Socjalizm to władza Kaczyńskiego + elektryfikacja motoryzacji

Zgodnie z ogłoszonym już przez pana Morawieckiego planem zelektryfikowania naszego parku samochodowego, Ursus przedstawił właśnie coś, co opisuje jako pierwszy krok w tym kierunku:

ursus-na-prad
https://next.gazeta.pl/next/7,151243,20714204,ursus-bedzie-jak-tesla-pokazal-prototyp-samochodu-elektrycznego.html#BoxBiz#BoxBizCz

Przyznam szczerze, że gdybym nie wiedział co to ma być, to bym sobie pomyślał, że to jakaś niezbyt urodziwa zabawka rodem z PRL-u, cudem zachowana w idealnym stanie aż do dzisiejszych czasów. Od razu przypomniałem sobie w związku z tym czymś, jak to bodaj w 7 klasie podstawówki na pracach ręcznych mieliśmy zadane wykonać w domu właśnie samochód, bez określania z czego ma być i jaki.

Niektóre z tych prac spokojnie i bez wstydu można by postawić obok najnowszego dzieła fabryki, która z dawnym Ursusem nie ma nic wspólnego, za to, jak widać, ma wiele wspólnego z Dobrą Zmianą, rozumianą jednak w specyficzny sposób.

Ja rozumiem, że przy konstruowaniu samochodu dostawczego można sobie pewne kwestie estetyczne „odpuścić” choć w dzisiejszych czasach żaden poważny producent nie może sobie na coś takiego pozwolić i sobie nie pozwala.

Ale czy naprawdę producent nie widzi, że się ośmiesza? Że drzwi otwierane jak w pierwszych wersjach  Syreny to kuriozum?

Że przód tego czegoś wygląda jak koszmarny sen gościa, który po raz 1o zdawał na wydział wzornictwa przemysłowego i po raz 1o został oblany?

Że kółka wyglądają jak żywcem przeniesione z taczki, a lampy jak żywcem przeniesione z autobusu Chausson, który pamiętam z lat dziecięcych, a który potem zastąpiły słynne Ogórki Jelcza?

chausson

Jeśli ten projekt to żart, to w porządku, nawet zabawny jest. Jeśli jednak tak ma wyglądać przyszłość naszej motoryzacji, to nawet ogniwa paliwowe nie pomogą w uznaniu tego czegoś za pojazd samochodowy. Szkoda, że zlikwidowano ogródki Jordanowskie, bo świetnie by się nadawał jako zabawka dla dzieci.

To auto jest wręcz doskonałą emanacją tego, czym może być w przyszłości Polska pod rządami PiS. Uważam, że prezes powinien zrobić prawo jazdy i jeździć właśnie tym czymś do pracy. Miejsce dla kota jest pod dostatkiem, a i jakiegoś kapciowego można by zabierać na pakę, np. Brudzińskiego w trumnie, oczywiście jeszcze za życia.

Jakby nie patrzeć, Ursus powala, bo w końcu tak go osadził w historii jeden z klasyków naszej literatury. Tym razem co prawda śmiechem, ale to bez znaczenia, bo liczą się przecież dobre intencje, czego dowiodłem tym wpisem wypichconym na szybko przed spacerem z psami.

Założę się, że gdyby moje sunie zobaczyły coś takiego na ulicy, szczekaniu nie byłoby końca.

Pantryś

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Lukasuwka pisze:

    ale co chcesz? stworzony na podobieństwo i obraz naj.naj.naj…. fejs wypisz wymaluj jarkowy 🙂 toporny i skrzywiony.

  2. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Smaczku sprawie dodaje fakt, że kilku naszych designerów samochodowych zajmuje bardzo eksponowane stanowiska w elicie koncernów motoryzacyjnych, a tu taka kupa. No ale jak miał z założenia przypominać wodza, to co innego.
    Chyba, że to projekt jakiegoś chińskiego licealisty, bo z tego co wiem, to Ursus kręci lody właśnie tam.

  3. Lukasuwka pisze:

    nooooooo…skoro chińczykom robią loda, to nie dziwi nic 🙂

  4. Pantryjota pisze:

    Lukasuwka,

    Kiedyś napisałem notkę pt „Kaczyńskiego marsz na Chiny”. Jak znajdę, to pokażę.

  5. Samuela pisze:

    Gdzieś taki pojazd już widziałam. Fajny!

  6. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Udatnie nawiązują do tradycji polskich aut elektrycznych.

  7. Jacek pisze:

    A takim Chaussonem to ja śmigałem do szkółki, z Targowej na „Saskie Kiempe” linia 101 – Namysłowska – Plac Trzech Krzyży. /się ma pamięć, co nie?/.
    Fajny był; – warczał, jechał, z tyłu konduktor sprzedawał bilety /ulgowy 20 gr.!!!/.
    I komu to przeszkadzało?

  8. Pantryjota pisze:

    Jacek,

    A ja ze szkoły na Rudzkiej na Marymoncie na lekcje religii do kościoła na Gdańską, ale to rzadko, bo przeważnie na piechotę. Zabawne też było, jak Chausson był przepełniony i nie miał siły podjechać pod tę górkę na Gdańskiej. I miał taki fajny pałąk do zamykania przednich drzwi.
    To były fajne czasy, gdy jeszcze nikt nie słyszał o Kaczyńskich, którzy też się kręcili po tych okolicach, o ile mama im pozwoliła wyjść im z domu.

  9. Samuela pisze:

    Jacek,

    W środkach komunikacji miejskiej musi być wesoło i na pewno byłabym bardzo radosna, gdyby taki wynalazek istniał we Włodawie. Niestety nie ma i ludzie we Włodawie smutni są, mimo iż to właśnie u nich Bohun został usieczon.

    Znam natomiast pewne miasto zachodnie w zagranicznym kraju, w którym istnieją autobusy. Istnieją i jest wesoło, aczkolwiek nieco inaczej. Jest tam bowiem taki obyczaj, że bilety można kupić bezpośrednio u kierowcy, który z tego powodu wcale, ale to wcale się nie złości, lecz wręcz przeciwnie wykazuje objawy ukontentowania. Skutkiem owegoż jest to, że wszyscy zawsze wsiadają do autobusu przednimi drzwiami, nabywają u kierowcy bilety i przemieszczają się do tyłu, aby dotarłszy do celu wysiąść drzwiami tylnymi.

    Ma to oczywiście ten ujemny skutek, że człek, który przecież płaci pieniążek za jazdę autobusem, jednak musi w nim iść na piechotę i zamiast przemieszczać się do przodu jest zmuszony się cofać. W konsekwencji zamiast zgodnie z intencją przemieścić się do przodu, siłą rzeczy przemieszcza się do tyłu. Wszyscy się jednak już z tym pogodzili, że trzeba się nieco cofnąć, aby móc się posunąć w przód.

  10. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    W Związku Radzieckim, a konkretnie w Baku też tak było w swoim czasie.
    Z tym, że kierowca żadnych biletów nie wydawał, choć 5 kopiejek brał i nikt się temu wcale to a wcale nie dziwił i większość dawała. Przekazywali sobie nawet te kopiejki w tłoku z tyłu do przodu i ostatni wrzucał do puszki, która stała obok kierowcy. Gdy spytałem tubylca co w sytuacji, gdy ktoś nie da, odpowiedział mi, że widocznie nie ma ( w domyśle – nie stać go)
    No ale tam był komunizm, wyższe stadium socjalizmu, więc nie ma co porównywać.

  11. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    W tym zachodnim mieście w zagranicznym kraju można oczywiście mieć bilet multiprzejazdowy i wtedy nie trzeba wprawiać kierowcy w dobre samopoczucie. Z reguły tego rodzaju bilet pokazuje się kierowcy zaraz po wejściu i wielu tubylców tak właśnie robi. Ma to tę dobrą stronę, że jeśli ktoś nie nabędzie biletu u kierowcy oraz nie pokaże mu, iż jest już właścicielem biletu, to zarówno kierowca jak i pozostali pasażerowie oraz oczywiście sam zainteresowany, a zatem po prostu wszyscy wiedzą, że mają do czynienia z nietubylcem i wtedy taki nietubylec czuje się nieswojo. Jak ma się bowiem niby czuć?

    Czasem zdarza się też i tak, że zachodzi pilna potrzeba przemieszczenia się pojazdem komunikacji miejskiej, któren to pojazd jest piętrowy, a jest to taki pojazd, który oprócz piętra ma parter w odróżnieniu od autobusów parterowych pozbawionych piętra, ale nie nazywających się parterowymi. Jeśli na parterze jest gęsto, to można mieć nadzieję, że na piętrze jest rzadko. Może się wtedy pojawić tzw. paradoks sraczki: często gęsto, ale rzadko.

  12. Jacek pisze:

    Samuela,

    Samuela,- mam nadzieję,- pamiętasz, że cię lubię? :-))
    Za całokształt! Za to co i za to jak piszesz. Cholercia, też chciałbym tak umieć.
    No cóż; bozia /bobzia??/ nie dała talentu.
    Pisz więcej, to jeszcze bardziej będę cię lubił!!.
    Strach pomyśleć co by było, gdybym Cię na dodatek zobaczył.!? No po prostu odlot!

    Jak to się czasem człeku pieprzy po głowie… :-))

  13. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    A czy w tym kraju mówi się w autobusach w obcych dla tubylców językach zagranicznych?\
    A jeśli tak, to co na to kierowca?

  14. Samuela pisze:

    W tym zagranicznym kraju wielu, bardzo wielu tubylców mówi w obcych językach zagranicznych, które to obce języki wcale nie muszą być dla nich obce, lecz jak najbardziej swojskie. Uwaga ta dotyczy też kierowcy, który często mówi w obcym języku zagranicznym, zaś dla niego samego jest to język jak najbardziej jego własny. Może się zatem zdarzyć (i zdarza się nader często), że sam kierowca nie wie, czy sam mówi w języku własnym czy może też w języku obcym, azaliż zależy to od tego, czy komunikuje się z człekiem swoim czy też z człekiem obcym.

    Jak kierowca może jednak rozpoznać, czy ktoś jest swój, tzn. jego, czy też nieswój, tzn. obcy, skoro on sam bywa nieswój? Gdyby się kierowca uparł, to prawdopodobnie sięgnąłby po radykalne środki prewencyjne i z byka by uderzył swojego, bo tenże mógłby mu się wydać obcym, ale mógłby się przy tym pomylić i walnąć obcego zamiast swojego.

    Ja, Samuela, w każdym razie będę się wystrzegać przemieszczania się w stolicy mojego własnego kraju tramwajami, gdyż zwykłam się przemieszczać w kapeluszu i byłoby mi go trochę szkoda. Z drugiej zaś strony przemieszczanie się tramwajem w kapeluszu wydaje mi się być o tyle bezpieczniejsze od przemieszczania się w kapeluszu na piechotę, że przebywając w tramwaju szybciej można uciec, jakby co, z tego chociażby względu, że tramwaj chodzi szybciej niż mój kapelusz.

  15. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Niemniej jednak wielu cudzoziemców twierdzi, że komunikacja publiczna w W-wie to niedościgły wzorzec, również dla wielu krajów o nieco wyższym stopniu rozwoju.
    Mało korzystam, a właściwie to w ogóle, ale coś jest na rzeczy.
    W każdym bądź razie jak widzę np. na filmach metro w NY, to wydaje mi się, że nasze jest z innego świata, choćby pod względem czystości i estetyki.
    Tramwaje też mamy kozackie i o dziwo, jak np. czekam na koleżankę na przystanku, to zawsze przyjeżdżają o czasie, tak jak jest napisane na rozkładzie.
    A niedługo dociągną do mnie SKM-kę i będzie jeszcze fajniej, bo jazda Puławską samochodem w godzinach szczytu to koszmar jest.

    Dobrej nocy życzę.

  16. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Nie tylko cudzoziemcy tak twierdzą, ja też uważam, że pod rządami HGW komunikacja miejska pod względem jakości tzw. środków oraz pod względem punktualności jest nadzwyczajna, oczywiście z wyjątkiem weekendów na Królewskim Trakcie, albowiem od 26 marca do 16 października Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście są zwyczajowo zamknięte dla ruchu ( „autobusy linii dziennych w soboty i niedziele, a linii nocnych od nocy z piątku na sobotę do nocy z niedzieli na poniedziałek kursują trasami objazdowymi”, a zmiany te obowiązują także w dni świąteczne oraz 2 i 27 maja i dotyczą autobusów linii:102, 105, 111, 116, 128, 175, 178, 180, 222, 503, 518 i N44, które są kierowane na trasy objazdowe): Dotkliwie doświadczyłam tego w ostatnią sobotę, kiedy wybrałam się na Uniwersytet, gdzie odbywała się w dawnym BUWie konferencja poświęcona 40 rocznicy założenia KORu. Oczywiście wybierając się tam nie pamiętałam o tych weekendowych utrudnieniach, ale na szczęście, zwyczjem staruszek, wybrałam się wcześniej i tylko dlatego zdążyłam na czas.

    Napisałeś Pantryjoto, że w 7 klasie podstawówki na pracach ręcznych musiałeś wykonać w domu – nie wiadomo z czego, a na dodatek nie wiadomo jaki – samochód, co moim zdaniem świadczy o tym, że w PRL co pokolenie następowała technologiczna rewolucja w środkach komunikacji, ja bowiem – zapewne o pokolenie od Ciebie starsza – na analogicznych zajęciach ręcznych otrzymałam zadanie wykonania drabiniastego wozu, a pojazd ten, poruszający się na kołach przy pomocy siły zwierzęcia pociągowego (najczęściej konia) długo służył naszym przodkom jako środek transportu, zanim zastąpił go samochód, który dopiero dla Twojego pokolenia stał się masowym środkiem transportu. Ileż ja wówczas musiałam wylać łez, żeby skłonić starszego brata do tego, żeby mi wystrugał ten drewniany pojazd, a i tak dostałam dwóję, bo nauczycielka nie uwierzyła, że sama wykonałam takie perfekcyjne kołeczki i dziurki.

  17. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Mogłaś sobie darować tę wyprawę w przeszłość :))
    Tym bardziej, że kiedyś w KOR był Macierewicz, co kładzie się poważnym cieniem na organizację.
    Ja też wtedy dostałem dwóję, bo to coś co próbowałem zrobić mało przypominało samochód i wzbudziło powszechną wesołość w klasie. Wtedy jeszcze nie byłem tak sprawny manualnie jak teraz, więc widok niektórych aut wykonanych przez kolegów ( głównie z drewna ) powodował we mnie brzydkie choć uzasadnione uczucie zazdrości.

Dodaj komentarz