanowiłam teraz wycisnąć z ZUSu każdą wydaną nań złotówkę.

  11. Pantryjota pisze:

    Krakowianka Jedna,

    Nie od wszystkiego, bo od umów o dzieło nie płaci się żadnych składek !!
    Zleceniodawca umowy o dzieło przesyła tylko na koniec roku do urzędu skarbowego zestawienie wypłat i potrąca przy każdej wypłacie zaliczkę na podatek.
    Umowy zlecenia funkcjonują na zupełnie innych zasadach.
    Możesz również rozważyć przeniesienie działalności za granicę i mieć ZUS w…dokładnie tam.
    Może Samuela coś podpowie.
    Ja mam we wtorek kolejną komisję odwoławczą i już szykuję się na odwołanie do sądu, bo raczej wiem, co ta komisja zawyrokuje.

  12. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Czyli gmatwanina. U mnie płacisz prywatnie składkę i nikt nie pyta, ile pracujesz. Mamy składkę na chorobowe, ale jest dobrowolna… Ja nie miałam, bo do 15 dni i tak nie płacą, to się opłaca tylko dużym przedsiębiorstwom.

  13. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    U nas składka chorobowa też jest dobrowolna i ZUS nie ma nic przeciwko (a wręcz przeciwnie), żeby jej nie płacić. Wtedy, gdy zachorujesz, co prawda masz leczenie w ramach ubezpieczenia (jeśli opłacasz obowiązkową składkę zdrowotną) ale za czas choroby ZUS nie wypłaca żadnych pieniędzy.

  14. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Czyli tak jak u nas. Składka jest niska, gdy okres niepłacenia przez tutejszy ZUS jest długi (30 dni), ale kto jest tak długo chory, to choruje poważnie i wtedy staje się albo inwalidą (ubezpieczenie inwalidzkie nie ma okresu karencji), albo… umiera. Wtedy tutejszy ubezpieczyciel płaci wartość ubezpieczenia na życie. Tylko duże przedsiębiorstwa stać na składki chorobowe.

  15. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Nie chce mi się już pisać o ZUS, choć po dzisiejszej komisji mógłbym opublikować kolejną, bardzo zabawną notkę. Napiszę więc może tylko, że oczywiście mój wniosek o przyznanie renty został odrzucony, ale nowością było to, że pan dr przewodniczący komisji zasugerował, że skoro nie czuję się na siłach aby pracować, to przecież mogę sobie kogoś zatrudnić jako fizycznego. Oczywiście musiałem się zrewanżować i gdy powiedział mi, że jest ortopedą z 30 letnim stażem, ale nie profesorem, to ja odpowiedziałem, że jeszcze wszystko przed nim 🙂
    I tym klimacie przebiegała cała procedura badawcza, a na koniec zostałem postraszony prokuratorem 🙂
    Spisałem więc „jawnie”dane pana doktora z identyfikatora i odszukałem w necie trochę opinii o nim. Oto dwie z nich, oczywiście wybrane tendencyjnie:

    Dzisiaj byłem na wizycie i przeżyłem koszmar. Miałem wrażenie ,że trafiłem do kata . Człowiek bez żadnych uczuć ludzkich, ubliżał mi, wyrażał swoją radość ,z mojej choroby. W ogóle nie słuchał co mam do powiedzenia na temat swoich dolegliwości. Potraktował mnie jak ostatnie zło ,w ogóle mnie nie zbadał. Sprawiał wrażenie lekarza, który swoją pracę wykonuje za karę ,zdecydowanie odradzam .

    ODRADZAM
    Ja jestem rozczarowana tym lekarzem. Szczególnie podejściem do pacjenta, ponieważ wiedzy nie oceniam – nie mam czego oceniać.
    Arogancki, opryskliwy, nie słucha pacjenta, nawet jego odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania, lubi słuchać swojego głosu.
    W moim przypadku od razu od wejścia skwitował, że wg niego nic mi nie jest i że moje bóle stawów kolanowych są wynikiem stwardnienia rozsianego (choruję od 5 lat). Zrobił długi wykład, jakoby ortopedia nie zajmowała się stawami, tylko „opóźnianiem kalectwa pacjenta” (jego słowa), dopiero później zbadał kolana (kazał zgiąć, kucnąć, pouciskał – ot wszystko).
    Z jego słów wynikło, że moje bóle stawów (a nie mogłam chodzić przez tydzień) są urojone, „choć nie wątpi, że je odczuwałam”.
    Czytam pochlebne opinie i zastanawiam się, czy są to wrażenia po wizycie „państwowej”.

    Gość pracuje w 5 miejscach nie licząc ZUS, więc jasne jest, że pacjenci zabierają mu wiele cennego czasu i to musi skutkować tym, czym skutkuje.
    No ale udało mi się mocno zbulwersować całą komisję i to poczytuję sobie za spory sukces.

  16. Krakowianka Jedna pisze:

    Pantryjota,

    Gratuluję zbulwersowania komisji. Pozostaje tylko się cieszyć, że nie bierze się ślubu i nie trzeba skarbówce zeznać zawartości tzw.weselnych kopert, o czym czytałam kilka dni temu. Swoją drogą, księża po kolędzie też zbierają koperty – chyba napiszę do skarbówki, że to dopiero byłoby fajne żródło dochodu dla budżetu kraju :))

Dodaj komentarz