D jak – nie, nie jak Du.a, to tylko kolejna litera muzycznego analfabetu Pantryjoty

Kontynuując mój cykl prezentacji wykonawców muzyki niepoważnej o których prawie nikt nie słyszał, dotarłem właśnie do litery D i zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami publikuję notkę w kolejną miesięcznicę moich urodzin. Zanim jednak przejdę do konkretów chciałbym poinformować, że na portalu trwają zapowiadane od jakiegoś czasu prace konserwacyjne, które póki co przebiegają bez większych zakłóceń, gdyż zajmują się tym fachowcy z prawdziwego zdarzenia. Być może uda się w związku z powyższym wprowadzić kilka drobnych usprawnień i modyfikacji na forum, o czym oczywiście nie omieszkam poinformować w odpowiednim czasie. Przypomnę również, że wciąż (a właściwie nieustająco) istnieje możliwość „fizycznego” wsparcia tej pantryjotycznej inicjatywy i w tym celu wystarczy zwrócić się do mnie poprzez formularz kontaktowy dostępny w stopce, albo korzystając z innych, dostępnych kanałów komunikacji.

A teraz już właściwa treść muzyczna, choć przyznam, że akurat z literką D mam spory kłopot, bo w moim zbiorze kapel ulotnych i dziwnych D jest bardzo skromnie reprezentowane. No ale słowo się rzekło, więc D u płota i nie ma przebacz.

Demian to amerykański zespół sformowany w połowie lat 60 jako Bubble Puppy, który wydał tylko jeden longplay „self tittled” w roku 1970 i oto ta płyta, klasyfikowana do „rocka psychodelicznego” cokolwiek miałby ten termin oznaczać:

Jak słychać, kapela ładnie wykorzystuje możliwości, jakie daje duet dwóch gitar prowadzących i choć znam bardziej wartościowe propozycje w tej konwencji brzmieniowej, to tutaj też wstydu nie ma.

I informacje w WIKI o nich:
https://www.discogs.com/artist/1415949-Demian-9

Dogfeet to kolejna efemeryda, czyli zespół, który zniknął po nagraniu jedynego albumu, o czym można sobie poczytać tutaj :

https://heavy70s.blogspot.com/2015/09/dogfeet-st-1970.html

A posłuchać tej płyty całej płyty można choćby teraz:

Nie powala jakoś specjalnie, ale jak wspomniałem, trudno znaleźć zupełnie nieznane kapele na D. No ale jak się poszpera i lubi  muzykę o korzeniach folkowych, to można trafić na coś takiego, co nie tylko ładnie gra ale ma również intrygującą okładkę:

Dulcimer to nie tylko nazwa angielskiego zespołu z początku lat 70, ale też ludowy instrument muzyczny, o istnieniu którego oczywiście dowiedziałem się z internetu, bo osobiście się z nim nie zetknąłem, gdyż u nas bardziej popularne są liry korbowe i tym podobne „wynalazki” z uporem maniaka wykorzystywane przez różnych kultywatorów przaśnej, krajowej muzyki ludowej, której raczej nie trawię, czego nie można powiedzieć o folku anglosaskim czy amerykańskim, który ma wielu wybitnych przedstawicieli i pewnie nie raz jeszcze o nich tutaj napomknę. A to skromne info o zespole znalezione w sieci:

https://www.progarchives.com/artist.asp?id=3851

I już na koniec zespół, o którym trudno powiedzieć, że jest niszowy, skoro sprzedał ponad 40 mln płyt i w USA był gwiazdą pierwszoligową. No ale jesteśmy w Polsce i zakładam, że wiele osób mogło nie słyszeć o Doobie Brothers
To znakomity zespół, którego wiele utworów od dziesięcioleci „brzmi” w mojej głowie i mogę go polecić z najczystszym sumieniem, gdyż ma w sobie to wszystko, co moim zdaniem decyduje o ponadczasowej wartości artysty. Wystarczy posłuchać  ich pierwszej płyty z 1971, żeby przekonać się, że mówię prawdę:

A biorąc pod uwagę, że nagrali ich całe mnóstwo, można się tylko cieszyć z tego powodu i wracać do nich w dowolnym momencie, bo naprawdę warto. Info o zespole:

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Doobie_Brothers

Zapraszam za miesiąc, a ponieważ będzie to dokładnie 8 dni przed forumowym jubileuszem, więc może pod literką E uda się zamieścić coś ekstra.

Pantryś

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Kultura i sztuki wszelakie (2)
  1. al pisze:

    Z dulcymerów najbardziej lubię tzw. hammered dulcimer. Wygląda toto jak grill ogródkowy, ale jak brzmi. Tu ma Pan instrument w stosownych okolicznościach przyrody i z muzyką anglosaską:

  2. Pantryjota pisze:

    al,

    To miło, że czasem Pan wpada z kagankiem oświaty, również muzycznej. A co Pan sądzi o tłumaczeniach, które przywołałem tutaj:

    Jud(g)e will come, czyli proroctwo Pantryjoty

    Pozdrawiam serdecznie

  3. Pantryjota pisze:

    deda,

    Z transkrypcjami z klawesynu na fortepian jest taki problem, że gdy w dawnych czasach był on popularnym instrumentem, to jeszcze nikomu nie śniło się nawet o czymś takim jak fortepian. Ale akurat ten gość gra takim że tak powiem 'klawesynowym” dźwiękiem i ma to swój urok.
    Inna sprawa, że ja osobiście za klawesynem nie przepadam.

Dodaj komentarz