Profesor i te doktory

Moi drodzy,

Dawno nie pisałem o zdrowiu mym, a mam przekonanie graniczące z pewnością, że jest to temat niezwykle interesujący dla wielu  moich fanów, że o fankach nie wspomnę, choć przecież powinienem umieścić je na pierwszym miejscu. Jest bowiem kwestią niepodlegającą dyskusji, że Pantryś chorym będąc, więcej czasu poświęcać musi swojej obolałej osobie, zamiast społeczeństwu sensu largo, ze szczególnym uwzględnieniem zaglądających czynnie lub biernie na to forum.

Po tym krótkim wstępie spieszę przystąpić do meritum, czyli do mojej kolejnej przygody z ZUS, która to instytucja znów została obarczona przeze mnie wnioskiem o przyznanie renty, tym razem popartym nowymi badaniami mojego biednego kręgosłupa i nie mniej zużytego stawu barkowego z przyległościami. Jak pisałem kilka miesięcy temu, badania wypadły dość marnie, w tym sensie, że fachowcy sugerowali, że prawdopodobnie konieczna będzie operacja. A skoro tak i mój stan się pogorszył w stosunku do tego, w którym poszedłem na ostatnią komisję odwoławczą w styczniu i która – jak pamiętacie – rentę ową ostatecznie mi odebrała, pomyślałem sobie, że nie zaszkodzi znów o nią wystąpić, z uporem godnym maniaka i lepszej sprawy. Odczekałem więc swoje, czyli nieco ponad miesiąc i pojechałem w dobrze mi już znane miejsce na ulicy Senatorskiej w W-wie. Tym razem pani doktor orzecznik stwierdziła, że co prawda mam te nowe, gorsze wyniki, ale ona ma cyt. „związane ręce” bo ja już miałem niedawno komisję w drugiej zusowskiej instancji i ta orzekła, że – znów cytuję „nie jestem niezdolny do pracy”. Stwierdziła, że gdybym miał skierowanie na operację, to może byłoby jej łatwiej, a tak, to nawet gdyby uznała mnie za niezdolnego do pracy i godnego wsparcia rentowego, to jej kierowniczka z pewnością zakwestionowałaby to orzeczenie. W związku z powyższym oświadczyła,  że nie pozostaje jej nic innego, jak skierować mnie na konsultację do specjalisty ortopedy, oczywiście „firmowanego” przez ZUS. Tym razem czekałem nieco krócej i 3 dni temu pojechałem w jeszcze inne, zupełnie dla mnie nowe miejsce, gdzie zostałem „skonsultowany” w taki sposób, że postanowiłem to opisać na forum publicznym, choć nie jestem do końca przekonany, czy moje forum ma taki charakter, skoro na stronie głównej jest napisane jak wół, że to portal prywatny. No ale to szczegóły „techniczne” a mnie aż świerzbi, żeby się podzielić wrażeniami, więc się dzielę o tak późnej porze, bo jutro będę przez większość dnia zajęty.

Wizyta trwała około pół godziny, z czego „badanie” jakieś 5 minut i o nim napomknę nieco później.  W pozostałym czasie próbowałem co i raz  wyprzeć ze świadomości przeświadczenie, że człowiek z którym rozmawiam, zdecydowanie nie powinien zajmować się konsultowaniem przypadków chorobowych, a raczej sam powinien poddać się leczeniu, tym bardziej, że jak sam stwierdził cyt. „ledwo łazi, ale łazi”. Z tym, że w jego przypadku to leczenie mogłoby słabo skutkować, gdyż mając 85 lat, trudno liczyć na cud, nawet będąc byłym sportowcem, o czym też zostałem niejako przy okazji poinformowany.

Zanim jeszcze na dobre zaczęła się ta konsultacja, starszy pan oświadczył, że jest profesorem ortopedii i że nie ma nic wspólnego z ZUS. Od razu chciałem zapytać, co w takim razie robi w tym pokoju, ale sam mnie poinformował, że jest prostu wynajęty przez tę instytucję do konsultowania, oczywiście z pozycji swego profesorskiego autorytetu. Coś chyba jest na rzeczy, bo nieco później był łaskaw stwierdzić, że – znów będę cytował – „poświęca mi swój prywatny czas”.  Ponownie aż mnie język zaświerzbił w kwestii wyrażenia w jakiś mniej lub bardziej oględny sposób mojej ogromnej wdzięczności, ale szybko przypomniałem sobie „Młodą lekarkę” i koperty pozostawiane przez pacjentów na parapecie i odpuściłem.

Na stole u pana profesora leżała moja bardzo gruba teczka z wynikami wszystkich badań, w tym skserowane ostatnie wizyty u specjalistów w Stocerze, rezonanse, rentgeny itp. Nie omieszkałem wskazać na teczkę i poinformować o jej zawartości, ale jego osobliwość profesor rzekł był co następuje i znów zacytuję „te doktory to się pewnie z moich książek uczyły, a ja nie potrzebuję oglądać żadnych wyników, bo dla mnie podstawą jest rozmowa z pacjentem”. Pomyślałem więc sobie, że albo trafiłem na bardzo wybitnego fachowca, albo…

Przez dłuższy czas pan profesor plótł jakieś niestworzone banialuki np. o tym, że operacja to „pójście na wojnę” i ostateczność, aby w kolejnym wywodzie kwestionować sens leczenia zachowawczego i rehabilitacji, które to działania „nic nie dają”. Kiedy pokazałem mu, jakie leki przyjmowałem w okresie największego nasilenia dolegliwości bólowych, stwierdził, że „to bez sensu”. Niejako przy okazji wspomniał o swoim długoletnim pobycie na zachodzie i co najmniej 10 minut poświęcił na opowiadanie o przewagach tamtejszej służby zdrowia nad naszą i generalnie o tym, że tam chorzy mają lepiej, bo jak ktoś nie może chodzić po schodach, to mu windę  budują, nawet na zewnątrz budynku. Spytał, czy widziałem takie windy, nie wiedząc oczywiście, że rozmawia z kimś, kto zaczynał swoją karierę zawodową jako konserwator wind i 10 lat życia temu zawodowi poświęcił, przy okazji mocno nadwyrężając kręgosłup, już w bardzo młodym wieku. A jakby tego było mało, to naprawiałem te windy właśnie na Pradze, czyli tam, gdzie ma siedzibę ów ZUS, w którym przyjmuje dziadek ortopeda, 3 x pytający mnie o wiek w krótkich odstępach czasu i w niewiele dłuższych o to, czy jestem praworęczny, w kontekście uszkodzenia prawego barku.

Jednak najważniejszą kwestią było przecież, czy uznaje mnie za zdolnego do pracy. Otóż pan profesor stwierdził  (i to wiele razy) że nie może napisać, że nie jestem zdolny, gdyż w ten sposób by się skompromitował. „Pan jest przecież zdolny i pan o tym wie”. „Najgorsze, to pozostawić człowieka bez pracy”. Tego typu i podobne „złote myśli” waliły mnie jak nie przymierzając jakowymś obuchem i tylko od czasu do czasu powracała nadzieja, gdy pan profesor przyznawał, że co prawda jestem zdolny, ale nie do każdej pracy, bo oczywiste jest,  że nie mogę dźwigać, podnosić ciężarów itp. Na moją uwagę, że przez ostatnie 20 lat moja praca polegała właśnie w dużym stopniu na dźwiganiu i bez tego jej wykonywanie jest niemożliwe odparł, że przecież ZUS nie będzie mi szukał pracy. Spuściłem nos na kwintę, ale zaraz mnie pocieszył mówiąc, że mogę co prawda pracować, ale w warunkach „pracy chronionej”. W tym miejscu znów nastąpił wykład o tym, jak działa to na zachodzie i ja nie działa u nas. Dodatkowo stwierdził, że do tej pory ZUS wykazał się łaskawością, wypłacając mi tę rentę przez ponad 5 lat, a przecież są to „państwowe pieniądze”, więc jasne jest, że instytucji zależy na tym, żeby ich nie wypłacać. Kiedy wspomniałem, że miałem m.innymi 3 operacje przepukliny (a rozmowa trwała w czasie badania, gdy miałem zdjętą koszulę, to zainteresował się, czy w „linii białej” bo „jemu też tam coś tak odstaje” i był trochę rozczarowany, że w moim przypadku chodziło o pachwinową. Ale tego już rzecz jasna nie badał, bo spodni też nie zdejmowałem i w ogóle nie był badany kręgosłup lędźwiowy, z którym mam największe problemy, tylko szyjny, który wg pana profesora ma się doskonale, bo mogę odwrócić głowę w obie strony na boki.

Już miałem na języku stwierdzenie, że skoro on nie ma nic wspólnego z ZUS, to może by po prostu nie sugerował się dobrem państwa, tylko pacjenta, ale moja wizyta dobiegała już końca i pan profesor pouczył mnie, że nie powinienem wdawać się z nim w dyskusje, a właściwie to mi taką postawę po prostu odradził. Na pożegnanie powiedział „oni skontaktują się z panem, a ja napiszę to, co muszę”

Jakoś tak czuję w sobie, że przyślą mi kolejną odmowę, ale nie ze mną takie numery, gdyż w dniu dzisiejszym otrzymałem skierowanie do szpitala na operację i mam już wyznaczony termin: 02.2021.

Mam zamiar wykorzystać ten argument w kolejnym odwołaniu, tym razem pewnie do sądu, bo postawiłem walczyć do końca. Tym bardziej, że gdy ortopeda zobaczył dziś mój rentgen kręgosłupa, który sam zlecił, oglądając poprzednio rezonans, sam wystawił mi to skierowanie bez proszenia, choć poprzednio traktował to wyłącznie jako opcję. Krótko mówiąc, doszły nowe problemy i mam jeszcze skierowanie na tomografię stawów biodrowych.

Ale najważniejsze, że czuję się całkiem nieźle i dzięki temu mogę tutaj pisać i nie tylko. Tzn nie tylko pisać i nie tylko tutaj, no ale to już niech pozostanie moją słodką tajemnicą w kwestii co i jak. W każdym bądź razie to co piszę gdzieś indziej, niektórzy określają „mistrzostwem świata” i powiem szczerze, że to całkiem miłe jest, choć nie sądzę, żebym osiągnął już taki diapazon.

Na zakończenie proszę tym razem o komentarze dotyczące meritum, którym w tym przypadku nie jest stan mojego zdrowia, tylko stan orzecznictwa ZUS. Jak powiadam, czuję się bowiem na tyle dobrze póki co, że nie przeraża mnie perspektywa operacji w lutym 2021. W razie pogorszenia stanu zdrowia wiem już co robić i pewnością zwolnię tę rezerwację. Inna sprawa, że podejrzewane „zatarcie stawów biodrowych” brzmi trochę niepokojąco jak na mój gust, że o pęknięciu kręgoszczeliny nie wspomnę. Gdyby jednak ktoś mnie teraz zobaczył (jak koleżanka żony dziś w Stocerze) to na aż tak chorego raczej nie wyglądam i tego się trzymam.

I jeszcze jako anegdotę, choć mało śmieszną, załączę bardzo krótką historię pewnej nauczycielki, która straciła nogę dzieckiem będąc i nigdy, aż do emerytury, nie miała żadnej renty z ZUS, który dość „rezolutnie” stwierdził w pewnym momencie, że przecież owa pani nie pracuje nogami. Faktem jest, że WF-u nie nauczała, niemniej jednak…To jest całkiem prawdziwa historia siostry naszej znajomej, gdyby ktoś miał wątpliwości, czy przypadkiem nie zmyślam na pohybel.

Pantryś – obunogi i oburęczny, dzięki Bobru.

 

 

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Wito pisze:

    Czy ZUS przypadkiem nie dowiedział się, że nie jesteś dobrozmianowcem, ba! – prowadzisz antydobrozmianową stronę www – i teraz mszczą się na Tobie?
    Bardzo przygnębiająca ta historia, człowiek nic dla nich nie znaczy.

  2. Pantryjota pisze:

    Wito,

    Nie sądzę, w końcu jestem anonimowym pantryjotą.
    Nie było moim celem nikogo przygnębić, a jedynie rozweselić.
    Ale jak widać, trzeba uważać, jak się pisze o ZUS.

  3. Protest-antka pisze:

    O matuchno, nie mogę napisać nic o stanie polskiego ZUS, ponad to, że zupełnie jest zidiociały, ani o lekarzach z zaawansowaną demencją i wybujałym ego, nie sądzę też , by miały tu jakiś wpływ poglądy Naszego Gospodarza, w ogóle chyba nic nie mogę napisać, bo ręce mi opadły. Jest tylko jedna nadzieja, że wbrew wszystkiemu Pantryś może jeszcze wiele i do tego jest w tym mistrzem świata. Na pewno będę kibicowała w tej walce z ZUS-em do końca, bo w żadnym wypadku nie można się poddawać. Historia pani bez nogi przypomniała mi podobną, z czasów słusznie minionych: otóż kiedyś w państwowych firmach, a szczególnie motoryzacyjnych był zwyczaj losowania talonów na samochody osobowe marki np. FIAT 125, mój niegdysiejszy kierownik, jak samo stanowisko wskazuje otrzymał taki talon, a co za tym idzie samochód, dlatego na buty (które również były towarem luksusowym) już przydziału nie dostał, bo i po co, skoro ma czym jeździć- buty nie są mu już potrzebne.
    Ps. Wiadomość o terminie operacji jest nad wyraz optymistyczna, żeby nie powiedzieć radosna, bowiem wywołuje szeroki uśmiech, a nawet radosne rżenie,… yyyiaaa

  4. Pantryjota pisze:

    Protest-antka,

    Nie można jednocześnie dawać rent i kupować rakiet:

    https://next.gazeta.pl/next/7,151003,24050431,dodatkowe-1-6-miliarda-na-wojsko-glownie-na-amerykanskie-rakiety.html

    A dla Ciebie jak zwykle ładna muzyczka:

  5. Kfiatushek pisze:

    Wstydzę się za kolegę. Jak to dobrze, że ZUS to nie moja działka… Może facet był politycznie zaangażowany, bo takie głupoty tylko politycy wygłaszają?…

  6. Pantryjota pisze:

    Kfiatushek,

    Za kolegę? Chcesz powiedzieć, że go znasz?
    No ładna historia…
    Nie spytałem go, czy głosował na PiS, bo mógłby to uznać za próbę nacisku 🙂

  7. Kfiatushek pisze:

    Pantryjota,

    Nie znam, ale kolega po fachu medycznym. Trochę czuję się odpowiedzialna za takie egzemplarze. Wiem tylko, że w ramach ZUS i podobnych instytucji (ubezpieczycieli) funkcjonują określone normy nie zawsze korespondujące z naszą wiedzą medyczną i ze zdrowym rozsądkiem. Nie wybielam lekarza, ale wskazuję możliwe źródło idiotycznych decyzji.

Dodaj komentarz