Co robiliście 13 grudnia roku pamiętnego?

Ja, nie będąc jeszcze wtedy Samuelą, od października 1981 r. byłam asystentką na macierzystym uniwersytecie. Gdy nastała Solidarność natychmiast zapisałam się do NSZZ Solidarność. Zajęć dydaktycznych w zasadzie nie prowadziłam, gdyż bezustannie odbywały się na zmianę strajki albo studenckie albo pracownicze. Różnica między strajkiem a niestrajkiem polegała na tym, że w czasie strajku musiałam się każdorazowo przy wejściu i wyjściu do budynku wydziału legitymować partyzantom z biało-czerwonymi opaskami na ramionach z NZS, który został zdominowany przez chłopców studentów historii, tych samych, którzy wcześniej byli aktywistami SZSP. Natomiast w czasie niestrajku nie musiałam się legitymować. W czasie strajku musiałam z polecenia rektora „pilnować” nocą i dniem mienia uczelni. W czasie niestrajku nie zachodziła konieczność pilnowania czegokolwiek. Pilnowanie było fajne, gdyż nigdy wcześniej i nigdy potem nie przeczytałam tylu książek. Ponieważ łaknęłam wiedzy, to postanowiłam ją poszerzać w każdy możliwy sposób. Razu pewnego zapragnęłam posłuchać wykładu starszego znacznie kolegi z instytutu na temat stosunków polsko-sowieckich. Przed aulą dziarscy aktywiści sprawdzali dowody osobiste, ponieważ wydawało im się, że tak trzeba. Poirytowana tą potrzebą znając topografię budynku weszłam niestrzeżonym wejściem, wysłuchałam słusznego wykładu wygłoszonego przez owego kolegę, o którym wszyscy – oprócz aktywistów – wiedzieli, że dziesięć lat wcześniej był funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa. Zadumałam się nad losem i w atmosferze zdumienia zostałam aresztowana przy głównym wyjściu przez aktywistów z tego powodu, że się nie zarejestrowałam przy wejściu na wykład wygłaszany przez byłego pana funkcjonariusza służby bezpieczeństwa.

Atmosfera gęstniała w kierunku absurdu. W gronie bywałych w świecie koleżanek i kolegów z KUL obmyśliwaliśmy, czy lepiej być kimś w rodzaju Baader czy może lepiej Meinhof. Jasne było, że atmosfera musi się skończyć tak czy inaczej, ale raczej tak, a nie inaczej.

Dnia 13 grudnia roku pamiętnego obudził mnie pełen wściekłości krzyk teścia. Teść tak się zdenerwował oglądając TV, że następnego dnia udał się do komitetu złożyć legitymację członkowską Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Teściowa obawiała się, że z tego powodu spotkają teścia represje, ale żadne represje nie spotkały teścia z tego powodu.

W niedzielę 13 grudnia roku pamiętnego chyżo pobiegłam na uniwersytet pragnąc walczyć, ale uniwersytet został zamknięty przez panów żołnierzy i nie było gdzie. W uniwersytecie nie było oporu, gdyż nikogo tam nie było. Powalczyłam trochę przed uniwersytetem i udałam się pod siedzibę NSZZ Solidarność. Budynek NSZZ Solidarność został zamknięty przez panów żołnierzy. W środku nikt nie walczył, gdyż nikogo tam nie było. Ci którzy tam walczyli, dokądś sobie w nocy poszli i jakiś czas ich nie było. Przed panami żołnierzami stojącymi przed NSZZ Solidarność stały grupki ludzi pomstujących na panów żołnierzy i na to, co się stało. W podsłuchanych rozmowach przewijał się centralny motyw, że to się musiało tak stać, ale Jaruzelski to bandyta.

Do roboty w podziemiu chciał mnie zaangażować starszy znacznie kolega z instytutu, któremu podlegało laboratorium językowe wraz z xerokopiarką, o którym wszyscy wiedzieli, że dziesięć lat wcześniej był funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa. W przypływie straceńczego bohaterstwa, zachęcona aktem jego bezprzykładnej odwagi (dnia 14 grudnia w komitecie szastnął swoją legitymacja członkowską Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej o podłogę. Wszyscy myśleli, że spotkają go z tego powodu represje, ale nie spotkały go z tego powodu żadne represje), zrazu zadeklarowałam chęć oporu. Już nie pamiętam, czy był to Baader czy też Meinhof z KUL, który zachęcał mnie, bym stała się Konradem Wallenrodem. Zrazu chciałam, ale panowie żołnierze dowiedzieli się jednak o xerokopiarce i ją sobie wzięli. Nie można już było drukować ulotek z czarną wroną, więc mój opór manifestował się w wyrażaniu sprzeciwu w pogawędkach ze znacznie starszym kolegą, który dziesięć lat wcześniej był funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa. Wszyscy wiedzieli, ja też, że funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa być się nie przestaje nigdy. Już znacznie później tenże kolega z czystym sumieniem złożył deklarację, że nigdy nie był tajnym i świadomym współpracownikiem służby bezpieczeństwa. Słusznie, albowiem pracując nie współpracował. Często tak w Polsce bywa.

Od mojej partyzanckiej wojny uratowało mnie powołanie mnie do wojska. Uradowałam, gdyż powszechnie wiadomo, że w czasie wojny najlepiej jest być w wojsku. Nie pamiętam już, czy był to Baader czy może Meinhof z KUL, którzy zachęcali mnie, bym została Konradem Wallenrodem. Zrazu chciałam, ale stosunkowo szybko mi przeszło. Wydoroślałam. Gdy komuna sobie dokądś poszła i nastała Solidarność natychmiast się wypisałam z NSZZ Solidarność.

Z powodów wyjaśnionych powyżej oświadczem niniejszym, że nie będę uczestniczyć w pokojowym marszu organizowanym dnia 13 grudnia 2014 r. dla uczczenia rocznicy stanu wojennego.

z wykształcenia i zamiłowania filolog, co według Platona oznacza miłośnika naukowej dyskusji. Wszelako mogę też nienaukowo.

Kategoria: Polityka, geopolityka (6)
  1. Pantryjota pisze:

    Myśmy się obudzili tego dnia z moją panią i stwierdziliśmy, że nie ma telewizji, a ponieważ telefonu nie mieliśmy (nie w każdym mieszkaniu był wówczas telefon), to poszliśmy dalej spać. A potem, za kilka dni, tuż za płotem, który oddzielał nasze osiedle od AWF-u, właśnie na terenie akademii (wówczas im. Karola Świerczewskiego) rozlokowało się wojsko z transporterami opancerzonymi i koksownikiem.
    Początkowo ludzie chodzili ich oglądać, ale potem przywykli do tego towarzystwa.
    Strajkować nie wypadało, bo zarówno moja pani jak i ja pracowaliśmy na rzecz społeczeństwa i nasza absencja mogła doprowadzić do tragicznych skutków.
    Tak więc nie zostaliśmy internowani i to jedyne co nas łączy z panem prezesem, oprócz „wspólnoty” dzielnicy Żoliborz, której częścią były wówczas Bielany.
    Za to kilku moich znajomych zostało internowanych, a niektórzy do dziś twierdzą, że to za patriotyzm. Kilku z nich wyemigrowało, korzystając z papierów „political refugee”, co pozwoliło im czerpać z przywilejów przyznawanych na taką okoliczność przez Wuja Sama. Teraz często na wuja plują, no ale to nie dziwota, bo przecież teraz rządzi tam prawdziwy, czarny wuj, choć z pochodzenia Hawajczyk. I nadal tych wiz nam nie daje, więc żeby znów można było zostać uchodźcą politycznym, to jedyna nadzieja w Kaczyńskim. Pożyjemy, zobaczymy.

  2. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    Dobrze, że żołnierze w parku Akademii im. Świerczewskiego zachowali wiewiórki dla parku Akademii im. Piłsudskiego.

  3. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Za moich czasów na AWF śpiewała młoda studentka, niejaka Maryla Rodowicz, a alejkami biegała Irena Kirszenstein, która z kolei była sąsiadką z klatki mojego kumpla, który mieszkał na Saskiej Kępie. W tamtych czasach gwiazdy mieszkały w normalnych blokach.

  4. krawcowa pisze:

    A ja z córką, transporter opancerzony i żołnierzy widziałyśmy już 12 grudnia, stał przed głównym wejściem do warszawskiej Akademii Rolniczej około godz 19, wiem, bo wyszłyśmy z kina Stolica, byłyśmy na Mappetach i świetnie się bawiłyśmy 🙂
    Następnego dnia ,…nie było teleranka, telefony też nie działały 🙁
    Ubrałyśmy się więc ciepło i postanowiłyśmy pójść na poranek do kina, żeby to sobie jakoś wynagrodzić, w drodze na przystanek napotkana pani spytała gdzie idę z tym biednym dzieckiem, przecież jest wojna, przypadkowy inny przechodzień ten fakt potwierdził, więc postanowiłam pojechać do domu rodziców, pod Warszawę. W autobusie, przez radio słuchaliśmy jak pani Falska z satysfakcją odczytuje dekrety stanu wojennego 🙁

  5. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Chcesz powiedzieć, że już miałaś wtedy dziecko ?
    To wszystko przez ten brak oświaty seksualnej….

  6. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Albo jestem starsza niż masz nadzieję 😛

  7. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Dawno porzuciłem wszelkie nadzieje.

  8. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Ale to smutne ;(
    Nie żartuj 😉

  9. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Związane z Tobą :))

  10. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No to słusznie uczyniłeś 🙂

  11. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Proponuję jednak powrót do zasadniczego tematu notki.

  12. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No cóż , internowana jak widać nie byłam, jak prezes, ale na marsz z nim z tego powodu też się nie wybieram…

  13. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Może ktoś z czytelników tego forum był internowany i się nam pochwali. Choć szczerze mówiąc wątpię, bo statystycznie to mało prawdopodobne.

  14. Samuela pisze:

    Coś muszę dodać. Żywię ogromny szacunek dla wszystkich tych, którzy 13 grudnia 1981 r. podjęli i zostali. Jesienią tego roku prowadziłam kurs języka niemieckiego w MPiKu. Często nie było prądu i zajęcia odbywały się w ciemności. Gdy pod koniec lutego 1982 r. zajęcia zostały wznowione, ubyła połowa mojej grupy. Niektórych ujrzałam po wielu miesiącach po ich powrocie z internowania. Niektórych przygotowywałam językowo w przyspieszonym tempie na wyjazd w jedną stronę do Szwajcarii i Niemiec. Z jednym kursantem, młodym adiunktem, internowanym i późniejszym profesorem prawa karnego na UJ, byłam szczególnie zżyta. Tłumaczyłam i pomagałam szmuglować teksty jego autorstwa i autorstwa jego przyjaciół do Niemiec.

    Czasy były zimne i ciemne, ale ludzie gorący i jaśni. Dzisiaj zaś ta ciemna, durna szumowina ośmiela się deprecjonować …

    Eeee! Szkoda gadać!

  15. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    „Ja, nie będąc jeszcze wtedy Samuelą, od października 1981 r. byłam asystentką na macierzystym uniwersytecie”

    „Z jednym kursantem, młodym adiunktem, internowanym i późniejszym profesorem prawa karnego na UJ, byłam szczególnie zżyta”

    Gdy kontekst ulata jak łezka od rzęs, wspominać po latach ma sens ? :))

  16. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Ja już tam raczej nie zaglądam, bo to jakaś dziwna, alternatywna rzeczywistość, z której gdy się raz otrząsnąć, to potem już trudno znów się „wdrożyć” czytając np takie teksty:

    „Otóż ja się z niczego nie tłumaczę, natomiast próbuję pokazać, że jeśli dziś, w politycznej sytuacji, w jakiej przyszło nam żyć, stoją przed nami jakiekolwiek dylematy, to aby je rozwiązać nie wystarczy nam wiedzieć, że Donald Tusk to jest rudy Niemiec, Kopacz to zidiociała pielęgniarka z prowincji, Sikorski to nadęty głupek, 10 kwietnia 2010 roku Rosjanie zabili nam prezydenta, a jesienią tego roku „Popaprańcy” sfałszowali wybory, ale musimy mieć coś znacznie więcej, a mianowicie wiedzę”

    Ten co to pisze niespecjalnie chwali się swoją przeszłością opozycyjną, gdyż zapewne nie miał wówczas czasu na takie pierdoły, gdyż z całych sił opanowywał obcy język – na przekór genetyce i zamiast siedzieć i patrzeć, jak mu samo rośnie.

  17. Samuela pisze:

    Nie, to nie tak. Tenże młody adiunkt był potem szefem HFPC. Już go niestety nie ma. Wiem, co dzisiaj by o Kaczyńskim powiedział.

    Na Wydziale Prawa & Administracji pracował prof. W.Skrzydło, który był wieloletnim rektorem z nadania, ale to porządny człowiek jak rzadko. Był jednym z recenzentów dysertacji Jarosława Kaczyńskiego. Nie było wielu chętnych, bo ta dysertacja to pożal się Panie Bobrze, ale ktoś musiał. „Rola ciał kolegialnych w kierowaniu szkołą wyższą” była w 1976 r. ogromna jak księżyc albo pół księżyca, bo drugie pół ktoś podiwanił.

  18. Pantryjota pisze:

    Samuela,

    Mnie się wydaje, że Kaczyński sam może uchodzić za ciało kolegialne, szczególnie we własnych oczach :))

  19. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Może jednak po zgłębieniu tematu uznał, że jednoosobowa władza absolutna jest wyższą formą rządzenia 🙂
    Zwłaszcza ta w jego…dłoniach 😛

  20. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Prezes niejeden temat już dogłębnie zgłębił, więc napisałem o tym nową notkę.

  21. Atom pisze:

    Leżałem w łóżku, trzęsła się ziemia (o ewent erupcjach wulkanu nic nie wiedziałem) i poszedłem oglądać (na drugą stronę domu) czołgi jadące okrążać płot Stoczni Gdańskiej im Lenina.

    ale Teleranka nie daruję…

  22. Atom pisze:

    Pantryjota,

    I nadal tych wiz nam nie daje, więc żeby znów można było zostać uchodźcą politycznym, to jedyna nadzieja w Kaczyńskim. Pożyjemy, zobaczymy.
    —————————————————————-

    W takim razie marzę o tym aby nadprezjarkacz nasz jedyny Zbawiciel-soft-gwałciciel, zrobił nam przewrót majowy razem ze stanem wojennym za jednym zamachem, jak szaleć to w końcu na całego.

    I to taki przewrót, przy którym ładowanie jąder prądem stałym akumulatorem z ciężarówki, będzie niewinną pieszczotą. Niech się poleje krew… i wtedy wreszcie Jaruś skończy jak Maksymilian Robespierre.

  23. Atom pisze:

    krawcowa,

    A teraz córka ma dzieci…

  24. Atom pisze:

    Pantryjota,

    Pantryjota,

    Gdy kontekst ulata jak łezka od rzęs, wspominać po latach ma sens ? :))
    —————————————-

    Ma, powtórka z rozrywki.

    a ten kon -coś tam, jest archiwalny.

  25. Atom pisze:

    Pantryjota,

    „Otóż ja się z niczego nie tłumaczę, natomiast próbuję pokazać, że jeśli dziś, w politycznej sytuacji, w jakiej przyszło nam żyć, stoją przed nami jakiekolwiek dylematy, to aby je rozwiązać nie wystarczy nam wiedzieć, że Donald Tusk to jest rudy Niemiec, Kopacz to zidiociała pielęgniarka z prowincji, Sikorski to nadęty głupek, 10 kwietnia 2010 roku Rosjanie zabili nam prezydenta, a jesienią tego roku „Popaprańcy” sfałszowali wybory, ale musimy mieć coś znacznie więcej, a mianowicie wiedzę”

    —————-

    KJ maciula!

  26. Eva70 pisze:

    W owym czasie w każdą niedzielę miałam zwyczaj wstawać ok. godz. 10:00 i natychmiast nastawiałam radio na „60 minut na godzinę”. 13 grudnia roku pamiętnego okazało się, że nie mogę się nasładzać swoją ulubioną audycją. Pobiegłam do telefonu – głuchy. Nie pamiętam, czy komunikat o stanie wojennym obejrzałam najpierw w TV czy wysłuchałam w radiu. Przypominam sobie tylko, że w pierwszej chwili zaczęłam biegać naokoło stołu, płakałam, potem odruchowo chwyciłam Księgę Hioba w tłumaczeniu Miłosza i bezskutecznie usiłowałam coś z niej przeczytać. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego to zrobiłam, bo po teksty biblijne sięgam bardzo rzadko, na ogół wtedy, gdy chcę sprawdzić jakiś cytat.
    W moim Instytucie znaczna większość pracowników należała do „S”. Tajna komisja zakładowa powstała u mnie w pracy już w najbliższy poniedziałek i bardzo aktywnie działała aż do Okrągłego Stołu. Wszyscy członkowie Związku płacili składki, które szły na pomoc zarówno naszym internowanym i aresztowanym później, a także rodzinom internowanych górników z kopalni Andaluzja, którzy zresztą po zwolnieniu z internowania wyemigrowali do Norwegii. Ponadto kwitły: kolportaż bibuły, sprzedaż wydawanych w podziemiu książek, wspólne chodzenie do teatru (nigdy tak często nie bywałam w teatrze jak w stanie wojennym), spotkania towarzyskie (odbywały się w domach osób, które dysponowały większymi mieszkaniami), a nawet wycieczki poza miasto. Sama zajmowałam się też małym kolportażem (poza Instytutem), a także dokumentowaniem stanu wojennego i to aż do Okrągłego Stołu (obszerny zbiór relacji, kartotek i innych dokumentów trafił do Archiwum Akt Nowych), parę razy coś na tematy więzienne pisałam do organu, z którego później wyrosła wspomniana przez Samuelę HFPC . Był to dla mnie czas nadziei i wielkich oczekiwań, a także czas, gdy miałam okazję poznać wielu wspaniałych ludzi. Tym trudniej jest mi znosić to wszystko, czego teraz doświadczamy.

  27. Pantryjota pisze:

    Atom,

    Widzę Atomie, że nadrabiasz swoją nieusprawiedliwioną nieobecność :))

  28. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    No proszę, czyli jednak mamy tu działaczkę podziemia niepodległościowego.
    Szacun :))

    Ja w owych czasach kolegowałem się z pewnym drukarzem, też internowanym, za którym potem wstawił się nawet pewien biskup u Kiszczaka, żeby ten wypuścił go z tego więźnia na Rakowieckiej. W końcu wyszedł i wyemigrował do USA. Ale wrócił i wywnętrza się na Salonie, głównie nie jeden temat, choć ostatnio pluł na W-wę, a osobliwie na 2 linię metra. Smaczku sprawie dodaje fakt, że nie jest warszawiakiem i mieszkał w Stolicy może góra 10 lat, tuż przed wyjazdem za ocean.
    Koszmarny typ i ma podobnych kolegów, w z których jeden w swoim czasie nawet pretendowała na stanowisko „Bufetowej” :))
    Szanse miał z grubsza takie jak Duda na prezydenta, ale się uparł, bo oni uparci są :))

  29. krawcowa pisze:

    Atom,

    Nie, córka nie ma dzieci, może to przez tę traumę wojenną ? 🙁

  30. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Albo przez Czarnobyl…

  31. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    To też możliwe, ma pewnie jakieś poczucie zagrożenia 😛

  32. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Miałem raczej na myśli fruwające w powietrzu atomy.
    Piła płyn lugola ?

  33. krawcowa pisze:

    Jadłyśmy serki topione 😛

  34. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Serki przeciw promieniowaniu ?
    Pierwsze słyszę…

  35. Jacek pisze:

    krawcowa,

    No to wszystko jasne. Po takiej diecie nie ma prawa mieć dzieci. Takie serki to gorsze świństwo niż jakieś papryki czy inne oliwki. Brrrr , paskudztwo!! :-)))

  36. krawcowa pisze:

    Jacek,

    Ale ona nie chce mieć dzieci, tak trudno to zrozumieć?

  37. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Nie napisałaś nigdzie, że nie chce, więc nie wymagaj „zrozumienia” w takiej sytuacji.

  38. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Napisałam nie ma, czy należy to rozumieć jako ,,nie może”?
    Poza tym, próbowałam naprowadzić poczuciem zagrożenia…a Ty swoje, ech!
    A jedzenie serków miało zmniejszyć ryzyko napromieniowania izotopem cezu…podobno upodabnia się do potasu….ale czy w serkach topionych jest potas? Raczej wapń… 🙁

  39. Jacek pisze:

    krawcowa,

    Rozumiem, ale nie trawię serków topionych, papryki i oliwek. Tak mi się skojarzyło. Dawniej, jak żona nie chciała „starać się ” o dzieci to wieczorem jadła paprykę i była pewna spokojnej nocy. Lepsza jako środek anty- papryka niż np. czosnek.
    A serek topiony jadłem może dwa razy w wojsku, kiedy już naprawdę nie było nic do jedzenia. Brrrr!!! To już wolał bym dzieci. :-)))

  40. krawcowa pisze:

    Jacek,

    Jest wiele sposobów antykoncepcji poza wstrzemięźliwością, może żonie o coś innego jeszcze chodziło?
    😛

  41. Atom pisze:

    Nie napisałaś nigdzie, że nie chce, więc nie wymagaj „zrozumienia” w takiej sytuacji.

    Właśnie.

  42. Eva70 pisze:

    Pantryjota,

    Takie koszmarne typy wyroiły się w większych ilościach dopiero po 1989 r. Bardzo pouczający jest stosunek tych ludzi do Adama M. W czasach podziemia był przez wielu z nich podziwiany za swój radykalizm, a w wolnej Polsce wzbudza u nich tylko nienawiść. Tacy katolicko-patriotycznie wzmożeni już tak mają. Podziały w „S” ujawniły się już na I Zjeździe, a w stanie wojennym uległy tylko hibernacji. Nie żałuję ciężkiej pracy, ale przykra jest utrata złudzeń, tym bardziej że nie były to niestety złudzenia młodzieńcze.

  43. Eva70 pisze:

    krawcowa,
    Ale ona nie chce mieć dzieci…
    ——————————–
    A ja to świetnie rozumiem, może dlatego, że sama też nie mam dzieci i też z wyboru, że tak się wyrażę. Powoływanie na ten niepewny świat człowieka, na dodatek własnego dziecka to moim zdaniem bardzo duża odpowiedzialność, mnie się wydawała zbyt duża.

  44. krawcowa pisze:

    Atom,

    ,,Nie ma ” powinno wyczerpać temat, ale Pantryjota swoim zwyczajem postanowił drążyć temat, którego nie ma co …pogrążać 😉

  45. krawcowa pisze:

    Eva70,

    I ja to świetnie rozumiem, to jest chyba główny jej motyw…
    Do takiej świadomości trzeba jednak dojrzeć, a ja nie zdążyłam …;)

  46. Eva70 pisze:

    krawcowa,
    I ja to świetnie rozumiem…
    ————–
    No i cieszmy się, że chociaż Ty nie zdążyłaś. Co by to było, gdyby tak wszyscy do tego dojrzeli? 🙂
    Gdzieś wyczytałam, że Reagan podczas jednej z dyskusji na temat aborcji powiedział do jej zwolenników: „zauważyłem, że Panom dana była możliwość pojawienia się na tym świecie”.

  47. krawcowa pisze:

    Eva70,

    Jeśli fakt pojawienia się na tym świecie uważać za najwyższe dobro, bez względu na warunki w jakich przyjdzie żyć, to miał rację 🙂
    A swoją drogą uważam, że wszyscy zanim spłodzą dzieci, powinni dojrzeć 😉
    Proszę nie mylić uprawianiem seksu, bo do tego wcale nie trzeba być dojrzałym 🙂

  48. Eva70 pisze:

    krawcowa,

    Nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby w moim wieku uprawianie seksu myliło mi się z płodzeniem dzieci, ale pamiętam jeszcze, że w stosownym wieku świetnie je odróżniałam 🙂

  49. krawcowa pisze:

    Eva70,

    No widzisz, to odwrotnie niż ja 😉
    Zwłaszcza, że uważam, że każdy wiek jest ,,stosowny ” 😛

  50. Pantryjota pisze:

    Eva70,

    Co do koszmarnych typów, to ten mój jest nie tylko koszmarny, ale w dodatku koszerny z wyboru, co powoduje, że jest nie do zniesienia. Też się trzymał blisko środowisk „Kuroniowych”, ale od dawna twierdzi, że to zdrajcy, albo i coś gorszego.

  51. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Nie odróżniałaś seksu od płodzenia dzieci ??
    Dobrze, że już masz to z głowy :))

  52. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Zwykłe stwierdzenie że ktoś nie ma dzieci może oczywiście wyczerpywać temat, ale w tym wypadku okazało się, że konieczne były dodatkowe wyjaśnienia, które przy okazji rozwinęły twórczo ledwo potrącony wątek.

  53. Samuela pisze:

    Dzień 13 grudnia 1981 r. dla wielu rodaków był i pozostał przeżyciem traumatycznym. Dobre świadectwo o dramacie polskiego narodu daje taki wpis znaleziony gdzieś w necie:

    „Życzę kolorowych snów i oby nigdy, przenigdy tego, co my przechodziliśmy 13.12.1981 r. Pana nie spotkało.Bo pamiętam jak było. Telefony na klatkach głuche i ja z dwojgiem dzieci pozostawiona, bo mój mąż pojechał po ćwiartkę świniaka na święta.”

  54. Eva70 pisze:

    Samuela,

    Po wprowadzeniu stanu wojennego podjęłam się zadania (nie ja jedna oczywiście) sprawdzania sytuacji w rodzinach osób internowanych (mieliśmy już pierwsze niepełne i niepewne listy). To było wstrząsające doświadczenie, bo i ile rodziny działaczy – opozycjonistów sprzed r. 1980 były jakoś psychicznie przygotowane i na ogół znosiły swoją sytuację nie najgorzej (z wyjątkiem dzieci, którym internowano oboje rodziców, było też niemowlę, które milicja zabrała do Domu Dziecka i trzeba było je odnaleźć), to żony i matki internowanych robotników aktywnych w „S” były zupełnie bezradne i zrozpaczone. Dotąd pamiętam zapłakaną starszą panią – matkę robotnika z warszawskich wodociągów, u której byłam chyba w końcu stycznia 1982 r., a która mi powiedziała, że w czasie okupacji przeżyła rewizję przeprowadzoną przez gestapo i nie była aż tak poniewierana, jak podczas internowania syna, o którym nadal nic nie wiedziała. Nie mówię już o tym, że w wielu mieszkaniach „ekipy internujące” wyłamywały drzwi łomem albo siekierą i nie wiadomo było, kiedy i jak będzie można je naprawić, a zima wówczas była sroga. Teraz łatwo o tym mówić, ale nikt wówczas nie wiedział, ani gdzie oni zostali wywiezieni i ani co się z nimi stanie. Ten stan niepewności potęgowały najróżniejsze wieści i plotki, których pożywką była dość powszechna wiedza o wojskowych dyktaturach w Chile i Argentynie, nikt przecież nie wiedział, jakie ma plany i możliwości nasza nadwiślańska junta i jak się zachowa wschodni sąsiad. Kobiety wiezione do obozu w Gołdapi myślały, że trafią na Sybir. Praktycznie jedynym źródłem wiedzy były zachodnie stacje radiowe, które też niewiele wiedziały, np. któraś podała nieprawdziwą, jak się okazało, wiadomość o śmierci p. Tadeusza Mazowieckiego, co przeżywali wówczas jego trzej synowie, bardzo z ojcem związani, bo praktycznie sam ich wychował (najmłodszy w 1989 r. miał tylko 14 lat). Nie wykluczam, że takie nieprawdziwe wieści rozpowszechniała esbecja, żeby potem mówić: widzicie jak oni kłamią. Taki to był czas.

  55. Pantryjota pisze:

    Od dziecka lubię Gołdap, czyli od czasów, gdy w podstawówce byłem tam na koloniach. A potem wiele razy przejeżdżałem przez to miasteczko w drodze na Dubeninki i dalej, gdzie światło założyli chyba na początku lat 70 -tych, a telefony stacjonarne gdzieś ok 90 -tych.

  56. Samuela pisze:

    Eva70,

    Ja nie neguję dramatu, mimo iż tak to może wyglądać. Chcę jedynie zwrócić uwagę na pewną niestosowność relacji. Wyprawa po rąbankę na wieś była jednak innego rodzaju bohaterstwem niż walka w Powstaniu Warszawskim. Przepraszam za tak srogie porównanie, ale doprawdy trudno jest mi doszukać się syntezy dramatu Stanu Wojennego w sytuacji żony, która pozostała sama w domu z dziećmi i nie miała komunikacji telefonicznej z mężem, który rąbał świniaka, chociaż pozostawanie sam na sam z dziećmi oraz rąbanie świnki jest dramatem samym w sobie.

    Przypomina mi to trochę pewne własne doświadczenie, którym się chętnie podzielę.

    W latach siedemdziesiątych mieszkałam w kamienicy wraz z rodzicami i sąsiadami. Moją ciekawość wzbudzały zwłaszcza dwie panie sąsiadki, ponieważ mieszkały na tym samym piętrze i nie szło ich uniknąć. Jedna pracowała w sklepie mięsnym i nosiła na palcach grube złote pierścionki. Druga była panią sprzątającą w biurze i też miała na palcach grube złote pierścionki. Chyba dobrze im się wiodło.

    Obie sąsiadki były aktywistkami w parafii i zaangażowały się i wszystkich dokoła w budowę nowej świątyni. Zamęczały wszystkich sąsiadów żebraniem na fundamenty, na podłogę, na sklepienie i na ławy i na święty obraz.

    Wyprowadziłam się od rodziców i jakiś dłuższy czas obydwu pań nie widziałam, Ponieważ od dawien dawna pracuję w nocy, to lubię, gdy w ucho brzęczy mi jakieś radio. W czasie przed referendum akcesyjnym przypadkiem włączyłam Radyjo. Zaciekawił mnie integryzm, skrajny populizm i kretynizm tej rozgłośni, ponieważ rzadko się z czymś takim stykam. Wciągnęło mnie to na tyle, że zaczęłam nocami podsłuchiwać i nagrywać. Moje produkty prezentowałam nazajutrz i było sporo śmiechu. Transkrypcje podsyłałam panu Maszkowskiemu, który jest antyradyjnym aktywistą. Po pewnym czasie rozróżniałam już poszczególne byty radyjne i przyswoiłam sobie cały aparat pojęciowy tego środowiska. Wyposażona w takie umiejętności podsłuchałam kiedyś przypadkiem moje byłe sąsiadki. Panie stały przed kioskiem. Jedna dopytywała się o majtki, a druga o spinki do włosów. Był to długi moment świra. Obie dopytywały o „Ich Dziennik” i rozmawiały o audycji zasłyszanej uprzedniej nocy. Ja byłam oczywiście na bieżąco.

    – Słuchała Pani wczoraj naszej audycji? Wie pani, ja sie dopiero z tej naszej audycji dowiedziałam, jakie my obie byłyśmy przez komunistów prześladowane!

    Te panie nie wiedziały, że były srodze prześladowane. Dopiero wtedy, gdy się o swym męczeństwie dowiedziały, to zapałały niewysłowioną miłością do siebie oraz nienawiścią do komunistów, gdyż komuniści srodze je prześladowali.

    Tak to często jest, że człowiek jakoś chce być ważny dla świata i szuka potwierdzenia dla sensu swojego bytowania. To jest zrozumiałe. Podobnie zrozumiałe jest to, że człowiek siła rzeczy nie jest w stanie spojrzeć na siebie choćby ciut obiektywnie, gdyż jest subiektem, a zatem podmiotem. Z moich obserwacji wynika jednak, że wielu starzejących się ludzi okazuje dziwną wrogość, lub czasem wręcz nienawiść, w stosunku do młodszych pokoleń i ta wrogość ma charakter plebejsko-plemienny. Widać to wszędzie w miejscach publicznych, w tramwaju, w pociągu, w sklepie i w kościele.

    Ja, Samuela, wiem, kim jest czort i gdzie go szukać.

  57. Atom pisze:

    Eva70,

    ” Jedna dopytywała się o majtki, a druga o spinki do włosów. Był to długi moment świra. ”

    Uwielbiam takie momenty.

    :))

Dodaj komentarz