Matka Boska na drzewie w Parczewie, czyli ostrzeżenie przed seksualizacją

Mieszkańcy Parczewa (woj. lubelskie) dostrzegli podobiznę Matki Boskiej na pniu jednego z drzew. Część wierzy, że jest to objawienie, kilkadziesiąt osób zebrało się pod drzewem na modlitwę:

https://wydarzenia.interia.pl/lubelskie/news-matka-boska-objawila-sie-w-parczewie-ludzie-modla-sie-do-drz,nId,6783263

Z tej okazji pozwolę sobie przypomnieć wpis koleżanki Ruhli sprzed 10 lat, w którym napomykam o słynnym objawieniu prezesa na szybie jednego z domów. To kawał świetnej literatury, więc wklejam go z komentarzami, w których autorka porównywana jest do różnych znanych pisarzy ku chwale ojczyzny.

 

26.08.2013 Ruhla

O tym, jak prezes na szybie może odmienić człowieczy los

Ponieważ planowany wyjazd odbędzie się dopiero jutro, a w oficjalnym życiu literackim niewiele się dzieje, postanowiłam sama spróbować swoich sił jak początkująca pisarka, a może nawet scenarzystka, o ile ktoś kupi mój niegłupi pomysł za godziwe pieniądze. Pomysł mam taki:

Krótkie streszczenie zasadniczych wątków planowanej powieści – od czasów zamierzchłych, aż do współczesności :

W czasach wczesnego Gierka w pewnej śląskiej parafii dochodzi do dość regularnych incydentów obnażania się księdza proboszcza m.innymi przed młodym licealistą, który jednak znosi to dzielnie i ani myśli popadać w traumę. Jednak widok pomarszczonego interesu duchownego wywołuje nie tylko duchową przemianę w młodzieńcu, ale również zaburzenia w przemianie materii, co skutkuje uporczywymi zatwardzeniami, na które skuteczna okazuje się żarliwa modlitwa. Rozmodlony, choć brzydko pachnący (bo przesadził z modłami i cierpi teraz na rozwolnienia) młody człowiek postanawia, że odetnie się od plebejskich korzeni i spróbuje po maturze zdać na jakieś studia.

Za każdym razem gdy proboszcz zaprasza go do zakrystii i rozkładając poły sutanny pokazuje mu ptaka bez skrzydeł, nasz bohater wyobraża sobie, że zna obcy język, którego nie zna ksiądz i bluzga na niego w tym języku bez konsekwencji. Jednak z przerażeniem zauważa, że myślenie o tych przekleństwach powoduje u niego gwałtowny wzrost pobudzenia i w konsekwencji wybuch, który jest na rękę proboszczowi. No może nie zawsze na rękę, ale fakt pozostaje faktem, który po zaschnięciu przypomina nieco masę, z której siostry wyrabiają opłatki.

Kiedy po kilku latach parafię wizytuje lokalny biskup, nasz bohater ma już za sobą inicjację z koleżanką ze szkolnej ławki, którą zwabił do piwnicy swojego familoka pod pretekstem lektury książki pisanej przez niego w toalecie, w oczekiwaniu na to, co nieuchronne. Koleżanka miała już wcześniej doświadczenia z jego kumplem, ale wiedziona przeczuciem i będąc odurzona zapachem piwnicznych kotów postanawia, że to właśnie Krzyś (bo takie imię nosi mój bohater) będzie mężczyzną jej życia. Może to dlatego strój hierachy i jego nakrycie głowy nie robią już na młodzieńcu większego wrażenia, a powłóczyste spojrzenia biskupa w jego kierunku spotykają się z grzeczną, ale jednak zdecydowaną dezaprobatą.

Od tej pory proboszcz idzie w odstawkę, co skutkuje tym, że Krzyś nieco chudnie, pozbawiony kolacji post factum (nie mylić z post coitum), a ekscesy z panią jego serca też pozwalają spalić nieco kalorii.

To tyle, jeśli chodzi o okres najwcześniejszy, w którym kształtują się postawy, charakter i kręgosłup moralny.

Krzyś, a właściwie teraz już Krzysztof, dzielnie zniósł obniżenie się stopy życiowej i zrozumiał, że od tej pory musi liczyć głównie na Pana Boga i ludzką życzliwość i to właśnie wtedy postanowił, że pójdzie drogą ciernistą, w której jednak nie będą mu już towarzyszyły żadne ptaki. Zaczął pisać scenariusz filmu, którego treścią była historia miłości księdza katolickiego do dziewczynki (żeby nikt nie pomyślał sobie, że to wątek wzięty z autopsji), ale zgubił rękopis jadąc autobusem pod wpływem, więc uznał, że w ten sposób Pan dał mu znak i póki co porzucił plany zarabiania piórem, choć równie dobrze mógł przecież ograniczyć spożycie.

Jakież było jego zdumienie, gdy po kilku latach odkrył, że za granicą nakręcono film o treści bardzo podobnej do jego projektu, jakoby na podstawie powieści jakiejś angielskiej pisarki. Tylko on znał prawdę i od tej pory prawda stała się tym, czemu postanowił poświecić całe życie. Po latach oczywiście wybaczył proboszczowi, co było o tyle łatwe, że ten już dość dawno nie żył, choć umarł śmiercią niemal naturalną, na marskość wątroby. Wątroba Krzysia też była w nienajlepszym stanie, ale za to miał kochającą żonę i gromadkę dzieci, które traktowały go jak ojca, za co dziękował Bogu, oraz panu prezesowi i jego bratu, którzy to dwaj ostatni godnie zastąpili pozostałe elementy Trójcy Świętej, sprowadzając do ludzkich wymiarów wielką tajemnicę wiary. Wiara pozwalała Krzysztofowi na jako takie radzenie sobie z trudnościami dnia codziennego, a rodzina bez protestów oddawała się rytualnym modłom, w podzięce za przywrócenie zasilania w energię elektryczną i za możliwość kąpieli nie tylko w zimnej, ale nawet w ciepłej wodzie, oraz w intencji tego, żeby zimą woda nie zamarzała w kaloryferach.

Krótki epizod zaistnienia w polityce nauczył bohatera jeszcze jednego – otóż Krzysztof zrozumiał, że jeśli nie jest się w układzie, jest się nikim. Co prawda od pewnego czasu pozostawał właśnie w czymś w rodzaju układu z pewnym niszowym wydawcą, więc w wolnych chwilach pisał, a tamten mu to wydawał, bo też parał się parapisarstwem i traktował go prawie jak starszego brata, a może nawet jak grubszą siostrę. Czasu na pisanie miał pod dostatkiem, bo status bezrobotnego wręcz prowokuje niektórych do rozwijania różnych hobby, a nawet pasji. Krzysztof wiódł życie które co prawda nie było usłane różami, ale też nie można powiedzieć, że stąpał po odchodach, bo miał jednak pewne dochody z tytułu rozwiniętej do perfekcji sztuki nieodtrącania pomocy płynącej od bliźnich, którą to pomoc w dobie internetu organizował sobie sprawnie i bez specjalnych skrupułów.

I pewnie trwałby dalej w tym specyficznym status quo, gdyby pewnego dnia na szybie budynku w W-wie nie ukazał się jego idol – jeden z dwójcy świętej, ten bardziej odporny na ciosy losu. Wróciły wspomnienia z dzieciństwa i Krzysztof z lekką konsternacją i sporą nadwagą odkrył, że oglądanie pana prezesa na szybie powodowało w nim analogiczne emocje, jak obserwacja pana proboszcza za młodu. Każdy wybuch tych emocji targał Krzysztofem niczym wiatr historii powiewający flagą zawieszoną na powstańczej barykadzie, a w domu nastąpił znaczący wzrost zużycia papieru toaletowego i ręczników, które małżonka prała z uporem i poświęceniem godnym jeszcze lepszej sprawy.

Kiedy miejsce objawień stało się obiektem kultu, Krzysztof zrozumiał, że postawił na właściwego konia i postanowił udać się do W-wy. Koleją a nie nie koniem, którego nie posiadał podobnie jak auta, żeby nie kłuć w oczy urzędników pomocy społecznej i inspektorów urzędu skarbowego, wobec których odgrywał rolę pariasa, pokrzywdzonego przez redukcję etatów w oświacie, w której w swoim czasie pracował, gdyż miał odpowiednie papiery i od razu dodajmy, że nie były to papiery zielone, choć świadectwem z czerwonym paskiem też nie mógł się pochwalić.

Trzeba trafu, że w przedziale kolejowym poznał kobietę imieniem Danuta, która co prawda nie zwróciła na niego żadnej uwagi, bo była skupiona jakby bardziej na sobie, niemniej jednak zrobiła na bohaterze piorunujące wrażenie, co jak się później okaże, nie pozostało bez wpływu na losy obojga i tego trzeciego – demiurga rozdającego karty pod stołem, co przychodziło mu o tyle łatwo, że był niewielkiego wzrostu i wejście pod stół nie stanowiło dla niego większego problemu, nawet jeśli był to stół okrągły, służący niekiedy do wywoływania duchów przeszłości.

CDN może nastąpić, ale nie zalaży to wyłacznie ode mnie.

To na razie na tyle i tylko jeszcze dodam na wszelki wypadek, że wszelkie podobieństwa od osób i faktów rzeczywistych i postaci literackich są przypadkowe i niezamierzone przez autorkę.

Ruhla – spłoniona i oczekująca z wypiekami na pierwsze entuzjastyczne recenzje.

Komentarze do notki 39

@Autor

Widać, że szanowna pani dobrze zorientowana w meandrach życiorysu Krzysia…

Czy aby przypadkiem to nie pani była tą koleżanką z piwnicy familioka?

TYLE W TEMACIE…26.08.2013 14:02

@TYLE W TEMACIE…

Zaraz tam w meandrach..

Licentia prozaica :))

RUHLA26.08.2013 14:05

@RUHLA

Mój wpis składał się z dwóch części.

Co do pierwszej pani się odniosła.

Brak takowego odniesienia (co do drugiej) jak dla mnie jest odpowiedzią ;)))

TYLE W TEMACIE…26.08.2013 14:12

@TYLE W TEMACIE…

Obawiam się, że mój bohater nie byłby w moim typie.

A poza tym nawet nie mam pojęcia, czy tam jest piwnica.

RUHLA26.08.2013 14:15

@RUHLA

Proszę się nie krygować…

Omijanie w swoich wypowiedziach niewygodnych tematów wcale nie oznacza, że one przestają istnieć…

TYLE W TEMACIE…26.08.2013 14:20

@TYLE W TEMACIE…

Obawiam się, że nie jest to ocena wartości literackiej mojej prozy, tylko jakieś osobiste wycieczki, za które obawiam się, można nawet zostać ukrytym.

RUHLA26.08.2013 14:30

@Autor

Mocna proza co się zowie, jak z Żeromskiego. I jestem pewien że koleżance, podobnie jak Żeromskiemu w swoim czasie, rychło zarzucą uprawianie pornografii i deprawację narodu (Narodu).

JULIAN ARDEN26.08.2013 14:35

@RUHLA

Ja się nie boję, ja już jestem ukryty ;))))

TYLE W TEMACIE…26.08.2013 14:39

@JULIAN ARDEN

Jak u Żeromskiego ? na to bym nie wpadła, ale chyba wypada podziękować, więc dyg.

Właśnie czytam, że Gałczyńskiemu zarzuca się robienie sobie jaj z żołnierzy z Westerplatte.

Podobno te zarzuty sformułował jakiś profesor literatury polskiej. W głębi duszy liczę trochę na to, że mój blog też kiedyś przeczyta jakiś profesor i niechby nawet coś mi zarzucił, ale w dobrej wierze.

RUHLA26.08.2013 14:45

@TYLE W TEMACIE…

Nie da się nie zauważyć, że jest Pan również zdecydowanie przeciw. Nie mówię, że przeciw mnie, bo aż tak zadufana w sobie nie jestem.

RUHLA26.08.2013 14:50

@Autor

Hmm… naturalistyczne.

Coś w stylu E.Zola:)

POLONIA26.08.2013 15:14

@POLONIA

Jeszcze lepiej.

Aż się spłoniłam z dumy :))

RUHLA26.08.2013 15:23

@RUHLA

a mnie się z Faulknerem skojarzyło. Taka fajna proza.

pozdrawiam zatem

Grzesiek

pees. może dlatego mi się z nim skojarzyło, bo to jedyna książka, którą w zyciu przeczytałem 😉

pees drugi. nie dokończyłem pierwszego peesa więc w trzecim wyjaśnię 🙂

pees trzeci. Przeczytałem i zjadłem, bo myślałem, że będzie tak samo działać na kubki smakowe jak na mój mózg w czasie czytania:)

pees czwarty. Suplement. Uwaga dla dzieci i wyborców pisu: nie popełniajcie moich błędów, ksiązki nie są do jedzenia:)

GRISCHKA26.08.2013 15:38

@GRISCHKA

Muszę i ja zacząć czytać książki, żeby móc odpowiadać na takie komentarze :))

Ale ten Faulkner to był łebski facet z tego co widzę w Wiki, gdzie go cytują, np. coś takiego:

„Człowiek jest sumą swoich nieszczęść”

Ale dobrze, że te nazwiska obiły mi się o uszy i dlatego zdaję sobie sprawę, że to są komplementy.

Bardzo dziękuję.

RUHLA26.08.2013 15:49

@RUHLA

Żeromski, Zola, Faulkner..no no no. A mi się z Broniewskim….nie z Broniewskim? Jednak Gałczyński?! Kurde, nikt mnie nie rozumie!

[aby zrozumieć, dlaczego nikt nie rozumie, koneserom „szerszego planu, mającego na celu pomieszanie nam w głowach” polecam ostatnią notkę Krzysztofa]

JAGOVSKI26.08.2013 17:56

@JAGOVSKI

Nie jest łatwo rozróżniać poetów, jeśli samemu zajmuje się prozą.

To jednak nieco inna para kaloszy, więc często para idzie w gwizdek.

RUHLA26.08.2013 18:02

@Autor

Istny Żeromski, jak ktoś już wcześniej zauważył. Sie podoba (c) by PM 😉 a podobaniu temu towarzyszy „deżawu”. Bywał tu onegdaj zdolny bloger, Panrtyjotą kazał się zwać. Jechał on po pewnym (innym) blogerze jak po dzikiej świni. Oczywiście sprowokowany.

Ukłony dla spłonionej funkcjonariuszki. Przyklęk sobie daruję. Z wiadomych powodów.

MOTOTURYSTA26.08.2013 18:04

@MOTOTURYSTA

Jechać jak po świni to marna sztuka i żaden Żeromski, Zola czy Faulkner nie pozwoliłby sobie na coś takiego. Tym bardziej na początku swojej kariery. A ja nie daję się sprowokować, bo uczono nas tego na szkoleniach.

RUHLA26.08.2013 18:11

@RUHLA

O Booze!

PS

Komu mam siè poskarzyc na wlamanie do mojego konta?

VIC-THOR26.08.2013 18:16

@VIC-THOR

Mi :))

RUHLA26.08.2013 18:21

@VIC-THOR

A gdzie notka o urokach plażowania nad Bałtykiem ?

RUHLA26.08.2013 18:22

@RUHLA

Szlag jà trafil

VIC-THOR26.08.2013 18:29

@RUHLA

No to side skarze

VIC-THOR26.08.2013 18:30

@VIC-THOR | 18:16

Przede wszystkim zmień hasło. Odpowiednio długie, z wielkimi literami i cyframi.

MOTOTURYSTA26.08.2013 18:37

@RUHLA

UwielbiAm talkie teksty.

Postanowienie mam w zwià zku z powyzsza notka-:-) 🙂 Bede grzeczny do granic mozliwosci.

VIC-THOR26.08.2013 18:38

@MOTOTURYSTA

OK

VIC-THOR26.08.2013 18:41

@RUHLA | 18:11

Raczej mła użył marnego porównania. Przepraszam. Gratuluję wzorowej postawy pisarki stawiającej pierwsze kroki na ścieżce kariery. Szkolenia zazdraszczam, choć nie dać się sprowokować, to trochę jakby się „odpolonizować” 😉

MOTOTURYSTA26.08.2013 18:41

@VIC-THOR

Była nieprawo-myślna ?

Dziwne.

A może pojawiły się wulgarne komentarze ?

RUHLA26.08.2013 19:08

@VIC-THOR

I co Ci z tej grzeczności przyszło ?

RUHLA26.08.2013 19:09

@MOTOTURYSTA

Czekam na skojarzenie choćby z Dos Passosem, choćby z uwagi na „epickość” :))

RUHLA26.08.2013 19:11

@RUHLA | 19:11

Z pokorą przyznam, nie miałem zaszczytu czytać. Nabrałem onegdaj rezerwy dla latynoskich nazwisk gdy to, z pewnym zdumieniem, w bardzo poczytnym autorze odnalazłem infantylnego do bólu grafomana. Nie pamiętam już nawet jak się Pan nazywał. Zafon czy jakoś tak. Zostało mi, że Marquez i długo nic. Od lat szczytuję przy Vonnegucie ale – @Autorka wybaczy – daleka droga 😉

MOTOTURYSTA26.08.2013 19:23

@MOTOTURYSTA

Po mieczu może trochę i latynos, ale za to ukończył Harvard, czego nie można powiedzieć o każdym pisarzu.

RUHLA26.08.2013 19:28

Autorka

Odświeżam po kosmetycznych poprawkach, bo od jutra mnie nie będzie.

RUHLA26.08.2013 21:23

@RUHLA

Nie wiem…

Nic?

VIC-THOR26.08.2013 21:42

@VIC-THOR

Może choć będziesz jeszcze bardziej lubiany ?

RUHLA26.08.2013 21:44

@RUHLA

Jakież było jego zdumienie, gdy po kilku latach odkrył, że za granicą nakręcono film o treści bardzo podobnej do jego projektu, jakoby na podstawie powieści jakiejś angielskiej pisarki. Tylko on znał prawdę i od tej pory prawda stała się tym, czemu postanowił poświecić całe życie.

ten pomysł spodobał mi się najbardziej. Jest filmowy.

W rękopisie zgubionym na wycieczce do Saragossy Krzysztof mógł dajmy na to powołać do życia Harry Pottera, którego w swojej powieści nazwał Heniem Piotrowskim. Nie przewidział, że manuskrypt wpadnie w ręce niepozornej turystki z GB na zasiłku Joanny K. Rowling. Dopiero parę lat później kiedy z żoną wybrał się do kina, zagadkowa kradzież literacka wyjaśniła się. Jego prawa autorskie zostały cynicznie zgwałcone. Padł ofiarą chciwej turystki, która nie tylko przywłaszczyła sobie jego bohatera, ale zrobiła z niego Pottera nie zapominając przy tym o sowitych tantiemach. Na szczęście o skandalicznej kradzieży dowiedział się Prezes, który nie pozwolił skrzywdzić początkującego autora z Polski. W całym kraju doszło do wrzenia, Przez miasta przetoczyły się demonstracje, przemarsze z pochodniami, wieńcami, słoikami itd.

WALDBURG26.08.2013 23:36

@WALDBURG | 26.08 23:36

Bardzo twórcze rozwinięcie. Oby tak dalej.

MOTOTURYSTA27.08.2013 00:07

@RUHLA

Jeszcze bardziej lubiany???

Chyba nie chcè…

VIC-THOR27.08.2013 19:05

@VIC-THOR

Jak chcesz…

RUHLA27.08.2013 23:36

https://buksiak.salon24.pl/529455,o-tym-jak-prezes-na-szybie-moze-odmienic-czlowieczy-los

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Katoholizm i inne choroby (11)
  1. Wito pisze:

    przednie! Komentarze też zacne

  2. Pantryjota pisze:

    Wito,

    Stare, dobre czasy, gdy jeszcze mi się chciało i innym też.

Dodaj komentarz