Krótka historia węgla

 

To czym palimy w celach  energetycznych to depozyt z przeszłości. Mowa oczywiście o węglu nie jednak o tym czystym atomowym, ale tym, który powstał dzięki słońcu. Słońcu, które już nie istnieje i naszemu słońcu, które świeci na naszym niebie. Ktoś zada pytanie: słońcu. Które nie istnieje?. Oczywiście, że tak. W pierwszym okresie zaraz po powstaniu wszechświata w „wielkim wybuchu” wykreowane ogromne ilości materii, prawie w 100% wodoru i helu tworzyły pierwsze gwiazdy. Te gwiazdy (słońca) tzw. pierwszej populacji różniły się między sobą wielkością. Te, które miały wielkość mniejszą od naszego słońca niektóre świecą do dzisiaj. Te, które były tak duże jak nasze słońce lub tylko większe od niego o 40% już dawno przemieniły się w białe karły. Natomiast te gwiazdy, które były znacznie masywniejsze nawet i 100 razy od naszej dziennej gwiazdy żyły szybko i intensywnie na końcu swojego żywota wybuchając jako gwiazdy supernowe pierwszego lub drugiego rodzaju. Dlaczego o tym piszę?. Bo wtedy zaczynała się historia naszego węgla. Każda gwiazda w wyniku przemian jądrowych zachodzących w ich wnętrzach produkuje w wyniku syntezy lżejszych coraz cięższe pierwiastki. Na końcu tej drogi przemian jest żelazo, ale bardzo dużo powstaje także węgla i ten nasz węgiel jest wynikiem tych przemian. Gdy wybuchła supernowa, wszystko to, co wyprodukowała w swoim krótkim życiu  (ok. 100 mln lat) stworzyło obłok gazowo pyłowy. W jego skład wchodził wodór, hel, ale także cięższe pierwiastki takie jak węgiel, tlen, krzem, wapń i oczywiście żelazo oraz odrobinę pierwiastków powstałych w samym momencie wybuchu, czyli takich o masach atomowych większych niż żelazo (między innymi uran). Powstały obłok trwał być może setki milionów a może kilka miliardów lat, wolno przemieszczając się i krążąc wokół jądra galaktyki. I być może wybuchająca w pobliżu inna supernowa spowodowała powstanie fali uderzeniowej, która zagęściła go powodując jego zapadanie po wpływem grawitacji. Tak zaczęła się historia naszego słońca. Powstała kula gazów głównie wodoru zajaśniała od rozpoczętych w niej procesów syntezy wodoru w hel, a energia promieniowania wymiotła na obrzeża układu resztki gazów. Trzecią planetą krążącą wokół młodego Słońca była Ziemia. Nie taka jednak, jaką sobie możemy wyobrazić i nie taka, jaką znamy. Planeta gorąca otoczona zabójczą atmosferą składającą się z metanu amoniaku, siarkowodoru, dwutlenku i tlenku węgla oraz pary wodnej. Musiały jednak minąć setki milionów lat by mogła się zacząć historia węgla, który spalamy w kotłach. Spalamy depozyt energii wytworzonej przez organizmy żywe z dwutlenku węgla i energii fotonów biegnących bez ustanku ze Słońca. Fotosynteza opanowana przez organizmy żywe bez ustanku przetwarza dwutlenek węgla w budulec organizmów żywych. Dzięki temu powstają białka, celuloza, tłuszcze, witaminy. Dzięki temu atmosfera może nie zawierać zbyt dużo dwutlenku węgla. Jego zwiększone stężenie  w atmosferze ciągle wzrastające ze spalania węgla i węglowodorów ,  to duże kłopoty dla ludzkości. Zmniejszenie spalania depozytu węgla na rzecz spalania biomasy pod jakąkolwiek postacią lub produkowanie energii w innych procesach niż spalanie to bez przesady ratunek dla cywilizacji.

 

Gdy jednak zabraknie organizmów żywych przetwarzających dwutlenek węgla i produkujących tlen to „nieprzebrane” zasoby tlenu w atmosferze wystarczą dla aktualnie istniejącej populacji ludzi na 300 lat. Potem się udusimy.

Nic szczególnego

Kategoria: Bracia mniejsi, przyroda (4), Różne ciekawe historie (5), Różności niesklasyfikowane (8)

Dodaj komentarz