Mięsożerstwo a chrześcijaństwo

Na jednym ze swoich znakomitych otwartych wykładów wspaniały znawca historii chrześcijaństwa dr Paweł Janiszewski z dezaprobatą komentował powszechne użycie przez wyznawców dumnie dominującego nam nurtu religijnego słowa „poganin”. Przypomniał, że jest to słowo nacechowane pogardą, a pierwotnie oznaczało wieśniaka, a nawet wsiura. Stwierdził, co wzbudziło wesołość sali, że równie wredne byłoby określenie chrześcijan pojęciem „bogożercy”.

Z pewnym opóźnieniem odtworzyłem sobie ów wykład zastanawiając się, dlaczego katolicy (protestanci nieco mniej, o czym za chwilę) z tak jawną wrogością odnoszą się do wegetarian. Najpierw przyszło mi do głowy, że chodzi o demonstrowany przez wegetarian szacunek do życia zwierząt, która to postawa budzi wesołość a nawet politowanie prawdziwych panów Ziemi, podporządkowujących ją sobie w imię rzekomych bożych nakazów. Którykolwiek z moich religijnych (mam takich) znajomych, gdy dowiadywał się, że kilkanaście lat temu porzuciłem jedzenie mięsa (którą to czynność obecnie bardziej skłonny jestem nazywać jedzeniem padliny),  zaczynał znacząco przewracać oczami, chrząkać jak na widok kogoś ułomnego, a w najlepszych przypadkach żartować, że jakoś po mnie tego nie widać. Znawców – jeśli są tacy na forum Pantryjoty – zapytuję na wszelki wypadek: co powinno wyróżniać z wyglądu wegetarianina?

Dziś w radiu TOK FM wysłuchałem arcyzręcznego felietonu inspirowanego wylądowaniem pewnego białego wafelka w kieszeni pechowego nastolatka. Autor – nie wyczułem w jego wypowiedzi złośliwości, raczej skrajny racjonalizm – snuł rozważania, jak to część świata uznaje poddaną obróbce termicznej kompozycję wody i mąki za ciało swojego boga, o ile  produkt ten zostanie poddany szczegółowej obróbce, opis której, zawarty w licznych księgach, felietoniście kojarzył się z literaturą fantasy.

I olśniło mnie. Ciało tegoż boga to przecież, choć brzmi to paradoksalnie, właśnie mięso. Niektórzy naprawdę w to wierzą. A przecież teoretycznie dla wegetarian jedzenie mięsa jest niedopuszczalne. Z punktu widzenia co bardziej doktrynalnych katolików wegetarianin to po prostu potencjalny buntownik, który z jakichś durnowatych względów nagle może powiedzieć: nie, tego jeść nie będę.

Mniejszy problem z wegetarianizmem mają protestanci. Dla nich bowiem tzw. hostia to jedynie symbol ciała boga. Zręczny ten manewr intelektualny powoduje mniejsze napięcie wywołane dręczącym dysonansem, który jest udziałem wszystkich nakłanianych do wierzenia, że czysto roślinny produkt jest w rzeczywistości czymś innym.

Jeśli moje powyższe rozważania zawierają jakiś istotny błąd, bardzo proszę o stosowne pouczenie mnie. Najbardziej wiarygodne będzie pochodzić od wegetarianina, który uczestniczy w katolickich obrzędach.

Niezależnie od wszystkiego ślę pozdrowienia do wszystkich wegetarian, jedzącym mięso zaś przypominam, że dieta ta jest w dobrze udokumentowany sposób szkodliwa. Ale nic to. Najważniejsze są moje uspokajające zapewnienia, że produkty pochodzenia roślinnego są naprawdę przepyszne.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Pantryjota pisze:

    Jest tu na forum kilka osób, które nie jedzą mięsa, więc być może doczekasz się odpowiedzi, bo wpis z pewnością na to zasługuje. Ja nie jestem kompetentny, ale za to miałem dziadka Jest też tutaj co najmniej jedna protestantka, ale coś się ostatnio nie udziela. Za to niejaki Owanuta, jak już przeszedł na Judaizm, to bardzo wkurzali go na lotnisku buddyści, którzy – jak twierdził – wszystkim wciskają te swoje wegetariańskie ciasteczka 🙂

  2. Pantryjota pisze:

    I jeszcze wykładnia w sprawie hostii:

    https://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,25380834,episkopat-o-aferze-z-hostia-w-belchatowie-kontrowersyjny-ksiadz.html#s=BoxOpImg10

    Ciało w postaci chleba 🙂
    Dobrze, że nie w postaci bułki przez bibułkę 🙂

  3. noctorama pisze:

    Jestem wegetarianką, i czuję się pozdrowiona:) Miło, że wzmianka o wegetarianizmie, pojawiła się na tym forum. Co prawda niejako wśród tylu tematów, jeszcze nigdy wegetarianizm nie pojawił się w nagłówku, tym razem ponownie „mięsożerstwo” na prowadzeniu, i to nawet w pozycji dominującej. Wyprzedziło w ustawieniu nawet chrześcijaństwo. Odżywianie się, jako pierwotna charakterystyka gatunku ludzkiego, w pojmowaniu żercy, niejako zdaje się być naturalną i dość naturalistyczną koleją przyczyn i stanu rzeczy.

  4. noctorama pisze:

    Większość wegetarian i vegan, zjada głównie warzywa w całości, zatem te czujące części (liście, korzenie) roślin też. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem poniekąd opierającym się na hipokryzji, nieco (według mnie) podobnym do hipokryzji jaki towarzyszy od zawsze tematyce religijnej, jak i tej dotyczącej samej istoty wiary. Lubimy utożsamiać się z tym, co nam pasuje, i stosować paradygmaty danej filozofii w sposób wybiórczy… Podobnie w kontekście bycia „eko”, w kontekście łącznym z byciem „wege”, lub nie, czyli kompleksowe podejście, ale nie tylko pod względem odżywiania. Należy wskazać tutaj kwestie takie jak: użytkowanie syntetycznych skór, wszelkich produktów, gdzie do ich wytworzenia użyto półproduktów, a więc kleje, farby, plastiki itp., metalowe wieczka, folijkowe przykrywki do kubków jogurtowych itp., sztucznych tkanin, nici, przędz, zastosowanie chemii, mazideł, tzw. „makeupów” , przyborów plastycznych, a już najgorsze są brokaty, i inne świecidełka plastikowe. Ponadto, trzymanie w domu zwierząt, użytkowanie na użytek człowieka drobiu, bydła i koni, ( w tym także pozyskiwanie z nich mleka, i jaj, ), jak i samo spożywanie np. nerkowców i bananów, których to pozyskiwanie wiąże się z wyzyskiem ludzi, a ich hodowla przyczynia się do przedwczesnych zgonów, i kalectwa ludzi, z uwagi na fakt procedur chemicznych jakim są poddawane przed podażą ich, jako produkty na rynek. Wszystkie produkty pakowane, puszkowane, metkowane itp.
    Takie materiały ulegają rozkładowi o wiele trudniej, i trwa to o wiele dłużej, więc w bilansie, jeśli nie są to np. buty z przędzy, tkaniny, czy nawet skóry zwierzęcej pozyskanej, niejako jako materiał wtórny, np., z martwego w naturalny sposób zwierzęcia, lub uśmierconego przez kogoś innego, to i tak niewiele ma to wspólnego z trwaniem w czystości ducha veganizmu. Buty z pieczarek, czy skóry ananasa, czy przędzy konopnej kosztują krocie, i są trudno dostępne, nie sprawdzają się w naszym klimacie też.
    Jednakże, pragnę wyrazić moją wielką aprobatę, dla zjawiska ograniczania spożywania mięsa, a tym samym zmniejszania popytu na produkty odzwierzęce, których to produkcja wiąże się okrutnym traktowaniem naszych ” „braci” i sióstr mniejszych „, a także straszliwym cierpieniom, jakie te istoty doświadczają podczas swojego marnego żywota w niewoli ludzkiej.
    Rośliny też cierpią, poddawane są podobnie jak zwierzęta m.in. inżynierii genetycznej, sztucznemu pędzeniu, ponadto odczuwają śmierć i cierpienie istot, nie tylko tych blisko siebie, tęsknią. Niektóre gatunki komunikują się poprzez glebę, i to na odległość kilku kilometrów, a system korzeniowy roślin, podobno według niektórych naukowców, można porównać do systemu nerwowego człowieka.

  5. Pantryjota pisze:

    noctorama,

    To co wypada w końcu jeść, żeby nie umrzeć z głodu?

  6. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Człowiek jest wszystkożerny. Zresztą świnia też. Najlepsza dieta to taka, którą lubisz. Zwykle nie szkodzi za bardzo, ale i tak życie jest chorobą śmiertelną, bo jakoś każdy umiera.

    Co do pozyskiwania jedzenia, to niestey każda postać substancji odżywczych jest obarczona bagażem cierpienia czy to roślin, czy zwierząt, więc weganie nie są w tym wypadku zbyt uprzywilejowani. Po prostu ich pożywienie ani uciec nie może ani zaprotestować. Trafnie opisała to noctorama. Z punktu widzenia energetycznego rośliny są wydajniejsze, bo zwierzęta najpierw karmione są roślinami i na tym etapie marnuje się sporo energii (na 1 kg wołowiny zużywa się 12 kg paszy z roślin), a zużycie wody to już katastrofa 14,5 TONY wody. Co prawda świni potrzeba mniej (wody także), ale bilans jest zawsze ujemny.

  7. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Hurra !! mam w sobie jednak krztynę człowieczeństwa 🙂

  8. ViC-Thor pisze:

    Kfiatushek,

    W takim razie nawet kamienie posiadają uczucia.

    Tak się zastanawiam czy mogę bez wyrzutów sumienia chodzić po trawie i jeździć po asfalcie.
    Oddychając zabijam mikroorganizmy – pływając na morzach i oceanach zabijam takie małe stworzonka i tyle uczuć idzie w pis-tu.

    Czuję się jak milionowy morderca, prawie jak Dolfik Hitler z pewną niewielką różnicą.
    Nic tylko się wyhuśtać.

  9. ViC-Thor pisze:

    Pantryjota,

    Ale tylko krztynę
    ;))

Dodaj komentarz