To właśnie marzec rozpoczyna u mnie kuchenne zajęcia. Właściwie w kuchni się nie udzielam, bo podobno nie umiem gotować (nie próbowałam, więc nie wiem). W każdym razie nie wolno mi wykonywać w domu zajęcia typowo kobiecego: gotowania i sprzątania kuchni. Za to zajmuję się samochodami, naprawą drobnego sprzętu domowego (lub jego wymianą) i negocjacjami eksterytorialnymi (czytaj: wyganianiem domokrążców, ubezpieczycieli i żebraków). Mam patentowaną metodę na żebrzących Rumunów: obsobaczam ich po rosyjsku i wysyłam do diabła (100% -owa skuteczność!), telefonicznym agencjom przedstawiam się jako polska lub rosyjska pomoc domowa, oczywiście w języku rodzimym. Dyskusji jeszcze nikt ze mną nie próbował.
Ale dzisiaj rozpoczyna się mój występ gościnny w kuchni, a tematem jest Allium ursinum czyli „dziki czosnek” zwany też „czosnkiem niedźwiedzim„.
Wygląda niepozornie, rośnie w wilgotnych lasach liściastych , często nad rzekami i strumieniami, ma podłużne, lancetowate liście (pierwsza roślina od lewej na obrazku pod spodem), które są podobne do liści ziemowita jesiennego (druga roślina na zdjęciu u dołu) i konwalii (trzecia roślina na zdjęciu u dołu).
Uwaga: pomylenie tych trzech gatunków skutkować może poważnymi problemami zdrowotnymi z zatrzymaniem akcji serca włącznie! Jednakże konwalia i zimowit jesienny prawie nie rosną dziko w naszych lasach, a poza tym liście dzikiego czosnku wydzielają charakterystyczny, czosnkowy zapach, więc pomylić się nie sposób. Wystarczy powąchać, a zwykle całe ich poletka pachną, jak miejsce tortur dla Drakuli. Zbieramy tylko liście, bez łodyżek przed pojawieniem się kwiatów (patrz pąki i kwiaty dzikiego czosnku na zdjęciu).
Dziki czosnek należy zużyć szybko, gdy chcemy zrobić sałatkę,
gniocchi lub inne kluski,
lub zwykły ser
a także wykonać przetwory. Pamiętajmy o tym, że liście dzikiego czosnku mogą być zanieczyszczone odchodami, a także mogą zawierać jaja tasiemca lisiego (Echinococcus multilocularis) powodującego chorobę zwaną bąblowicą, w trakcie której dochodzi do uszkodzenia narządów wewnętrznych, a nawet szoku anafilaktycznego. Dlatego staramy się zbierać młode liście z dala od ścieżek zwierzęcych i ludzkich i nie pod drzewami. Po przyjściu do domu liście starannie moczymy w zimnej wodzie (około godziny zmieniając wodę 3 razy), a następnie opłukujemy pod bieżącą wodą, strzepujemy i wykładamy na ręczniki papierowe w celu osuszenia. Do sałatek, klusek i serów liście siekamy, do przetworów i sosów dodatkowo miażdżymy mikserem. Miazgę z liści dzikiego czosnku można przechowywać po wymieszaniu jej z oliwą.
Ja zalewam miazgę oliwą i po dokładnym wymieszaniu dodaję tyle oliwy, aby przykryć nią powstałą masę, ponieważ zawarte w liściach substancje czynne (organiczne związki siarki /sulfotlenki cysteiny/, sole żelaza, manganu, magnezu, flawonoidy oraz allicyna) ulegają utlenianiu i należy je izolować od powietrza. Dziki czosnek jest aromatyczny, ale gdy przechowujemy go tak, jak opisałam, czyli jako miazgę w oliwie, to należy go lekko utlenić przed spożyciem, inaczej szczypie niemiłosiernie i jest gorzkawy. Przed zrobieniem pesto d’aglio orsino wyjmuję porcję masy z oliwą i zostawiam tą masę dziko-czosnkową rozsmarowaną na powierzchni miseczki do mieszania sosu na 30 minut do „utlenienia”. Następnie dodaję lekko prażone i zmiażdżone w moździerzu orzeszki piniowe, sól, pieprz i starty parmezan (można użyć startego starego, osuszonego oscypka) i mam… spaghetti jak marzenie.
Dla smakoszy jest jeszcze tarta (na spodzie z mąki ze smalcem lub masłem i wodą!) wypełniona masą z sera żółtego, gęstej śmietany, jajek, soli, pieprzu, z dodatkiem świeżego, dzikiego czosnku.
Na co pomaga dziki czosnek:
- wspomaga układ krążenia,
- odtruwa organizm,
- wspomaga odporność,
- niszczy drobnoustroje chorobotwórcze,
- wspomaga trawienie.
Zapach po czosnkowej libacji świetnie tolerowany jest w małżeńskim łóżku, gdyż oboje uwielbiamy przysmak niedźwiedzi, a w razie czego chlorofil z pietruszki czy szpinaku też neutralizuje związki siarki. Smacznego!
Jak to dobrze, że jest ktoś, kto się zna na technice. Od razu to chętnie wykorzystam. Właśnie przygotowuję rower do sezonu i mam problem. Powiedziano mi, że łańcuch oplatający się o takie śmieszne zębate kółka na tylnym kole się wyciągnął. Czy myślisz, że rozebranie go na pojedyncze ogniwa i podpiłowanie blaszek na końcach każdego ogniwa w celu skrócenia wydłużonego łańcucha da pożądane rezultaty?
Z góry dziękuję za odpowiedź :)))
:-))
Samuela,
heheszki?
HG czy ig, ten łańcuch?
Wygląda na to, że pogłoski o dobrobycie panującym w Szwajcarii są jednak przesadzone, skoro jedzenia – jak przed wiekami – trzeba szukać w lasach…
😉
Samuela,
W sprawach łańcucha, zwłaszcza rowerowego, polecam specjalistyczne serwisy. Ludzie otwieraja takie geszefty m.in. po to, żeby łańcuchy rozciągnięte przywracać w jakiśtam dziwny sposób do stanu nierozciągnięcia, oraz po to, żeby ewentualna żona i dzieci takiego szpeca nie przymierały pod mostem z głodu.
Przynajmniej ja tak to sobie wyobrażam, ale mogę się mylić… 😉
McQuriosum,
Podejrzewam że S. szanowna żartem pisala o łańcuchu.
Łańcuch powinien być wymieniony, a co trzeci raz tylne zębatki.
ViC-Thor,
Na tym łańcuchu jest napisane „SL99”. Zupełnie bez sensu było moje pytanie, albowiem zamiast spiłowywać blaszki rozciągniętego łańcucha po prostu można go skrócić o jedno ogniwo i będzie git. Można też nieco materiału naddać na zębatki i na jedno wyjdzie.
McQuriosum,
Ja wiem, jak w takich specjalistycznych warsztatach pracują. Rozciągnięte łańcuchy wsadzają do zamrażarki, aby metal się skurczył. Jest to metoda skuteczna, ale tylko dopóty, dopóki się rowerem przemieszczamy w zamrażarce, a tymczasem wiosna idzie i człek chciałby zobaczyć niedźwiedzi czosnek.
Samuela,
A najlepiej to wyjechać z tym sprzętem w okolice bieguna, wtedy wszystko będzie skurczone i to jedynie smar będzie troszkę przymarzał.
:-(:
Samuela,
ViC-Thor,
Tak to jest, jak się specjalistów od konserwacji welocypedów wysyła na praktyki zawodowe na Grenlandię i Spitzbergen!
Swoich przyzwyczajeń zawodowych nie mogą wyzbyć się nawet w Afryce, a co dopiero w Europie Śr. Wschodniej…
Samuela,
A wymontowanie 1 ogniwa z łańcucha nie wystarczy?… To tylko tak gwoli ścisłości. Na moją głowę to wymiana łańcucha i zębatek razem, bo inaczej zużywają się szybciej i nierównomiernie. Oszczędności na częściach zamiennych wychodzą głównie bokiem.
McQuriosum,
Dobrobyt podobno mamy. Tylko szczawiu i mirabelek brak. Serio! Po mirabelki jeżdżę na granicę francuską, bo tam bywają, za to szczawiu ani du-du. Wyjadają przed pojawieniem się czy co?! A tak bym zjadła szczawiową… Za to rydze jesienią można kosą kosić.
Kfiatushku, ależeś narobiła mi smaczka na niedźwiatka.
w sobotę wyruszam do Puszczy i szukam. wącham. tropię. może już wyłazi z gawry ziemnej? cholerny ślinotok płynie z ust mych karminowych na widok spageterii i tarterii 🙂 [tak już gróbaski miewają, szczególnie na wiosnę]
pozdrawiam wiosennie
ps. mam pytanie techniczne. niedźwiedzia czosnkowego ścina się nożem? sekatorem? kosą? nożyczkami? czy wyrywa z korzeniami? bo nie wiem jakiego narzędzia przygotować? :))))
Lukasuwka,
Na czosnkowego wystarczą palce. Łodyżki są delikatne jak stokrotki. Tylko nie przedawkuj… zapach jest dość trwały. Smacznego!