Historyczna odpowiedź Kozaków Monowskich na list Pana Rezydenta.

W związku z niemałym zamieszaniem jaki wywołała służbowa korespondencja Jednego takiego Pana do Drugiego takiego Pana, warto przypomnieć, jak mogła brzmieć robocza wersja tych pereł rodzimej epistolografii:

Zapytanie Andreja I

Ja, Rezydent, synek mojej mamy i taty, Znamienity Narciarz, Nieustraszony Władca Długopisu, Wielka nadzieja czarnych, fioletowych i purpurowych, Dobrodziej ich ziemskiego królestwa Niebieskiego, niepokonany Obrońca Wafelka Pańskiego, Nadzwyczaj Srogi Władca oraz Pan Życia wszystkich kancelistów i sprzątaczek pałacowych, nadzieja i ukojenie dla jeszcze nieułaskawionych, Budyń budzący przestrach na drogach — pokornie zapytuję się Pana Ministrisimmussa i Misiaczka Jego, czy raczylibyście łaskawie i szczerze odpowiedzieć mi dobrowolnie, bez żadnego oporu i nie kazać mi się więcej waszymi sprawami przejmować, bo spokojnie nie mogę żryć i na nartach jeżdzić, czy to, co wy sobie tam w tym MON robicie, to dla jaj se robicie, czy też nie?

/-/ Rezydent Andrej I


Odpowiedź Kozaka z MON

Monowscy Kozacy do Rezydenta!

Ty, zwykły Rezydencie, pana swego sekretarzu. Jaki z ciebie do diabła narciarz, jeśli nie umiesz nawet gołą dudką z górki zjechać. Zbieraj lepiej kocie guano, a nie wpieprzaj się do mojego wojska. Nie będziesz ty, tatusia synu, najlepszych chłopców naszej ziemi wypytywać, bo olewać cię będziemy czy zima, czy wiosna, czy lato, trwa twoja nać. Gacku ty nowotomyski, kołodzieju toruński, piwowarze poznański, garbarzu brukselski, śliski sierściuchu ze Starego i Nowego Sącza, krakowski urzędaszku, kabanie nowogrodzki, kocie żoliborski i przyczyno śmichu dla wszystkiego, co na ziemi i pod ziemią, ty chojaku w lewo zagięty ostrzyżony w kratkę, biurwa twoja rezydencka nać.

O tak ci Kozacy Monowscy odpowiadają, biurowy pocięglu. Nie będziesz ty nawet końcówek naszych dziarskich luf oglądać. Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, więc możesz nas czule w dynamit pocałować!

Podpisali: Ministerisimmuss Antonio ze wszystkimi Misiaczkami Jego

PS

Podobieństwo do osób żyjących jest raczej nieuprawnione, natomiast podobieństwo do korespondencji kozaków zaporoskich i sułtana Mahmeda IV jest niewykluczone.

facet któremu pozostało średnio 15-20 lat życia, ale mający to w sempiternie...

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. noctorama pisze:

    :)))))

    ….dobrze, że z Misiaczkami, gorzej gdyby tak w tym procederze miał być sam z tymi wszystkimi miesiączkami, szczególnie tymi czarnymi!!!!!…. a do tego jeszcze miesięcznicami?! uffff, na to by zdecydowanie zabrakło, i moich pańkillerów:)

    panie McQuriosum, nie mogę przestać się uśmiechać:P))))
    a humoreska dziś faktycznie chyba w biorytmie mocno się manifestuje u wielu….

  2. noctorama pisze:

    Pantryjoto,

    tak zacnych klarnetów i innych dętych, ale nie NADĘTYCH dawno nie słyszałam!
    a do tego mistrz rytmu….na czele….:D))))))

  3. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Gość nagrywa od czasu, gdy się urodziłem, więc się zdążył wyrobić 🙂

  4. Pantryjota pisze:

    Pantryjota,

    Miało być nagrywał i trochę przesadziłem, bo aż tyle nie żyję 🙂

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Moondog

  5. noctorama pisze:

    Pantryjoto, czy byłoby wielkim faux pas, gdybym rzekła…że mistrzem rytmu jesteś tu Ty?;P) lol
    to może popełnie jeszcze fau pax, i dodam, że zacny Mac Q, jest za to przystojnym nienadętym:P)))))

  6. McQuriosum pisze:

    noctorama,

    O Bobrze Przenajświętszy!!!
    Widać, że Wiosna ruszyła w kraj!
    🙂

  7. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Nie ma w tym żadnego fopa, ale kolega jest przerobiony przy pomocy fotoszopa.

  8. noctorama pisze:

    ruszyła, i to nawet w cały kontynent:P)

  9. McQuriosum pisze:

    Pantryjota,

    może i przerobiony, ale mimo tego nadal przystojny!
    I nie tylko Koleżanka Noctorama tak twierdzi!
    😉

  10. noctorama pisze:

    no widzisz Pantryjoto, i nie tylko JA:D))))

    Ty masz Bobra, a McQuriosum ma Szopa;)

  11. McQuriosum pisze:

    I tym optymistycznym stwierdzeniem zakończmy część formalną.
    Właśnie oglądam, jak rezydent i jego ekipa błaźni się na całego… 🙂

  12. noctorama pisze:

    McQuriosum,

    kiedyś nadworny błazen był jak 777;)
    Morozofem być, wcale tak łatwo….
    spójrz na tego Matejki raz jeszcze….
    dopatrz się tam zamyślenia, ale i znużenia…;)))))

    problem faktycznie pojawia się, gdy nie ma króla, a same błazny wokół!

  13. noctorama pisze:

    no historia pisała się tak….

  14. noctorama pisze:

    potem było tak…. relaks pruski niczym kwas:P)

  15. noctorama pisze:

    a na koniec i tak trzeba płacić ZA GAS!!!!!!!!

  16. noctorama pisze:

    .

  17. noctorama pisze:

    Leon ten z lwem w imieniu, wszak nie czyni Stańczykowi Matejki nic złemu…:P)))
    podobni nawet…w swej profesji:D)))

  18. noctorama pisze:

    ps.przecież wiadomo…że mogło być inne tego zakończenie….:P)

  19. noctorama pisze:

    hmmm, dobrze, że jest tylko tak…

  20. noctorama pisze:

    ah….

  21. McQuriosum pisze:

    noctorama,

    nader pouczające… 🙂

  22. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    W tym ostatnim pokazała całą siebie 🙂
    No prawie całą.

  23. McQuriosum pisze:

    Pantryś,

    widzę, że wiesz o czym mówisz… my jesteśmy cierpliwi, poczekamy…

  24. noctorama pisze:

    no ależ proszę panowie!

    Mesjasza już macie!

  25. noctorama pisze:

    bo przecież po nowe beemki to nie do mnie proszę:P))))

  26. Pantryjota pisze:

    McQuriosum,

    Oczywiście, przyjdzie czas i na bobra 🙂

  27. noctorama pisze:

    Pantrysiu, czyżbyś chciał przez to powiedzieć, że się zaprzyjaźnisz z szopem jak McQuriosum?

    już się cieszę, gdyż w tym sezonie są modne pastele;P))) trochę kolorów nigdy za wiele…;)))) możesz zawsze pomalować sobie oczy, albo uszy:P)))

    nos jest już czernią spowity…no ale zęby…zawsze można poprawić też:D aahhahaha

  28. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Wspominałem Ci, że z nami koniec?

  29. noctorama pisze:

    z nami? znaczy, że mnie wypraszasz z forum?

  30. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Z forum nie. Z życia 🙂

  31. noctorama pisze:

    ahahahaha:P)))

    Pantryjoto, czy to sprawa precedensowa?
    Czy już się tak zdarzyło, że kiedyś kogoś wyprosiłeś z Loży Autorów?

  32. noctorama pisze:

    ahahhaaa, zatem czuję się z forum OFICJALNIE WYPROSZONA!

  33. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Czasem usuwam autora z listy, jak nic nie opublikował.
    No ale to nie jest Twój przypadek.
    Więc sobie bądź, ze względu na wzgląd.

  34. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Nie wiem dlaczego tak się czujesz, ale to nie mój problem.

  35. McQuriosum pisze:

    Czy aby wiosna nie wzburzyła krwi zbyt mocno?
    🙁

  36. noctorama pisze:

    Z ŻYCIA?
    to tego już kompletnie nie rozumiem….a co ja niby robię w TWOIM ŻYCIU?

  37. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Mniejsza o prywatę. Nic więcej nie mam do powiedzenia, gdyż idę spać.

  38. noctorama pisze:

    no cóż…a już miałąm wątek ciągnąć dalej…..
    źródłó:
    https://odyssynlaertesa.wordpress.com/2015/01/06/normalny-wariat-i-zarty-na-bok-czyli-gdyby-swiatem-rzadzily-blazny-durnie-nie-mieliby-w-nim-czego-szukac/

    „[ „Normalny wariat” i „Żarty na bok” czyli… Gdyby światem rządziły błazny, durnie nie mieliby w nim czego szukać.

    Francisco de Goya – Dom obłąkanych w Saragossie

    Francisco de Goya – Dom obłąkanych w Saragossie

    „Powiedział ktoś kiedyś
    że jestem ” normalny wariat”
    Nie zaprzeczyłem no bo przecież
    we współczesnym, porąbanym świecie
    normalnego spotkać możecie
    w domu „bez klamek”
    Oddanego tam na przechowanie
    przez „psychicznego medyka”
    który boi się przygłupów i,
    raczej ich nie tyka
    Zaś ten normalny w zamkniętym domu
    leczy się z normalności
    patrząc przez okno na pokręcony świat
    zza narzuconych krat

    Kiedy też tam trafię na leczenie z normalności
    spotkam podobnych sobie gości
    i któryś z nich patrząc w dal z „oczami w słup”
    szepnie mi cicho:
    Never ever give up”

    Argo

    „Wszys­cy jes­teśmy świad­ka­mi głupo­ty. Niektórzy na­wet koronnymi.” (Otulona) Dlatego nie będzie ani o wariatach ani o durniach (choć pośrednio także i o nich) a o błaznach którzy najbardziej zasługują na miano koronnych (koronowanych?) świadków głupoty (nawet dosłownie królewskiej)

    Fragment książki Waldemara Łysiaka: „Francuska Ścieżka” (rozdział „Śmierć błazna”)
    Adrian Borda – Ruch Błazna

    Adrian Borda – Ruch Błazna

    „…Instytucja zawodowego błazna narodziła się w Starożytności (w Persji lub Egipcie). Ze Wschodu zwyczaj utrzymywania błaznów na dworach możnych i panujących przeniknął do Grecji, stąd zaś do Rzymu. W Europie początek ich świetności przypada na Średniowiecze, zaś apogeum na Renesans. Wówczas to zajął błazen pozycję wybitną w elicie władzy, chociaż bowiem formalnie władzy nie dzierżył, lecz jako jedyny obywatel królestwa miał wolność mówienia panującemu prawdy, byle dowcipnie.

    Pięciu najwybitniejszych błaznów w dziejach, królowie renesansowej i barokowej prawdy: Triboulet, Brusquet, Thony, Chicot i L’Angely — posiadali więcej rozumu niż sawanci, byli mózgami tak olśniewającymi, że przez całe stulecia fascynowali głośnych twórców kultury francuskiej. Rabelais sławił Tribouleta, zwąc go „morohem”, to jest błaznem–mędrcem, a uwiecznili go Verdi w „Rigoletcie” i Hugo w „Król się bawi”; o Brusquerie pisali Brantôme, Rouchet i Noël du Fail; Thony’ego opiewał prozą Brantôme, a wierszem Ronsard; Chicota unieśmiertelnił Dumas; L’Angely’ego odnajdziemy w „Marion de Lorme”.

    Trudno przecenić rangę tych błaznów, zważywszy, że nawet płomienni kaznodzieje cedzili swe słowa bojąc się gniewu ziemskich półbogów, a błaznowie nie — tylko dzięki nim naga prawda docierała do tronu, by smagać pomazańca. Król sam nie zawsze mógł sobie pozwolić na luksus mówienia prawdy, a błazen mógł, stając się w ten sposób jedynym człowiekiem bez maski. Gdy błazen płacił głową za swą odwagę, świadczyło to, że monarcha nie jest godny tronu, usunął bowiem godniejszego od siebie, tak jak usuwa się rywala do korony.

    Prawdziwi władcy pozwalali wielkim błaznom w specyficzny sposób dominować nad sobą, chociaż akceptacja ta była zawsze liną bardzo napiętą i groziła pęknięciem. Lecz wielkim błaznem był tylko ten, który nieustannie naciągał linę, aż trzeszczały włókna, zaś mądrym monarchą taki, który nie tolerował innego rodzaju błazna. Konstruowany inteligencją obu stron mechanizm przewagi błazna nad królem — dziś już nie do zbadania — prowadzący ku dwóm frazom wieńczącym obopólne zwycięstwo partnerstwa:
    BŁAZEN: Pokaż mi, jakiego masz błazna, a powiem ci, jakim jesteś królem.
    KRÓL: Mój błazen świadczy o mnie.
    O wielkości Henryka VIII (którego, jak wiadomo, do furii doprowadzał cień sprzeciwu) stanowi nie tyle fakt, że ściął pewną liczbę swych żon, ile to, że nie ściął swego błazna, Willa Summersa. Karol V, nie oszczędzany przez Thevenina de Saint–Léger, uczcił go po śmierci pięknym nagrobkiem w kościele Świętego Maurycego w Senlis. Zygmunt Stary kochał jak brata najmądrzejszego wśród polskich trefnisiów, Stańczyka, chociaż nieraz mu się od niego dostało. Z wizerunkiem Tribouleta, trzymającego błazeńskie berło, bito monety w tych samych mennicach, w których tłoczono monety z wizerunkami władcy. Geniusz Tribouleta rozciągał linę aż do naderwania, a że i wówczas błazen wychodził bez szwanku — dowodziło to, iż nie tylko król wart błazna, lecz i błazen króla. Zapomniawszy o różnicy między drwiną z władcy a ośmieszaniem pani jego łoża, Triboulet dopiekł faworycie i został skazany na śmierć. Monarcha w swej łaskawości pozwolił mu wybrać sobie rodzaj śmierci. Błazen zastanowił się i rzekł:
    — Wybieram śmierć ze starości.
    rys.Andrzej Krauze

    rys.Andrzej Krauze

    Ocalił tym życie, a król, nim jeszcze przestał się śmiać, pojął, że niełatwo jest zabić błazna pełnej krwi. Tylko ćwierćkrwi królowie zabijali błaznów. Takim był Fryderyk Wilhelm I, który na śmierć zadręczył swego błazna, Jakoba Gundlinga: mianował go baronem i prezydentem Pruskiej Akademii Nauk, odział w cyrkowy strój i perukę z koziej sierści, po czym rozkazał mu całować identycznie ubraną małpę, którą zwał synem Gundlinga i przypalał błaznowi pośladki rozżarzonymi patelniami. Kiedy skatowany Gundling umarł, król kazał wepchnąć zwłoki do beczki z winem i tak pochować. Nie bez przyczyny zwano go „królem–sierżantem”.

    Czas wreszcie powiedzieć coś o Chicocie, który między wszystkimi błaznami jest kolosalną figurą. Cóż go tak wyróżnia? Nie mózg przecież, chociaż inteligencja Chicota miała ostrość skalpela. Gdybym próbował klasyfikować błaznów według mądrości, byłbym równie śmieszny jak owa grupa chilijskich naukowców pracujących pod kierunkiem amerykańskiego profesora Morrisa, którzy A.D. 1969 ustalili listę najinteligentniejszych ludzi w dziejach: wygrał Herr Goethe (210 punktów), bijąc drugiego Szkopa. Leibniza (205), żabojada Pascala (195) oraz makaroniarza da Vinciego ex aequo z madame de Staël (po 180); pani Jerzy Sand wyprzedziła Napoleona, a Kepler, Pitagoras, Galileusz, Newton, Szekspir, Darwin, Heraklit i wielu innych w ogóle się nie znaleźli na liście wskutek braku odpowiednich atrybutów umysłowych.

    Chicot wyróżniał się czymś innym — był błaznem od okazji do okazji, będąc jednocześnie prawą ręką dwóch kolejnych królów Francji, dyplomatą, szpiegiem, „komandosem” (wykonawcą specjalnych misji), wreszcie żołnierzem, którego brawura nie ustępowała celności dowcipu. Szukał ryzyka tak jak inni pieniędzy (co nie znaczy, że tych ostatnich unikał, wprost przeciwnie), a wziąwszy etat błazna wynegocjował dla siebie prawo udziału we wszystkich ważnych operacjach militarnych. Walczył m. in. pod Arques i pod Ivry. Nie miał równego sobie w zabijaniu językiem, szpadą i intrygą. Pamiętacie to rzucone mimochodem do króla pytanie: „— Czytałeś, Henryczku, Makiawela?… Nie? Żałuj”.

    Pierwszym jego „Henryczkiem” był Henryk III, wielce osobliwy, zdegenerowany ostatni Walezjusz, który zapisał się dla historii współautorstwem Nocy Świętego Bartłomieja, a później wyjechał do Lechistanu, skąd umknął po kilku miesiącach pajacowania na sarmackim tronie. Pajacował tam w otoczeniu białogłów przedkładających strój Ewy nad każdy inny („oddawał się polowaniu, grom karcianym, tańcom i rozpustnym ucztom, na które, jak powiadano, gołe dziewczęta były wprowadzane” — świadczy Reinhold Heidenstein). Unikalnym tego Walezjusza tytułem do chwały i politycznej mądrości jest cudowny błazen–zausznik–żołnierz– desperado, który nim sterował, a któremu on poddawał się, wiedziony nie spłukanymi w perwersyjnych rozrywkach („włoski ohydny nałóg”) ze swymi „mignonnes” (drugi czy trzeci pederasta na sarmackim tronie?) resztkami zdrowego instynktu. „Aby przywoływać się do rozumu królowie mieli błaznów” (André Willemetz).
    rys. Andrzej Krauze

    rys. Andrzej Krauze

    Nie było dla Chicota świętości, więc każdy, kto wchodził na dwór, musiał być świadom, że stanie się celem złośliwych żartów. Nawet damy. Brantôme w swoich „Żywotach pań swawolnych” opisuje scenę, której był świadkiem: „Znalem na dworze iedną wielgą damę, która miała reputacyą, iż daie sobie wygadzać swemu lektorowi a bakalarzowi; tak iż Szykot, trefniś królewski, wycylowal w nią iednego dnia uszczypek przed J. K. Mością y mnogiemi innemi osobami ze dworu, powiadaiąc iey, zali nie wstydu się dawać sobie wygadzac (tu rzekł całe słowo) tak brzydkiemu i szpetnemu samcowi, y nie ma tyle rozumu, aby sobie wybrać pięknieyszego. Kompania zaczęła się sielnie śmiać, a zaś dama płakać, podeźrzewaiąc, iż to król kazał iey wyrządzić tę posługę: bowiem zwyczayny był takich igrów”*.

    Winą Brantôme’a jest, że to pospolicie (prawdę rzekłszy: wulgarnie) wygląda, bo opisał scenę i streścił „uszczypek”, miast cytować słowa Chicota, który ubierał swe złośliwości we frazy skrzące się pięciogwiazdkowym humorem, mądrością, subtelną refleksją, goryczą, zależnie od tego, czy był z królem sam na sam, czy też w obecności dworu. To duża różnica, gdyż — o czym nie wolno zapominać — błazen był ekspozycją władcy wobec dworu i dworu wobec władcy, lecz kiedy byli sami, wytwarzał się inny układ, którego możemy się tylko domyślać. Może czułość? Brantôme nie jest tu odpowiednim źródłem, chyba że ktoś przedkłada butelkę nad zawartość; koneserom trunku polecam Dumasa, który ze starych kronik wyłowił kilka pereł Chicota. Napijmy się.

    Pałac królewski, Luwr. Nieoczekiwanie Chicot wraca z jakiejś sekretnej eskapady, wchodzi do komnaty króla rozmawiającego ze swym faworytem, Quelusem, i milcząco zaczyna pożerać słodycze będące dekoracją półmiska.
    — Otóż i ten hultaj Chicot — krzyknął gniewnie król — próżniak i włóczęga!
    — Co mówisz, synku? — spytał Chicot, kładąc ubłocone buty na królewskim krześle. — Pewnie już zapomniałeś ów powrót z Polski, kiedyśmy uciekali jak jelenie, a szlachta goniła nas jak sfora psów, hau!… hau!… hau!… A cóżeś zdziałał podczas mej nieobecności? Powiesiłeś przynajmniej jednego ze swych ufryzowanych lizusków?… Ouu!, przepraszam, panie Quelus, nie zauważyłem cię doprawdy… I znowu zainteresował się ciastem, ledwo słysząc pytanie króla:
    Jan Matejko – Stańczyk

    Jan Matejko – Stańczyk

    — Coś robił w tym czasie?!
    — Co robiłem, synku? Wystaw sobie, skomponowałem procesję o trzech aktach. Akt pierwszy — pokutnicy drą swe włosy idąc ku Montmartre. Akt drugi — pokutnicy obnażeni do pasa biczują się między Montmartre a Świętą
    Genowefą. Akt trzeci — pokutnicy, nie przestając wymierzać sobie kańczugami sprawiedliwości, wracają do Luwru… Tymczasem, moi panowie, bawmy się!
    — Najpierw wyjaw, gdzie byłeś — rzekł król, śmiejąc się — bo ja kazałem cię szukać po wszystkich spelunkach Paryża!
    — Mniemam, Henryczku, że zacząłeś od Luwru?”.
    Czyż nie był Chicot filozofem?

    Był także szlachcicem (Henryk III nobilitował go w 1584) — stąd rozszerzone oczy zawdzięczającego Chicotowi życie Bussy’ego i wykrzyknik:
    „— Na Boga! Jesteś dzielnym szlachcicem, panie Chicot!”. A z drugiej strony wyszczerzone uśmiechem zęby:„— Do diabła, wiem o tym!”.

    Wiedział co czyni przywdziewając skórę błazna. Jedynie takim sposobem mógł górować nad wszystkimi i bawić się niby król. Nie tylko zresztą alegorycznie, lecz i dosłownie, zdarzało mu się bowiem przebierać za króla (gdy monarcha wchodził do sali z jednej strony. Chicot wchodził z drugiej, wywołując chwilową dezorientację), a konkretnie za dwóch monarchów, gdyż po nagłej śmierci Henryka III wstąpił na służbę u Henryka IV.

    Kilka danych biograficznych. Świat zobaczył w Gaskonii około roku 1540. Prawdziwe nazwisko: Antoni Anglerays vel Anglarez. Służył politycznie marszałkowi de Villars–Brancas. Później przeszedł na żołd królewski. W aktach figurował jako „Nosiciel płaszcza królewskiego”. Pod La Rochelle odznaczył się brawurą i bezwzględnością. Nie nienawidził hugonotów — nienawidził wrogów króla. Błaznem został około roku 1580, przybierając pseudo: Chicot, co można tłumaczyć jako: Drzazga, a co mówi samo za siebie. Pisano o nim: „wielki, mężny błazen”, podkreślając jego rzadką inteligencję, niezrównaną złośliwość i niepohamowaną bezczelność (świadectwo Aubignégo).
    W 1592, walcząc blisko Rouen, Chicot wziął do niewoli hrabiego de Chaligny i cisnął jeńca pod stopy króla, mówiąc: „— Trzymaj, daję ci go!”. Obecni wybuchnęli szyderczym śmiechem — darowanie jeńca było zniewagą jeńcowi wyrządzoną. Chwilę później hrabia, purpurowy ze wstydu, gdyż na domiar upokorzenia teraz dopiero pojął, że dał się wziąć błaznowi — znienacka rąbnął Chicota rękojeścią szpady przez łeb.
    Gyuri Lohmuller – Światem rządzą Błazny

    Gyuri Lohmuller – Światem rządzą Błazny

    Wielki błazen umierał w wielkim stylu. Długie piętnaście dni. Jego śmiertelne wyrko stało obok łóżka konającego żołnierza, do którego wezwano spowiednika, miejscowego proboszcza. Ten odmówił żołnierzowi rozgrzeszenia wskutek różnic wyznaniowych. Wówczas Chicot zwlókł się z łoża śmierci, skopał fanatyka i wyrzucił go za drzwi przeklinając. Tak powiedział ostatnią prawdę w swoim życiu. Henryk IV płakał po nim, choć mówiono, że o łzy u tego króla niełatwo. Czyż można się wszakże dziwić rozpaczy pomazańca, który wiedział, że trudno będzie znaleźć godnego następcę Chicota? Następcą został Angoulevent, lecz do klasy, stylu, charakteru i odwagi Chicota było mu tak daleko, jak kucykowi do araba.
    Testamentem z roku 1585 Chicot życzył sobie, by pochowano go w zamku Loches, którym — decyzją króla — władał od roku 1574. Nie spełniono tego życzenia. W kościele przy zamku Loches umieszczono tylko portret błazna; zwłoki złożono w Pont–de–1’Arche. Dzieci Chicota i Renaty Barré żyły jeszcze jakiś czas blisko zamku. Loches leży 60 kilometrów na wschód od Montsoreau. Jest to wielki kompleks, składający się z ruin potężnej fortecy (XI–XII wiek), Rezydencji Królewskiej i łączącej je kolegiaty. Forteca, której ozdobę stanowi kolosalny donżon, od XV wieku służyła za więzienie stanu — tutaj Ludwik XI trzymał w drewnianej klatce kardynała Balue, a Ludwik XII księcia Mediolanu Ludwika Sforzę. Rezydencja Królewska Stara pochodzi z XIV wieku i mieszczą się tam zwłoki kochanki Karola VII, Agnieszki Sorel; Nowa, z XV wieku, olśniewa wspaniałą fasadą „flamboyant” (Gotyk Płomienisty). Wszystko to się tutaj pamięta i reklamuje, i rozświetla mocą spektaklu „son et lumière” za jedne dwa i pół franka. Wszystko, prócz Chicota. Ani słowa o wielkim błaźnie. Identyczna historia jak w Chambord z Saint–Germainem. Do licha! Czemu zawsze pomija się to, co najciekawsze?!
    Sam fakt, że był Chicot ostatnim genialnym błaznem nie tylko Francji, ale i całej Europy — daje mu wszelkie prawa do wieczne go panowania w Loches. Co prawda ostatnim urzędowym błaznem Francji został L’Angely, lecz jego milczenie można już było kupić (uciułał sobie tą metodą 25 tysięcy talarów), a w końcu, chociaż piętnował jedynie występki, oszczędzając występnych (to tak jakby potępiać karty, wybaczając szulerom) — Ludwik XVI przegnał go ze dworu. W tym samym czasie Fryderyk Wilhelm I zamordował Gundlinga i skończyło się mówienie prawdy panującym.

    Gdybym był belfrem historii, a uczeń na pytanie o istotę Absolutyzmu odpowiedziałby: „— Pozbyto się błaznów” — dałbym celującą notę. Absolutyzm bowiem nie kochał nagiej prawdy — absolutystyczna obyczajność wymagała, by prawda nie paradowała goło. Ubrali ją pochlebcy i klakierzy, wychowały szeregi przyzwoitek, aż osiągnęła cenzuralną doskonałość w skromności, która jest zaprzeczeniem bezczelności błazna.

    Epoka, kiedy na okrzyk: „— Umarł błazen!” król odpowiadał: „— Niech żyje błazen!”, przeszła do sfery nocnych widziadeł. Gdybyś dzisiaj krzyknął: „— Vive le bouffon!”, mury zamkowe Loches odpowiedzą: „— Le bouffon est mort!”. Oto czemu i dzisiaj niełatwo jest zabić błazna pełnej krwi. Bo go nie ma. Są tylko smutne arlekiny na obrazach Picassa i w życiu.”

    …………………….
    Matthew Almy – Dom wesołości

    Matthew Almy – Dom wesołości

    Żył sobie błazen mądry nad wyraz
    co trzeźwy bywał niezwykle rzadko.
    Tak się upajał głupotą innych
    aż się nią zapił i umarł….gładko.

    Głupota bowiem ma to do siebie
    że im kto głębiej się w nią zanurza.
    Tego już żadna mądrość nie zbawi
    chyba że będzie to „mądrość” kurza.

    Łatwiej jest bowiem żyć na tym świecie
    kiedy ni myśleć ni robić nie trzeba
    Mądry zapyta – Cóż to za życie?
    Głupi zakrzyknie – Trafiłem do nieba!

    Śmierć Błazna – Odys, styczeń 2015

    Szekspir napisał: „Odkąd uciszono mądrość błaznów, błazeństwo mędrków wzrosło niepomiernie”. Dlatego też z dwoj­ga: by­cia błaz­nem lub mędrcem, wy­bieram byt błaz­na. Błazen bowiem tyl­ko uda­je głup­ca (i tylko po to by z głupoty się natrząsać), zaś mędrzec często swej głupo­ty nie uda­je. I wielu takich mędrków z dyplomami „poważnych” uczelni dyktuje dziś błaznom na ile mogą sobie żartować i z czego, z drugiej strony pozwalając głupszym od siebie żartować ze wszystkiego o ile jest to mędrkom na rękę i nie jest nakierowane na krytykę mędrków.

    W demokratycznym świecie – gdzie nie liczy się wartość, a o racji decyduje „większość” – szlachetne błazny nie są mile widziane. Tym to sposobem mądrość dosłownie rozpuściła się w morzu głupoty. Nie mają już błazny żadnych mocy sprawczych, ani nawet szansy na to żeby szepnąć królowi odpowiednie słówko w celu powstrzymania szaleństwa durniów. Nastały czasy w których o racji decyduje nieracjonalny, kierujący się emocjami (najczęściej egoistycznymi i prymitywnymi), pozbawiony wiedzy o świecie motłoch. Czasy w których już nie trzeba się kierować prawdą obiektywną i przekonywać do niej ludzi. Dziś rządzi ten komu uda się przekupić masy iluzją „sukcesu” lub wizją „darmowego” chleba i igrzysk. Nastał czas durniów a wręcz psychopatów z którymi na dodatek żartów nie ma, bo to oni dziś decydują o tym kto ma sprawować władzę, i to z nich w „większości” ta władza się wywodzi. Którzy nie dość że mordują nas pomału pod znieczuleniem wspomnianych wcześniej iluzji (tak jak można ugotować żywe żaby) przy użyciu pisanego przez siebie (i pod siebie) „prawa”, czasem tylko stosując wprost fizyczną przemoc wobec najbardziej niepokornych, to jeszcze po drodze dają się nam we znaki swoją nieskończoną głupotą i zarażając nią mniej odporne i ambitne jednostki jako powszechnie obowiązującą „normą”.

    Pamiętajmy więc w tych niebezpiecznych dla mądrości i prawdy czasach o własnym bezpieczeństwie. Żeby podczas stawiania tamy i piętnowania głupoty nie dać się „zabić”, czy zniszczyć tego co w nas najlepsze. Nie ma bowiem większej krzywdy dla świata jak utrata jednego mądrego człowieka (choćby był błaznem)… Nigdy wszak nie wiadomo kiedy nadejdzie taki czas, że ludziom spadną z oczu klapki a durnie zostaną zdemaskowani. Wtedy błazny znowu wrócą do łask, a kto wie, może jeden z nich okaże się Klaudiuszem… (Odys)

    „Wśród osłów, osłem bądź i ukryj swe serce.
    Zapytaj głupca – odpowie, że mądrym jest wielce.
    Ten zaś, co oślich uszów wcale nie posiada,
    We wszystkim heretykiem jest dla osłów stada” (Avicenna) ]”

  39. noctorama pisze:

    ..

  40. noctorama pisze:

    na dobranoc…
    skwituję tylko, jest mi bardzo miło, że na wzgląd ewentualnie przez Twój wgląd:) na mój wygląd mogę tu pozostać….pomimo wszystko, albo NADER WSZYSTKO!:p)

    TRAKTUJĘ JAK PROPOZYCJĘ UGODY, zatem PRZEMYŚLĘ….
    oczywiste chyba, że ustosunkowywać się nie zamierzam inaczej niż w temacie błazna do sprawy… nawet odpowiednio stosownie podejmując powyższy temat mojej ewentualnej tutaj przyszłej absencji..:P)))) dobrze, że zauważyłeś, że się wywiązałam z regulaminowych procedur…

    Lożo Autorów, pozdrawiam,
    Szefa szefów i nadAutora też:P)

  41. McQuriosum pisze:

    noctorama,

    ze względu na to, że Pantryś nie jest jedynym użytkownikiem jego portalu, warto byłoby ten fakt wziąć pod uwagę i – może – nie zwracać aż tak bacznej uwagi na Jego Ekscelencję, oczywiście ku zadowoleniu ogółu… 😉

    Dobranoc 🙂

  42. noctorama pisze:

    McQuriosum,

    doceniam Twój głos, szczególnie w gestii ogólnej…. dla śpiącego ogółu raczej jest to bez znaczenia…;))))

    ale masz rację, słusznym jest to, że szczególnie powinnam poddać ten temat pod rozwagę, [(U)WAGI języka mego brak tu….;)], z uwagi na Jego Excell`a ;))))

    dobranoc i Tobie McQuriosum:D)))

  43. noctorama pisze:

  44. vannelle pisze:

    Przepiękny tekst o tym jak zeszmacić się koncertowo.

    Ukłony

  45. HeluTek pisze:

    noctorama,
    Pantryjota,

    Moi Drodzy,

    przykro mi, że zdecydowaliście się upublicznić fragment Waszej prywatności w momencie nieprzyjemnym i prawdopodobnie bolesnym. Chyba lepiej by się stało, gdyby Wasza dyskusja prowadzona była w postaci zwykłych e-maili, bez udziału innych uczestników forum.

    Ponieważ jednak Wasz dialog miał miejsce publicznie, korzystam z okazji, aby życzyć Wam spokojnej i konstruktywnej dalszej – już poza naszą postronną percepcją – rozmowy.

  46. noctorama pisze:

    HeluTek,

    Ja nie dostrzegam tu żadnego związku….dla dialogu publicznie prowadzeonego jak i prywaty….po pierwsze dlatego, że tu powyżej uczestniczył McQuriosum, a po drugie i następne KAŻDE kolejne….podkreślam, że
    chyba tylko z uwagi na uznanie moje dla przystojności notki i samego pana McQuriosum, który tę notkę popełnił….sam Pantryjota jako NadRedaktor i Autor, zacny Bóbr Avatar, postanowił wyprosić mnie ze „SWOJEGO ŻYCIA”… a tu raban cały!

    Nadal podtrzymuje, że avatar Jego, jest mniej przystojny, choć kolorowy bardziej niż ten reprezentowany publicznie przez McQuriosum:) no bo jak Bobrzyca może być przystojna, może być za to ładna z tym różem w szczególności….;)

    …no chyba, że dociekania służą prowokacji, bym się publicznie pochwaliła, czy już mnie tajemnicze „COŚ” przestało boleć od ostatniej notki….;)))))
    „TO” bez podpisu Autora, ale z mą ilustracją?:D)

    to DZIŚ MOGĘ SIĘ UPUBLICZNIĆ:P)To „coś” to moja uszkodzona cielesność (głównie kończyny) spowodowane pewnym wypadkiem z kategorii NWW, już prawie nie sprawia bólu….więc być może powinna pojawić się jakaś moja nowa ilustracja w temacie onej prywaty…:)))))

    ps. dobrze, że nie skomentowałam tego tak:

    -ah Ty Pantryjoto Jeden, i ten Twój Bóbr z różowym brzuchem i ogonem, a raczej Bobrzyca w avatarze, ….;))) co WAS BOLI? bo mnie głównie noga, bark i plecy….;)

  47. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    Też uważam uwagę o „prywacie” za mocno przesadzoną.

  48. noctorama pisze:

    Pantryjota,

    a ja nie uważam, a wiem….:D
    swoją drogą, zawsze można urządzić jakąś nie prywatę, a PRYWATKĘ:p)

    ….a koszulki klubowe mogłyby wyglądać (oczywiście adekwatnie do tematu przewodniego tej prywatki) np. tak:

  49. noctorama pisze:

    ….

  50. McQuriosum pisze:

    noctorama,

    to byłoby interesujące: np. spotyka się ” na mieście ” dwoje/dwóch/dwie nieznane sobie osoby odziane w takie koszulki i już płomienne zrozumienie od pierwszego wejrzenia… 😉

  51. Eva70 pisze:

    noctorama,

    Serdeczne dzięki. 🙂

  52. Eva70 pisze:

    McQuriosum,

    W zupełności podzielam zdanie Noctoramy. 🙂

  53. noctorama pisze:

    McQuriosum,

    no tak, jak w jednakowych szatach na ślepo rozumiały się czarne koszule ….i
    nawet dla tej warszawskiej Polonii się czerń przysłużyła do osiągania wspólnych celów, znaczy goli…..;)

    przypuszczam, że stąd też czarne marsze tak się ELEGANCKO zjednoczyły…;))))

    ta koszulka jest zauważ, też bardzo czarna, może nie aż tak mocno czarna,
    bo jednak zawiera w sobie nieco optymizmu, w postaci barwnego wizerunku czy to aby młodzieńca? nie wiadomo też czy jest przystojny, a jak tak, to czy bardziej z uwagi na szopa czy bobra, bo facet ma zakuty łeb ewidentnie w coś niebieskiego….

    Ale na pewno jest on w stroju zacnego jaśnie Morozofa, który na dodatek wygląda bardzo rycersko, ah, i jeszcze lubi zwierzęta, o czym może świadczyć wizerunek kota według mnie, syjamskiego! :))) więc w podtekście tym zacnym z kotem MOŻE W TAKIEJ KOSZULCE BYĆ KAŻDY:p))) …i nie widzę tam żadnego ptactwa, ani dziwactwa…:D) ani pokerowej miny do złej gry, bo od razu na portkach ma metkę trefnisia…

    oczywiście, dlatego ja proponuje krótkie spodenki jednak, co by o faszyzm nie posądzić nikogo z prywatyzujących się, pfu, znaczy prywatkujących, albo o jakieś demonstrowanie … (z uwagi na tego kota oczywiście :D)))
    no ale wiosna już..niedługo będą wszechobecne i czarne mini i inne mal ist ki(key) znaczy OK, stop tych żartów błazeńskich z mej strony…
    tak na koniec, żartu mego, ale tz tej prawej strony…:P)))
    no bo patrząc w lewo, to ja oficjalnie myślę, że sam Pantryjota to śmiało mógłby ubrać czarna pelerynę….
    z uwagi na liczne grono adiutantów psowatych.. tych bezpańskich pań znaczy:)

    wtedy płomienne zrozumienie na pewno by było, i to takie na 112 ale procent….w skali beauforta ;)))

    pozdrawiam

    ps. skoro regulamin zachęca i upoważnia na własną odpowiedzialność zgodnie z przepisami prawa….czyli już nie jak w domu;) to uważam, za zgodne z regulaminem, me objawienie tutaj dla błazeńskiego poczucia humoru:D))))

Dodaj komentarz