Kaczyński i gruba kreska

W związku z powołaniem nowego rządu i cyklem artykułów w Gazrurce (by Owanuta) o pierwszym rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który odszedł przecież całkiem niedawno, przyszło mi do głowy kilka myśli, którymi teraz szybciutko się z Państwem podzielę, bo chyba będę oglądał mecz siatkarzy, choć nie jest to moja ulubiona dyscyplina. Inna opcja, to film ze Stevenem Seagalem, choć ten podobno ostatnio całuje się z Putinem. Szkoda, bo całkiem nieźle pogrywa bluesa na gitarce i nawet kupił sobie domek niedaleko mnie, ale w tej sytuacji chyba nie będę go odwiedzał :)).

Kiedy umiera mąż stanu klasy Tadeusza Mazowieckiego, a jednocześnie wciąż żyje inny były premier, Jarosław Kaczyński, to siłą rzeczy pojawia się refleksja o upadku etosu polityki i całkowitej degrengoladzie niektórych środowisk z nią związanych. Można by się oczywiście długo zastanawiać co spowodowało, że społeczeństwo tak się zagubiło, że co prawda na krótko, ale jednak pozwoliło przejąć władzę dwóm braciom, którzy mogliby spokojnie zamienić się piastowanymi funkcjami i nikt by tego nie zauważył. I którzy odeszliby w polityczny niebyt, gdyby nie wydarzyła się tragiczna katastrofa.

Tadeusz Mazowiecki został premierem „z nadania” Lecha Wałęsy, a bracia Kaczyńscy zaistnieli najpierw też dzięki temu drugiemu, a ich powrót w dużym stopniu zawdzięczamy Ojcu Rydzykowi. Z kolei pozostałemu przy życiu Kaczyńskiemu zawdzięczamy renesans Macierewicza i pojawienie się na firmamencie osobników w rodzaju Hofmana czy Brudzińskiego, a na samym końcu „łańcucha pokarmowego” egzystują ku naszemu utrapieniu typy w typie agenta Tomka i różne panie, których z litości nie będę wymieniał po nazwiskach, żeby Państwa nie fatygować czytaniem zbyt długiego elaboratu.

Mam nadzieję, że nikt, nigdy nie zaproponuje żadnej „grubej kreski” w odniesieniu do destruktorów z PiS i że poniosą oni zasłużoną karę za całe zło, które sprowadzili na Polskę.

A Jarosławowi Kaczyńskiemu życzę, aby przeżył co najmniej tyle lat ile udało się Tadeuszowi Mazowieckiemu i żeby do końca męczyły go wyrzuty sumienia. Za los jaki zgotował bratu, za podziały jakie za jego przyczyną dokonały się w narodzie, za wszystkie próby odwracania biegu historii i za odwracanie kota ogonem. Tyle, że patrząc na pana Kaczyńskiego odnoszę wrażenie, że aż tyle nie pociągnie. Nie wiem, czy ktoś będzie buczeć na jego pogrzebie albo ewentualnie beczeć,  ale może chociaż ktoś zagwiżdże  ten przebój o pieprzonym Żoliborzu, którego mieszkańcy kiedyś powiesili transparent o treści „Żoliborz przeprasza za Jarosława Kaczyńskiego”.

Czy Jarosław przeprosi za siebie na łożu śmierci ? Nie sądzę. Raczej będzie przekonywał, że go otruto. Chyba, że zostanie zagryziony nocą przez kota.

Pantryjota

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Polityka, geopolityka (6)
  1. Jacek pisze:

    „….i żeby do końca męczyły go wyrzuty sumienia. ”

    Żeby sumienie męczyło to trzeba je mieć. Gnomy z zasady go nie mają. Taka ich uroda.

  2. Michalki pisze:

    „Mam nadzieję, że nikt, nigdy nie zaproponuje żadnej „grubej kreski” w odniesieniu do destruktorów z PiS i że poniosą oni zasłużoną karę za całe zło, które sprowadzili na Polskę.”
    _________________________________________________________________

    Też mam taka nadzieję.
    Uważam skrzeczącą nienawistnie mumię za wyjątkowego łajdaka.

  3. estimado pisze:

    W 2007 po wyborach, kiedy choroba aż tak się jeszcze nie zdążyła rozwinąć, no i przed Smoleńskiem znacznie, popełniłem m.in. taki oto wierszyk, potem rozszerzony w 2012, kiedy Czesi mieli aferę z trującym rumem:
    .
    SZOFER
    (jesień 2007, po wyborach parlamentarnych)
    .
    Pokonał jakoś wóz ten zakręt.
    Choć ciut zahaczył o pobocze,
    o włos ominął wszak masakrę.
    A szofer dalej coś bełkocze.
    .
    Choć ledwo stoi na ulicy,
    choć przed oczami ma omamy,
    dalej się rwie do kierownicy,
    zamiast wytrzeźwieć pójść do mamy.
    .
    Jeszcze mu bluzgi lecą z pyska,
    a ma ten pysk pokryty pianą,
    że prawo jazdy chce odzyskać
    i kluczyk, co mu odebrano.
    .
    Nim znów za kółkiem zad posadzi,
    nim raz kolejny ruszy drogą,
    starannie bym go zbadać radził
    psychiatrom oraz psychologom.
    .
    P.S. 2012
    .
    Do dziś, choć lat już pięć minęło,
    bynajmniej gość nie oprzytomniał
    gdy przed snem wspomni Tuska z Peło
    do rana dręczy go insomnia.
    .
    A wstawszy, niesie pieśń po świecie
    wy, których dręczy głód – powstańcie!
    To – choć wy wciąż się nie nażrecie –
    ja zajmę miejsce przy wolancie!
    .
    Przeróżne wchodzą w grę przyczyny.
    Diagnoza nie jest wciąż możliwa:
    Tabletek brak czy brak dziewczyny?
    Nadmiar stron porno oraz piwa?
    .
    Wpływ zgubny lektur dzieł Lenina
    co mać mu z macierzyńską troską
    dała, jak to przy urodzinach,
    miast medalika z Matką Boską?
    .
    Czy nic nie wypił, czy przeciwnie –
    otrzymał transport z czeskim rumem?
    Choćby zaprzeczał, nas nie kiwnie:
    gdzieś w trasie minął się z rozumem.
    .
    A może wcale się nie minął,
    wręcz się z nim na czołówkę zderzył,
    i on tu stoi z hardą miną
    a rozum kraksy tej nie przeżył?
    .
    Za skarby się nie zgodzi dmuchnąć
    w alkomat, który mu się poda,
    bo mogłoby się zdmuchnąć próchno
    co mu się zbiera na pochodach…
    .
    Nie chce też oddać krwi do badań,
    Lecz kto chce wiedzieć, wie od dziecka,
    że owa krew jest po pradziadach
    carska, po stryju zaś – sowiecka…
    .

  4. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Specjalnie dla Ciebie, o ile lubisz takie klimaty:

  5. Pantryjota pisze:

    Michalki,

    Kiedyś nas od siebie uwolni. Byle nie kazał zbyt długo czekać.

  6. Pantryjota pisze:

    estimado,

    P.S – nawet nie wiedziałe, że jest słowo „firmant” :))
    Ale już poprawiłem.

  7. estimado pisze:

    Za obliczem S.Seagala, wyglądającym jak ociosane tępawą siekierą, nie przepadam. Co nie znaczy, że nie lubię czasem obejrzeć filmu bitego i kopanego, a w tym emploi nasz artysta się sprawdza nieźle, i jako nadawca, i zwłaszcza jako odbiorca właściwych gatunkowi znaków pokoju.
    Na domiar złego jego buziaki z Władimirem Władimiryczem nie czynią go bardziej apetycznym.
    Słowem, przekaż mu proszę, żeby się nie fatygował, jego oświadczyny zostaną odrzucone.
    .
    A co się tyczy bluesa, to w towarzystwie dobrze płatnych sajdmenów i ja zagram na porównywalnym poziomie, choć nie grywam od nastu lat, a w ciągu ostatnich dwóch chyba gitary żadnej ze ściany nie zdejmowałem. A do tego dobiorę coś bardziej melodyjnego, nie taką monotonną powtarzałkę.

    Posłuchaj sobie tego kawałka:

    ______________
    https://www.youtube.com/watch?v=XonEvj13W_o

  8. Pantryjota pisze:

    Uznałem, że to ciekawostka. Mój kumpel, zawodowy i bardzo dobry basista jamował sobie z Stevenem jak ten przyjechał do Polski i mówi, że wcale nieźle sobie radzi.
    No i spodobalo mu się w Magdalence :))
    A ja w międzyczasie machnąłem wierszyk na szybko, taki sobie, ale to przecież dla jaj:

    Przywieźli Kaczora do sądu,
    Prywatna ochrona pod bronią
    A on zapomiał dowodu
    Bo go nie nosi z byle powodu

    Sędzina mu poszła na rękę
    Gdyż prezes z niego nie lada
    Rozporek tym razem zapiął
    Więc do Salonu się nada

    Tyle, że tam już nie pisze
    Bo Salon poszedł w reklamy
    A jeśli chodzi o biznes
    To zawsze słuchał się mamy

    Brata się wcale nie słuchał
    A raz to go nawet..wygrzmocił
    Choc mama go uprzedzała
    żeby się bardzo nie pocił

    Dlatego nie miał dziewczyny
    Bo słyszał od żony brata
    Że jak się to robi pod kołdrą
    To potem z kołdry jest szmata

    Chłopaka zresztą też nie miał
    Ale po co w zasadzie mu chłopak
    Skoro głaskać też można
    Nawet dachowca kota.

  9. estimado pisze:

    Powiadasz, wygrzmocił Lecha?
    To dla mnie słaba pociecha,
    bo dziś, co kogoś walnie,
    to HEJTEROseksualnie

    I Ziobrze nie zrobił dobrze
    z braku talentu, mój Bobrze,
    dziś ma do tego Hofmana.
    Takiego, wiesz, po kolana.

  10. Pantryjota pisze:

    A na dobranoc już nie po raz pierwszy Tea Party, bo takie klimaty bardzo mi odpowiadają, szczególnie o tej porze :

  11. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Ostatni wers mojego poematu o Kaczyńskim trochę bym zmienił, bo zauważyłem,
    że rytm nieco się łamie. Ale napisałem go wczoraj w jakieś 10 min, więc nie miałem czasu i chęci na „cyzelowanie”.

    Chłopaka zresztą też nie miał
    Ale po co w zasadzie mu chłopak
    Skoro głaskać też można
    Nawet dachowca kota.

    Chłopaka zresztą też nie miał
    Ale po co Jarkowi chłopak
    Skoro głaskać też można w zasadzie
    Nawet dachowca kota.

    Miłej niedzieli i tym razem też coś (moim zdaniem) ładnego:

  12. Pantryjota pisze:

    estimado,

    A tu ładna dziewczyna + trochę mniej ładna na basie i jeden z lepszych żyjących gitarzystów, choć może tego nie słychać za bardzo w tym utworze :))

  13. estimado pisze:

    Pantryjota,
    .
    Panie Tryjoto, mam osobistą prośbę: Nie wpadajmy w korespondencji między nami dwoma w manierę obowiązkowego obrzucania się klipami muzycznymi jak śnieżkami, ot, tylko dlatego, że właśnie śniegiem sypnęło. Muza owszem, ale kiedy jest na temat rozmowy lub chociaż a propos.
    .
    Muzy mam w domu na wiele miesięcy słuchania non stop, zanim się któryś kawałek powtórzy, a jakby mi brakło, to jeszcze zawsze zostaje mój własny dostęp do youtube i innych takich.
    .
    Do internetu wpadam pogadać z kimś możliwie niegłupim, kto się udziela tu czy w innym podobnym miejscu. O czym? O tym i tamtym, najczęściej nie o ciuchach, nie o melanżach z ostatniego miesiąca, i również nie o muzie, zwłaszcza bluesowej czy rockowej, bo jak Ci się już kiedyś przyznałem, te gatunki były, ale od dawna nie są, najbardziej mnie interesującymi kawałkami całego muzycznego poletka. Nadal je lubię, ale się nimi nie zajadam.
    .
    To znaczy, żeby nie było, że Ci chcę czegoś zabraniać. Wywieszaj sobie do upadłego notki mające Twoją ulubioną muzę za główny albo i jedyny temat. Zainteresuje mnie, to się podłączę. Nie zainteresuje, to pójdę na chwilę pogadać za kimś innym, co i tak się przecie zdarza. Albo poczekam po cichu na jakiś następny temat. Podwieszaj muzę pod rozmowami z kim innym. co mnie do tego.
    .
    Ale jak już o czymś interesującym rozmawiamy, a na koniec Twojego listu (tak to traktuję) dostaję kawałek muzyki, to się czuję jakoś zobowiązany tego posłuchać, ba – i jeszcze potem jakoś ją skomentować, nawet jeśli sam z siebie bym sobie akurat tego za cholerę nie puszczał – bo Cię traktuję poważnie, a Ty przecie zadałeś sobie trud etc., i pewnie coś chciałeś mi przez to powiedzieć.
    I gdzieś ucieka i moja wolność słuchania tego, co lubię, wtedy, kiedy lubię, albo co najmniej ucieka zasadniczy temat, którego dotyczyła nasza rozmowa przed tym muzycznym”deserem”.

    Być może też odczuwasz coś podobnego, kiedy ja powieszę tutaj jakiś kawałek piosenki literackiej albo innego rymowanego tekstu, na przykład jakiś mój wierszyk. Dlatego staram się takie rzeczy produkować jako oddzielne wątki albo co najmniej kiedy temat wydaje mi się a propos.
    Jeżeli tak jest faktycznie, to daj mi pls znać bez owijania w bawełnę, będę się starał uważać bardziej…
    .
    Pozdro

  14. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Ja traktuję muzykę jako miły przerywnik, nikogo nie zmuszając do słuchania, ani nie oczekując „rewanżu”.
    Jak będę chciał napisać notkę wyłącznie na tematy muzyczne, to tak zrobię, bo w końcu w pewnym sensie to moja działka, z pewnością bardziej, niż polityka.
    Na Salonie miałem przecież nawet „lubczasopismo” poświęcone właśnie tej tematyce.
    Jak pewnie zauważyłeś, to forum ma co najmniej 10 różnych zakładek o określonej w zarysach tematyce, więc każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie.
    Ale przyjmuję uwagę z całym dobrodziejstwem i postaram się już więcej w „dialogu” z Tobą nie epatować moimi faworytami i faworytkami.
    Ja „prywatnie” muzyki z sieci w ogóle nie ściągam, a klipy zacząłem oglądać jak powstał mój blog, bo wcześniej też mnie to kompletnie nie kręciło, tym bardziej, że miałem limitowane łącze.
    Muzyki słucham z płyt, których mam z pewnością więcej, niż jest dni w roku, więc też starczyłoby na długie słuchanie non-stop.
    A ponieważ słucham jej „świadomie „co najmniej od 40 lat, to już też to słuchanie tak bardzo mnie nie kręci.
    Na koniec polecam dość ciekawy materiał na temat sposobów „konsumpcji” muzyki na przestrzeni lat:

    https://technologie.gazeta.pl/internet/1,104665,16668741,3_supergwiazdy_i_3_rozne_podejscia_do_cyfrowej_dystrybucji.html#MT

    Jest tam kilka kwestii, do których chętnie bym się odniósł właśnie w formie notki, ale nie wiem, czy mi się będzie chciało, bo ja generalnie bardzo leniwy jestem.

    Pozdrawiam.

    P.

  15. estimado pisze:

    Szanuję Twoje hobby muzyczne, jest mi ono tym bardziej bliskie, że muzykę też cenię wysoko. I choć w tej chwili skupiam się na innych jej obszarach, to płyt CD, oryginałów z hologramem itd, mam liczbę czterocyfrową, czyli wielokrotnie więcej niż Ty, choćby ze względu na wspomnianą ewolucję zainteresowań. Plus trochę czarnych LP, plus duży bagażnik kaset, w dużej części legalnych, których nie miałem nigdy czasu przerzucić na kompa.

    Nie jestem jakimś ortodoksyjnym legalistą, ale ściągam z sieci głównie to, co nie jest wydane w formie płytowej – jakieś nagrania z koncertów i innych takich. No i czasem coś do posłuchania raz czy drugi, zanim się zdecyduję, co dalej. Albo pojedynczy kawałek, jeśli przymierzam się do jego przekładu, a nie mam go na płycie.

    Tak czy siak, muzykę lubimy obaj, a ja się buntuję tylko przeciwko perspektywie ukształtowania się zwyczaju, że każdemu głosowi w dyskusji na jakikolwiek temat będzie towarzyszyć jakiś klip czy inne nagranie, odpowiedzi – kolejny etc.

    Pozdro.

  16. Pantryjota pisze:

    estimado,

    Całkowicie się z Tobą zgadzam i popieram konstruktywny bunt.

Dodaj komentarz