Pan T. U Wód, czyli przypadki z życia kuracjusza.

Równo dwa lata temu, nasz szanowny Gospodarz, ratując resztki tego co mu ze zdrowia pozostało ( przynajmniej takie wokół roztaczał wrażenie ),  udał się kolejny już raz w pielgrzymkę do praŹródeł Zdrowia, czyli do Sanatorium. Czytacze Jego poprzedniego bloga mieli to szczęście, że otrzymywali za pomocą tableta* codzienny komunikat traktujący o postępach w  panatrysiowej kuracji, niestety,  brak było informacji o tym, co oprócz lewatyw i pijawek jest w życiu kuracjusza najważniejsze, czyli szczegółów dotyczących prywatnych  terapii i używanych środków pozamedycznych. Mimo nagabywań, Pantryś zbywał milczeniem nasze prośby o pobieżne nawet opisanie takich np. zwyczajów godowych kuracjuszy,  więc musieliśmy się zdawać na domysły, uprawdopodobnione  jednak prawdziwymi relacjami byłych klientów zakładów sanatoryjnych.

Całość miała być trochę większa, ale zmroził mnie, jakby mało entuzjastyczny jeden z pierwszych komentarzy Pantrysia, pozostałem więc na poniższym, obiecując sobie, że jeśli nasz Kolega kiedyś ponownie wybierze sie ratować zdrowie, opisze to dokładniej…;-)

__________

 

@McQriosum

No pięknie, wykorzystujesz moj blog do reklamy swojej prozy…
Ale nie ma sprawy, w koncu jest to tez reklamowanie mojego bloga 🙂
PANTRYJOTA6.01.2013 15:27
____________
* tak, to prawda, Pantryś swoim tabletem antycypował wiele, w tym pokazał, że z tableta można wyczarować wszystko, nawet premiera RP, na całe szczęście tylko IVRP.

 

 

*******************

…trzeciego dnia pobytu U Wód Pan T. poczuł się znienacka dziwnie rześkim , co jakby zaniepokoiło zgromadzonych w oranżerii współkuracjuszy:
O, ledwo co przyjechał, a już zdrowego kanalia rżnie, wysyczał resortowy emeryt po czterdziestce…-
Takim to tylko sanatoria i fiu bździu z kobietami w głowie – dodała z przekąsem blondyna po przejściach, okiem znawczyni taksując jego apetyczną jeszcze sylwetkę…
Dla uspokojenia z lekka wrogiego nastroju zgromadzonych, Pan T. natychmiast zemdlał, wykonując – przy okazji – efektowne salto z piruetem , przytupem i podwójnym oczopląsem!
Łe tam, Panie, kiedyś to się chorowało, nie to co teraz… skwitował niezbyt udany popis pana T. jakiś dziarski weteran walki o wasze i nasze zdrowie…
ten to jakiś słabowity albo może i prawdziwy chory, lepiej odejdźcie od niego, bo jeszcze czymś pozaraża…
Tłum kuracjuszy gromadzący się wokół nieszczęśnika rozpierzchł się jak siedemnaście mgnień wiosny, nikt bowiem nie chciał paść ofiarą nieznanego.
Uciekli tchórzliwie wszyscy, poza jedną , apetyczną szczupłą brunetką, po której od razu widać było, że z niejednego kuracyjnego pieca chleb jadła;
Lepiej niech pan nie szarżuje tak z ta rześkością– wyszeptała zmysłowo, przeczuwając , że Pan T. po wykonanych ewolucjach jakby już dochodził do siebie…
– 
Oni Panu tego nie darują,Oni są jak mafia, jedna wielka mafia razem z lekarzami , personelem technicznym i orzecznikami ZUS. To zamknięty klan, ale o tym lepiej nie mówmy, mówmy o czymś przyjemnym: Aldona jestem, dla Ciebie może być Ala…
…za oknem oranżerii U Wód właśnie zapadał nieubłaganie zmierzch, kolejny w dziejach tej zasłużonej placówki…

Eins,zwei,drei …pobudka, wstać, koniom wódy dać…!
… niosło się wraz z porannym, rześkim styczniowym powietrzem wśród rokokowo urządzonych buduarów i pokoi sypialno-kąpielowych renomowanego ośrodka U Wód.
Miejsca dla kolejnych już pokoleń kultowego, miejsca przeżywania spóźnionej drugiej młodości i nieuchronnie pierwszych prawdziwych miłości życia , dla innych zaś będącym tylko rozpaczliwym sposobem na przetrwanie w brutalnym świecie fanatycznych czcicieli zdrowia…
Kto chciał i jeszcze mógł, niechybnie zauważył, że tego dnia dr Wilczur i dr Doberman nie robią porannego obchodu, zastąpiła ich bowiem kostyczna dr Frauwillig-Blucher, której – jakby dla kontrastu – asystował jowialnie wyglądający privatdozent z dalekich Indii, znany facecjonista i dyplomowany prestidigitator, dr Kamasutra. Po ich wejściu do pokoju w powietrzu natychmiast pojawiał się podejrzanie kojący zapach przejrzałego anyżku i bio-wybielacza do zębów, zaś dr Frauwillig-Blucher – jakby dla podkreślenia powagi takiej chwili – już od progu nuciła pierwsze takty marsza żałobnego ze Zmierzchu Bogów Wagnera …
pam,pam,parampam…
-O, kogóż to widzimy, czyżby naszego wczorajszego bohatera ?–jadowicie wysyczała na widok pana T.
Ładnie to tak żwawieć i rześknąć od samego początku turnusu? I to tak bez niezbędnej pomocy naszego personelu medycznego i naszych pigułek szczęścia?! My się tu staramy, a pan, panie T. samowolnie lekcesobieważy nasze starania …
-No… chyba nieładnie, pani doktor – wyszeptał pobladły pan T.
ale ja to mam już tak od małego, kiedyś niby leczyli mnie na to, ale raczej nieskutecznie…ja więcej już nie będę … dodał błagalnie, gdyż widok lubieżnie oblizującego się doktora Kamasutry, wyczarowującego co chwilę z nieistniejącego dotąd cylindra wyjątkowo realistycznego zielonego królika przyprawiał go o drżenie łydek i zagadkowy skurcz mięśni gładkich usytuowanych w różnych partiach ciała…
-Podwójna lewatywa: na czczo i zaraz po obiedzie , potem dietetyczny razowiec bezglutenowy, kompot z ekologicznej pigwy, następnie elektrowstrząsy, zimny prysznic, kataplazmy oraz owoce morza, to ostatnie oczywiście dla mnie, na 15.30 zaordynowała fachowo dr Frauwillig-Blucher:
a jeśli mnie i jemu po tym się nie poprawi, to lepiej niechaj bogowie mają tego nieszczęśnika w swojej opiece…
Po tej deklaracji w pokoju nagle pociemniało, na ścianach buduaru pojawiły się krwawe zacieki i grzybki halucynogenne, powietrze zdominowały siarkowe opary które wyparły dotychczasowe zapachy anyżu i bio-wybielacza do zębów, zaś na pobliskich bagniskach spłoszona zwierzyna zrywała się do straceńczego galopu…
Miejscowych zbieraczy puszek po piwie – zatrudnionych sezonowo U Wód jako salowi – takie oznaki nadciągania nieuchronnego nie przerażały, bowiem z medycyną, kuracjuszami, lekarzami i ich dziwactwami byli oswojeni już od pokoleń. Zamarli w bezruchu podziwiali kolorowe stado papużek-nierozłączek, krążących nad głową pana T…
O, chyba jedna popuściła fachowo któryś z nich skomentował fakt pojawienia się jasnego kleksa na nieskazitelnej dotąd bonżurce pana T.
…styczniowy realny świt ponownie dominował za oknami…

Wietrzne i deszczowe popołudnie przyniosło zaczątek tego, co starożytni Grecy nazwaliby tragedią, gdyby mieli ochotę na opisywanie całego zajścia…
Było ledwo po obiedzie, gdy pewien – na oko – trzydziestokilkulatek, z potężną nadwagą, tak beztrosko zmierzał ku swemu przeznaczeniu, że nawet boginię Nemezis wprawiłoby to w osłupienie.
Grubasek nonszalancko wbił się w tłum kłębiący się pod drzwiami jedynego czynnego gabinetu zabiegowego i z bezczelną miną oświadczył stojącemu już u wpółotwartych drzwi panu T. :
– 
Pan tu nie stał! Pan nie wie kto ja jestem!
Że niby co, że ja niby nie wiem kim była pańska matka z zawodu? won mi ston wioskowy adonisie, bo psami poszczuję! błyskawicznie zripostował pan T. czym wywołał zarówno nagły rumieniec na nalanej twarzy jak i błyskawiczną rejteradę trzydziestokilkulatka na koniec kolejki …ktoś w kolejce popierając czynem pana T. ironicznie zaszczekał jak sfora rozszalałych ogarów osaczających jelenia…
Przyjemniaczek-cwaniaczek , takajegomać, przyjedzie taki z kilkoma powłóczystymi szatami na zmianę , nowymi szlifami oficerskimi , etatem ojca komandosa w nieistniejącym afgańskim garnizonie leśnym i już samego pana boga udaje… szemrano coraz głośniej o młodym intruzie, któremu spod szpitalnego szlafroka wystawało coś, co wyglądało jak lekko sfatygowana już koloratka z bordowymi zaciekami po winie, bynajmniej nie mszalnym…
Może jeszcze siostrzyczki-szpitalniczki przyjechały do posługi specjalnej tego ważniaka…dorzucił z uśmieszkiem ktoś obyty życiowo…
Mylisz się mój synu, jestem samowystarczalny, jak każdy komandos w naszym garnizonie, poza tym u nas posługę pełnią wyłącznie męscy komandosi ! Niewiasty są tylko dla słabeuszy!ripostował z coraz większą wyższością młody grubasek, któremu najwyraźniej przeszedł już pierwszy szok kulturowy i ponownie zaczął przedzierać się przez tłumek do drzwi gabinetu …
Pan T. ostentacyjnie wstrzymał się od kolejnego kąśliwego komentarza, w jego głowie świtał bowiem chytry plan podporządkowania jedynie sobie całego harmonogramu zabiegów ośrodka U Wód…Z tym większym więc spokojem przyjął fakt, że usłużna pani z administracji ośrodka – próbując nie dopuścić do nieuchronnej awantury – zaproponowała, że jeśli ojcie..tzn. pan pułkownik wejdzie na zabieg poza kolejnością, to wszyscy będą mogli dzisiaj grać w domino aż do wieczorynki albo nawet i ciszy nocnej …Zwykli kuracjusze tradycyjnie poszemrali, niezwykłych to nie obeszło, jednak perspektywa niczym nieskrępowanej intelektualnej swobody aż do kolacji szybko pojednała wszystkich i wyrazili zgodę: przecież za domino i odrobinę wolności warto było sprzedać wyznawane dotąd wartości, a może nawet nieśmiertelną duszę…
Rozmyślania o harmonogramie przerwał panu T. widok powracającej z zabiegu Aldony.
Na widok tej szczupłej brunetki nagle poczuł przyjemne mrowienie w dawno już zapomnianych zakamarkach męskiego ciała. Jego sfatygowane bypassy początkowo leniwie podjęły wyzwanie sprostania zwiększonej aktywności nadnerczy i – jakby cudem – odmłodniałego serca po przejściach, jednak już po chwili wykwintny bukiet skondensowanych endorfin i testosteronu wprost wrzał w jego krwioobiegu…
Teraz albo nigdy! –postanowił i podbiegł do Aldony.
Dobrze jeszcze pamiętał jakich nauk przed wyjazdem udzielił mu pewien wytrawny znawca tematu , filolog Szczeliniec , adiunkt i skaut- lowelas w jednym, człowiek z wyjątkowo bogatym życiorysem, znany wielbiciel bingo i lekko wstrząśniętej zmrożonej żubrówki z piwem Lech!
Pani Aldonko, o przepraszam :Alu… co robisz dziś wieczorem po zabiegach? Bo jeśli nie masz jeszcze planów na ten wieczór, to zapraszam do siebie. Przypadkiem wziąłem ze sobą kilkadziesiąt klaserów z wyjątkowo rzadkimi znaczkami , może byśmy sobie razem je pooglądali i poznali się trochę bliżej ?
Aldona pokraśniała i z zagadkowym uśmiechem szybko, może nawet zbyt szybko odpowiedziała:
Filut z Ciebie, to znaczy filatelista… może na koniec zrobimy jeszcze moje ulubione bingo, bo kto to teraz wie, jak długi będzie ten nasz wieczór…?
To zaraz po kolacji, u mnie? skonkretyzował podekscytowany pan T.
Będę, wprost nie mogę się doczekać widoku Twoich wielkich klaserów… oraz naszego bingo! wyszczebiotała Aldona i w podskokach – niczym pensjonarka – pofrunęła wraz z otaczającymi ją skowronkami w głąb korytarza…
Wtem pan T. zadrżał i wyraźnie pobladł, zaś w jego doświadczonym męskim sercu zaczęło gościć jakże nieznane do tej pory uczucie : zazdrość! Zazdrość wzmagana przez podejrzenie graniczące niemal z pewnością: Aldona przecież skądś musiała znać tego zdobywcę damskich serc i nie tylko , adiunkta Szczelińca, bo skąd by wiedziała o bingo???
To nie może być przypadek!!!
Ona, adiunkt Szczeliniec i bingo w jakiejś dyskretnej garsonierze – szybko zwizualizował pan T – o ja nieszczęsny, załkał …
Myśli pana T. kłębiły się niczym zwój drutu kolczastego na murach zakładu karnego we Wronkach, endorfiny ulatniały się z żył jak pieniądze z renomowanego parabanku a nadnercza straciły swój niedawny straceńczy wigor…
Tymczasem licznie żyjące na ścianach ośrodka pająki dalej spokojnie tkały sobie w zakamarkach ośrodka U Wód pajęczynę zapomnienia, albowiem dramaty sercowe pensjonariuszy obchodziły je tyle, co zeszłoroczna mucha…

 

facet któremu pozostało średnio 15-20 lat życia, ale mający to w sempiternie...

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Pantryjota pisze:

    Ale długie.
    Napracowałeś się :))
    Jednak z oczywistych względów nie będę tego komentował.
    Fotka przedstawia drzewo nad Wisłą w Ciechocinku.
    Dobrej nocy.

  2. Lukasuwka pisze:

    „-Będę, wprost nie mogę się doczekać widoku Twoich wielkich klaserów…”
    uśmiechłam się czytając ten kawałek 🙂
    życie kuracjuszy jest zaiste pełne wrażeń i niezwykłych znajomości,
    zatem: za picie wód U Wód!

  3. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Gdy byłem w Ciechocinku, to akurat kupiłem sobie taką fajną Nokię, ostatnią porządną jaką miałem i ona miała wbudowany edytor zdjęć, którym można się było pobawić. Oto przykład takiej zabawy:

  4. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    To też zdjęcie robione Nokią 6120 Classic w roku 2008 w Ciechocinku. Po lewej widać mój rower.

  5. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Ale to jedno z lepszych z tego turnusu – drzewo na mojej ulicy brane od dołu.

  6. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Lukasuwka, ulubione kapele były, ulubione zdjęcia teraz,…aż się boje pomyśleć, jakie znaczki ma w swoim dużym klaserze 😛

  7. krawcowa pisze:

    Mc Quriosum,
    niestety jeszcze nigdy nie byłam w sanatorium…ale się sposobię 😉

  8. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Kiedyś zbierałem znaczki i wiąże się z tym pewna historia. Otóż wśród tych moich znaczków był jeden, jakiś taki dziwny. Poszedłem więc do kumpla, który miał lepsze obycie w temacie, żeby sprawdził co i jak. Potem o tym zapomniałem. Aż tu nagle, za kilka lat w jakimś piśmie czytam, że ten mój znaczek to jakiś absolutny rarytas, warty na owe czasy co najmniej 3 pokojowe mieszkanie w W-wie. Niestety kolega wyjechał za granicę na fali emigracji po stanie wojennym i spraw się rypła. Tym bardziej, że już od dawna nie żyje. Nie mam pojęcia, czy miał świadomość jaki skarb posiada i nie chcę nic domniemywać. Ot taka opowiastka z dawnych czasów.
    A dziś nawet nie pamiętam czy jeszcze gdzieś mam te moje znaczki, bo nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.

  9. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Ech,…ta dosłowność…

  10. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Cienkie aluzje mnie nie kręcą.

  11. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No zauważyłam, że lubisz krawiectwo ciężkie , grubymi nićmi szyte… 😛

  12. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Mój śp. ojczym miał spory zbiór cennych znaczków. Zbierał je od czasów wczesnoszkolnych. Większość pochodziła z Kresów, bo urodził się w 1905 r. w Stryju, potem mieszkał we Lwowie, po II wojnie repatriował się na Ziemie Wyzyskane, a na koniec znalazł się w Warszawie, gdzie pojął był moją owdowiałą rodzicielkę. Jego kolekcja była bardzo duża i podobno zawierała wiele wartościowych okazów, bo sporo znaczków pochodziło jeszcze z okresu zaborów, a także z czasów sowieckiej i niemieckiej okupacji we Lwowie, nie wykluczone też, że znalazł jakieś znaczki w Cieplicach, gdzie początkowo zamieszkał. Niestety u schyłku życia zapałał uczuciem do pewnej rudej pielęgniarki i swój cenny zbiór do niej wyniósł, chociaż sam się nie przeprowadził. Po jego przedwczesnej śmierci jego siostra usiłowała te znaczki odzyskać – bezskutecznie, bo – jak się okazało – pielęgniarka bardzo się do nich przywiązała.
    Nie wiem jak jest teraz, ale dawniej obroty znaczkami to był niezły interes. Dochodziło nawet do zbrodni, co znalazło odbicie nie tylko w literaturze, bo nawet pan Krzysztof Kieślowski uczynił sprawę znaczków przedmiotem „Dekalogu X”, w którym J. Stuhr grał jedną z głównych ról.

  13. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Też poznałem pewną pielęgniarkę w Cieplicach :))
    Bardzo mi się tam podobało, mimo, że w pawilonie Edward był tylko jeden automat telefoniczny, więc nie było łatwo pogadać z domem. Tym bardziej, że rozmowy trzeba było zamawiać. A do Cieplic jechało się całą noc i jeszcze trochę pociągiem, co oczywiście miało swoje zalety. Dla informacji – to był rok 1987.
    Na szczęście nie brałem znaczków do sanatorium :))
    Zresztą nigdy nie były one żadną moją „fascynacją”.
    Najlepszy dowód, że pojęcia nie mam, gdzie teraz są.

  14. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Ani przez chwilę nie myślałam, że nadal zbierasz znaczki, a tym bardziej, że Cię one fascynują. Jakżebym śmiała? To do Ciebie zupełnie niepodobne. Podczas lektury Twojego wpisu po prostu naszła mnie ochota, żeby wspomnieć o roli filatelistyki w moim życiu:)

  15. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    A co mógłbym zbierać, żeby to było do mnie podobna ?
    Piwa przecież też nie piję, więc puszki odpadają :))

  16. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Nic mi nie przychodzi do głowy :))

  17. Pantryjota pisze:

    A nam urwało prąd. Piszę na tablecie.

  18. Atom pisze:

    Pantryjota,

    Kazdy bierze drzewo od dołu.
    Ale od góry! To jest cuś!

  19. Pantryjota pisze:

    Atom,

    Nie mam balonu, ani helikoptera. Mógłbym co prawda wejść na jakieś wyższe drzewo obok, ale nie mam ciśnienia na takie akcje. A poza tym, drzewa czasem rosną samotnie.

  20. Atom pisze:

    Pantryjota,

    Teraz to się inaczej robi.
    Ledwo przełknąłem komentarze o Janie H.

  21. Pantryjota pisze:

    A ja nie mogę się pogodzić, że czasem moje notki w ogóle nie mają komentarzy.
    Chyba strzelę focha .

  22. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Mógłbym wkleić tutaj fajny cykl zdjęć jednej sympatycznej na buzi koleżanki w brzózkach, ale nie chcę się znów tłumaczyć, więc buzię wycinam, choć z żalem:

  23. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Choć z drugiej strony może koleżanka by nie miała pretensji, skoro w swoim czasie sama zgłosiła się do takiego pisma, które oferowało sesję foto po profesjonalnej sesji wizażu. Moim zdaniem przed tym wizażem wyglądała jednak dużo lepiej, bez porównania po prostu :))
    Wyciąłem personalia i oto ona, choć dzisiaj jest sporo starsza.

  24. Atom pisze:

    Zwykłe, pamiątkowe fotki.

  25. Pantryjota pisze:

    No pewnie, że pamiątkowe. Lubię mieć takie pamiątki.
    Ojciec niejakiego Kaczkowskiego (Piotra) przyjaciel mojego stryja, był znanym fotografem. Słynny był np. jego cykl zdjęć z obozów koncentracyjnych. Stryj jeździł z nim do Oświęcimia i potrafili czekać całą noc na wieży, aby doczekać się rano ujęcia ze wschodem słońca nad krematorium.
    Ja zaś wolę fotografować dziewczyny w słońcu :))
    Potem wystarczy lekki retusz w kompie i już jest pamiątka :))

  26. Atom pisze:

    Scho3ne frau!

  27. Pantryjota pisze:

    Atom,

    Jaka ?
    Ciągle ta sama przecież.

  28. Atom pisze:

    ?

  29. Atom pisze:

    Pantryjota,

    Podziwialem, a nie zadawał em pytanie.

  30. Pantryjota pisze:

    Atom,

    Cieszę się, że też Ci się podoba.

  31. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    Pantrysiu, wklejaj buzie jakie chcesz, przecież to Twoje forum,
    chodzi mi o to, że nie powinno się upubliczniać zdjęć, bez zgody osób widocznych na zdjęciu

    * ” Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. W braku wyraźnego zastrzeżenia zezwolenie nie jest wymagane, jeżeli osoba ta otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie.
    * Zezwolenia nie wymaga rozpowszechnianie wizerunku:
    osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych,
    osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza.”

    ps. swoją drogą piękna kobieta

  32. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    No to jak potraktować w kontekście tych paragrafów sesję fotograficzną, opublikowaną w ogólnie dostępnym piśmie, którą tutaj wkleiłem ?

    Zaraz tam piękna, po prostu szczupła brunetka, bo takie najlepiej wychodzą mi na zdjęciach :))

  33. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    A to „publiczna impreza” :

  34. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota:
    Lukasuwka,

    No to jak potraktować w kontekście tych paragrafów sesję fotograficzną, opublikowaną w ogólnie dostępnym piśmie, którą tutaj wkleiłem ?

    Pantrysiu, przecież nie musimy sobie udowadniać, że kot ma cztery łapy, ogon i wąsy :))
    zamykam temat wklejania i swoją buźkę na kłódkę. czyń co czynić musisz lub chcesz.

  35. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Nie rozumiem tego komentarza. Pytałem przecież w kwestii formalnej.
    Niczego nie muszę, a co do chcenia, to też nie muszę :))

  36. Pantryjota pisze:

    Atom,

    A specjalnie dla Ciebie notka o tym fotografie, o którym wspominałem jakiś czas temu:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Kaczkowski

    Wielokrotnie proponował mojemu ojcu jakieś wystawy, bo cenił jego talent i umiejętności, ale ojciec nie lubił się afiszować i zrobił tylko jedną, z Libii, gdzie był na kontrakcie z pracy. A w ostatnich Wysokich Obcasach jest wywiad z Ch. Niedenthalem i pada tam uwaga o zapachu radzieckich, skórzanych futerałów do aparatów. Też to zauważyłem już dawno i wczoraj sprawdziłem, że mój nigdy nie używany Kiev ( taki klon Pentacona Six’a ) faktycznie nadal ładnie pachnie (tzn jego futerał), choć leży u mnie ze 20 lat.
    A już futerał od Practici LLC, która została mi po ojcu, prawie niczym nie pachnie.
    No może trochę pleśnią…Ale aparat jest sprawny, choć ma już lekko ponad 40 lat.

    „Swego czasu, aparaty Praktica wprowadziły na rynek nowatorskie rozwiązania techniczne. Np. w 1969 Praktica LLC była pierwszym na świecie zastosowaniem elektrycznego symulatora przysłony, umożliwiając pomiar światła o różnych nastawieniach przysłony przy kompletnie otwartym obiektywie. Mimo tego, Praktica LLC stanowiła kompletnie mechaniczny aparat, zdolny do wykonywania zdjęć bez baterii, która tylko zasilała wbudowany światłomierz i symulator przysłony”

    A, mam jeszcze legendarne ŁOMO, ale w plastikowym pudełku, fabrycznie nowe.

    Pozdrawiam.

  37. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    Pantryjota:
    Lukasuwka,

    Nie rozumiem tego komentarza. Pytałem przecież w kwestii formalnej.
    Niczego nie muszę, a co do chcenia, to też nie muszę :))

    ja tyż nie rozumniem :))

    Pewna dziewczyna w Bzikowie
    lubiła stawać na głowie.
    Będąc bez majteczek
    odsłaniała tyłeczek.
    To „stanie” lubili panowie.

  38. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Ja jednak wycofałam się z publicznego wystawienia tu zdjęcia Pani Szflarskiej, którą uwielbiam, ale jest w tutejszej bibliotece, zerknij proszę jeśli jesteś zainteresowana 🙂

  39. Lukasuwka pisze:

    krawcowa,

    kochana Krawcowo :)))
    Pani Danusia Szaflarska jest osobą powszechnie znaną, kosztem sławy jest możliwość wystawiania jej wizerunku w mediach publicznych,

    „Ze­zwo­lenia nie wy­maga roz­po­wszech­nianie wi­ze­runku:
    1) osoby po­wszechnie znanej, je­żeli wi­ze­runek wy­ko­nano w związku z peł­nie­niem przez nią funkcji pu­blicz­nych, w szcze­gól­ności po­li­tycz­nych, spo­łecz­nych, za­wo­do­wych;”
    idę zaglądać 🙂

  40. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Niby tak, ale zagadnął mnie o to właściciel, więc się wycofałam, niemniej, jest do obejrzenia…dla autorów 🙂

  41. Lukasuwka pisze:

    krawcowa,

    właściciel? kogo? czego? zdjęcia? portalu?

    śliczne zdjęcie swoją drogą , cudownie kolorowe 🙂

  42. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Właściciel tego szanownego, elitarnego miejsca do którego i my należymy…
    Mam nadzieję wyglądać tak jak Pani ze zdjęcia, w jej wieku oczywiście 🙂

  43. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Już możesz tak wyglądać, gdy sobie coś takiego uszyjesz, jak ma na sobie pani Danuta :))

  44. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Dziękuję, bardzoś dla mnie łaskawy…a płaszczyk ma Desiguala, znanej marki, którą uwielbia moja przyjaciółka. Coś takiego chodzi mi jednak po głowie 😛

  45. Lukasuwka pisze:

    krawcowa,

    Desigual…cudownie kolorowy świat 🙂

  46. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Tak, te kolory trzeba mieć w sobie, żeby nosić je na zewnątrz…nie wiem, czy można się pokolorować…zwłaszcza w smutnych czasach, właśnie próbuję je z siebie wykrzesać… 🙂

  47. krawcowa pisze:

    Lukasuwka,

    Dzięki, z malowaniem sobie radzę, gorzej z odnajdywaniem w sobie 🙁

  48. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Czarny to podstawowy kolor. Ja mam większość mebli w tym kolorze.
    I koleżanki też głównie ciemnowłose, choć wiele z nich kolorem przykrywa siwiznę.
    Nie zawsze wszędzie, niemniej jednak szydło i tak w końcu wychodzi skądś tam.

  49. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No i przeprowadziłeś naukowy dowód…skoro masz takie meble, to musi być podstawowy kolor 😉

  50. Lukasuwka pisze:

    Pantryjota,

    krawcowa,

    dla mnie czarny jest kolorem na równych prawach z białym , czerwonym czy innym kobaltowym :))

    https://www.eioba.pl/a/1roa/czy-bialy-i-czarny-to-kolory

Dodaj komentarz