Piwo to stan umysłu

Spacerowałem sobie dziś trochę po uliczkach Bielan i niedaleko od kościoła na Placu Konfederacji natknąłem się na taki szyld:

stan umysłu

A poniżej na informację o takiej treści:

nieczynne

 

No to pomyślałem sobie, że podzielę się z czytelnikami kilkoma niedzielnymi refleksjami. Będą to przemyślenia z gatunku tych bardziej błahych, nie mające nic wspólnego z fundamentalymi kwestiami człowieczeństwa, o ile oczywiście piwo dla danego człowieka nie jest właśnie czymś takim, a skądinąd wiem, że bywa. W tym miejscu od razu przypomniałem sobie pewną koleżankę, dla której wypicie dziennie minium jednej zgrzewki „Tyskiego”  było kwestią niemal hamletowską, gdyż owa pani traktowała piwo jak pokarm i gotując obiady dla rodziny jedynie je „degustowała”, a codzienne wyprawy do Biedronki zawsze kończyły się nabyciem kolejnej zgrzewki i tak przez wiele, wiele lat.

No ale to tylko taka niewesoła dygresja, a teraz wracam do spaceru i do lokalu pod  nazwą „Stan Umysłu”, który chwali się, że posiada ponad 500 gatunków piw. Niestety nie mogłem tego sprawdzić, gdyż w niedzielę lokal jest zamknięty, być może dlatego, że niedaleki kościół jest otwarty, no ale to tylko domniemnia, bo z drugiej strony nie sądzę, aby proboszcz „fizycznie” rekompensował właścicielom straty związane z brakiem działalności w dzień święty. Ponieważ w pobliżu nie występują supermarkety, naturalną koleją rzeczy byłoby przecież wpaść na piwo po mszy, nawet z dziećmi, o ile firma ma w ofercie również piwa bezalkoholowe.

Być może są jakieś inne powody dla których lokal w niedzielę nie działa, oczywiste dla tamtejszej ludności, ale np. swobodnie działa niedaleko knajpka zlokalizowana w domu niedawno zmarłej Krystyny Sienkiewicz, choć trzeba dodać, że funkcjonowała już przed jej śmiercią, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że uruchomiono ją, korzystając „z okazji”.

Dodam jeszcze na koniec, że niżej podpisany czasem wypija pół szklanki piwa do obiadu, w przeciwieństwie do innych alkoholi, których nie znosi. Do tego stopnia, że kilka dni temu przekazał kumplowi zgromadzone przez kilka lat trunki, otrzymywane głównie jako prezenty, a ten zobowiązał się je przehandlować, co da pewien zysk finansowy, a przede wszystkim zwolni miejsce w spiżarce.

Nie było jednak ich tak dużo, żeby zrekompensować brak świadczenia rentowego od stycznia, więc zamierzam podjąć pewne działania w kwestii odwołania od tej decyzji i w tej sprawie zasięgnąłem nawet porady prawnej u zaprzyjaźnionego mecenasa. Okazuje się jednak, że „sugerowana” przez ZUS droga sądowa to „podpucha” bo na rozpatrzenie takiej sprawy czeka się lekko licząc dwa lata, a w międzyczasie trzeba przecież z czegoś się utrzymywać, jeśli nie można z forum:)

I tym optymistycznym akcentem kończę i biorę się za zmywanie, bo to jedna z tych nielicznych czynności, w których mogę wyręczać ciężko pracującą żonę. Ktoś (np. kolega Amstern) mógłby zasugerować, że przecież mógłbym nauczyć się np. gotować, skoro i tak siedzę w domu. Z tym, że w tym wieku wydaje się trochę za późno na takie nauki, więc wolę już zajmować się typowo męskimi czynnościami, jak elektryka, hydraulika i wszelkie inne naprawy domowe, gdyż stara chałupa wciąż się tego domaga i stan jej raczej nie ulega poprawie, podobnie jak stan mojego zdrowia, choć bardzo o siebie dbam, również w obszarze duchowym, czego i Państwu serdecznie życzę.

Pantryjota

 

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Samuela pisze:

    ZUS to zło podobne piwu. Nie dość krytycznych uwag na to skulsoństwo. Moje składki zdrowotne z tytułu działalności jako osoba zaufania publicznego były wyższe niż moje dochody tego tytułu. Wyszło więc na to, że świadcząc me usługi do tego interesu dopłaciłam.

  2. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Aż strach pomyśleć, co dzieje się ze składkami osób bez zaufania publicznego.

  3. buggy_swires pisze:

    Piwo – pół butelki czarnego Bernarda z pobliskich Czech – tylko do pizzy, czyli mniej więcej raz na kwartał.
    Wyrazy współczucia z powodu ZUS-u, a z nowym rokiem wszystkiego najlepszego Gospodarzowi i całemu forum. Stosowne podziękowania poszły na konto.

    Z Bobrem!

    b_s

  4. Pantryjota pisze:

    buggy_swires,

    Kłaniam się w podziękowaniach i zachęcam do nieco częstszej aktywności na forum, bo bez niej to miejsce traci rację bytu. No chyba, żeby uznać, że ma służyć głównie do pielęgnowania mojego wybujałego ego, co póki co jeszcze mnie kręci, ale pojęcia nie mam, jak długo jeszcze.
    Serdecznie pozdrawiam całą ludzką i zwierzęcą rodzinę.

    Pantryś

  5. Kfiatushek pisze:

    BeerTemple, Nieuwezijds Voorburgwal 250, 1012 RR Amsterdam. Trzy godziny intensywnej kuracji piwnej do zakąsek: bitterballen, haring i jakaś pasta z wątrobą. Większość piw był jednak belgijska… Kocham dobre piwo. Warka Strong, dawniej Heweliusz…

  6. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Jak w latach 80 jeżdziłem do Belgii i Holandi za chlebem, to pamiętam z tamtych czasów dziesiątki róznych rodzajów piw, których nigdy przedtem nie widziałem, a które teraz w większości można kupić w markecie 2 km ode mnie, gdzie ten wybór wydaje się jeszcze większy. Dziś widziałem np. Stella Artois, popularne właśnie w Belgii w tamtych czasach o których wspomniałem. No i jest duży wybór krajowych piw z małych browarów, ale nie zamierzam każdego próbować.

  7. Kfiatushek pisze:

    Ja kocham Warkę i dobrze, że mogę ją zamówić w naszym sklepie internetowym, kiełbasę, biały ser i śledzie matjasy też. Mąż preferuje odżywki płynne: Żołądkowa Gorzka, Soplica Staropolska czy Nalewka korzenna Krakowski Kredens. Piwa z całego świata mam na codzień w sklepie delikatesowym „Drinks of the world”. No i na wyjazdach też dobrym piwem nie pogardzę…

  8. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    W niewielkiej ilości toleruję też Warkę, choć niekoniecznie Strong. Kiedyś na pobliskim sklepie było napisane „Warka Strąg” i przez dłuższy czas tak sobie wisiało, co od razu kojarzy mi się z kebapem nadmorskim.

  9. McQuriosum pisze:

    Pantryjota,

    „Kebap” nadmorski czy jakiś inny to całkiem fajna rzecz, zwłaszcza gdy budzisz się gdzieś w świecie o obojętnej porze dnia/ nocy i toczysz zamglonym wzrokiem dookoła…gdy na budzie pisze ” kebap” , to możemy założyć, że jesteśmy w Polsce, gdy zaś „kabab”, to juz raczej nie i można powoli przystąpić do ustalania, gdzie akurat nas dobre(?) wiatry przywiały… 😉

Dodaj komentarz