Ponieważ mam trochę zajęć innego typu niż pisanie na własnym portalu, pełnymi garściami korzystam ze swojego istniejącego w przepastnych archiwach dorobku. Dziś znów zabierze głos Ruhla, funkcjonariuszka służb tajnych, widnych i dwupłciowych. Postać jak najbardziej prawdziwa, mająca swoją „kartotekę” w szufladach IPN, choć oczywiście nie pod takim kryptonimem. Osoba zasłużona dla ochrony państwa, w dodatku z urzędu, co nieczęsto jest udziałem płci pięknej, do jakiej Ruhla z pewnością wciąż się zalicza.
A gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć jak wyglądała zanim została ukryta i zanim usunęła prawie wszystkie swoje wpisy – służę uprzejmie:
12.12.2012 Ruhla
Bohater bez precedensu
W związku z faktem, że wczoraj założyłam nowe lubczasopismo pod obiecującym tytułem „Dla Polaków” : https://lubczasopismo.salon24.pl/Nasi/
Nie mogę przejść obojętnie nad rocznicowym wywiadem pewnego Polaka z dziada pradziada i mamy sanitariuszki, która prawie wzięła udział w Powstaniu. To chyba właśnie tradycje rodzinne spowodowały, że Jarosław Kaczyński został „prawie” internowany. Ten niewielkiego wzrostu, ale wielki duchem Polak, po raz kolejny udowadnia nam, jak wielkim opozycjonistą był. Do znanej już wcześniej historii o tym, jak przespał ogłoszenie stanu wojennego, dokłada dalsze, wstrząsające szczegóły:
„Dowiedziałem się od rodziców, że była po mnie ekipa z SB. No i następnego dnia mnie zwinęli. Byłem spakowany i przygotowany na ucieczkę, czekałem z wyjściem z domu, aż skończy się godzina policyjna. Zjawili się jednak przed 6 rano i zabrali do MSW. Pamiętam, że zawieźli mnie na wysokie piętro i jakiś facet dość uprzejmie próbował mnie przesłuchać. (…) Wieczorem mnie wypuścili i było to dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem. Nie ukrywam, że nieprzyjemnym, bo przecież działałem cały czas. Uważałem zresztą, że jestem w sytuacji dużo gorszej niż internowani. Miałem absolutny imperatyw, że muszę działać, i sądziłem, że w efekcie pójdę siedzieć, co było gorsze od internowania – przekonuje.”
Jest jeszcze o tym, jak bohatersko udał się pod Hutę Warszawa, zapewne tramwajem, a także o poszukiwaniach Wałęsy, którego jednak nie znalazł. Myślę, że wywiad którego udzielił Jarosław Kaczyński w związku z rocznicą 13 Grudnia, już bez żadnych wątpliwości określa, kim jest ten facet. A skoro tak bardzo cierpi z powodu, że nie został internowany, to jeszcze nic straconego – wystarczy, że wywoła jakąś rewolucję na miarę powstania Solidarności i poprowadzi swoje żądne zemsty hufce na Belweder, a już odpowiednie służby się nim zajmą.
Tyle, że on może co najwyżej „zrewolucjonizować” handel osiedlowy, reklamując po raz kolejny jakąś sieć sklepów dla uboższych, do których jego brat w swoim czasie zwracał się po uważaniu. Inne rewolucje przeszły mu niestety nieodwracalnie koło nosa. A że nosa nie miał, no to teraz cierpi w imieniu milionów, co zresztą jest typową postawą każdego zbawiciela.
Jeszcze trochę się z nim pomęczymy, a potem będzie spokój.
Wiem, że wszyscy teraz piszą o tym wywiadzie, ale cóż poradzić, lubczasopismo zobowiązuje…
————
A tak na marginesie : Dr Bukowski wciąż przesyła mi propozycje publikacji swoich notek na moim nieczynnym blogu. Żeby na jeden…na wszystkie jakie zna. Niemal codziennie i na każdy temat. Iście harcerska wytrwałość, biorąc pod uwagę, że nazbierała się już tego ponad setka, choć reakcji żadnej z mojej strony nie ma.
I jeszcze coś:
Właśnie zauważyłem, że mamy już (a może dopiero ?) ponad 20 tys. wejść na portal. Niby nic, a cieszy, zważywszy na jego niszowatość i elitarny charakter.
„On natchniony i młody był
ich – nie policzyłby nikt….”
autor: JK (!)
estimado,
To o bracie ? :))
JK to autor „Murów”, pieśni o śpiewaku, którego pieśń porwała tłumy do burzenia murów i wyrywania krat.
Mamy takiego śpiewaka… i inicjały też się zgadzają:
Ale się facet nie może przebić przez Mur Zmowy.
Co pisze Ruhla,
dotyczy Ciuhla
jakich niewielu,
więc, Przyjacielu,
chodźmy na Fuhla 🙂
PiSownia dla maskirowki, proszę nie poprawiać.
estimado,
Co prawda doceniam „wkład” Kaczmarskiego, ale jakoś nigdy mnie specjalnie nie porywał, ten australijski bard.
Podobnie zresztą jak Wysocki, który w dodatku zupełnie nie umiał grac na gitarze.
No ale podobno nie o to chodzi w przypadku bardów, więc się nie czepiam.
Ale jeśli już, to zdecydowanie wolę np Okudżawę.
Mam też znajomego barda z Białorusi, ale mieszka w Polsce, jak znajdę linka, to wkleję.
Gorzej będzie jak po tym zajeżdzie na Belweder tymi służbami które się zajmą tym wielkim opozycjonistom będą służby medyczne zakładu psychiatrycznego z Tworek
Zbyniek,
To będzie właśnie najlepiej :))
Wikt i opierunek zapewniony do końca i nawet jeden dzień dłużej, jak Owsiak się dorzuci.
Ja akurat wielce sobie cenię tych bardów, od których się dystansujesz, choć i dla Okudżawy (i wielu innych jeszcze) mam spory sentyment. Walory wirtuozerskie rzadko idą w parze z mocą słowa i odwrotnie. Czego dowodzą również Twoi ulubieni gitarzyści, z tekstami – zwłaszcza jeśli one ich własne są – od beznadziejnych do ledwo-ledwo takich sobie. I każdy szuka tam, gdzie znajduje, czego szuka.
.
Mniejsza o to, czymś trzeba się różnić. I o to się nie pogryziemy, choć trudno nam będzie zmontować wspólne kółko zainteresowań.
.
Ale odpowiadasz mi zupełnie obok tematu.
.
Po pierwsze, wszędzie są bardowie (to pojęcie o kilku różnych znaczeniach(, gitarzyści, futboliści i inni tacy. Pisałem Ci już – mnie na stare lata interesują już tylko niektórzy z każdej z tych grup. Jeżeli ten Twój bard wyróżnia się tylko tym, że jest z Białorusi, a mieszka w Polsce, to nie jestem przesadnie zaciekawiony.
.
Po drugie i główne, mowa tu była o Kaczyńskim, i to jemu chciałem włożyć w usta pieśń porywającą tłumy do rewolucji, w duchu tekstu Ruhli, który komentowałem. Kaczmarski podsunął mi tylko kawałek materiału na łatkę do przyszycia Kaczyńskiemu.
.
Wygląda na to, że muszę pisać bardziej precyzyjnie, o co mi chodzi, bo inaczej nam się wątek rozjeżdża…
.
estimado,
A mnie się wydawało, że komentarz niekoniecznie musi precyzyjnie wstrzeliwać się w myśl „interlokutora”. Choćby dlatego, żeby nie dreptać w miejscu.
Co do „mojego” barda, to nazywa się Aleksandr Slepakow i śpiewał m.innym balladę o klonie do słów Jesienina w jednej ze scen filmu ” Chłopaki nie płaczą”.
Tu o tym ktoś wspomina:
https://www.filmweb.pl/film/Ch%C5%82opaki+nie+p%C5%82acz%C4%85-2000-843/discussion/Poszukuje+tytu%C5%82u+a+raczej+linka+do+piosenki+z+ko%C5%84cu+filmu+gdzie+kole%C5%9B+gra+na+gitarze+w+restauracji,,1731126
Tego wykonania „luzem” nie znalazłem, ale za to mam inne:
estimado,
I żeby zakończyć temat, stara informacja o jego koncercie.
https://lodz.naszemiasto.pl/imprezy/koncert-ballady-i-romanse-rosyjskie-spiew-i-gitara,116427,t,id.html
Nie wiem co robi teraz, ale mogę zadzwonić do jego kobiety i się dowiedzieć, gdyby to kogoś interesowało.
Kobieta wykłada na UW, jest doktorem filologii.
Bardzo sympatyczna.
Właśnie sobie pomyślałem, że mógłbym zaprosić ją do pisania tutaj.
W końcu „Katedra Studiów Interkulturowych” to brzmi dumnie :))
Tyle, że nie jestem pewien, czy byłoby wielu zainteresowanych dajmy na to ” metafizyczną emigracją Mariny Cwietajewej” …
A skoro o Cwietajewej wspomniałem, na dobranoc też wielka artystka:
https://www.youtube.com/watch?v=11oKAHqHQiM
Jestem wielkim fanem dygresji, niechby i wielopiętrowych. Jednak kiedy „respons” pozostaje bez większego związku z „zaśpiewem”, na początek powstaje dezorientacja – świadoma dygresja cz przykry brak zrozumienia? Warto dodać słówko rzucające trochę światła na to mroczne miejsce….
Dla ścisłości, jeśli wziąć współczesne nam znaczenia,:
Bard, nawet w mocno rozluźnionym sensie, to autor śpiewający własne piosenki, i to takie, w których warstwa tekstu ma znaczenie istotniejsze niż muzyka, zarówno dla artysty, jak i jego odbiorców. Plus minus śpiewający poeta.
Bard w węższym sensie to ktoś dużo „znaczniejszy wagowo”, kto dodatkowo ma istotne oddziaływanie co najmniej na znaczącą część swojej generacji, przez treść swego tekstu, własną charyzmę i inne takie. Powiedzmy, jak wieszcz wśród poetów.
W odróżnieniu od powyższych, facetów śpiewających piosenki do cudzych tekstów, nawet z takich firm jak Tuwim czy Cwietajewa, zwykło się nazywać piosenkarzami. Ambitniejszymi lub mniej. Ewa Demarczyk to niewątpliwie jedna z najlepszych wśród piosenkarek. Z bardami nie miała i nie ma nic wspólnego.
Bywa, niezbyt często, ale jednak, że ktoś będący bardem włącza się w różne przedsięwzięcia artystyczne oparte na cudzym tekście. Czyli śpiewa cudze teksty jak piosenkarz. Ale i wtedy nie chodzi mu tylko o sposób na przeżycie i też nie śpiewa tekstów muzyki pop lub podobnej. Wnosi w to własną charyzmę i pozycję i w ten sposób dodatkowo markuje i wzmacnia to, co niosą same teksty.
Bywa też, że bard wyraża się w formule muzyki rockowej, i wtedy zwykło się określać go mianem rock-poety albo rock-barda. Jak Jurij Szewczuk z DDT.
Po powyższym wyjaśnieniu pojęć idę posłuchać piosenki 🙂
Marina Cwietajewa
БАБУШКЕ
Продолговатый и твердый овал,
Черного платья раструбы…
Юная бабушка! Кто целовал
Ваши надменные губы?
Руки, которые в залах дворца
Вальсы Шопена играли…
По сторонам ледяного лица
Локоны, в виде спирали.
Темный, прямой и взыскательный взгляд.
Взгляд, к обороне готовый.
Юные женщины так не глядят.
Юная бабушка, кто вы?
Сколько возможностей вы унесли,
И невозможностей – сколько? –
В ненасытимую прорву земли,
Двадцатилетняя полька!
День был невинен, и ветер был свеж.
Темные звезды погасли.
– Бабушка! – Этот жестокий мятеж
В сердце моем – не от вас ли?..
Piękny tekst i piękne wykonanie. Dwie odrębne rzeczy, choć fajnie, że się zeszły razem. Cwietajewej mam sporo. Achmatowej też, po naszemu i po ichniemu. Zaglądam, na ile czas pozwoli, ale koneserem nie jestem. Już trochę więcej o Brodskim mogę pogadać, a co najmniej poczytać z jakim takim zrozumieniem. Ale do bardów – Wysockiego, Okudżawy, Galicza, Gorodnickiego, Aleszkowskiego… – jednak mi bliżej. Nie to, że cenię wyżej. Tyle i tylko tyle, że mi bliżej.
Żadnych nagrań etc. śpiewającego małżonka Twojej Pani Literaturoznawczyni w sieci nie znalazłem. Jest facet o tym nazwisku, imieniem Siemion, ale z Polską go chyba niewiele łączy.
P.S. Oho, widzę, że w polu oznaczającym Twoje otwarte karty pojawił się biało-czerwony obrazek. Zaraz sprawdzę, czy wskoczy mi też na listwę zakładek…
estimado,
Zaraz wychodzę, więc tylko mały cytat, w którym wymieniony jest Aleksandr, jako jeden z dwóch ważnych i żyjących w Polsce artystów związanych z kulturą rosyjską, zwracam uwagę na zacne towarzystwo:
„Należy pamiętać, że rosyjska poezja w Polsce i o Polsce to wielu wybitnych rosyjskich twórców tworzących na emigracji, którzy na pewien czas związali swoje losy z międzywojenna Polską (najbardziej znani to Zinaida Gippius i Aleksandr Wertyński), ale i liczni poeci pochodzenia rosyjskiego – przedstawicieli mniejszości rosyjskiej i społeczności „rosyjskojęzycznej”, którzy tworzyli i tworzą w Polsce. Do najbardziej znanych należą: Lew Gomulickij, Aleksandr Kondratiew, Jerzy Klinger, Konstantin Olenin, Jewgienii Wadimow, Siergiej Naljancz (Szowgienow), Gieorgii Sorgonin (Jerzy Sorgonin – Rozwadowski), Wasilii Kocznow, Walerian Mackiewicz, Anatoli Zankiewicz, czy też żyjący obecnie jak choćby Igor Sławicz, Aleksandr Ślepakow, … .
Link:
https://www.bialystok.pl/154-szczegoly-aktualnosci/newsid/1932/default.aspx
A to sylwetka „literturoznawczyni” :
https://portal.uw.edu.pl/web/katedra-studiow-interkulturowych-europy-srodkowo-wschodniej/janczuk-elena
Co do znaczka, to bóbr byłby kompletnie nieczytelny, więc dałem po prostu literę P w pantryjotycznych barwach.
Pozdrawiam i dziękuję za nadzwyczajną aktywność.
Tzn dziękuję w tym sensie, że proszę o jeszcze :))
P.
Dla postawienia kropki nad „i” w sprawie znaczenia, jakie ma autorstwo tekstu śpiewanej pieśni, przytoczę taką oto własną balladę dziadowską sprzed tuzina lat:
Ballada dziadowska
o Wani z Petersburga
W Pitrze nad Newą, rosyjskim mieście,
zwanym też grodem Lenina,
lat temu dobrze już ponad dwieście
żył w biedzie aktorzyna.
Żył, a prócz niego żyła caryca,
okropne dość czupiradło,
lecz się nią każdy musiał zachwycać.
Żyła zaś… z kim popadło.
W dzień dwór był, w nocy zaś dom publiczny,
a na niezdrowy jej zapał
raz się wśród innych gachów rozlicznych
i Poniatowski załapał.
Lecz nie o królu Stasiu dziś śpiewka,
nie o nim dzisiaj ballada,
a o carycy, co była dziewka
o nader luźnych zasadach.
I o aktora tego talencie,
o którym jest w pierwszej strofie,
co jej obniżał nieraz napięcie
w jej buduarze na sofie.
Raz Katarzyna, bo tak jej było,
wezwała swego lokaja:
Chcę dziś z Cezarem uprawiać miłość,
inaczej – wisisz za jaja!
Na szczęście lokaj znaleźć był w stanie
gdzieś w slumsach kumpla – artystę
i rzekł: Iwanie, załóż przebranie,
bo dziś w pałacu masz występ.
Iwan zaś dzielnie swej roli sprostał.
Dobrze się spisał z kobitą,
więc rano lokaj od pani dostał
gratyfikację sowitą.
Z tej zaś kumplowi odpalił procent
za wykonanie zadania.
A potem były kolejne noce
i coraz nowe przebrania:
A to Achilles, a to Herkules,
a to znów któryś faraon,
a każdy tulił carycę czule
(i nie sarkała, że mało…).
Z tłumu herosów, co przy kobicie
za sprawą Iwana legły,
dosłownie każdy w formy był szczycie
i w ars amandi był biegły.
Lokaj więc nigdy z ust jej lamentów
nie słyszał w chwili wypłaty,
aktor zaś się do apartamentu
przeniósł z ubogiej swej chaty.
Pieniądz nie śmierdzi nawet, gdy ruble
są wynagrodzeń walutą…
Iwan na złotym zaczął srać kuble
oraz odżywiać się suto.
I zaczął bywać, twarz pokazywać,
a to w tym fachu podstawa.
Aż przyszła wreszcie chwila szczęśliwa:
Największe role i sława.
On, co niedawno jeszcze był zerem,
dziś przy książęcych jadł stołach.
Uzyskał rozgłos, zrobił karierę
w tempie zawrotnym zgoła.
Sława Iwana, wielka już w kraju,
wnet i na dwór się doniosła.
Caryca rzekła: Wierny lokaju,
znów dzisiaj robisz za posła.
Noc chcę dziś spędzić z owym aktorem
Iwanem, co jest na topie.
Do komnat mi go sprowadź wieczorem.
Jak nie, to dupsko ci skopię.
Lokaj pomyślał: Łatwo zarobię
Wania tuż obok ma willę…
A gdy za chwilę do kumpla dobiegł,
Iwan przywitał go mile:
Cóż tu sprowadza mojego druha?
przy szklance czaju go spytał.
Znów Katarzynę musisz wyruchać.
Ot, suka wciąż niewyżyta…
Nie problem, druhu, tylko mi poradź:
Jakie mam włożyć kostiumy?
Żadnych – Iwana chce mieć! Aktora!
Tylko nie pęknij mi z dumy!
Wania posmutniał i zwiesił głowę:
Ja?! Ja nie mogę z niewiastą…
Zanieś carycy moją odmowę.
Ja jestem pederastą!
Tutaj nadeszła pora wznieść toast,
a są powody niemałe:
Jakaż to była aktorska szkoła
i role jakież wspaniałe…
***
Po co właściwie wspominam sprawy
z grodu, gdzie rodził się Brodski?
Nie dla przebrzmiałej Iwana sławy
i nie dla gry w te klocki.
Jest, owszem, ważka tego przyczyna,
co współczesności dotyka.
Z jakichś powodów Lista wspomina
płytę aktora Bończyka.
Nie żeby Bończyk w szczególny sposób
in minus odstawał klasą,
lecz się nawinął zrządzeniem losu
tej tu balladzie za asumpt.
Stanął wszak temat aktorskiej pieśni.
Do tych nawiązać chcę treści.
Dlatego mogą odnieść współcześni
korzyść z tej opowieści.
Pieśni aktorskiej głębsze znaczenie
ktoś mi zrozumieć pozwolił,
tak zwąc aktora trudy na scenie:
„Śpiewanie… siłą woli”
Bo słowo własne jest słowem własnym
i gdy z autora ust padnie,
wierzę, choć głosik autor ma ciasny
i nie wygląda zbyt ładnie.
A aktor to jest fach specyficzny:
Kreuje siebie artysta.
Jaki jest sprawny, jaki jest śliczny.
Do tekstu zaś ma on dystans.
I mnie ten dystans lub wręcz dysonans
przeszkadza w tekstu odbiorze.
Widok aktorów przy mikrofonach
Sprawia, że jest mi gorzej…
Tak mam niestety i nie ma rady
jest coś w tym śpiewie, co sprawia,
że mnie aktorskie drażnią parady,
w tym sławny przegląd z Wrocławia.
Piękne dziewczęta czy piękni chłopcy
Tutaj znaczenia płeć nie ma.
Tekst pieśni staje się ciałem obcym
i się zaczyna ściema.
Ściemy nie lubię i udawania
występów w cudzym kostiumie,
jak aktor z Pitra imieniem Wania,
co bez przebrania nie umie.
P.S.
Nie twierdzę wcale, że w tej regule
nie ma wyjątku żadnego:
Ot – u Czyżyka szczerze i czule
brzmią pieśni z tekstem Brodskiego.
Ba, ale Czyżyk to sam poeta,
inne on z Brodskim ma więzi,
niż aktor – narcyz, autoesteta –
co dla poklasku rzęzi.
_____
* Czyżyk = Mirek Czyżykiewicz
estimado,
specjalnie zalogowałem się w firefoxie, żeby pogratulować.
Poemat o aktorze carycy Katarzyny i jego wcieleniach jest absolutnie genialny. Dawno się tak nie uśmiałem:)))
pozdrawiam
P.S.
W tym, że aktorzy często gęsto nie potrafią czytać, jest dużo prawdy.
Jestem amatorem powieści w odcinkach nadawanych w radiowej dwójce. Spotyka mnie tam jednak w ostatnim czasie więcej rozczarowań niż przyjemności. Chyba coraz mniej tam dobrych redaktorów i coraz więcej durniów, którzy podejmują, jak nietrudno się domyślić – korzystne finansowo decyzje w tych sprawach.
Tego, jak Radziwiłłowicz chrzani teraz „Lewą Wolną” Mackiewicza albo Globisz schrzanił „Martwe dusze” Gogola, nie da się już przebić. Dwójka schodzi na psy. To jest skandal. Jest mi z tego powodu bardz przykro. Są bowiem aktorzy, którzy potrafią czytać dobrą literaturę – Mariusz Benoit na przykład („Sprawa pułkownika Miasojedowa”) albo Wiktor Zborowski, który świetnie interpretował Hrabala „Obługiwałem angielskiego Króla”. Niestety mają tam także swoje poletka, działeczki i zaufanych redaktorów (-rki) „wybitni intelektualiści” klasy Ferencego albo Globisza, który nie tylko zarżnął Gogola, ale i „Transatlantyk” Gombrowicza.
To są głupcy z IQ poniżej 60 punktów, którzy nawet nie rzozumieją tego, co czytają.
Horror!
To są 2 schorzenia niestety czasem współwystępujące, jakby jednego nieszczęścia było za mało.
Ten „samocentryzm” graniczący z „samoerotyzmem”, o którym piszę ja – bez którego może nie da się być aktorem, ale którego nadmiar powoduje, że się jako aktor nie przekracza granicy marności, no może mierności.
I te przypadłości natury intelektualnej, o których piszesz Ty.
estimado,
Konsumenci masowej oferty kulturalnej nie mają na ogół pojęcia, czym jest aktorstwo i według jakich kryteriów powinno być oceniane. Wydaje im się, że wielcy aktorzy to twarze, które rozpoznają na ekranie. Ktoś, kto pokaże się parę razy w telewizji, staje się z miejsca ich idolem. Nie dociera do nich, że jest tylko rozpoznawalny jak sąsiad, którego spotykają codziennie na klatce schodowej. Może być młotem, bałwanem albo debilem, ale uszlachconym i dlatego dostarcza niezapomnianych wzruszeń każdemu, kto go rozpozna na ulicy. Koło mojego liceum mieszkał aktor Nalberczak. Kiedyś wpadł na mnie, kiedy wybiegał w ulewę na ulicę w samym tylko płaszczu kąpielowym z parasolem. Odprowadzał jakąś damę do przystanku. Dla mnie było to przeżycie artystyczne, wpadł na mnie Nalberczak, w klasie relacjonowałem je ze szczegółami, ale miałem wtedy 15 lat, więc się nie wstydzę.
Na początku lat 90. wystartowały w Polsce telenowele, z których największą popularność zdobyła sobie opera mydlana „Klan”. Występowali w niej z małymi wyjątkami aktorzy drugiego rzutu, którzy nawet na ulicy nie zwróciliby niczyjej uwagi, ale wtedy stali się prawie bez wyjątku gwiazdami. Wśród nich była niejaka Bursztynowicz, blondynka w średnim wieku, z którą utożsamiała się żeńska część widowni. W którymś z sondaży TVP uznaną ją pewnie z tego powodu za najlepszą aktorkę roku. Ukoronowaniem sukcesu miał być teledysk p. Bursztynowicz z piosenką „Przeklnę cię”, którą w latach 60. śpiewała z Łazuką Kwiatkowska. Już nie pamiętam, czy najlepsza aktorka roku śpiewała ze Stockingerem, ale jedno wiem na pewno. To było straszne, żałosne i przede wszystkim smutne widowisko. Autentycznie żal mi się tej pani zrobiło. Pod względem talentu i umiejętności aktorskich od Ireny Kwiatkowskiej dzieliła ją przepaść.
Zakładam, że wtedy dotarło to nawet do wspomnianych już wcześniej masowych konsumentów oferty kulturalnej.
cyrkulator,
W weekendowej GW jest wywiad z Danutą Stenką, mówi ona o tym, że aktor może udawać postać jaką gra, ale to raczej słabe jest, albo odszukać ją w sobie i z wydobytych z podświadomości cech budować tę postać, może to jest recepta na dobre aktorstwo?
cyrkulator,
To ciekawe co piszesz, bo ja Nalberczaka kojarzę z Marymontu, gdzie dość często na niego wpadałem idąc do szkoły podstawowej na ulicę Rudzką. Nawet chyba jakoś się udzielał w tej szkole, ale byłem za mały, żeby to dobrze pamiętać.
Za to pracując potem dokładnie w tym samym rejonie, permanentnie spotykałem w windzie a to Gajosa, a to Pokorę i nie chwaląc się, kilka razy nawet sobie porozmawialiśmy, co dobrze świadczy o stosunku inteligencji z tamtych czasów do klasy robotniczej.
A w ub. roku spotkałem przy kiosku Ruchu aktora Bończaka, którego bardzo sobie cenię. Był ubrany w długi, czarny skórzany płaszcz i kupował jakąś gazetę, ale nie zauważyłem jaką.
I żeby zamknąć temat wspominkowy, to jeszcze dodam, że mama chodziła w liceum do klasy z Zapasiewiczem i nawet trochę się kolegowali, no ale potem zjawił się mój tata :))
A mama Zapasiewicza uczyła w tej szkole matematyki.
A, bym zapomniał, znam jeszcze dwie aktorki osobiście, ale nie chcę się chwalić :))
Sam też mam niewątpliwy talent w tym kierunku, więc jak kiedyś nakręcę film jako reżyser i scenarzysta, to też obsadzę się w jednej z ról, choć niekoniecznie głównej.
krawcowa,
Z tym, że nie każdy aktor ma podświadomość, więc skąd miałby to coś wydobyć ? :))
Pantryjota,
Może skąd Ty holenderskiego rocka?
Z wykopalisk 😛
Czego się kurna czepiasz holenderskiego rocka ?
Wolisz niemiecki ?
Proszę bardzo :))
krawcowa,
Pierwszych kilku płyt Scorpionsów zawsze słucham z przyjemnością.
Grali czasem trochę jak Wishbone Ash, oto przykład:
i ci drudzy, ale nie musisz sobie kliknąć linka:
https://www.youtube.com/watch?v=yVFoz0xjjio
Ale bonus jest taki, że możesz mnie zobaczyć na tym filmie :))
Choć nie na scenie.
krawcowa,
dobry aktor musi mieć charyzmę. O nic innego nie chodzi, możesz mi wierzyć:))
Irena Kwiatkowska ją miała, a Barbara Bursztynowicz do tej pory jej nie ma. Żadne rady z weekendowego wydania GW tego nie zmienią.
pozdrawiam
Pantryjota,
Nalberczak mieszkał w eleganckiej kamienicy na rogu Al. Niepodległości i Ursynowskiej.
A jeśli chodzi o aktorki, to powiem jedno – zawsze na mnie leciały. Takie szczęście miałem do nich. Podobałem się im widać. Przyciągałem je? Sam nie wiem. Musiałbyś je zapytać. Inicjację erotyczną zawdzięczam pewnej aktorce, która potem grała w filmie nagrodzonym Oscarem. Nawet miałem się żenić z jedną (ale nie z tą) i do dzisiaj zadowolony jestem z tego, że do ślubu jednak nie doszło:)))
cyrkulator,
Może miał jakąś rodzinę na Marymoncie, albo prowadził kółko teatralne w mojej szkole. Tobie też Nalberczak przypominał Bronsona ?
Na mnie tylko jedna leciała, co prawda tylko raz, ale była bardzo pijana, a ponieważ ja nie piję, do niczego nie doszło. Co ciekawe, wszystkie puste butelki trzymała pod łóżkiem, a te, które tam się nie mieściły – na balkonie. Na balkonie mieszkał też pies,który nie był wyprowadzany za potrzebą, co powodowało protesty sąsiadów z sąsiednich balkonów, gdyż było to mieszkanie w wieżowcu.
Ot, taka artystyczna bohema :))
Ale dziś podobno nie pije i z tej okazji czasem udziela wywiadów.
Ale żeby było jasne, to nie ta, co ostatnio wydała książkę :))
cyrkulator,
Masz nade mną tę przewagę, że wiesz kto to B Bursztynowicz, ale pozwolę się z Tobą nie zgodzić, charyzma to za mało, żeby grana postać była autentyczna 🙂
krawcowa,
To jest nas już dwoje, bo ja też pojęcia nie mam, co to za Bursztynowicz :))
No i co z tą Bursztynowicz, boście mnie zaciekawili i zamilkli. Żydówka jakaś pewnie, ale co konkretnie do niej macie – z Nalberczakiem sypiała?
estimado,
My jej nie znamy, zapytaj Cyrkulatora, on na pewno wie 😉
krawcowa,
Cyrkulator to chodząca skarbnica wiedzy na niemal każdy temat :))
A skoro o Nalberczaku mowa, to pozwolę sobie przypomnieć klasykę: