Dobry zwyczaj, nie pożyczaj

Miałem wielką chęć napisać dzisiaj o poetce Poświatowskiej, którą uwielbiam, ale to musiałby być długi esej, a szkoda mi słońca.

Będzie więc o finansach, czyli o tym, na czym słabo się znam, choć tradycje rodzinne mam i owszem.

Jeden z moich dwóch dziadków ( bo tak się składa, że miałem obu w swoim czasie) był szanowanym przed wojną, bogatym kupcem. Posiadał poważny biznes, który przynosił duże dochody, mieszkał w 12-to pokojowym domu, w którym w 2 pokojach znajdowała się kolekcja broni białej, a w salonie stały dwa fortepiany marki Steinway (jeden do ćwiczeń, drugi koncertowy).Niestety dom się nie zachował, bo gdy miasto wyzwalała Armia Czerwona, po prostu go spaliła, a dziadek, który wrócił do kraju w 47r, musiał zaczynać wszystko od nowa.  Z zamku, na którym prawie do wybuchu wojny panowała siostra dziadka z mężem też wiele nie zostało, niemniej jednak pokazać mogę, żeby nie być gołosłownym:

B2

A skoro jest zamek, to jednak „przemycę” wiersz:

ten zamek nie ma drzwi

ani okien

w gładkich ścianach odija się słońce

deszcz oprządł je jak pająk

 

drzewa kwitną na zewnątrz

przelatujący wiatr

milknie

napotykając kamienny opór

 

ten zamek wznosi się wysoko

na górze której nie nazwę szklaną

aby nie piętrzyć trudności

 

bo i czym jest skała

jeśli w jej wnętrzu

bije źródło ?

 

wystarczy zwykła wieczność

aby życiodajna woda

wyrzeźbiła korytarz na światło

 

ziarno po ziarnie

wilgotnieje gładki chłodny zrąb

H.Poświatowska

Za to ładnie odrestaurowano niedawno posiadłość, w której mieszkała druga dziadkowa siostra, związana węzłem małżeńskim z pewnym  senatorem II RP, zasłużonym dla regionu i kraju:

zameczek

Dziadek, oprócz działalności zawodowej, uczestniczył również w życiu społecznym, m.innym w stowarzyszeniu Sokół, a także był dyrygentem chóru działającego przy kościele w miejscowej parafii. No ale już kiedyś o nim pisałem, więc to tylko taki wstęp i zaraz wyjaśnię, dlaczego akurat dziadek przyszedł mi do głowy w kontekście prezesa Kaczyńskiego i mam nadzieję, że nie przewraca się z tego powodu w grobie.

Otóż jak wiadomo, pan Kaczyński zasłynął ostatnio z pożyczki w dość dużej kwocie, z której jedną część zaciągnął we wspieranym przez siebie parabanku SKOK, a co do drugiej nie chce puścić pary z ust.

Mój dziadek zawsze mi powtarzał, żebym wystrzegał się pożyczek, i jako argument podawał, że przed wojną m.innym dlatego osiągnął sukces, że nigdy nikomu nie był nic winien, co wzbudzało również duży szacunek miejscowej społeczności kupców narodowości niepolskiej, których jak wiadomo przed wojną było zatrzęsienie. Oczywiście babcia przed wojną nie pracowała, bo nie musiała, 2 synów mogło zostać sukcesorami i  gdyby nie wybuch wojny, to sądzę, że majątek by się powiększał, a rodzina żyła by w komforcie i dostatku.

Jakim nieudacznikiem i palantem trzeba być, żeby mimo pełnienia w przeszłości funkcji premiera i pobierania od kilku dekad sowitego uposażenia jako poseł, nie potrafić zapewnić godziwej opieki własnej matce z własnych dochodów ?
Z drugiej strony, jeśli prawdą jest, że te pożyczki w kwocie ponad 200 tys złotych zostały przeznaczone na ten właśnie cel, to pojawia się pytanie, czy rzeczywiście syn kupował mamie złote kaczki i czy była karmiona truflami (4500Euro za kg).

Cholercia, chciałem oczywiście  powiedzieć baseny, bo kaczki to bardziej dla facetów są.

Coś tak czuję, że ta kasa poszła jednak na coś zupełnie innego, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby taka kwota była konieczna do zapewnienia starej matce godziwych warunków leczenia.  W tej kwestii mam raczej dobrą orientację, bo ze służbą zdrowia mam dość silne związki na różnych płaszczyznach. Z tego co wiem, to bohaterska mama raczej nie chorowała na jakąś rzadką chorobę, której leczenia nie refunduje NFZ, a chyba była ubezpieczona ?

No i jeszcze jedno pytanie ciśnie się na usta: z czego prezes odda, jeśli przez 30 lat w polityce nie dorobił się niczego, a jedynie długów i 20% poparcia wśród najbardziej pokalaczonych intelektualnie ?

Gorzej, że gdy przejdzie na emeryturę, raczej mało kto będzie chciał go zatrudnić w swoim biznesie jako doradcę, bo biznesmeni i politycy będą się bali, że będzie mylony z bratem, a oprócz tego, jako nieudacznik, chyba i tak  nikomu nie jest do szczęścia potrzebny. Tym bardziej, że jak mówi przysłowie, nieszczęścia chodzą parami, a z prezesem jakoś nikomu nie było do pary, z wyjątkiem brata.

Ale niewątpliwie jest potrzebny rodactwu i dlatego  do samego niechlubnego końca będzie starał się być posłem, a jeśli długu nie spłaci, to najwyżej zabierze go do grobu, nad którym wierzyciele będą mogli sobie pobuczeć, a nawet pogwizdać.

Chyba, że to będzie sarkofag w Świątyni Opatrzności Bożej, bo tam to raczej nie wypada.

A mnie wypada podziękować zdawkowo po raz kolejny za uwagę i zapowiedzieć pewne zmiany na portalu w niedługim czasie, które -mam nadzieję- ułatwią Państwu udział w dyskusjach, bo nic tak nie zachęca, jak łatwość, choć niekoniecznie u płci pięknej.

Pantryjota.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. krawcowa pisze:

    Długi spłacą spadkobiercy…sprzedając willę na Żoliborzu, chyba, że jeszcze dopożyczy i już nikomu nie będzie się opłacało spadku przyjąć 😛

  2. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Nie jesteś na bieżąco.Już dawno sprzedał udziały w swojej części willi i nie jest jej właścicielem, czyli nie ma nic. To podobna 'poltyka” jaką prowadzą niektórzy gangsterzy, restauratorzy itp. Nie mieć nic, żeby nic nie można było delikwentowi zabrać.

  3. BlogPM pisze:

    ’System’ przestal bojkotowac Bobra?
    'Nasi’ opowiadaja o bojkocie dzien w dzien, kiedy martwia sie o Polske.
    Sobie czytam portal Pantryjoty i wyrazam teraz zadowolenie z lektury.
    Komentarzy i wpisow tez, oczywista oczywistosc.
    Najwazniejszy jest koniec bojkotu. Cieszy.

    – Z jednej strony, dzieki (wiadomo, wlascicielowi witryny) – poznajemy rowniez prawa rzadzace natura i kazdym z nas. Dzieki czemu zyje sie lepiej. Jakos tak, latwiej.

    – Z drugiej strony, dzieki (np. mojemu sasiadowi) – poznajemy zyciowe przypadki. Rozpoznalem przez przypadek w spotkanym w Barcelonie piechurze, sasiada.
    Kiedy jadlem spaghetti na dodatek. Bylem tak zaskoczony, ze spadlo mi na moje najlepsze ubranie. No nie, zebym jadl z otwartymi ustami. Nie o to chodzi.
    Z widelca sie omsklo, jakos tak. Trafilo w srodek trojkata.
    To sie nazywa miec pecha w 'ogrodku przed knajpa’.

    Z tej przyczyny poszedlem na zaplecze z plama w kroku za rada blondynki z napisem Staff na plecach.
    Puenta: przypadek sprawil, odnioslem w sumie dwie korzysci.
    Pierwsza, banalna.
    Obsuga wlozyla mi reke do kieszeni, ja zamknalem oczy a druga reka, trzymajac zwizlona scierka usunela sos pomidorowy. Znaczy sie, przywrocila blask tej czesci garderoby.
    Druga korzysc, wymierna. Zabrala zimne a zanim plama wyschla w sloncu, przyniosla dymiaca porcje.
    Trzecia korzysc: to bonus od losu 🙂
    Nieszczescie i pech zamienil sie niespodziewanie mily incydent.

    Za kwadrans konczyla robote. Wyciagnela gdzies z zaplecza drugi rower i tym sposobem poznalem Marte i fajna czesc miasta.
    Teraz tak sobie mysle – o naszym szczesciu/nieszczesciu nie decyduje to, co nam sie w zyciu przydarza, ale to jak na nie reagujemy.

    Pomyslnosci Tobie i wszystkim userom 🙂

    zyczy PM

  4. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No fakt, nie śledzę poczynań Prezesa, bo nie chcę się denerwować 😛

  5. Pantryjota pisze:

    BlogPM,

    No piękna historia, w stylu Walburga 🙂
    Mam nadzieję, że to porównanie Ci nie uwłacza.
    Marta ? Jak Kaczyńska ?
    Nasze dziewczyny rzuca po świecie, ale to dobrze, bo świat dzięki temu może być lepszy.
    Pozdrawiam i dziękuję.

    P.

Dodaj komentarz