Tuż przed zakończeniem rozmów niedokończonych zadzwonił Jarosław z Warszawy, by orzec, że Andrzej jest katolikiem i to intensywnym. Andrzej z Krakowa potwierdził tezę Jarosława z Warszawy dodając, że ktoś chce wykorzenić jego rolę jako ojca rodziny i męża i on się na to nie zgadza, gdyż wyrwanie ojcu i mężowi Andrzejowi korzenia jest skierowane przeciwko polskiemu społeczeństwu.
Tę wymianę poglądów między Jarosławem z Warszawy a Andrzejem z Krakowa dokończył skończony dyrektor rozmów niedokończonych oznajmiając, że Bronisław z Ruskiej Budy nie słucha się nawet episkopatu, tzn. skończonego dyrektora.
Społeczeństwo pozbawione korzenia będącego własnością Andrzeja z Krakowa nie będzie już tym samym, lecz zgoła odmiennym społeczeństwem., albowiem istnieje podstawowa różnica między społeczeństwem z korzeniem Andrzeja z Krakowa a społeczeństwem bez korzenia Andrzeja z Krakowa. Może się okazać, że społeczeństwo nie posiadające korzenia Andrzeja z Krakowa ma już tylko korzeń Tadeusza z Torunia.
Na tym można to zakończyć, ponieważ zawsze najlepsze jest to, co Waść skończy, a zatem oszczędzony korzeń.
Skoro społeczeństwo ma już tylko korzeń Tadeusza z Torunia, to co tu robi ta dorodna marchew?!
Wg Wikipedii korzeń tego, skądinąd smacznego, grzyba (a nie toruńskiego grzybka!), czyli trzon, ma 3-7 cm długości oraz 1-2,5 cm średnicy, barwę taką jak kapelusz lub jaśniejszą i jest „przesiąknięty mleczkiem, początkowo pełny, potem pusty”, a na dodatek jest „przy podstawie zwężony”! W tym przypadku nie mamy więc do czynienia z dorodnym okazem, tylko z egzemplarzem wymagającym użycia formy deminutywnej. Gdzie mu tam do jędrnej marchwi!
Zauważyłam, że w środowisku, które reprezentował ów przedstawiciel Warszawy imię Jarosław jest bardzo popularne. Do czasu pojawienia się tych upiornych bliźniąt nie miałam pojęcia, że aż tak często występuje ono w ojczyźnie naszej. Przypomniało mi się, że jakoś tak po r. 1968 dostałam od kogoś kalendarzyk Ligi Obrony Kraju i zwróciłam wówczas uwagę, że niemal wszystkie występujące w nim imiona mają słowiański a nawet prasłowiański rodowód, a wiele popularnych „zachodnich” imion – jakoś wyparowało. Pewnie po r. 1968 rodzice korzystali z takiego właśnie kalendarzyka przy wyborze imion dla swoich nowo narodzonych dzieci i stąd mamy aż tylu tych Jarosławów, Lechów…
I pomyśleć, że kiedyś imię Jarosław kojarzyło mi się wyłącznie z Jarosławem Mądrym, władcą Rusi albo z Jarosławem Iwaszkiewiczem, a jednojajowe bliźnięta – rozczulały mnie, jako taka ekstrawagancja natury…
Eva70,
Najbardziej podoba mi się „forma deminutywna” :))
Miałem w podstawówce 3 kumpli Jarków i wszyscy byli oczywiście z Żoliborza, albo jak kto woli, z Bielan. Jeden grał w kościele na Gdańskiej na basie i zawsze miał 5 ze śpiewu, co wzbudzało mój niekłamany podziw. A tak w ogóle, to grał na gitarze klasycznej, jak nieco później twórca tego portalu:
Bo trzeba wiedzieć tym co nie wiedzą, że w tamtych czasach w podstawówkach były normalne lekcje muzyki, gdzie poznawało się nuty, koło kwintowe, uczyło się historii muzyki itd. I muzyka była normalnym przedmiotem na świadectwie, jak teraz religia. I komu to przeszkadzało ?
To ja może skomentuję Wołkiem, choć samym tekstem, bo piosenki nie znalazłem:
SINOGARLICE
muzyka: Jerzy Satanowski
wykonawca: Stanisława Celińska
Siostry w zakręcie, sinogarlice
Wasze są mosty i ulice
I wasz jest wszelkich grzechów rejestr
Bądź wola twoja, ale nie jest
Tu co dzień pada jakaś Troja
Tu drogi zawsze po wybojach
I góry garbów my kalecy
Umiemy wziąć na jedne plecy
Tu się dogasa w zimnej ciszy
Wycia rozbitków nie usłyszysz
Nikt nie śle listów w pustych flaszkach
Ponieważ flaszki są na zastaw
Siostry w zakręcie, sinogarlice
Wasze są mosty i ulice
I wasz jest wszelkich grzechów rejestr
Bądź wola twoja, ale nie jest
Tu, jak się żyje, to się żyje
Jutro zaszyję – dziś daj w szyję
Rana, co nigdy się nie goi
Nie wstawaj, długo nie postoisz
Bo znów rozciągnie cię na krzyżu
Świat, co jest jak sumienia wyrzut
Lecz jakoś jeszcze nas dogania
Cud codziennego zmartwychwstania
Więc zanim całkiem się nie wchłonę
W te drzwi, co wiodą w jedną stronę
Wybaczcie mi kulawcy Boży
Mój kaprys, żeby jeszcze pożyć
Wytracam ostrość w tępym tłumie
Frajerstwa, co nic nie rozumie
Półgębkiem, cichcem, krzywym ryjem
Wasza wśród obcych, ale żyję
Siostry w zakręcie, sinogarlice
Wasze są mosty i ulice
I szloch, co głosi prawdę gołą
Ten zakręt siostry to jest koło
Chyba powinnam dokonać korekty w tytule, aby stało się zadość prawidłom gramatyki łacińskiej, ale nie wiem, czy Jarosław locutus nie będzie wyrażeniem nazbyt dosłownym. Andrzej finitus jeszcze by uszło.
Samuela,
Forma „locuta”, przypomina mi pewne wystąpienie sejmowe PiSposła, a zarazem nauczyciela akademickiego z Torunia, który przed niejakim czasem w swojej kwiecistej oracji chciał zacytować znane łacińskie powiedzenie, ale wyszło mu tak: „Roma LEGUTA – causa finita! Wydarzenie to utrwalił na swoim blogu dnia 15.01.2011 r. autor muzyki do wielu popularnych piosenek (m. in. „Do zakochania jeden krok”), którego nazwisko z pewnością znane jest Pantryjocie.