Szanowni,

Czasy są takie, że lekko się wzmożyłem i stąd te moje wpisy o polityce, pojawiające się tutaj z regularnością godną najlepszej sprawy.

Pierwsza część tytułu notki, to oczywiście słowa myśliciela, którego idee głęboko wryły się w mózg prezesa Kaczynskiego, siły sprawczej tego, co obecnie dzieje się w Polsce. Wryły się m.innym dlatego, że zabity brat poniekąd specjalizował się w myśli leninowskiej, a sam pan Kaczyński doktoryzował się z tematu roli ciał kolegialnych w kierowaniu wyższą uczelnią, co najwyraźniej po latach uzmysłowiło mu, że „ciała kolegialne” są w istocie bezużyteczne w sytuacji, która wymaga posunięć rewolucyjnych. No i wywołał tę swoją „rewolucję” sprowadzając owe struktury do roli wykonawcy własnych poleceń,  a prezydenta do roli wasala, czołobitnie oddającego należną cześć nadzbawicielowi.

Kolejnym etapem rewolucji PiS ma być obsadzenie swoimi ludźmi wszystkich jak leci stanowisk administracyjnych tam, gdzie to tylko jest możliwe. A potem również tam, gdzie teoretycznie to dziś niemozliwe, ale przecież wiadomo, że dla prawdziwego rewolucjonisty nie ma nic niemożliwego. Neron próbował z koniem, wiec niewykluczone, że pan Kaczyński spróbuje z kotem, na początek zabierając go ze sobą na posiedzania Sejmu, bo niby dlaczego nie ?

Tutaj znów kłania się Lenin, który powiadał, że każda kuchar­ka po­win­na nau­czyć się rządzić państwem. 

Mamy już marszałka Kuchcińskiego, a jak wiadomo, przykład idzie z góry.

Na mało znaczące z punktu widzenia rewolucji „imprezy” jak np. odbywające się właśnie posiedzenie Trybunału Konstytucyjnego, partia rządząca nie deleguje   przedstawiciela swojego rządu, a jedynie jakiegoś gamonia, który dwóch zdań nie potrafi sklecić bez jąkania się i nie mam tutaj na myśli bynajmniej wady wymowy.

Żeby nie przedłużać, zacytuję wiec jeszcze raz Włodzimierza Lenina i dobrze by było, żeby pan Kaczyński wydrukował sobie tę frazę i powiesił nad łóżkiem.

„Nie ma rewolucji bez kontrewolucji”

Czytając je w trakcie wieczornej modlitwy być może zda sobie sprawę, że może go czekać bardzo smutny los, przy którym postawienie przed Trybunałem Stanu to to coś jak klaps od mamy, jako kara za nie wypicie tranu.

Fakt, że pan Kaczyński nie pełni żadnych funkcji publicznych oprócz „prezesowania” nie zwalnia go od odpowiedzialność karnej za „podżeganie” oraz za wiele innych działań, które oceni nie tylko historia, ale również niezależny sąd, gdy wreszcie dojdzie do „pokazowego” procesu czlowieka, który od lat osłabia i dewastuje własną ojczyznę, co jest zbrodnią przeciwko racji stanu i gdybym ja był prokuratorem, zażądałbym dla kogoś takiego dożywocia.

Pantryjota