Co prawda napisałem w poprzedniej notce, że nie mam żadnych związków z teatrem, ale nawet ja słyszałem o panu Grotowskim, choć w mojej zawodówce o nim nie uczono. Musiałem o nim słyszeć choćby dlatego, że trochę interesuję się kinem, a wielu aktorów zagranicznych wspominało w wywiadach o tym człowieku. No ale wspominać to jedno, a pytać Polaka o statusie „inteligenta” czy o nim słyszał, to już wyjątkowa perwersja, na którą może sobie pozwolić chyba tylko ktoś, kto albo ma wyjątkowe poczucie humoru, albo nas po prostu nie lubi.
No i właśnie przeczytałem, że pewna dziennikarka, która studiowała w prywatnej szkole aktorskiej państwa Machulskich, nie ma pojęcia kto zacz.
Zabawne jest to, że sprawdziła ją pani S. Weaver, bo pewnie nikomu w Polsce nie przyszłoby do głowy zadać takiego pytania uczennicy tak szacownych nauczycieli.
Gotów byłbym się założyć, że o Grotowskim słyszał i potrafi coś powiedzieć każdy absolwent dowolnej państwowej szkoły artystycznej z czasów komuny, ale jak widać, młoda laska, wykształcona w wolnej Polsce, już niekoniecznie.
Teraz wywiadowczyni mówi, że jej wstyd i że będzie musiała zerknąć do Wiki, ale mleko się rozlało.
Pozwolę sobie postawić śmiałą tezę, że ten incydent to większa „afera” medialna niż zwolnienie pana Durczoka z TVN. Gdybym był dziennikarzem, to chyba wolałbym być molestowany przez szefową, niż nie wiedzieć kim był Grotowski.
Co prawda do tej pory nie słyszałem o pani Wendzikowskiej, ale podobno przeprowadza wywiady z gwiazdami i pan Crowe powiedział do niej kiedyś, że wygląda tak, że nie musi za dużo mówić.
Pewnie było to pomyślane jako komplement, ale wychodzi na to, że co innego pytać, a co innego odpowiadać na podchwytliwe pytania.
Być może dlatego, w jednym z wywiadów, które kiedyś udzieliłem dla prasy, pytania sam sobie zadawałem :))
I wyszło całkiem zgrabnie, gdyż jak Państwo wiedzą, zgrabności mi nie brakuje, czego i moim wielbicielom i wielbicielkom z całego serca życzę.
Pantryś
A może ktoś źle przetłumaczył i pan Crowe powiedział, że nie powinna nic mówić?
nie sądzicie chyba , że wszyscy w Polsce wiedzieli kto to Grotowski?
mogę się założyć, że najpierw gorączkowo guglują a potem mówią, że wiedzieli.
przyznaję szczerze, że owszem, słyszałam o nim i gdzieś mi w tyle głowy furczało, że to ktoś związany ze światem teatru ale kto zacz i co robił?…tego ani dudu nie pamiętałam.
i co? mam z tego powodu rzucić się z mostu Grota?
nie róbmy z igły widły, spójrzmy najpierw na siebie,
zawsze w rozmowie może paść pytanie, na które nie będziemy znali odpowiedzi
krawcowa,
Tutejsi filolodzy z pewnością rozwieją wszystkie wątpliwości po wysłuchaniu wywiadu z panem Crowe.
Lukasuwka,
Nie chodzi o „wszystkich” i o głęboką wiedzię, tylko o ludzi związanych zawodowo z kulturą i choćby świadomość, że ktoś taki był.
Ale państwo Machulscy już ogłosili dementi w przedmiotowej sprawie:
https://www.plotek.pl/plotek/1,78649,17557191,Wendzikowska_skonczyla_szkole_aktorska_i_nie_zna_rezyserow_.html#Prze
Więc pani Wendzikowska poniekąd jest „usprawiedliwiona” – widocznie pochodzi z gminu, albo nawet z dołów i w domu zapewne nie poruszało się takich tematów.
Znam wprawdzie aktorkę S. Weaver, wiem kto to był Jerzy Grotowski, ale o istnieniu skądinąd ślicznej p. Wendzikowskiej dowiedziałam się dopiero od Ciebie Pantryjoto. A swoją drogą przed wojną był całkiem niezły zwyczaj posługiwania się pseudonimami w przypadku posiadania niezbyt scenicznego nazwiska, czyż Hanka Ordonówna nie brzmi dużo lepiej niż Marysia Pietruszyńska (czy Pietrusińska), zwłaszcza w zestawieniu ze słowem diva? Zresztą Sigourney Weaver też posługuje się przybranym imieniem, bo pewnie dane jej przez rodziców imię Susan wydawało jej się zbyt pospolite jako imię artystki (dowiedziałam się o tym, bo zaintrygowała mnie ta tajemniczo brzmiąca „Sigourney” i kiedyś chciałam sprawdzić, co to znaczy i okazało się, że jest to nazwa miasta w stanie Iowa!).
Pani Wendzikowska wprawiła w zdumienie amerykańską aktorkę nieznajomością nazwiska swojego wybitnego rodaka – Jerzego Grotowskiego, a mnie zdumiał dzisiaj rano znany, choć młody jeszcze, reżyser teatralny, który powiedział w radiowej dwójce, że reżyserem filmu Viscontiego „Śmierć w Wenecji” był Antonioni, chociaż – jak sprawdziłam reżyser ten ukończył polonistykę na UW i reżyserię teatralną w krakowskiej PWST, na dodatek w studiu były jeszcze dwie osoby i nikt tego błędu nie sprostował.
Eva70,
Oj tam, oj tam, zwykłe przejęzyczenie :))
A poza tym, obaj Włosi, jak Berlusconi :))