O wpływie pogody na seksualność

Moi drodzy,

Jeśli ktoś myślał, że napiszę dzisiaj o meczu o honor, czyli o nic, to być może będzie czuł się zawiedziony, ale nawet nie miałem takiego zamiaru, choć po końcówce spotkania pozostał niesmak i wstyd jeszcze większy.

Dziś będzie za to trochę wspomnień, zainspirowanych taką oto „aferą” :

https://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/7,141637,23605929,to-byly-kochanek-dyrektora-imgw-go-obciazyl-rozpoczal-sie-proces.html#Czolka3Img

Jak tutaj kiedyś wspominałem, dzieckiem kończącym 8 klasową szkołę powszechną będąc i nie wykazując specjalnych zdolności do nauki czegokolwiek, zaprowadzony zostałem do poradni wychowawczo-zawodowej, aby tamtejsi specjaliści ocenili, jaki powinien być mój dalszy kierunek kształcenia. Po wnikliwych badaniach i licznych testach mojej osobowości i moich predyspozycji pani psycholog orzekła, że widzi mnie co najwyżej w zawodzie szewca lub cukiernika. Nie muszę chyba dodawać, że w owych czasach te profesje to było niemal dno drabiny społecznej, z czego nawet ja zdawałem sobie sprawę, że o rodzicielce nie wspomnę. Natomiast ciekawostką może być, że warsztat szewski, który istniał o rzut beretem od mojego mieszkania, czyli mała kanciapa z antresolką, działa do dziś, jako chyba jeden z nielicznych w W-wie. Cukiernie w okolicy też mają się raczej nieźle, bo jest ich zdecydowanie więcej, niż dawniej. No ale to tylko takie drobne obserwacje w kontekście, a teraz wracam do tematu zasadniczego.

W związku z takimi a nie innymi sugestiami fachowców, wziąłem sprawę edukacji i swojej przyszłości we własne ręce i pomyślałem sobie, że udam się do dużego gmachu stojącego naprzeciwko mojego domu, który wówczas nosił nazwę „Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny” (w skrócie PIHM), aby zorientować się, czy mógłbym zostać meteorologiem. Oczywiście główną motywacją był fakt, że miałbym do pracy tak blisko, że bliżej już chyba nie można, no a poza tym, żywa była wówczas jeszcze postać słynnego Wicherka, oraz jego koleżanki Chmurki, całkiem niebrzydkiej w sumie kobiety, co dla nastolatka mogło mieć pewne znaczenie i co ładnie nawiązuje do tytułu wpisu. Sympatię do tej instytucji wzmagało we mnie jeszcze to, że często jadałem tam również obiady, gdyż na terenie instytutu była stołówka, dostępna również dla osób z zewnątrz. Spotykałem się na tych obiadach z kolegami z podwórka i wielu z nich wyszło na ludzi, a niektórzy zrobili naprawdę duże kariery, więc najwyraźniej karmili nie najgorzej, bo przecież każdy wie, jak ważne dla młodego organizmu jest prawidłowe żywienie.

Gdy już dostałem się do biura PIHM, to trzeba trafu, że w pierwszym pokoju do którego zapukałem, pracowała pani, która była żoną dyrektora szkoły, która kształciła meteorologów, zresztą jako jedyna w Polsce. Gdy wyjaśniłem, że chciałem spytać o możliwość zostania meteorologiem, spytała jak do niej trafiłem, bo była przekonana, że ktoś musiał mi powiedzieć, kim jest jej mąż. Oczywiście nie miałem o tym zielonego pojęcia, ale widać oboje uznaliśmy, że to musiał być jakiś znak od losu i po odbyciu niezbyt długiej rozmowy zostałem zaproszony do złożenia papierów do Technikum Gospodarki Wodnej, bo tak właśnie nazywała się ta szkoła. Miała dwie specjalności – właśnie meteorologię i budownictwo wodne i istnieje do dziś:

https://tgwdebe.pl/11-aktualnosci.html

Nawet ukazała się o niej książka:

https://www.biuro90.pl/pl/p/Monografia-Technikum-w-Debem-im.-Jozefa-Pruchnika-/884?gclid=EAIaIQobChMIo7664I722wIViBgbCh1EvA2MEAAYASAAEgJS7_D_BwE

Egzaminy były  z matematyki, fizyki i języka polskiego i jestem prawie pewien, że musiałem być jakoś „zaprotegowany” w w przeciwnym razie z tych dwóch pierwszych przedmiotów z pewnością  bym nie zdał. Na polskim poszło mi nieźle, bo na szczęście była możliwość wybrania tematu dowolnego, więc wybrałem sobie Lema i przez 2g nie napisałem nic, bębniąc długopisem w pustą kartkę papieru, a potem, przez pozostałą godzinę (chyba) napisałem ok. 6 stron i też bym nie zwrócił uwagi na te „proporcje” czasowe, gdyby nie fakt, że w ławce obok siedział mój przyszły kumpel, niejaki Włodek Woroniecki, który potem mi opowiedział, jak obserwował ze zdumieniem ten mój egzamin.

Jakimś dziwnym trafem dostałem się więc do tej szkoły i jakież było moje zdumienie gdy  okazało się, że dyrektor był tak podobny do Wicherka, że w pierwszej chwili myślałem, że to on. Początkowo mieszkałem w internacie, zlokalizowanym pod drugiej stronie zapory, ale potem mnie z niego wyrzucono, choć nie pamiętam za co, gdyż w zasadzie byłem grzecznym chłopcem, w dodatku bez nałogów, choć wtedy trochę podpalałem, ale szybko mi przeszło. Musiałem więc dojeżdżać z  warszawskich Bielan do Dębe, co było całą wyprawą, która trwała ponad z 1.5g. Najpierw tramwajem do dworca Gdańskiego, a potem PKS-em, do którego czasem nie udawało się dostać, bo był straszny tłok. Wtedy albo czekało się na następny, albo nie jechało się w ogóle, czyli szło  na wagary. Oczywiście chodziło się również na wagary mimo dotarcia na miejsce, bo okolice wokół zapory w Dębem są piękne i aż żal było siedzieć w szkole wiosną, gdy trawa się zieleniła i słoneczko grzało.

Taka postawa oczywiście nie mogła się dobrze skończyć, więc na pierwszy okres miałem 2 dwójki, na drugi 4, a na koniec roku szykowało się 6, więc nie dotrwałem do wręczenia świadectw i pojechałem z ojcem na Mazury, bo akurat miał urlop i były to jedyne  z nim wakacje w moim życiu.  Mam nawet fotki z Węgorzewa, na których widać, jak ładnym i zgrabnym chłopcem byłem, ale musiałbym zeskanować, a motywacji brak.

Brak mi również motywacji do opisów wydarzeń ze szkoły, choć trochę tam się działo, albo do przedstawiania sylwetek nauczycieli, choć o jednym, Pawle Bąkowskim, z który mieliśmy zajęcia w obserwatorium meteo w Legionowie może warto napomknąć, bo był to dość znany opozycjonista ze środowiska KOR, kumpel Kuronia, z którym utrzymywaliśmy z Włodkiem kontakty jeszcze długo po szkole, aż w końcu najpierw Paweł a potem Włodek udali się na emigrację polityczną do USA. Paweł mieszka w Bostonie do dziś, a Włodek – jak kiedyś o tym pisałem – zginął w zderzeniu swojego roweru z motocyklem w Chicago.

Natomiast co do „seksafery” w IMGW, to ciekaw jestem, czy wzbudziłaby takie zainteresowanie, gdyby nie wątek „obyczajowy”, bo przecież jeśli chodzi o kasę, to jest raczej mizerną aferą w porównaniu z wieloma innymi, którymi karmią się środki masowego przekazu. Niektórzy twierdzą nawet, że „aferą” są zarobki piłkarzy, szczególnie naszych i  czasem myślę sobie, że coś  jest na rzeczy, no ale to zupełnie inny temat.

Gdyby ktoś spytał, czy żałuję, że nie zostałem meteorologiem, to odpowiem, że wcale nie żałuję, a w każdym bądź razie o wiele mniej, niż tego, że nie zostałem leśnikiem. Inna sprawa, że dziś leśnicy też nie mają lekko, jeśli nie trzymają z PiS. Ja nie muszę z nikim trzymać i mam zamiar   trzymać się tego tak długo, jak się da, czyli pewnie do końca.

I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, żeby sobie nadmiernego wysiłku oszczędzić.

Pantryś

 

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różne ciekawe historie (5), Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Kfiatushek pisze:

    Meteorologia to nauka nieostra. Z konkursu dla kłamców meteorolodzy zostali wykluczeni, bo kłamią zawodowo. Zarobki „gwiazd” sportu są jak w innych branżach medialnych. Nieadekwatne do osiągnięć. Jak płacimy horrendalne pieniądze za koncerty, mecze i filmy, to mamy „meteorologiczne” opady na konta miernot.

  2. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    A ja myślałem, że to nauka ścisła, a przynajmniej próbuje za taką uchodzić. Dlatego w szkole kładziono duży nacisk na takie przedmioty jak chemia czy fizyka, a to akurat zupełnie nie moja działka. Na chemii siedziałem jak na „tureckim kazaniu” i pan profesor pokazywał mnie jako przykład wyjątkowego nieuka, żeby nie powiedzieć „debila” i w zasadzie trudno się było z nim nie zgodzić.

  3. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,

    Czyli tato nagrodził ten postęp – prawie geometryczny w dostawaniu dwoj, zamiast pasa , jak to było kiedyś w zwyczaju.
    A ja byłam bardzo dobra z chemii, w przeciwieństwie do fizyki choć to nauki pokrewne. Mam swoją teorię na temat nauki- najważniejsze, kto nas uczy podstaw – w podstawówce chemii uczyła mnie pani, która swietnie tłumaczyła, natomiast na fizyce pani siedziała i zarla całe torby różności a my czytaliśmy 2 godz. temat. Teraz też jest sporo takich pań od fizyki- ważne, że podlizują się komu trzeba i zostają nauczycielami . Nadchodzi koniec cywilizacji europejskiej – tłumoki rządzą , tłumoki ucza -odpowiedzialność za wyksztalcenie dzieci spada na rodziców a przecież nie każdy z nich jest omnibusem. A co do rozbrajajacej samokrytyki to juz chyba lekka przesada, że zacytuję klasyka, żeby aż debil??

  4. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Z matematyki w podstawówce przechodziłem z klasy do klasy tylko dlatego, że nigdy nie byłem odpytywany, co prawdopodobnie zawdzięczam dziadkowi, który załatwiał dla szkoły różne „bonusy” jak np. używane ale w doskonałym stanie meble czy dywany, które już się nie nadawały do Grand Hotelu, ale szkoła przyjmowała je w gratisie z pocałowaniem ręki. No ale to wiadomość niepotwierdzona. Z kolei na egzaminie ustnym z matematyki (przy tablicy) do technikum, pan prof. kazał mi przerwać rozwiązywanie zadania i powiedział, że dokończę już w trakcie roku. A ja i tak bym nie dokończył, bo nie miałem zielonego pojęcia co powinno być dalej. O egzaminie z fizyki już wspominałem, gdy nie znałem odpowiedzi na żadne pytanie i „uratowało” mnie tylko „bajdurzenie” o teorii względności.
    Tak więc może niekoniecznie debil, ale kompletne beztalencie w wielu dziedzinach bez dwóch zdań.

  5. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,
    A tak na marginesie:
    Jak dla mnie muzyka ma większy wpływ niż pogoda 🙂

  6. Pantryjota pisze:

    Ale pogoda jakaś jest zawsze, a muzyka tylko czasami.

  7. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,

    Muzyka jest w nas, drogi Pantrysiu, a dokładniej, w niektórych z nas.

  8. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    We mnie przeważnie jest zagraniczna 🙂

  9. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,

    a dla mnie muzyka nie zna granic, polska też jest czasem ok, poza tym mam polską duszę (chyba….?) 🙂

  10. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Ta piosenka zawsze mi się podobała:

  11. Kfiatushek pisze:

    Wy tu titutitu o matematyce i naukach ścisłych, a ja gorę. Wróciwszy z zasłużonego odpoczynku zastałam w domu chaos. Nie jestem Bobrem, żebym z chaosu śwat stwarzała, zatem wezwałam pomoc domową, perłę czystości i porządku, ale perła jest na urlopie. Klapa totalna, ruja i poróbstwo. Jak się wyrobię, to skrobnę o komarach, muchach i innych gadach, co składają jaja w ziemi i nie wyginęły podczas mrozów. Jak znajdę czas…

  12. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,

    chyba wykonanie w składzie już bez Seweryna – Czerwone Gitary 50+
    sama piosenka – super, jak wiele Czerwonych Gitar, a zwłaszcza tych z Klenczonem.
    Seweryna lubię szczególnie tę

  13. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Obawiam się, że 70+
    A taką znasz?

    Była mało popularna i jest trochę nietypowa jak na Cz.G.

  14. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Śpiewali też w obcym języku:

  15. Pantryjota pisze:

    A to na dobranoc, bo przecież nie mogę zakończyć Czerwonymi Gitarami 🙂

  16. Protest-antka pisze:

    Pantryjota,
    I całe szczęście, jeszcze byś wynalazł jakieś kolejne straszydło
    Pejzażu miasta nie znałam,
    ta druga ? jak oni zgodzili się na coś takiego?? nie mogę pojąć

Dodaj komentarz