O ile mnie pamięć nie myli, to chyba nigdy nie pisałem o lustracji. I pewnie dziś też bym nie pisał, gdyby nie fakt, że ostatnio mechanizm lustracyjny zadziałał nieco „przewrotnie” bo oto okazało się, że umoczony został niejaki profesor Kieżun, bohater Powstania, o którym mam taką opinię, jaką znają moi czytelnicy. Tzn o Powstaniu, bo o profesorze pierwszy raz słyszę, do czego przyznaję się bez skrępowania. Ale nie w tym rzecz, czym się profesor zasłużył, tylko w tym, że umoczyli go ci sami, którzy z lubością oddawali się studiom nad kwitami, obciążającymi jakoby agenta Bolka.
A mnie się coś wydaje, że być może zrobili to po prostu „dla równowagi”, żeby nieco złagodzić opinię tych, którzy zarzucali tym historykom z nadania partyjnego jednoznacznie określone, łajdackie poglądy polityczne.
Ta ostatnia lustracja do tego stopnia wstrząsnęła środowiskami niepodległościowo-patriotycznymi, że w obronie prof. Kieżuna stanął prof. Broda, którego poparł w całej rozciągłości prof. Eine, z czym zresztą Broda całkowicie się zgodził, nie zgadzając się jednocześnie z komentatorką Samuelą :))
Przy okazji słynny żydożerca zabronił stawiać znaku równości między prof. Kieżunem, a cała zgrają wcześniej zlustrowanych sprzedawczyków, w rodzaju Wałęsy, Geremka, Chrzanowskiego, Niesiołowskiego itp kolesi. No i oczywiście przywołał przykład bp. Wielgusa, też jakoby „wrobionego” bo przecież katolicki biskup z założenia nie może być agentem SB, podobnie jak nie może być pedofilem, gdyż to po prostu nie uchodzi i nie licuje.
Aż się nie mogę doczekać, kiedy określone służby wezmą Brodę za brodę i sprawdzą, co też takiego wyczyniał np. w tej Dubnej. Mam nadzieję, że wówczas w jego obronie stanie prof. Kieżun, o ile do tego czasu się nie zastrzeli. A jeśli się zastrzeli, to i tak przecież nikt nie uwierzy w kolejnego, seryjnego samobójcę.
Ale na razie mamy kolejną aferę lustracyjną i po raz kolejny wyciąga się kwity na osobę w mocno podeszłym wieku, co zresztą nie dziwi, gdyż jak wiadomo, dla prawdziwych zbrodni nie powinno być przedawnienia.
W przedmiotowej sprawie Mgr (?) Maciejewski zajął jak zwykle stanowisko neutralne, a red. Janke jest wstrząśnięty, gdyż osobiście znał profesora. Uważam, że kryterium „osobistej” znajomości jak najbardziej może człowiekiem wstrząsać i dlatego czuję się trochę spokojniejszy, nie znając osobiście redaktora Janke.
I kiedy tak szperam w zakamarkach pamięci, to znajduję tylko jedną osobę w całej mojej rodzinie, o której wspominają akta IPN. W swoim czasie bezpieka stworzyła specjalną komórkę do inwigilowania środowiska, z którym związany był jeden z moich dziadków. Wiedziałem jako dziecko, że co jakiś czas włamywano mu się do mieszkania i zabierano maszynę do pisania, którą zresztą do dziś ma moja mama. W owych czasach maszyna do pisania była groźną bronią i w zasadzie jej brak uniemożliwiał dziadkowi normalne funkcjonowanie. Co prawda zawsze po jakimś czasie ją zwracano, ale co się dziadek nachodził i naprosił, to tylko on wie.
Podpadł mocno władzy już wtedy, gdy rzucił legitymacją partyjną po kongresie zjednoczeniowym, jako były PPS-owiec, kumpel Bieruta z Żoliborza, z którym razem zakładali WSM.
Zresztą pisałem już o dziadku, więc jak ktoś nie zna tematu, może sobie przeczytać starą notkę:
https://pantryjota.salon24.pl/413746,czy-lewicowiec-moze-byc-polskim-patriota
I powiem Państwu, że bardzo jestem rad, że ani ja, ani nikt z moich krewnych nie zajmował się żadną działalnością opozycyjną, bo dziś bym drżał jak siedmiokilkogramowy liść, na samą myśl o jeszcze nie sprawdzonych teczkach w IPN.
A jakby źle poszło, to mógłbym mieć jeszcze wspomnienia z kryminału, którymi epatowałbym towarzystwo, może nawet i damskie.
Chwalić Bobra, nie dałem się w nic wciągnąć i dopiero teraz służę ojczyźnie, najlepiej jak potrafię.
Dzięki temu panowie lustratorzy mogą cmoknąć Pantryjotę w brodę, 0 ile ją jeszcze kiedyś zapuści.
Inna sprawa, że na tym zdjęciu wyglądam jak rasowy opozycjonista, prawda ?
Pantryjota
Ja, Samuela, musiałam się zmierzyć z lustracją. Zostałam zmuszona do podpisania oświadczenia, że nie byłam była konfidentką. Gdybym nie podpisała, to nie mogłabym czerpać obfitch fruktów płynących szerokim strumieniem z kasy państwa.
Pamiętam szyderczy uśmiech na twarzy koleżanki, byłej członkini PZPR, która nie miała żadnych trudności z podpisaniem tego oświadczenia. Ona oczywiście nie była konfidentką SB, ponieważ jako członkini była podporą tegoż i jako taka z własnej nieprzymuszonej woli, bez konieczności podpisywania jakichkolwiek kwitów, kablowała wszem i wobec.
Samuela,
Stanowczo sprzeciwiam się tezie, że każdy pezetpeerowiec to kapuś.
Podobnie jak tej, że każdy Polak to złodziej.