Dzisiaj odbyłam kilka podróży tramwajem, jak to określają niektóre panie z pokolenia osób pamiętających powstawanie Nowej Huty, DO KRAKOWA.
W jednej z nich, tej południowej, z uwagi na porę dnia i temperaturę bardzo zbliżoną do południowych klimatów, spotkałam Markiza i Jego „Lorkę”:D
I w dodatku „Lorka”, nie tylko z rodzajnika był kobietą!
Lorka była ubrana bardzo poetycko. Ewidentnie niosła w sobie, i na sobie anielskie niebo. W odcieniach błękitu rozlewającego się różnymi odcieniami po jej zamaszystej sukni malowała się poezja. Frędzle jej okrycia wierzchniego stylem pochodzenia latynoskiego, gdyż było to poncho, zdawały się zwisać po swojemu, dodatkowo podkreślając jej widoczny i tak polot. Dlaczego została właśnie moją „Lorką”? Wszystko przez Jej niebiańskie buty, które uchyliły mi dziś skrawek niebieskich migdałów, które zapewne trzymała w tym woreczku tkanym z marzeń turkusowych. Czytając poezję Frederico Lorca, uwielbiałam zajadać takie niebieskie migdały. Co prawda było to już całe dwie dekady temu, niemniej jednak, przecież „Są dusze, co mają…”
Są dusze co mają
modre gwiazdy z niebios,
w liściach czasu zorzę
poranną uwiędłą
i czyste zakątki,
co w swym wnętrzu strzegą
szmeru snów minionych
i tęsknot.
Inne dusze mają widm ból i namiętność,
jabłka robaczywe
i dalekie echo
mnknącego jak strumień
głosu spalonego.
Wspomnień pocałunków
pustą beznadziejność
i okruchy płaczu
dawno minionego.
Ma dusza od dawna
dojrzała. Dlatego
w gruz się sypie, siłą
zmąconą tajemną.
Młodzieńcze kamienie
urzeczone biegną,
aż spadną ku moich
myśli wodnym głębiom.
A każdy z nich mówi:
-Bóg jest tak daleko.
(Są dusze co mają… Frederico Garcia Lorca)
Lorka od razu została nominowana przeze mnie poetą. Nie poetką- z uwagi, i właśnie przez te niebiańskie buty, które pomimo błyskotek i całego ich kunsztu wykonania, pozostawały jednak fasonem bardziej męskie niż damskie, głównie z uwagi na brak znaczącego w nich obcasa. Męski luz w podeszwach dodawał im znaczącej wizualnej prostoty, wskazującej na mocne stąpanie po ziemi i to pomimo całej tej emanującej z tej kobiety artystycznej wrażliwości. Aczkolwiek ten szczegół stał się kluczem tej historii właśnie, gdyż bardzo urodziwe były to buty, jak i cała ONA. Więc tutaj, szpilki nie warto wbijać w coś, co tak naprawdę nie ma znaczenia, wszak Lorka to całe miasto wrażeń, a nie pospolita uliczna latarnia.
Mężczyzna, który na chwilę został dziś moim Markizem, autentycznie wyglądał niczym sam doktor Juvenal Urbino wyjęty ze sceny filmu będącego ekranizacją jednej z najbardziej znanych, (jednej z mojej ulubionej powieści Marqueza) powieści wszech czasów o miłości: „Miłość w czasach zarazy”. Mam na myśli dokładnie scenę, w której to doktor podąża skąpany w promieniach słońca, na swoją popołudniową sjestę ubrany w jasnobeżowy, letni garnitur. Taki jasny i elegancki strój oczywiste, że podkreśla wszystko, nawet to, co zazwyczaj bardziej chciałoby się wręcz wykreślić z własnego wizerunku. Niczego nie ujmując oczywiście żadnej sylwetce, szczególnie takiej noszącej garnitur, sądzę, że właśnie to mogło być przyczyną, dla której to właśnie pan doktor Urbino prezentował się zdecydowanie lepiej w tej gamie kolorystycznej ubioru, niż sam Florentino Ariza.
Bardzo proszę, nie sugerować nawet, że po trzydziestce kobietom odbija palma, bo to nie święta, żadne tam kokosy u tego pana, a gustowna elegancja. Ten mężczyzna , prezentował się naprawdę bardzo filmowo. Tak naprawdę wpierw dziś ujrzałam jego jasną i świetlistą postać. Stwierdziwszy jednak, że na pewno gdzieś tu musi być druga część tej magicznej opowieści, mój wzrok intuicyjnie udał się na poszukiwania klucza do nieba, z którego ten blask pochodził.
A oto zdjęcia moich bohaterów:
zdjęcie nr 1. Lorka w całej swej okazałości rozświetla fotel tramwajowy
zdjęcie nr 2. „Niebiański bucik” Lorki, frędzle z polotem i czarne „coś” tramwaju
zdjęcie nr 3. Tutaj widać Markeza jak rysuje się wyraźny kontrast barw jasnych i niejasnych
Dodatkowo, umieszczam tu jeszcze bardziej oryginalną parę….
zdjęcie nr 4. Gabriel G. Marquez „ze swoją zarazą” na wesoło
Z fotografii przedstawiających oblicze tego wspaniałego pisarza, chyba to, co najbardziej zapada w pamięć, to oprócz charakterystycznego wąsa, jego ciemne, wyraziście łagodne i mądre oczy. Zza tego spojrzenia, którego życia blask zgasł dwa lata temu, widać było człowieka o ogromnej zdolności odczuwania. Dzięki jego przymiotom duszy, i zapewne również za sprawą niebios, i dzięki Bogu! miał też talent do pisania. Całe szczęście, bo mógł nam podarować kawał dobrej prozy.
Nawet na tych fotografiach, na których widać jak pisarza, na przykład opętują różne myśli, lub demony z jego niektórych powieści widać wszystko co ma być widać czyli:
Tutaj z kolei urocze poczucie humoru godne prawdziwie czującego człowieka…
Jakby ktoś miał problem rozpoznać, czy to faktycznie On, z uwagi na okulary, oto dowód, że jednak tak:
Moja miłość do „realidad magica”, /czyli w tłumaczeniu na język polski- do rzeczywistości magicznej/ jak to zwykli określać ten charakterystyczny styl pisarza niektórzy literaci hiszpańskojęzyczni, jest jak ta opiewana w czasach zarazy mojego życia twórczością Lorci i Marqueza. Przewija się to niczym „Sto lat samotności” w moim życiu falami w postaci epizodów grafomanią piśmienniczą i malarską.
zdjęcie nr 9.
Cokolwiek wyżej, jak również cokolwiek poniżej jeździ często środkami komunikacji miejskiej.
Całe szczęście!
„El mundo habrá acabado de joderse el día en que los hombres viajen en primera clase
y la literatura en el vagón de carga.”
Bo według mojego własnego, luźnego tłumaczenia coś co może brzmieć tak:
Świat stałby się doskrzętnie popieprzony , gdyby pewnego dnia,
ludzie podróżowali pierwszą klasą,
a literatura jeździła wagonem bagażowym.
zwyczajnie według mnie, nie wróży nic dobrego.
Widzę, że coś się popsuło w edytorze i nie można poprawić notki.
Przepraszam, ale obiecuję nad tym popracować najszybciej, jak to będzie możliwe.
A co do wpisu to „szapoba” i mam nadzieję, że następne będą pojawiać się z większa częstotliwością niż do tej pory.
Brakuje tu trochę notek poruszających tematy dalekie od „bieżączki” i nie ukrywam, że trochę mojej winy też w tym jest, bo przecież sam mógłbym takowe zamieszczać, a komentuję głównie „politykę”, która tak naprawdę mnie brzydzi nie mniej, niż golonka.
Serdecznie pozdrawiam.
Pantryś
Pantryjota,
Dziękuję za uznanie, jest mi bardzo miło dostać komplement od
samego Szefa Loży Autorów:)
Odnośnie do edytora, to faktycznie…tak jak i brak nowych notek o tematyce bardziej przyjaznej memu sercu, niż polityka i jego „bolączki”, wszytko da się naprawić.
Ja również, zostawiam tu serdeczne pozdrowienia dla Ciebie zacny Pantryjoto, jak i cała szanowna Lożo Autorów, oraz dla wszystkich czytelników.
noctorama,
Loża Autorów? Brzmi dumnie:))
Dziękuję w imieniu własnym i całej załogi.
Podpisuję się pod komplementem Szefa Loży… i czekam na następne notki, jak to skromnie nazywacie Państwo.
A od „bieżączki” też zaczęłam uciekać, bo mam już tego po kokarę, jak mawia moja kuzynka. Pozdrawiam.
Eva70,
Podobno określenie „notka” jest niepoprawne i powinno się używać „notatka”.
Co nie zmienia postaci rzeczy w przedmiotowej kwestii :))
Może wreszcie zaczniesz jednak sama pisać własne?
Na co właściwie czekasz?
Lepiej już było :))