Don Kwaczyński-Analiza nr 4-Sejm kontraktowy i 1500 dni naszego forum

Idąc za trzema ciosami, zamieszczam dzisiaj kolejną analizę kolegi Kwaczyńskiego, napisaną 2.5 roku temu, co jednak moim zdaniem nie umniejsza jej wartości, a wręcz przeciwnie. Miłej lektury, choć oczywiście w kraju miło nie jest i jakiś czas jeszcze nie będzie.

A przy okazji warto odnotować fakt, którego nie odnotowałem wczoraj, czyli 1500 dni istnienia forum pantryjota.pl, co na upartego można uznać za jakąś okrągłą rocznicę.

23.12.2015 Don Kwaczyński

Szanowni Państwo,

Moi mocodawcy sugerują co prawda, żebym zamieszczał wpisy w godzinach popołudniowych, ale ja czas na taką aktywność mam przeważnie tylko przed południem, więc muszą się z tym pogodzić, albo odwołać mnie z posterunku.

Dziś będzie chwila refleksji „historycznej” w nawiązaniu do współczesności.

Wszyscy pewnie pamiętają czasy, gdy komuna już się chwiała i powołano do życia twór, znany jako Sejm Kontraktowy.

Dla tych nielicznych, którzy nie pamiętają, krótkie przypomnienie:
4 czerwca 1989 roku odbyły się wybory do Sejmu PRL X kadencji, znanego dziś jako Sejm kontraktowy. Decyzja o przeprowadzeniu wyborów zapadła podczas obrad Okrągłego Stołu. Nazwa „kontraktowy” wzięła się stąd, że przy Okrągłym Stole z góry przeznaczono 65 proc. mandatów dla kandydatów koalicji rządowej – PZPR, ZSL, SD i małych organizacji chrześcijańskich (PAX, UChS, PZKS).

Cały tekst: https://wyborcza.pl/1,91446,16039660,Kluczowa_rola_Sejmu_kontraktowego_w_przemianach_1989_1991.html#ixzz3v84PdEhu

Po 26 latach od tamtych wydarzeń, dzięki „kontraktowi” zawartemu między ciemną stroną mocy w postaci „czerwonego” do szpiku kości watażki żoliborskiego i czarnymi z natury kapłanami kościoła katolickiego, przy liczącym się wsparciu muzyka rockowego, na którego spłynęła łaska powołania do stanu poślego, doczekaliśmy się parlamentu, przy którym tamten – kontraktowy – jawi się jako wzorzec demokracji i cnót wszelakich.

To przygnębiające, że po raz pierwszy w dziejach naszego powojennego parlamentaryzmu wyłoniono większość, która – choć reprezentuje zdecydowaną mniejszość – bo zaledwie 1/5 społeczeństwa, uzurpuje sobie prawo do zmieniania tego wszystkiego, co uważa za konieczne sterujący rządem i prezydentem  Jarosław „polskęzbaw” Kaczyński – indywiduum, które swym obleśnym uśmiechem kwituje na sali sejmowej każdy „sukces” swoich towarzyszy partyjnych, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że przyjdzie mu za to wszystko bardzo słono zapłacić.

Już raz zapłacił, gdy wysłał brata w podróż bez powrotu, a teraz roi mu się w tych przegrzanych od chwilowego sukcesu zwojach, że za własne przewiny „wystawi rachunek” innym, a sam triumfalnie obwieści koniec starej rzeczypospolitej i powstanie na jej gruzach nowej – swoistego konglomeratu myśli leninowskiej i tradycji katolickiej, podlanej sosem specyficznie rozumianego patriotyzmu.

Otóż nic z tego, panie Kaczyński, to się panu nie uda, bo na szczęście pańska władza to tylko iluzja, chwilowy kaprys historii, która ma to do siebie, że lubi się powtarzać, więc warto sobie przypomnieć, jak skończyły się pańskie poprzednie rządy i warto sobie uświadomić, że każdy kolejny upadek jest bardziej bolesny, aż w końcu przychodzi ten moment, kiedy z kolejnego już się nie podnosi i to nie tylko w wymiarze „moralnym”.

A tym, którzy klaszczą na znak dany przez prezesa i naciśnięciem przycisku i podniesieniem ręki do góry hańbią polski parlamentaryzm uświadamiam, że posłem jest się przeważnie tylko kilka lat, a hańba ciągnie się za człowiekiem przez całe życie. Nie tylko za „szeregowym” posłem, ale tym bardziej za prezydentem, jeśli działa w zmowie z prezesem partii rządzącej.

Tak więc prawu i sprawiedliwości prędzej czy później stanie się zadość, ale temu prawdziwemu, a nie temu, które próbuje narzucić wszystkim człowiek, który uwierzyl, że jest zbawicielem.

Tacy ludzie w najlepszym wypadku trafiają do zakładów zamkniętych, w najgorszym zaś kończą jak to małżeństwo z Rumunii, którego to końca rocznica przypada za dwa dni.

Mam tylko nadzieję, że gniew ludu ominie kota prezesa, bo zwierzę jest przecież zupełnie niewinne i wierzę, że ktoś go przygarnie, jak już będzie po wszystkim.

To tyle na dziś, a czy jutro coś będzie to zależy od moich zleceniodawców, bo za pisane w Wigilię należy się co najmniej podwójna stawka.

Don K.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Polityka, geopolityka (6)
  1. Kfiatushek pisze:

    Patrzę na tą naszą rzeczywistość i nie wierzę, że o to walczyłam. Swoim dzieciom odradzam stanowczo angażować się w politykę. To gra dla sprzedajnych padalców, nie dla ludzi.

  2. ViC-Thor pisze:

    Kfiatushek,

    Jak zwyke.
    Postmakiawelizm.

  3. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Walczyłaś o to w Szwajcarii? 🙂
    Opowiesz?

  4. Kfiatushek pisze:

    Wyjechałam w 1991 roku. Byłam w S, byłam przesłuchiwana na milicji, grożono mi zatrzymaniem paszportu itp. Rodziców wzięli w kamasze (PLL LOT). W domu mam jeszcze bibliotekę S z czasów stanu wojennego. W trakcie tworzenia nowych tgzw. elit politycznych wyjechałam, bo w bagno można wejść, gdy się jest samemu chorym, albo nie ma się innego wyjścia. Ja miałam. Nie jestem wielką działaczką, ani maryrologii nie uprawiam, ale chcę żyć, pracować i wypoczywać normalnie. Nie pociąga mnie wejście do historii w stylu Joanny d’Arc, nie ten styl.

  5. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Wyjechać w roku transformacji, nie czekając na efekty planu Balcerowicza?
    To chyba desperacja, albo coś w tym rodzaju 🙂
    Inna sprawa, że skoro Polska już Cię wówczas wykształciła, to niech wiedzą w Szwajcarii, że dobrze 🙂

Dodaj komentarz