Szczekające kurczaki

Niedługo zaczyna się sezon urlopowy więc temat ponoć prawie ekologiczny. Ludzie przecież są też pod ochroną.

Co kraj to obyczaj. Turyści zrobią wiele by zobaczyć antypody. Wygrzać się na słońcu, spróbować miejscowych smakołyków doprawionych doskonałymi egzotycznymi przyprawami i sosami.  Australijscy i nie tylko turyści nieświadomie jedzą mięso psów na Bali, pałaszują myśląc, że to kurczaki.Zwierzęta są brutalnie chwytane, a następnie po odpowiednim przygotowaniu grillowane lub duszone w sosie własnym doprawione egzotyką, nie daleko od plaż odwiedzanych przez ponad milion Australijczyków każdego roku.

Psy są nie tylko hodowane w tym celu, ale łapane na ulicach miast w głębi wyspy. Zastawia się na nie pułapki, ale najczęściej jest to jakiś kęs nafaszerowany odpowiednią trucizną. Nikt się nie przejmuje, że psy mogą też być przez to trujące.
Według niektórych wiodących toksykologów tak nafaszerowane psy, stwarzają zagrożenie dla zdrowia ludzi.


Jedzenie psiego mięsa nie jest niezgodne z prawem na Bali, zabijanie tych zwierząt w okrutny sposób sprzedawanie mięsa zanieczyszczonego trucizną jest jednak sprzeczne z prawem, ale to przecież drobny szczegół. Turysta zje, wyjedzie, a chorować będzie głównie u siebie w domu po powrocie z upojnego urlopu.
Strzeżcie się koledzy i koleżanki w czasie wakacyjnych wojaży.

 https://www.abc.net.au/news/2017-06-19/evidence-shows-dogs-in-bali-brutally-killed-meat-sold-tourists/8620128

Nic szczególnego

Kategoria: Bracia mniejsi, przyroda (4), Różne ciekawe historie (5), Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Krakowianka Jedna pisze:

    Okropieństwo Quartzu opowiadasz, ale dobrze, na wypadek, gdybym wpadła na pomysł uciec gdzieś w tak dalekie regiony!!! 🙂

  2. Quartz pisze:

    Krakowianka Jedna,

    To mogą być nie tylko psy, ale inna „zwierzyna”
    Kiedyś, dwadzieścia lat temu będąc z kolegami we Lwowie nie dałem się skusić na „regionalną” ichniejszą potrawę i tylko ja byłem zdrów. Reszta się pochorowała.

    Pozdrawiam

  3. Krakowianka Jedna pisze:

    Quartz,

    Oczywiście. Kiedyś byłam na wakacjach na prawdziwej polskiej wsi. Nad ranem darł się wniebogłosy baran, a potem na obiad była… baranina. Jako, że wyobraxnia mi nie chciała się wyłączyć, nie tknęłam, choć uwielbiam baraninę.

  4. Quartz pisze:

    Darł się bo to dla Krakowianki jednej obiad pichcono.

  5. Krakowianka Jedna pisze:

    :)))))))))) Być może rzeczywiście nie lubi „dużych blondynek” :)))))))))))))

  6. Kfiatushek pisze:

    Jadałam krokodyle, żaby, węże, owady i morskie świnki. Mam nadzieję, że kotów ani psów nie jadałam, chociaż w tamtych regionach bywałam częstym gościem. W każdym razie nigdy nie chorowałam. Za to w Szwajcarii zaraziłam się tasiemcem i od tej pory jakoś nie lubię restauracji…

Dodaj komentarz