Nie czuję Melpomeny

Napisała do mnie przed chwilą koleżanka, dzieląc się oględnie wrażeniami ze spektaklu teatralnego. Oględnie zapewne dlatego, że wspomniałem jej kiedyś, że teatr jako świątynia sztuki jest mi zupełnie obcy. Zresztą nie tylko jako świątynia, bo nawet gdyby traktować go jako przybytek lżejszej muzy, też mnie zupełnie nie kręci.

Myślę, że po prostu nie można lubić wszystkiego, więc mnie wystarczy muzyka, kino, czasem malarstwo i choćby architektura, w tym oczywiście Pałacu Kultury :))

No i rzeźba, gdyż kiedyś próbowałem nawet rzeźbić własne ciało, oczywiście w jego własnym materiale, a nie w żadnej lipie, ani tym bardziej marmurze.

A ponieważ nie tańczę ani w ząb, to nie interesują mnie również różne imprezy odbywające się w Teatrze Wielkim i podobnych miejscach, a także zupełnie nie rozumiem idei dyskotek i potańcówek.

Cóż może być bowiem przyjemnego w poruszaniu się wśród spoconych, obcych ludzi, przeważnie pod wpływem, albo pod czymś jeszcze gorszym ? No nie wiem…

Tak więc moje miłe Panie, jak widać, jestem mało „rozrywkowy” w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, ale oczywiście wiem, że rozrywka to nie zawsze znaczy to samo, podobnie jak miłość.

Kończąc ten krótki wpis na temat o którym nie mam nic do powiedzenia (aż dziwne w tym kontekście, że tak niewiele napisałem – hłe, hłe) wklejam zdjęcie ze spektaklu na którym była koleżanka i ogłaszam wśród tutejszej elity konkurs na odgadnięcie tytułu sztuki.  Dla ułatwienia dodam, że to adaptacja „kultowej” książki.

Wiem, że zagadka może okazać się trudna, ale dzięki temu będę miał czas na przemyślenie kwestii nagrody dla zwycięzcy.

Pantryś – ignorant w temacie

DS014-1024x683

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Kultura i sztuki wszelakie (2)
  1. krawcowa pisze:

    Widocznie wielkie dramaty rozgrywane na scenach politycznych tak Cię poruszają, że te kameralne, na małych scenach teatralnych nie robią już na Tobie żadnego wrażenia 🙁

  2. Eva70 pisze:

    A ja nie wiem, czy czuję Melpomenę, ale kochałam ją od zawsze, a przede wszystkim sztukę aktorską. Do tej pory pamiętam nawet pojedyncze gesty wielkich polskich aktorów, których w wybitnych rolach widziałam na scenie przed wielu, wielu laty. Gotowa jestem oglądać sztukę nawet kilka razy, jeśli tylko jest dobrze zagrana. Chociaż ostatnio coś się musiało zmienić, bo w TVP transmitowana była z teatru sztuka Masłowskiej „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” i, mimo najszczerszych chęci, nie udało mi się obejrzeć, chociaż inne rzeczy tej pisarki przynajmniej mogę czytać.
    Czy to może jest „Zły” Tyrmanda? Albo „Czarodziejska Góra”, którą wystawił w Teatrze „Syrena” ambitny Malajkat?

  3. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Dzień dobry Evo,
    Dzieckiem będąc, miałem nawet jakiś czas taką fantazję, że zostanę aktorem :))
    Pewne talenty w tym kierunku podobno przejawiałem i nawet dziś, gdybym miał reżyserować jakiś film, to pewnie bym się obsadził w jakiejś roli charakterystycznej.
    Co do mojej zagadki, to jej trudność polega również na tym, że nie jest to przedstawienie z polskiego teatru. Dla ułatwienia dodam, że jest to teatr jednego z państw sąsiedzkich.

  4. Jacek pisze:

    Oglądając takie zdjęcia ze spektakli coraz bardziej utwierdzam się w postanowieniu, że nie będę już chodził do teatru.

  5. Jacek pisze:

    A co do meritum, znaczy konkursu. Gdyby pokazano ci fotkę babki na hondzie zgadłbyś, że to „Balladyna”/załóżmy na chwilę, że z góry tego nie wiesz/. Ja nieco podrosłym będąc widziałem ją w oryginale.
    O Hanuszkiewiczu wtedy nie wypadało mówić inaczej niż „och” i „ach”. A kilka dni temu w radio słyszałem Pszoniaka twierdzącego, że po Hanuszkiewiczu w teatrze została honda. I tu się z nim zgadzam. Miedzy innymi dlatego nie chodzę do współczesnych teatrów. Nie mam „nerw”.
    Myślę, że po reżyserze tej sztuki zostaną w teatrze krzywe ściany :-).

  6. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    Gdy pojawiły się te „Hondy” było to dla mnie żałosne, choć na teatrze się nie znam.
    Gdyby był pantryjotą, mógłby użyć skuterów Osa, albo motocykli Junak, a tak zrobił zwykłe lokowanie japońskiego produktu, choć wtedy nikt tak tego nie określał.

  7. Lukasuwka pisze:

    nie zastanawiałam się nigdy czy czuję Melpomenę czy nie,
    czasami zasiadam w teatralnym fotelu ale nie czynię tego z ogromnej potrzeby serca a raczej dla rozrywki i dofinansowania kultury, która jest w ostatnich czasach na ostatnim miejscu priorytetowej listy rządzących,
    pod koniec ubiegłego roku byłam na „Dwóch połówkach pomarańczy” -Igi Kownackiej, w Capitolu, świetna zabawa, doskonałe i wysmakowane poczucie humoru autorki, mistrzowskie kreacje aktorów, jednym słowem…POLECAM!

    co do konkursu …
    czy to jest przedstawienie na podstawie „Lekcji niemieckiego”
    – Siegfried Lenz?
    „Die Deutschstunde” w teatrze Thalia Theater

  8. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Tak, to jest ta sztuka. Wygrałaś 🙂

  9. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    dziękuję.

    zastanawiam się, czy już przemyślałeś kwestię nagrody?
    🙂

  10. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Ponieważ to Ty wygrałaś, sprawa jest prosta :))

  11. Lukasuwka pisze:

    Pantryjoto,

    już się boję co wymyśliłeś :

  12. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Dam Ci znać na priva, przygotuj się :))

  13. Eva70 pisze:

    Lukasuwka,

    Chapeau bas! Lukasówko, nigdy bym na to nie wpadła, że chodzi o dzieło w języku niemieckim, na dodatek wystawione przez teatr w Hamburgu.
    Jednak nie całkiem się z Tobą zgadzam co do tego ostatniego miejsca kultury w priorytetach naszych rządzących.

  14. Lukasuwka pisze:

    Eva70,
    to nic takiego,
    wystarczyła podpowiedź Pantryjoty, że jest to teatr z sąsiedniego państwa,
    dalej poszło gładko.
    co zaś się tyczy miejsca kultury na liście priorytetów, przyznaję, może nie jest na ostatnim miejscu, ale patrzę na to przez pryzmat własnego „kulturalnego” podwórka i powiem że… jest źle,

  15. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Jeśli chodzi o „infrastrukturę” kulturalną, to zainwestowano w ostatnich latach ogromne pieniądze w tę działkę i to bardzo widać i słychać. A wiem co mówię, bo siedzę w tym od 30 lat. Co prawda mniej inwestuje się w ludzi, ale baza bardzo się poprawiła i to się chwali.

  16. Eva70 pisze:

    Pantryjota,
    Całe zawodowe życie spędziłam w instytucie naukowym, zajmującym się jedną z dyscyplin humanistycznych, można więc rzec, że szeroko rozumiana kultura jest mi bliska. Zmiany ustrojowe zapewne nieco inaczej „dotknęły” muzea, teatry czy instytucje muzyczne niż placówki naukowe, ale na podstawie obserwacji swojego instytutu wiem jedno – w placówkach na garnuszku państwowym nikt nie przyjmował zmian z entuzjazmem, a choćby tylko ze zrozumieniem, a one – moim zdaniem – były absolutnie konieczne!
    Po r. 1989 okazało się, że nawet tym, którzy niegdyś ostro krytykowali peerelowskie porządki przestały one jakoś przeszkadzać, za to wszyscy zaczęli się domagać zwiększenia dotacji państwowych, a jak mawiał tow. Wiesław „z pustego i Saloman nie naleje”. Spędziłam w swoim instytucie 39 lat, od 2008 r. jestem na emeryturze, ale nadal utrzymuję bliski kontakt z zespołem, w którym pracowałam i zaręczam, że warunków, w jakich ja musiałam pracować nie da się w ogóle porównywać z obecnymi, poczynając od umeblowania pokoi (przedtem: zbieranina przedwojennych szaf biurowych i nieodpowiednie kartonowe pudła na kartoteki, teraz: zrobione na zamówienie biurka i szafy z wygodnymi szufladami), wyposażenia w najnowocześniejszy sprzęt i oprogramowanie na zamówienie (w PRL mieliśmy 1 maszynę na 3 pokoje!), przez wystarczające środki na liczne wyjazdy do polskich i zagranicznych bibliotek i archiwów (ja przez 39 lat wyjeżdżałam zaledwie 5 razy, a pisać musiałam na makulaturze!). To nie jest przypadek odosobniony, tak się dzieje w wielu instytucjach, tylko z nieznanych mi powodów rzadko kto te pozytywne zmiany dostrzega, jeszcze rzadziej o nich mówi, za to wszyscy narzekają, bo niemal każdemu naszemu rodakowi się wydaje, że powinien żyć w jakiejś nadwiślańskiej Szwecji, a tylko ci złodzieje na górze źle rządzą i kradną. A ja postanowiłam być miłą staruszką, która widzi szklankę do połowy pełną. 🙂

  17. al pisze:

    „wszyscy narzekają, bo niemal każdemu naszemu rodakowi się wydaje, że powinien żyć w jakiejś nadwiślańskiej Szwecji, a tylko ci złodzieje na górze źle rządzą i kradną.”
    To zdanie jest kwintesencją. Dawno nie spotkałem tak lapidarnego a trafnego opisu myślenia części (oby nie lwiej) narodu.

    Dziękuję i pozdrawiam

  18. krawcowa pisze:

    Ewo, Al,
    nie wszyscy narzekają, znam wielu, co tego nie robią 🙂
    A co do staruszek, to moja mama skończy w tym roku 80 lat, ma najniższą emeryturę a jak dzwonię do niej i pytam jak się ma, to odpowiada, że ona świetnie, tylko jej noga gorzej, jest zadowolona z życia i ma nadzieję dożyć przynajmniej do setki.

  19. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    bardzo dobrze, miłe staruszki są mile widziane na tym forum :))
    Znałem kilka stulatek i wiem, że pogoda ducha to podstawa. Szczególnie w kraju, w którym do władzy pretendują ludzie bez poczucia humoru.
    Co do narzekania „na wszystko” to faktem jest, że to w pewnym sensie nasza „cecha narodowa” niezależna od wieku, wykształcenia, miejsca zamieszkania, profesji i nawet od orientacji seksualnej i wyznania. To dość przygnębiające, ale czasem wystarczy po prostu nie słuchać biadolenia, żeby się nie denerwować.
    Albo mieć minimalne aspiracje i nie mieć parcia na nienaturalny wzrost stopy.
    Moja nieżyjąca już od ponad dekady ciocia, całe życie powojenne spędziła w redakcji pewnego pisma naukowo-technicznego.
    Jej dawny kolega redakcyjny pisze teraz na pewnym salonie, choć stary jest już niemożliwie jak na blogera :))
    Pracę często przynosiła do domu i tam, z pomocą siostry, tłumaczyły różne artykuły, robiły korekty itp. Oczywiście wszystko w ramach jednego etatu, a że finasowo się nie przelewało, to starały się to robić jeszcze za dnia, bo potem trzeba było palić światło. Jako ciekawostę dla tych, którym nie podoba się metro i drogi Tuska powiem, że w mieszkaniu ciociu przy ulicy Andersa ( budownictwo powojenne )rzut beretem od skrzyżowania ze Stawkami, jeszcze na początku lat 70 była w kuchni kuchnia węglowa i trzeba było pisać specjalne podanie, żeby administracja zainstalowała kuchenkę na gaz. A ciocia potrafiła się zadowalać takimi „drobiazgami” , bo po pobycie na Syberii w ramach wywózki rodzin oficerów katyńskich takie „luksusy” musiały być docenione.
    Na szczęście w tym bloku był na dole fajny bar mleczny, więc nie trzeba było gotować w domu.
    Może kiedyś napiszę więcej na ten temat ( cioci i barów mlecznych) ale dziś już się pożegnam.

    Dobrej nocy życzę wszystkim moim autorom i komentatorom, a także niemym czytaczom.

    Pantryjota.

  20. Lukasuwka pisze:

    „wszyscy narzekają, bo niemal każdemu naszemu rodakowi się wydaje, że powinien żyć w jakiejś nadwiślańskiej Szwecji, a tylko ci złodzieje na górze źle rządzą i kradną. A ja postanowiłam być miłą staruszką, ”

    Evuś70
    Twoje postanowienie jest przewspaniałe i życzę abyś wytrwała w nim przez wiele lat
    chociaż przypominam sobie, pisałaś, że nie jesteś już idealistką i żyjesz w kraju, który „nie spełnia wymogów praktycznej rozumności” 🙂

    muszę powiedzieć to co gniecie moją wątróbkę grószkową,
    TAK, chciałabym żyć w nadwiślańskiej pieprzonej Szwecji, Irlandii albo innym kraju Kwitnącej Wiśni,
    dlaczego ciągle muszę zgadzać się na minimum?
    dlaczego mam się godzić na obniżanie pensji, zabieranie premii , trzynastki… bo kryzys, bo Euro 2012, bo budowa metra, bo inwazja kosmitów, bo górnicy, bo rolnicy…itp itd?
    ma mnie zadowalać biurko i wygodne krzesło?
    dlaczego ciągle muszę porównywać poprzednie czasy z obecnymi?
    chcę żyć w normalnym kraju! który dba o wszystkich obywateli!
    chcę mieć wynagrodzenie wystarczające na godne życie!
    chcę żyć bez poczucia winy, że wybrałam marny zawód,
    wtedy będę uśmiechnięta i zadowolona

    ps. a Ci na górze kradną i źle rządzą! ament!

  21. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Napisz koniecznie i na temat Cioci i barów mlecznych, z którymi też wiąże mnie wiele wspomnień.

  22. Eva70 pisze:

    Lukasuwka,

    No to masz Lukasówko pecha, bo los sprawił, że urodziłaś się w kraju, w którym chyba nieprędko tak, czyli normalnie – cokolwiek to znaczy – będzie. Jeśli świat, jak śpiewał Niemen, jest dziwny, to nasza Rzeczypospolita jest dziwna w dwój- albo i w trójnasób (plica polonica, „paw narodów i papuga”, kontusz i karabela, „lance w dłoń” etc.). Wtedy, gdy te kraje, do których poziomu życia chcemy teraz aspirować, przeżywały rewolucje przemysłowe, rozwijały swoje gospodarki, unowocześniały stosunki społeczne, zmieniały warunki życia ludności, infrastrukturę (w wielu przypadkach te procesy były wspomagane rabunkiem i uciskiem kolonialnym!), my mieliśmy ustrój pańszczyźniany, żyliśmy pod zaborami poniekąd na własne życzenie, od czasu do czasu wywoływaliśmy powstania, które pociągały za sobą zesłania, konfiskaty mienia itp., co nasze opóźnienia w stosunku do Zachodu tylko pogłębiało. Do II polowy XIX wieku trwało u nas niewolnictwo chłopów, niekiedy nawet gorsze niż to w południowych stanach USA, a zniósł je car a nie polska szlachta, której tego akurat nikt nie bronił.
    W niepodległość uzyskaną w 1918 r. wkroczyliśmy ze zrujnowaną i ograbioną przez zaborców gospodarką, z nielicznym i słabiutkim rodzimym mieszczaństwem i burżuazją, z dość ubogą i nieliczną inteligencją, za to z bardzo licznym i ciemnym chłopstwem (na ogół bez ziemi), ale nawet wówczas nasze ziemiaństwo (uczciwie mówiąc często zubożone) nie zdobyło się na przeprowadzenie reformy rolnej. Jak na tak krótki czas trwania II RP dokonano i tak wiele, ale w historii te 20 lat, to zaledwie mgnienie oka.
    Przyszła kolejna wojna, która zrujnowała wiele z dokonań II RP, ale przede wszystkim przyniosła ogromne niepowetowane straty w ludziach! Przodujący ustrój poradził sobie z odbudową niektórych zniszczeń wojennych, zwłaszcza z odbudową stolicy, likwidacją analfabetyzmu (wtórnemu jednak nie zapobiegł), ale gospodarcze zacofanie kraju w porównaniu z Zachodem w czasach PRL wcale nie zniknęło, a nastawienie gospodarki na przemysł wydobywczy i ciężki z pewnością nie było dla nas korzystne. (Wybacz ten krótki kurs WKPb :))
    Zacofana gospodarka, rozdęty i technologicznie zapóźniony przemysł (z przewagą ciężkiego!) w dodatku nastawiony na rynek wschodni, który niemal natychmiast się zamknął, przestarzała infrastruktura, a do tego – ludność odzwyczajona od przyzwoitej pracy, brak poszanowania dla własności wspólnej, brak szacunku dla prawa, brak fachowych kadr w niemal wszystkich dziedzinach, no i… szalejąca inflacja.
    Od r. 1989 z takimi właśnie problemami musieli się zmagać zupełnie nieprzygotowani dysydenci (bo kiedy i gdzie?). Moim zdaniem podjęli się oni zadania niemal niemożliwego, mianowicie musieli próbować „z zupy rybnej zrobić rybę”, jak ktoś to obrazowo wyraził. Minęło od tej pory ćwierć wieku, to dużo w skali życia człowieka, ale to zbyt krótki czas, żeby nadrobić takie zacofanie.
    Wybacz, Lukasówko, ale uważam, że ten bunt to jest takie „wierzganie przeciw ościeniowi”. Pytasz, dlaczego „ciągle musisz zgadzać się na minimum”, czy „porównywać poprzednie czasy z obecnymi”, czy też „zadowalać się biurkiem i wygodnym krzesłem”? Ano z takich powodów, jakie wyżej wyłuszczyłam, ale także dlatego, że – jak napisałaś – „bo kryzys” (nie było?), „bo budowa metra” (a ma nie być nawet tylko w stolicy 38. mln kraju?), wreszcie – „bo górnicy”, „bo rolnicy” – dlaczego oni, jak uważasz, powinni się godzić na odebranie im przywilejów?, skoro Ty nie godzisz się na to?
    Siostra Małgorzata Chmielewska w pewnej dyskusji telewizyjnej przed laty wygłosiła zdanie: „mnie nie obchodzi, skąd rząd weźmie pieniądze!”, pomyślałam wówczas, że jako osoba głęboko wierząca pewnie myśli, że pieniądze spadają z nieba, ale racjonalnie myśląca Lukasówka chyba jednak tak nie myśli? 🙂

  23. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Co prawda sugerowałem, żebyś zaczęła pisać własne notki, ale kto wie, czy wówczas nie ucierpiałyby na tym Twoje komentarze, które mają „wagę” niejednej notki, albo nawet i większą.
    Tak więc nie nie będę Cię już namawiał, a jeśli kiedyś uznasz, że jednak warto, bramy mojego forum stoją przed tobą otworem.
    Napisać o cioci nie jest łatwo, ale właśnie jest jakaś afera z dotacjami dla barów mlecznych. Wg nowych przepisów o dofinansowaniu tych placówek, nie wolno im np. używać przypraw, co jest znakomitą okazją do zacytowania powiedzenia „Mrożek by tego nie wymyślił”.
    Jak dojrzeję do tematu, to może coś skrobnę.

  24. Lukasuwka pisze:

    Evuś,
    uśmiałam się jak norka,
    potraktowałaś mnie bardzo protekcjonalnie, nie przymierzając jak nauczycielka małą niegrzeczną dziewczynkę, nawet mi się to podoba 🙂
    dziękuję za lekcję historii.
    cierpliwie od kilku lat godzę się z brakiem jakichkolwiek podwyżek, ale sorywinetu, dlaczego mam godzić się na obniżanie moich poborów?
    owszem, wierzgam przeciw ościeniowi, ale bierze mnie wqrw!
    i zaczynam marzyć aby spełniła się wizja Marcina Mellera!

    ps. niestety nie myślę racjonalnie, może dlatego że jestem Lukasuwką a nie Lukasówką?

  25. Eva70 pisze:

    Zacznę od końca, czyli od błędu, jaki popełniłam. Z nazwą Lukasuwka spotkałam się dopiero na forum Pantryjoty, tudzież dowiedziałam się, że za tą nazwą kryje się smaczna odmiana gruszki z końcówką „ówka”, a także utalentowana pod wieloma względami uczestniczka tego forum z końcówką „uwka”. Jak wiadomo, w starszym wieku nauka nowego przychodzi z trudem, toteż niejako automatycznie napisała mi się, zgodnie z wyuczoną polską ortografią, końcówka „ówka”, za co przepraszam.
    Nie miałam zamiaru traktować Cię protekcjonalnie, po prostu uważałam, że prezentacja mojego stanowiska wymaga odmalowania historycznego tła i zrobiłam to (w wielkim zresztą skrócie). To wszystko. Wcale nie zamierzałam też przekonywać do godzenia się na obniżanie poborów, nie tylko dlatego, że sama pewnie bym się na to nie godziła, gdyby to dotyczyło mnie, ale przede wszystkim dlatego, że w ogóle nie mam zwyczaju nikogo pouczać jak ma postępować w swojej sprawie (jednak w rozmowie teoretycznej na temat obniżania zarobków oczywiście mogłabym wymienić sytuacje, w których obniżenie pensji pracowników jest konieczne, np. by zachować stan zatrudnienia czy też nie dopuścić do likwidacji zakładu). Gdyby moje wyjaśnienie nie zostało przyjęte, to można by powiedzieć, że mamy rewanż: ja Ciebie potraktowałam protekcjonalnie, a Ty się ze mnie uśmiałaś jak norka. 🙂
    Tekst Mellera juniora nie zrobił na mnie wrażenia, tak jak i dane o fatalnym stanie polskiego czytelnictwa. Po pierwsze uważam, że stan czytelnictwa jest jeszcze gorszy niż to pokazują wyniki badań, bo nasi rodacy w odpowiedziach na pytania ankiety (nawet anonimowej!) często po prostu kłamią, żeby się zaprezentować w lepszym świetle. Po drugie sądzę, że tak naprawdę z czytelnictwem w naszym pięknym kraju nigdy nie było zbyt dobrze. A poza wszystkim trzeba wziąć pod uwagę to, że część ludności, dawniej czytająca książki i gazety, przeniosła się do internetu, gdzie zresztą od pewnego czasu funkcjonuje Polona, Nowa Cyfrowa Biblioteka Narodowa, gdzie można wybrać sobie nawet De revolutionibus orbium coelestium, dowolne, XIX- wieczne, albo wcześniejsze lub późniejsze, czasopismo, czy np. Antka B. Prusa (jeśli jeszcze jest lekturą) i czytać na ekranie swojego laptopa. Myślę również, że nawet wśród tych 6. mln zaszeregowanych do kategorii „znajdujących się poza kulturą pisma” jest wielu internetowych hejterów, a więc jednak czytających, tyle że bez zrozumienia lub w złej wierze, i jeśli nawet nie piszących, to chociaż klikających. Zresztą w innych europejskich krajach, np. w Hiszpanii, liczba czytających książki też się zmniejsza.
    Młodego Mellera czytuję rzadko, przed laty parę razy widziałam go w telewizji i nie sprawił na mnie dobrego wrażenia. Znałam jego matkę (świetnie gotowała) i bardzo szanowałam jego ojca, zarówno jako świetnego historyka, jak i dyplomatę, syn niestety nie ma już tej klasy. Pozdrawiam.

  26. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Jako dziecko mieszkałem w domu dziadków na Żoliborzu, rzut beretem od teatru Komedia i od domu kultury na Próchnika. Była też tam biblioteka, z której babcia ciągle wypożyczała książki. Do dziś pamiętam, że były „opakowane” w takie okładki z szarego papieru i miały stempel wypożyczalni. Z kolei dziadek był stałym bywalcem czytelni przy księgarni na Krasińskiego, gdzie w taki specjalnych stojakach była do dyspozycji prasa, w tym Der Spiegel, który dziadek czytał od deski do deski, gdyż niemiecki znał nie gorzej niż polski.
    A ja byłem czasem gościem w domu pani Jurgielewiczowej, która też mieszkała koło teatru Komedia, wówczas jeszcze z mężem, wykładowcą ASP w W-wie.
    Ta miała tyle własnych książek, że sama mogła „robić” za bibkliotekę. Podobnie jak mój drugi dziadek, który miał w mieszkaniu niemal wyłącznie książki i nawet spał na książkach, na takie desce podobnej do deski do prasowania.
    No ale to se ne vrati, jak mawiał dobry wojak Szwejk :))

  27. Lukasuwka pisze:

    zacznę od początku,
    możesz śmiało pisać Lukasówka bądź tez Grószka, lub Grucha lub Lukresja Grozja,
    jestem otwarta na zmiany i wymiany nazwowe,
    uwagę o Lukasuwce dodałam aby unaocznić, że moje myślenie nie jest racjonalne, piszę z małej litery, „specjalnie ” poczyniam błędy [bo zapewniam, że ortografię znam] ale taka już moja uroda internetowa 🙂
    wiem, że nie wszystkim to pasuje, ale przecież nie musi?
    to, że potraktowałaś mnie protekcjonalnie nie wzburzyło mnie ani też nie obraziło,
    po prostu uśmiechnęłąm się, ale od razu chcę naprostować rewanż o jakim wspomniałaś: „…mamy rewanż: ja Ciebie potraktowałam protekcjonalnie, a Ty się ze mnie uśmiałaś jak norka.”
    wyjaśniam! nie uśmiałam się z Ciebie!! tylko z tego protekcjonalnego potraktowania 🙂
    przyznaję, że masz lżejsze pióro i wspaniale potrafisz komentować i dyskutować,
    i powtórzę za Pantryjotą, z ogromną radością poczytałabym Twoje felietony,
    tekst pana Mellera jest smutno-zabawny. bibliotekarki nigdy nie zrobią takiej zadymy jak rolnicy czy górnicy,
    skoro ludzie się przenoszą z czytelnictwem do internetu, to może faktycznie rozwiązaniem byłoby pozamykanie tych wszystkich bibliotecznych tworów?
    jeśli ludzie nie chcą czytać, to po ich zmuszać?
    ale ja wiem, że to nie do końca tak jest, duży procent społeczeństwa chce czytać, tylko nie ma kasy na kupno książki, a w bibliotekach bieda aż piszczy,
    2000 zeta na cały rok na zakup książek do biblioteki to nie teoria, to się dzieje naprawdę.

    ps. jakby co, wiosna za zakrętem, więc czas zapalić zapałkę 🙂

  28. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Właśnie wspomniałem znajomą bibliotekarkę w najnowszym felietonie :))
    Zapraszam.

  29. Eva70 pisze:

    Lukasuwka,

    Lukasuwka
    Pantryjota
    Biblioteka, to jest miejsce w którym spędziłam chyba najwięcej czasu, poczynając od wczesnego dzieciństwa, które przypadło na okres tuż powojenny. Zaczęłam od wypożyczania książek w prywatnym pokoiku jednej z nauczycielek mojej szkoły, zaadaptowanym na bibliotekę, potem była publiczna czytelnia na ul. Wileńskiej i takaż na ul. Świętojańskiej, a mój starszy brat wypożyczał książki w takim sklepiku, przekształconym na księgarnię chyba jeszcze podczas okupacji, w liceum była na szczęście biblioteka i nie musiałam nigdzie chodzić. Na studiach spędzałam mnóstwo czasu w BUW, w Lektorium na Wydziale, w Publicznej na Koszykowej, w Narodowej (jeszcze na Hankiewicza), bo brak było wówczas podręczników, trzeba było korzystać jeszcze z przedwojennych. Moje życie zawodowe również przebiegało głównie w bibliotekach, byłam nawet po dwa razy w bibliotekach Leningradu i Paryża (na stypendiach). Zgromadziłam też sporą własną bibliotekę, której w znacznej większości musiałam się niestety pozbyć, gdy wypadło mi wziąć do siebie starą matkę, zostawiłam sobie tylko te książki, do których jestem bardzo przywiązana oraz nowości, jakie kupuję w miarę swoich skromnych możliwości.
    Miałam Lukasuwko wiele znajomych bibliotekarek, bibliotekarzy a nawet bibliofilów, niektórzy z nich byli wielkimi erudytami, ale – o ile wiem – bibliotekarze (zresztą tak jak niemal cała sfera budżetowa, w tym również ja) nigdy nie byli opłacani stosownie do znaczenia tego zawodu w życiu społecznym. Wydaje mi się jednak, że technologie cyfrowe, które zmieniają rynek wydawniczy, zmieniły już znacznym stopniu biblioteki naukowe, z czasem spowodują również znaczne zmiany w bibliotekach publicznych i innych, chociaż zmiany te będą postępowały wolniej ze względu na ich misję udostępniania książek, a będzie to miało również wpływ na charakter zawodu bibliotekarza. Wydaje mi się, że to ten wzgląd może sprawiać, że biblioteki tradycyjne są niedoinwestowane.
    Minął więc czas takich bibliotek, jakie wspominasz Pantryjoto. Teraz buduje się multimedialne centra kultury. Jest ich zapewne jeszcze zbyt mało, ale z czasem z pewnością ich przybędzie, wierzę, że tam, gdzie są potrzebne – powstaną, czego wszystkim nam życzę. 🙂

  30. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Moje dzieciństwo też przypadło po wojnie :))

  31. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Wisła była wówczas bardziej dziką rzeką:

  32. Eva70 pisze:

    Pamiętam, czasami korzystałam z dzikich plaży. Był z Ciebie elegant.

  33. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Może i byłem wtedy elegantem, ale za to teraz nie jestem w najmniejszym stopniu :))
    Mama wszystko szyła własnoręcznie. To palto zimowe i czapkę też.
    A tę maszynę do szycia ma do dziś.
    Może zamieść swoją fotkę z plaży ? Nie musi być z dzikiej.
    Albo zrób sobie Avatara jakiegoś, żebyśmy wiedzieli, jak wygląda pogodna babcia :))

  34. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Z Twojej Mamy to dopiero była KRAWCOWA!
    Ja Avatara zrobić nie umiem, ale jeśli chcesz być uprzejmy, to sam wybierz jakiś stosowny dla pogodnej staruszki, byleby to nie był wizerunek M. Konopnickiej (choć, gdy miała 55 lat zastrzelił się z miłości do niej 33-letni i ponoć utalentowany Maksymilian Gumplowicz), ani E. Orzeszkowej (choć była romansowa), ani M. Dąbrowskiej (była jeszcze brzydsza od tamtych, orientacji się nie czepiam), bo chyba byłam jednak od tych (skądinąd utalentowanych) pań nieco ładniejsza. 🙂

  35. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Wstaw swoje zdjęcie do biblioteki mediów, a ja zrobię z niego Avatara.
    Może być w ubraniu :))

  36. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Oto jeszcze jedno dzieło mamy:

  37. Lukasuwka pisze:

    byłbyś idealnym kandydatem na modela,
    ta poza, układ rąk, spojrzenie spod oka…po prostu Top Model!
    🙂

  38. Pantryjota pisze:

    No wiem, w końcu to zdjęcie ma tytuł ” Model na moście Gdańskim” :))
    A to ma tytuł ” Wiosenna gałązka dla Grubci” .

  39. Eva70 pisze:

    Pantryjota,
    Tego też nie umiem! Mój Avatar może być podobny do Twojego. 🙂

  40. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Mama, która potrafiła tak szyć musiała mieć też mnóstwo innych miłych dla dzieci zalet. Moja, niestety, należała do tych, którym najlepiej wychodziło dyrygowanie i reprymendy, zresztą mało skuteczne.
    Dostać taki komplement od Artystki i to w niedzielę!

  41. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    To w takim razie wyślij mi zdjęcie na maila, a ja już zrobię co trzeba.

  42. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Niestety moja mama nie miała zbyt wielu zalet, gdy chodzi o dzieci. Szczególnie o to jedno – swoje. Najlepszy dowód, że wychowała mnie babcia, dziadek i stryjek, gdyż mieszkałem z nimi praktycznie od niemowlaka, prawie do początków szkoły.
    Rodzice odwiedzali mnie może 2 x do roku, więc gdy w końcu mnie zabierali do mieszkania, które właśnie dostali, wlazłem pod stół, objąłem jego nogę i powiedziałem, że nigdzie nie pójdę.
    A wyglądałem wtedy tak:

  43. Pantryjota pisze:

    Pantryjota,

    Albo może raczej tak:

  44. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Rezolutny chłopczyk, już wtedy wyglądało, że wyrośniesz na Pantryjotę 🙂

  45. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Ziewam na pantryjotyzm 🙂

  46. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Natychmiast się odziewałam i to dwa razy :))

  47. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Na dzisiejszy wieczór mam dla Ciebie taką „młodzieżową piosenkę” na czasie:

  48. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    Grubcia dziękuje.

  49. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    A to dla Grubci muzyka na niedzielę. Myślę, że odnajdziesz w niej swoje ulubione pinkowe klimaty.

  50. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    A tu na cały album, gdyby chciało Ci się przesłuchać. Nie musisz dziękować, robię to z przyjemnością.

  51. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Wielkie dzięki, bardzo mi się spodobała „Russia on Ice”. Natychmiast odnalazłam ten zespół i z przyjemnością wysłuchałam jeszcze kilku innych utworów. Mam, niestety, ogromne luki, jeśli chodzi o znajomość „młodzieżowych” zespołów.

  52. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Muzyka przeznaczona dla Lukasuwki też mi się podoba!

  53. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Znaczy się, że jesteś młoda duchem :))
    A ciało też pewnie jeszcze wcale nie tak mdłe :))
    Specjalnie dla Ciebie jeszcze coś, wokalistka, która śpiewa na ostatniej płycie Wilsona:

  54. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    przytulam do piersi za cudną muzykę :)))

  55. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    O kurde, jedyne co mi pozostaje na takie dictum, to zamieścić coś takiego :))

  56. Hosanna pisze:

    świetne zdjęcie z kotkiem 🙂 muzyka piękna lecz nieco ponura albo przynajmniej melancholijna … ale Porcupine Tree – Russia on Ice – ciekawe . Na co dzień wolę house nawet muzułmański np

    świetnie się przy tym pracuje

    Buziaki 🙂

  57. Hosanna pisze:

    acha – jak to w house -tzreba dać długi czas na ustalenie podstawowych harmonii – 2.03 wstępuje już subtelnie całość ale początku nie da się pominąć bo ciało się powoli przyzwyczaja do każdego wątku osobno

  58. Pantryjota pisze:

    Hosanna,

    Zależy co się robi, ja bym nie mógł przy tym pracować 🙂
    Chyba, bo nie słucham czegoś takiego.
    No i też niespecjalnie pracowity jestem, w przeciwieństwie do Ciebie :))
    Ale fajnie, że wpadłaś, bo dawno Cię nie było.
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz