O toaletach – wakacyjnie, acz nietypowo

Toaleta, wychodek, wygódka – o tym dzisiaj chcę napisać w ramach krótkiej relacji z jeszcze krótszych wakacji w Rumunii.

Jeśli płatna, to zwykle dość czysta, zaopatrzona w mydło i papier toaletowy, czasami nawet biały i miękki. Opłata niezbyt wygórowana – 1 lej w formie zielonego plastikowego banknotu. I zawsze taka- ani mniej, ani więcej.

Może , jednakże, być niepłatna. Wtedy zaoszczędzisz śliczny zielony banknocik, ale ryzykujesz śmiercią na zawał serca spowodowany nadmiarem wszelakich wrażeń zmysłowych. W moim wypadku, jako, że zawsze miałam tzw.krótki oddech, te zapachowe były najtrudniejsze do uniknięcia.

O powiązaniu komfortu z finansami napisano niezliczone ilości publikacji, i zgodnie z nimi, w tym wypadku można stwierdzić jednoznacznie, że Rumunia wkroczyła na drogę rozwoju opartego ona gospodarce wolnorynkowej. Chcesz mieć czystą toaletę, to płać.

Jedno  obie wersje wygódek w Rumunii miały ze sobą wspólnego (dotyczyło to także wszystkich odwiedzanych w tym kraju łazienek), a mianowicie, w każdej z nich coś ciekło nie tam, gdzie trzeba, najczęściej na podłogę. Odniosłam wrażenie, że albo reżim Ceausescu wytłukł skutecznie wszystkich rumuńskich specjalistów od rur, albo wszyscy oni wyemigrowali aby zastąpić przysłowiowego „polskiego hydraulika”, który wrócił do kraju zwabiony rozbuchanym do nieprzytomności programem socjalnym Kaczafiego.

Tak, czy inaczej, kiedy obudziłam się na parkingu 29 kilometrów przed Krakowem po 9-godzinnej podróży z Maramuresz i pognałam do najbliższej toalety, poczułam się dokładnie tak samo, jak w latach 80-tych podczas podróży do RFN.

Dwadzieścia minut później, jednakże, wjeżdżając od wschodu do samego miasta, poczułam nagle ten sam, znajomy z niepłatnej wersji rumuńskiej toalety smrodek, tyle, że nie odpuszcza mnie on do teraz. Jak to skomentowała jedna z moich towarzyszek podróży: „Rumuni mają smród w toaletach i czyste powietrze, a Krakowianie, czyste toalety, za to smród w powietrzu”. I to jest najlepsza puenta dla tego wpisu.

PS. Bukowina i Maramuresz fenomenalnie piękne, ale ludzie w ogóle się nie uśmiechają.

Wielbicielka SuperRedaktora, niepoprawna pesymistka, nieobliczalna "rycząca -tka", filolożka, ale w przeciwieństwie do Samueli, nie z zamiłowania, a z przypadku.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Quartz pisze:

    Będę pamiętał.
    Już dawno nie byłem w Krakowie.

  2. ViC-Thor pisze:

    Zawsze twierdziłem (od kiedy pamiętam) że Kraków i Warszawa to wielkie WC, przepraszam za to…

Dodaj komentarz