Polak ekolog


Najwięcej w Polsce swego czasu było lekarzy, bo był nim co najmniej co drugi Polak. Znają się na wszelkich dolegliwościach i bez standardowych i specjalistycznych badań potrafią zdiagnozować nawet najbardziej ukryte i rzadkie schorzenie. To kwestia wprawy i poleganie na doświadczeniu pokoleń rodzinnych i okolicznych znachorów i innych czarowników. Teraz najwięcej jest ekologów bo czasy się zmieniają i klimat się zmienia. Kłapią dziobami na temat czystości powietrza, w międzyczasie dokładając opony lub inne tworzywa sztuczne do pieców i piecyków w swoich domach. Usprawiedliwiają swoje sumienia że cóż to od jednej butelki czy opony rowerowej nie zanieczyszczą atmosfery. Ich piece i piecyki przecież bardzo dobrze funkcjonują i bardzo dobrze spalają to nikomu niepotrzebne badziewie. Przecież powietrze najbardziej trują elektrownie, to wszyscy wiedzą bo tam spala się węgiel dziesiątkami, a nawet setkami ton na godzinę. Cóż więc może znaczyć jedna czy kilka butelek po płynie do naczyń lub szamponie. Jak wieczorową porą wybiorę się na spacer to oddychać nie ma czym bo smród palonych opon i plastikowego opału wdziera się do płuc. Zresztą to nie tylko czuć ale i widać te kłęby czarnego smolistego dymu walące z kominów domków jednorodzinnych. Oni oszczędzają na węglu i u nich w domu nie czuć tego smrodu. Tej zimy już wielokrotnie media donosiły o smogu który wielokrotnie wisiał nad Krakowem trując, to właśnie mieszkańcy Krakowa truli się nawzajem. Co tam zresztą Kraków, przecież każde miasteczko w każdym zakątku Polski ma to samo. Wybawieniem jest tylko wietrzna pogoda która potrafi zatrzeć ślady występków. Jak zaczynają się dyskusje o zanieczyszczeniu powietrza to ekolodzy natychmiast wskazują wielki przemysł, a przede wszystkim energetykę. To oni są trucicielami mówią, a to przecież nieprawda. Truć się już po prostu nie da. Dlaczego? Bo kominy są tak opomiarowane że nic się nie przeciśnie nie zauważone. Mało tego, serwery i oprogramowanie systemu komputerowego zbiera dane nie tylko o stężeniu, i ale aktualnej emisji, zliczając i bilansując na koniec roku całkowitą emisję poszczególnych mierzonych emitowanych substancji, porównuje je względem pozwoleń zintegrowanych. Odstępstwa , to znaczy przekroczenia są dotkliwie karane i żadnej firmie naprawdę nie opłaca się truć. Inaczej jest z emisjami z domków i pojedynczych kominów. Takim ekologom taki rodzaj paliwa się po prostu opłaca. Po pierwsze jest bezpłatne, nie zwiększa masy śmieci za które trzeba płacić firmie która wywozi śmieci. Po drugie jest dostępne wszędzie, bo wszędzie walają się butelki plastikowe i inne wyroby z tworzyw sztucznych. Po trzecie odpady z tworzyw sztucznych mają bardzo dużą wartość energetyczną przy której węgiel wysiada. To że się przy okazji truje sąsiadów to pikuś, oni wdychają to samo i trucie jest wzajemne. Czy jest jakaś rada na to? Jest oczywiście, ale kontrole i kary nic nie dadzą. Jedynym sposobem to spowodowanie by ludzi było stać na węgiel i inne mniej szkodliwe paliwa. Ktoś kto musi zrezygnować z lekarstw lub chleba by zakupić węgiel czy pelety nie zrezygnuje z lekarstw, ale będzie palił czym popadnie. To by było na tyle w tym temacie. Ogólnie u nas w kraju są tylko dwa rodzaje śmieci: palne i niepalne.

Nic szczególnego

Kategoria: Bracia mniejsi, przyroda (4)
  1. Jacek pisze:

    „Mosz recht”. Z tym, że palne dzielą się na dwa podgatunki; – na palne w dzień i palne w nocy.

  2. McQuriosum pisze:

    mnie zastanawia coś takiego: dlaczego za „komuny” na moim osiedlu nie śmierdziało tak, jak śmierdzi teraz, pomimo tego, że opał za tamtych czasów był równie drogi jak i teraz, a ponadto jeszcze relatywnie trudny do zdobycia. Czy to świadomość proekologiczna Suwerena w czasach słusznie minionych była wyższa, czy też Uchwały Plenum KC PZPR o niedymieniu skutkowały tym, że obiektywnie zadymiania nie czułem, lub też może jeszcze cos innego?
    Ktoś, coś???

  3. Wito pisze:

    Już wyjaśniam, wyjaśnienie jest niestety proste. W PRL nie było tyle odpadów plastikowych. Ser żółty i (bardzo) ewentualnie kiełbasę kupowaliśmy zawinięte w papier, Ptyś i Mazowszanka były w butelkach szklanych. Chleb w ogóle nie był pakowany. W moim domu kosz na śmieci wyłożony był gazetą, a napełnianie go trwało kilka dni. Zakupowych toreb foliowych prawie nie było.

  4. Quartz pisze:

    Wito,

    Tia…teraz jest „nowocześniej”. Butelki plastikowe najłatwiej znaleźć w lesie lub przy drodze.

  5. McQuriosum pisze:

    Kochanii moi,
    brałem to pod uwagę, widzę jednak ile worków z przesegregowanymi odpadami plastikowymi wystawiają sąsiedzi z ulicy, więc żeby tak śmierdziało musieliby chyba extra dokupować plastik do palenia, to raczej coś innego…

  6. Quartz pisze:

    McQuriosum,

    Być może teraz są „nowocześniejsze” tworzywa. Inny skład w postaci plastyfikatorów i innego domieszkowanego badziewia. Za „naszych czasów” nie było butelek PET.

Dodaj komentarz