Ocieplenie klimatu – źle postawione akcenty

Kryzysy środowiskowe stanowią nieodłączną część historii Ziemi. W dziejach naszej planety zdarzały się gwałtowne zmiany temperatury, potężne zlodowacenia, silne zderzenia z asteroidami i kometami. Mimo to Ziemia nadal istnieje, nienaruszona.

Niektóre z tych zdarzeń były przyczyną wyginięcia wielu gatunków roślin i zwierząt, podczas gdy inne masowe wymierania mogły być spowodowane bardziej subtelnymi, wewnętrznymi zmianami zachodzącymi w biosferze. Wydaje się jednak, że żadne z nich nie wyrządziło trwałych szkód. Mnóstwo interesujących gatunków wymarło pod koniec permu, 250 milionów lat temu. Podejrzewam, że w ciągu czterech miliardów lat swojego istnienia nasza planeta nie straciła ani jednej innowacji biogeochemicznej – procesu z rodzaju tych, które tkwią u podłoża fotosyntezy oraz cyklów obiegu węgla, azotu, siarki i innych pierwiastków. Na tym tle współczesny kryzys węglowo-klimatyczny wydaje się, że jest niemal banalny. Zmiana średniej temperatury globalnej prawdopodobnie nie będzie dużo większa niż normalne, cykliczne różnice między klimatem lodowcowym, a klimatem okresu międzylodowcowego. Model uprawiania ziemi rzeczywiście radykalnie się zmienił, ale nie wiadomo, jak długo to jeszcze potrwa. Jeśli nie ograniczymy eksploatacji paliw kopalnych, to stężenie dwutlenku węgla może wzrosnąć do poziomu, jaki osiągnęło w epoce eocenu, około pięćdziesięciu milionów lat temu, przy czym ów proces może przebiegać w tak szybkim tempie, że spowoduje krótkotrwały, gwałtowny wzrost kwasowości oceanów. Jednak wysokie stężenie dwutlenku węgla w atmosferze nie utrzyma się zbyt długo, a Ziemia w epoce eocenu wcale nie była takim strasznym miejscem jakby się wydawało. Nasza planeta nie potrzebuje czap lodowych, wiecznej zmarzliny ani określonego poziomu wody w morzach. Takie rzeczy pojawiają się i znikają, rosną, aby później zmaleć – to naturalne. Ziemskie biosystemy przystosowują się do tych zmian i doskonale sobie radzą w nowych warunkach, czasami w sposób będący źródłem ujemnego sprzężenia zwrotnego, a innym razem – wytwarzając dodatnie sprzężenie zwrotne, które wzmacnia owe zmiany. Planeta, która przetrwała ogromne trudności biogeochemiczne późnego permu, z pewnością nie musi się zanadto obawiać dwukrotnego (a nawet czterokrotnego) wzrostu bardzo niskiego poziomu dwutlenku węgla sprzed rewolucji przemysłowej, utraty znacznej części lasów i raf koralowych, wymarcia połowy zamieszkujących ją gatunków, ani też rozrzedzenia warstwy ozonowej na dużych szerokościach geograficznych.

Wszystko to jednak nie oznacza, że my, ludzie, nie powinniśmy się martwić zmianami globalnymi. Powinniśmy, i to bardzo. Zmiana klimatu może nie być groźna dla całej planety, ale z pewnością zaszkodzi ludziom.

Zaszkodzi szczególnie tym, którzy są zbyt ubodzy, aby się do niej przystosować. Istotne zmiany klimatu wpłyną na schemat opadów atmosferycznych i – prawdopodobnie – na ekstremalne zdarzenia meteorologiczne, co może zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu setek milionów drobnych rolników utrzymujących się z produkcji rolnej na własne potrzeby. Zmiany klimatyczne wywrą również ogromny wpływ na życie stosunkowo niewielkiej grupy ludzi zamieszkujących tereny, na których lód morski stanowi istotny element środowiska (przy czym wydaje się mało prawdopodobne, aby którekolwiek z podejmowanych przez nas działań mogły powstrzymać proces topnienia lodu morskiego). W innych, gęściej zaludnionych obszarach lokalne zmiany środowiskowe i biotyczne mogą pociągnąć za sobą równie poważne następstwa, nawet likwidacji całych populacji. Te niekorzystne zjawiska stanowią wystarczające przesłanki do podejmowania działań przeciwko zmianom klimatu. Mimo to przedstawiciele rozmaitych ruchów ekologicznych czują się w obowiązku dodawać, że sama planeta znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, lub nawet że jest skazana na zagładę. W świecie, w którym taka retoryka jest powszechna, pogląd, że to podejście wydaje się bezpodstawne, może być niebezpieczny. Od końca ubiegłego stulecia przesłanie ruchów ekologicznych, w dużej mierze opiera się na personifikacji naszej planety i na przedstawianiu jej jako jednej całości – podmiotu, nad którym powinniśmy roztoczyć opiekę. Tę sugestywną wizję wspierają niezwykle przekonujące materiały – pierwsze fotografie Ziemi wykonane z kosmosu. Idea ta zainspirowała przedstawicieli ruchów ekologicznych do działań, które przyniosły światu wiele dobrego, a  pogląd, że nasza planeta nie jest w niebezpieczeństwie, może osłabić siłę oddziaływania tego ruchu. Oto jeden z powodów, z jakich ów pogląd wywołuje tak silne reakcje. Gdyby przekonanie o śmiertelnym niebezpieczeństwie grożącym naszej planecie było tylko błędne, to moglibyśmy sobie pozwolić na jego ignorowanie. Jednak idea ta jest łatwym celem dla wszystkich tych, którzy z rozmaitych powodów opowiadają się przeciwko podejmowaniu jakichkolwiek wysiłków mających przeciwdziałać kryzysowi węglowo-klimatycznemu. Kiepska nauka sama wystawia się na strzały. Co gorsza, idea ta zniekształca nasze podejście do ochrony środowiska. Kładąc nacisk na wyimaginowany problem „zdrowia” naszej planety, a nie na rzeczywiste negatywne skutki globalnych zmian, które dotykają nas, ludzi, ów pogląd sprzyja przedkładaniu działań zapobiegawczych nad próby przystosowywania się do zmian, mimo że w wielu wypadkach zapewnienie środków ułatwiających adaptację byłoby najbardziej racjonalnym rozwiązaniem. Myśl, że ludzi łatwiej przekonać do ratowania planety (która nie jest zagrożona) niż do ratowania bliźnich (którym grozi niebezpieczeństwo), jest nieprzyjemna i cyniczna. To kolejna niebezpieczna idea – groźna zwłaszcza dlatego, że może zawierać ziarno prawdy. Wielu mieszkańców krajów zamożnych wydaje się wierzyć, że nasza planeta jest w niebezpieczeństwie, ale sami nie czują się zagrożeni. Może dlatego nie domagają się zmian wystarczająco głośno, lub też czynią to w niewłaściwy sposób.

Warto także wspomnieć o problemie wyuczonej bezradności. Podejrzewam, iż ludziom w pewien sposób pochlebia myśl, że ich styl życia zagraża całej planecie – a nie tylko życiu milionów ludzi, których nigdy nie spotkali. Jednak to samo pochlebiające poczucie skali może być źródłem niemocy i słabości. Pod jego wpływem ludzie mogą spostrzegać problemy jako zbyt wielkie, aby byli w stanie im zaradzić. Powiązanie problemów dotyczących zmian klimatycznych i stężenia dwutlenku węgla w atmosferze z wielkim imperatywem moralnym nakazującym działanie na rzecz poprawy losu najuboższych wydaje się strategią bardziej trwałą i skuteczną. Najważniejszy problem związany ze zmianami środowiskowymi polega na tym, że szkodzą one ludziom, a zatem podstawą naszych działań na owe zmiany powinna być zwykła ludzka solidarność.

Planeta poradzi sobie sama, bo tak już wielokrotnie było i będzie nawet wtedy gdy na Ziemi zabraknie ludzi.

 

 

Nic szczególnego

Kategoria: Bracia mniejsi, przyroda (4), Różności niesklasyfikowane (8)

Dodaj komentarz