Król, czyli polski serial na koniec roku

Moi drodzy,

Ponieważ nie samą polityką człowiek żyje, w ostatnim dniu starego roku będzie o filmie. Jak niektórzy pamiętają, prowadziłem kiedyś bloga poświęconego tematyce filmowej, więc można ten wpis potraktować jako kontynuację, która być może przerodzi się w coś o nieco bardziej cyklicznym charakterze, o ile będzie o czym pisać i o ile będzie mi się chciało.

Muszę przyznać, że od dawna w zasadzie nie oglądam polskich seriali telewizyjnych i nie chodzi mi tylko o produkcje w rodzaju M jak miłość, czy inne tego typu tasiemce z d..y wzięte. Nie trawię również „ambitniejszych” przedsięwzięć w rodzaju „Watahy” firmowanej przez HBO, o którym to serialu pisałem jeszcze na Salonie. Oto ten wpis, który do dziś robi na mnie wrażenie, nie tylko swoją długością:)

Ich troje i Wataha z HBO, czyli na swojską nutę

Z tym, że o Watasze jest dopiero pod sam koniec, więc jak komuś lektura będzie się dłużyć, może sobie przewinąć tekst.

No ale do rzeczy:  obejrzałem właśnie ostatni odcinek serialu „Król”, a wcześniej chyba 2 w całości i kilka we fragmentach, więc spieszę podzielić się wrażeniami jeszcze w starym roku, żeby nie „paskudzić” nowego.

O tym serialu szeroko pisze prasa i media elektroniczne, na ogół w superlatywach, a czasem wręcz z zachwytem, jakie to dzieło powstało wiekopomne i jak bardzo wszyscy się w tej produkcji Canal Plus starali. M.in. dlatego pomyślałem sobie, że „zaryzykuję” po raz kolejny i sprawdzę, czy coś się poprawiło na odcinku produkcji serialowych „made in my”, choć z udziałem kapitału obcego. Krytycy chwalą w tej produkcji wszystko – począwszy od reżysera, a skończywszy na kostiumologach i oczywiście mowa jest też o kreacjach znanych i nieznanych aktorów, no bo film powinien przecież aktorami stać. Nie podzielam tych zachwytów z kilku powodów, a pierwszym z nich jest zła jakość dźwięku, czyli niezrozumiałe dialogi. To jakieś fatum większości „nowożytnych” krajowych produkcji, o czym też już wielokrotnie pisałem i jak słychać, znów plama. Nie tak dawno temat ten poruszał redaktor naczelny pisma Estrada i Studio, który ma bardzo podobne odczucia jak ja. Jednak on sugeruje, że wszystkiemu winna jest słaba dykcja współczesnych aktorów, co może być jedną z przyczyn, ale z pewnością „technika” też robi swoje. Pół biedy, jeśli w polskim filmie „monologuje” jedna postać, a inne słuchają. Gorzej, jeśli kilka osób mówi równocześnie (nie daj Bóbr podniesionym głosami) – wtedy wszystko zlewa się w jeden „bełkot” i przede wszystkim brakuje selektywności. Brzmi to trochę tak, jakby dźwięk nagrywano bezpośrednio na planie, z jednego mikrofonu, ustawionego w jakimś przypadkowym miejscu. Paradoksem jest to, że w serialach zagranicznych znacznie lepiej słyszę dialogi angielskie, niż polskie w polskich i to mimo „nakładki” lektora. Ciekawe jest również to, że w starych produkcjach krajowych ten problem raczej nie występował, co łatwo zauważyć, gdy ogląda się seriale z czasów komuny. A dziś po prostu dramat i tyle na ten temat, bo widzę, że można długo i namiętnie, a i tak nic z tego nie wynika.

Kolejną kwestią jest rzekoma wyjątkowa dbałość o szczegóły i „pietyzm” w oddawaniu przedwojennej rzeczywistości. Co do kostiumów wypowiadać się nie będę, bo nie znam się na modzie, w tym na przedwojennej tym bardziej. Ale zauważyłem np. taką wtopę: w jednym z odcinków, zamówiony przez pana Szapiro fotograf „strzela” zdjęcie za zdjęciem z użyciem flesza, choć  w latach 30 nie istniały lampy błyskowe „wielokrotnego użycia”, które wprowadzono dopiero w 2 połowie XX wieku. A wystarczyło zajrzeć do wiki:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Lampa_b%C5%82yskowa

W ostatnim odcinku ów Szapiro pomyka z rewolwerem w dłoni do domu jednej ze swoich kochanek, aby ukarać jej brata, po czym-gdy brat brutal grozi zabiciem siostry-odrzuca broń na ziemię na polecenie brata i odjeżdża, udając się na lotnisko, celem podróży do Palestyny. Ale wkrótce po starcie zmienia plany, dobywa rewolwer zza pazuchy i grożąc pilotom, każe im zawrócić na lotnisko. Być może miał drugi, ale tego chyba nie pokazano. W jeszcze innej scenie „rozstrzeliwuje” całą ekipę niejakiego Radziwiłka z pistoletu maszynowego, zupełnie jak jakiś gangster z Ameryki  z czasów prohibicji, choć tego rodzaju broń w Polsce była bardzo słabo dostępna, nawet dla dobrze uposażonych „rekieterów”.

Jak wcześniej wspomniałem, obejrzałem w całości tylko 3 odcinki, więc całkiem możliwe, że takich „kwiatków” znalazłoby się więcej, no ale ktoś  może przecież powiedzieć, że diabeł niekoniecznie tkwi w szczegółach, więc teraz kilka słów o aktorach.

W mojej ocenie najlepiej wypadł Arek Jakubik, grający postać Kuma Kaplicy. Co prawda istnieje realne niebezpieczeństwo, że pan Jakubik może „przejeść się” kinomanom z powodu natłoku ról jakie grywa w ostatnich latach, ale wówczas może skupi się na występach ze swoim zespołem Dr. Misio, który ma próby w salce niedaleko mnie. Na wypadek, gdyby ktoś nie znał, oto Dr. Misio na festiwalu Woodstock 2019:

Rola Radziwiłka granego przez Borysa Szyca jest przerysowana nadmiarem ekspresji, a ten jego „adiutant” Edward Tiutczew (Mikołaj Kubacki) to jakaś całkowita porażka, bo facet jedynie stroi identyczne, idiotyczne miny. Pułkownik Adam Koc (Krzysztof Pieczyński) nie wnosi do serialu ani grama sztuki aktorskiej, w czym nie przeszkadza mu gorset na kręgosłupie szyjnym. Andrzej Seweryn jako prokurator Ziembiński gra poprawnie, a momentami nawet „z biglem” no ale to w końcu ekstraklasa, podobnie jak Janusz Gajos w cz-białych „współczesnych retrospekcjach” i jego partnerka Anna Nehrebecka, która nie musi grać – wystarczy że jest w kadrze i piszę to bez najmniejszej ironii, jako wyraz podziwu. Jeśli chodzi o inne panie, to Magda Boczarska jako Ryfka Kij jest w porządku, a co do reszty, to bez szczególnych emocji. Spece od castingu z zagranicy sprowadzili niejaką Lenę Gorę, grającą Annę Ziembińską , być może dlatego, że nikt o niej w kraju wcześniej nie słyszał, a każdemu można przecież dać szansę.Co ciekawe, na liście aktorów pojawiającej się przy każdym odcinku, pani Gora figuruje jako Góra, gdyż najwidoczniej komuś nie mieściło się w głowie, że można nazywać się w tym wypadku przez zwykłe o, a nie przez o z kreską. Nieźle daje radę Bartłomiej Topa jako Litwińczuk i Kacper Olszewski jako Mosze Bernsztajn. Ten ostatni gra od dziecka, a ma dopiero 20 lat, więc wydaje się być aktorem z przyszłością. Co do głównego bohatera, czyli Jakuba Szapiro, granego przez Michała Żórawskiego, to mimiczne środki wyrazu ma dość ograniczone, ale za to podobno 1.5 roku trenował boks, żeby dostać tę rolę. Szkoda, że jest za wysoki żeby w przyszłości zagrać postać prezesa w konspiracji, ale z drugiej strony aż strach pomyśleć, co by musiał ćwiczyć, żeby sprostać takiej roli.

Oto zestawienie tych, którzy są na serialowej liście płac:

https://www.filmweb.pl/serial/Kr%C3%B3l-2020-833526/cast/actors

Kolejną kwestią są bluzgi, jakże podobne do współczesnych, więc może niech wypowiedzą się językoznawcy, czy przed wojną klęło się właśnie tak, bo mam pewne wątpliwości w tej kwestii. Oczywiście w takich środowiskach jak przedstawione w filmie bez przekleństw się nie obejdzie, ale czy koniecznie trzeba tym epatować wielokrotnie w każdym odcinku, to kwestia do dyskusji.

Jeśli chodzi o reżyserię, to trochę trudno oceniać, jeśli nie widziało się wszystkich części. Pocieszające może być to, że fabularnego filmu w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, czyli słynnej „Ostatniej Rodziny” nie byłem w stanie obejrzeć w całości (wytrzymałem ok. 20 min), więc jakiś progres u tego pana daje się w mojej ocenie zauważyć.

No i na koniec sama fabuła, czyli kanwa książkowa, na podstawie której powstał serial. Nie czytałem Króla (podobnie jak żadnej innej książki pana Twardocha), więc też trudno mi się odnieść, ale zachwycony nie jestem. Trochę to wszystko takie „na duś” czyli kryminałek podlany sosem wątków żydowskich, narodowych i miłosnych, z komponentą społeczną, patriotyczną i sportową. Przy czym te wątki  przeplatają się jak w marnej jakości kalejdoskopie i zbyt często ocierają się o banał lub o śmieszność, co nie wystawia najlepszego świadectwa ani panu Twardochowi, ani panu Matuszyńskiemu.Wiarygodność sytuacyjna i psychologiczna postaci jest na dość marnym poziomie, no ale jak sam powiedział autor książki, ta proza ma kilka warstw, więc być może tych najbardziej wartościowych serial nie wyeksponował, co wcale nie jest takim rzadkim zjawiskiem, gdy chodzi o adaptacje literatury na potrzeby filmu.  Niektóre „grepsy” operatorskie też są raczej średnich lotów i generalnie razi mnie w wielu sytuacjach „sztuczność” (sterylność) kadrów, a mam na myśli choćby to, że od razu widać, że to plan filmowy a nie rzeczywistość, co moim zdaniem jest dość poważnym zarzutem.

Ale jak powiadam, nie znam powieści, więc pojęcia nie mam, czy reżyser próbował coś „poprawiać” czy akurat coś popsuł. Ważne, że twórcy serialu i aktorzy są zadowoleni z efektów swojej pracy, ale zalecam im w wolnej chwili obejrzeć choćby kilka odcinków serialu ” Życie Kamila Kuranta” który też  opowiada o tamtych czasach, ale robi to w sposób zdecydowanie bardziej „przyswajalny” przynajmniej dla mnie. Mniej „efekciarstwa” a więcej sztuki filmowej. I nawet bez bluzgania się obyło i chyba bez seksu w aucie (czym „epatuje” Król) ale to będę mógł na 100% stwierdzić, gdy ściągnę sobie wszystkie odcinki i jeszcze raz obejrzę, a zrobię to zapewne z przyjemnością, niemal równą tej, z jaką oglądałem serial w stanie wojennym.

Inna sprawa, że prawdopodobnie Uniejowski był lepszym pisarzem niż Twardoch, choć oczywiście nie tak płodnym, również dlatego, że zmarło mu się młodo:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbigniew_Uni%C5%82owski

Wspólny pokój mam i czytałem. To bardzo dobra proza moim zdaniem. Co ciekawe, w roku 1959 powstał film fabularny na podstawie tej powieści, dostępny w sieci:

https://www.filmweb.pl/film/Wsp%C3%B3lny+pok%C3%B3j-1959-11789

Oba seriale, czyli Króla i Kamila Kuranta łączy postać aktora, Krzysztofa Pieczyńskiego i choć dzieli je prawie 40 lat, to młody Pieczyński nieco bardziej przekonuje mnie niż „stary”, choć dawniej dysponował bardzo podobnymi aktorskimi „środkami wyrazu” jak współcześnie, a to w postaci 2 dyżurnych min i ruchów gościa, który połknął kij od szczotki.

Oto jeden z odcinków Kamila Kuranta – sugeruję obejrzeć fragment zaczynający się od 24m50s, choćby po to,  żeby przekonać się, jakim świetnym aktorem jest Jerzy Bończak i to nie tylko ze względu na dykcję:

https://vod.tvp.pl/video/zycie-kamila-kuranta,odc-66,38924497

Ciekawostką może być to, że młodego Kamila grał Olaf Lubaszenko, dla którego był to debiut filmowy, który można uznać za bardzo udany.

W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję osobistą. Otóż jakieś 1o lat temu kupowałem gazetę w kiosku na rogu Puławskiej i Idzikowskiego i tuż przede mną stał szczupły pan w skórzanym płaszczu, który poprosił o papierosy – bardzo grzecznie i kulturalnie. To był właśnie Jerzy Bończak, a wspominam o tym dlatego, że nieco później lub trochę wcześniej byłem świadkiem, jak inny aktor, niedawno zmarły Piotr Machalica, wykazał się wyjątkowym chamstwem i buractwem, mieszając z błotem w niewybrednych słowach panią, sprzedającą kanapki w barze na Dworcu Centralnym. Pojęcia nie mam o co gościowi chodziło (może po prostu miał zły dzień), ale pamiętam, że zwróciłem mu uwagę na niestosowność takiego zachowania, na co zareagował jedynie wzrokiem, wyrażającym całkowitą pogardę. Pan Bończak podobno wygrał walkę z alkoholizmem, zaś pan Machalica przegrał z inną chorobą, gdyż tak już w życiu bywa, że jedni wygrywają, a inni przegrywają. Wspominałem też kiedyś, że z panem Gajosem czasem spotykaliśmy się w windzie na osiedlu Ruda w W-wie w czasach, gdy aktorzy pomieszkiwali jeszcze w blokach. Wymienialiśmy tylko standardowe uprzejmości, ale zawsze było miło i sympatycznie, podobnie jak przy zupełnie przypadkowym spotkaniu na ławce w parku z panem Plucińskim, który akurat wyszedł na spacer z psem.

To chyba tyle, jeśli chodzi o kolejny wpis o sztuce filmowej i pozostaje mi tylko życzyć wszystkim tutaj piszącym i zaglądającym jak najlepszego Nowego Roku, bez pandemii i bez PiS. Gdyby można było opracować jakąś szczepionkę na kaczyzm, to chętnie bym się w miarę skromnych możliwości dołożył, a tak, mogę tylko od czasu do czasu „dokładać” swoje.

Pantryjota

P.S:

Zachęcam do komentowania wpisu również tych z Państwa, którzy nie widzieli żadnego odcinka Króla (bo np. nie posiadają telewizora), ale  którym leży na sercu dobro sztuki, w tym sztuki filmowej, która kiedyś uważana była przez wodza rewolucji za najważniejszą ze sztuk. Dziś chyba straciła nieco na znaczeniu, gdyż najważniejsza wydaje się być sztuka przetrwania.

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Kultura i sztuki wszelakie (2)
  1. ViC-Thor pisze:

    Nie widziałem jakiegokolwiek odcinka…

    Zbiera mnie na mdłości, jeśli chodzi o polskie seriale XXI wieku.

    Chyba żadnego nie chciałem oglądać.

    Oglądałwm rodzinka.pl, ktory jest robiony na francuskim wzorcu.

    Braciak jest inteligentnym człowiekiem i szanuję jego wybory.

    Gdy widziałem parę razy fragment serialu „Komisarz Alex” – wzorowany na austryjackim/włoskim serialu- to chciałem wymiotować.

    Mało brakowało a dałbym się nabrać na
    'Bell epoque’.

    Jeszcze :”Nianię” z Kotem i Dygant (Arciuch) jeszcze trawiłem.
    (nie pamiętam czy to nie jest wzorowane na jakimś amerykańskim serialu, ale chyba tak)

    Czasem lubiłem wątki w Kiepskich,razem ze Smoleniem…

    Tureckie,historyczne -seriale mnie lekko zakręciły, ale bym wysią z nich min 3/4 czasu przy montażu tych długich ujęć i min 1/5 gadania.

    Taki kryminalny serial z Radziwiłowiczem był wystarczający do oglądaniA, nie pamiętam teraz tytułu.

    O
    Polskich produkcjach serialowych XXI wieku myślę b źle.
    Nie wiem xa co scenarzyści biorą pieniądze, chyna za ilość trzcionki.

    Niech Juliusz Machulski zacznie pisać, ale seriale.

  2. ViC-Thor pisze:

    Oczywiście że Arcymistrzem jest Bareja, z dodatkiem Tyma.

  3. ViC-Thor pisze:

    Tylko troszkę lubię Jakubika -dr Misia.
    Myśli nienajgorzej.
    Parę razy się z nim widziałem, jego wzork/spojrzenie jest takie- że muszę się zastanawiać którego prawnuka mu kiedyś zabiłem, tak z 50 lat temu.

  4. Kfiatushek pisze:

    Serio. Próbowałam oglądać polskie seriale kilka razy. Nie da się! Czterdziestolatek i Wojna domowa to ostatnie, które dało się obejrzeć. Teraz używam konserw z filmoteki, jakoś przeżyć trzeba.

Dodaj komentarz