Przemyślenia przedświąteczne.

Idą święta Wielkanocne, a z nimi idea zmartwychwstania, nowego życia i oczyszczania życia z niepotrzebnego balastu. Jakoś sprzątanie mnie nigdy nie pociągało, bo rzeczy przeszkadzające po prostu od razu wyrzucam i nie martwię się brakiem miejsca w szafie. Mycie okien z racji lęku wysokości deleguję w sprawne dłonie mojej „perełki domowej” (mi pequeña joya) sobie zostawiając łazienki, podłogi i obrazy. No i najczęściej na Wielkanoc w domu mnie nie ma, ostatnio z powodu zainteresowań kulturalnych. Te wszystkie koncerty, wystawy i podróże zawsze były moją pasją, ale dopiero teraz mogę korzystać z wolnego czasu w tym okresie (wolne niedziele i święta w moim zawodzie nigdy nie były powszechne). Dlatego mam sporo czasu na refleksje, a moje życie umożliwia mi ocenę zmian z z pozycji osoby, która sama żyła w obu ustrojach i poznała oba systemy na własnej skórze. Szok kulturowy, jakim poddano ludzi w latach sześćdziesiątych umożliwił rozwój techniki, jakiego nie dokonano w trakcie ostatnich tysięcy lat, zmieniły się wartości kulturowe, wzorce zachowania i powstaje mieszanka, która przypomina sytuację spod wieży Babel. Tylko cel jest inny.
Potrafimy dzisiaj wiele, ale nie wszystko możemy zrealizować. Potrafimy uratować życie ludzkie, ale nie potrafimy uratowanym zapewnić godnego życia. Wegetacji z pomocą urządzeń medycznych nie nazywam życiem. Byłam wczoraj u odratowanej po wypadku samochodowym przyjaciółki w klinice rehabilitacyjnej i stąd te przemyślenia. Pamiętam słowa lekarza chirurga, który po kolejnej operacji kości miednicy i stopy powiedział, że te jej „kościane puzzle” to jego dyplom mistrzowski w zawodzie. Minęło 9 tygodni i moja uratowana zaczyna chodzić, jeszcze w gipsie i z kołnierzem ortopedycznym, ale dzielnie wstaje z wózka i robi parę kroków o kulach. Nie będzie już chodzić dobrze, ale samodzielnie się poruszać. Dzięki nowoczesnej chirurgii i rehabilitantom. Inni pensjonariusze kliniki nie mieli tego szczęścia i jest tu cały oddział sparaliżowanych, inwalidów bez rąk, nóg, z brakującymi fragmentami czaszki i tych odżywianych pozajelitowo ofiar uszkodzenia narządów jamy brzusznej. Straszny obraz…
I tu leży odpowiedź na pytanie, dlaczego jestem członkiem organizacji Exit, organizacji gwarantującej prawo do godnego życia i godnej śmierci. Z doświadczenia wiem, jak okrutne jest wymuszone życie chorego w ostatnim stadium nowotworu, sparaliżowanego inwalidy czy chorego na stwardnienie rozsiane, zanik mięśni czy inne tego typu schorzenia. Nie widzę celu w cierpieniu ludzkim i nie sądzę, żeby jakikolwiek „dobry ojciec” był zwolennikiem cierpienia dla swoich „dzieci”. Jestem zwolenniczką odejścia z życia na własnych warunkach. Godnie, z kieliszkiem szampana w dłoni i uśmiechem na ustach. To zapewnia mi Exit. Dla osób spoza Szwajcarii jest organizacja o nazwie Dignitas, która oferuje eutanazję (medyczną pomoc w procesie umierania) na życzenie dla osób nie posiadających miejsca stałego zamieszkania w Szwajcarii, w Holandii Levenseinde kliniek (klinika Koniec Życia) oferuje pomoc w eutanazji, i tam oprócz kosztów niemedycznych śmierć jest tania, kosztuje tylko 180 euro, bo tyle warta jest śmiertelna dawka fenobarbitalu. Dziwne, że martwimy się o dzieci poczęte, a o jakości życia jakoś myśleć nie chcemy. Ilość nie przejdzie w jakość.

PS: Pokaże Wam miejsce, gdzie Dignitas pomaga ludziom, którzy chcą godnie odejść.

Złe ziele. Rośnie, gdzie go nie posiano. Ma genetyczną odporność na herbicydy. I uczulenie na głupotę.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Quartz pisze:

    Pociągające.
    Sobie życzę 100 lat w zdrowiu i sprawności.

  2. Samuela pisze:

    Ja nie mogłabym odejść godnie z kieliszkiem szampana w dłoni, gdyż ze względu na moje cielesne dolegliwości nie toleruję alkoholu, który mógłby mnie zabić.

  3. Kfiatushek pisze:

    Samuela,

    Serdecznie współczuję. Ja nie pijam tylko alkoholi o stężeniu powyżej 30%, bo mam tak zwaną nerwicę naczyniową. Skurcze mięśni gardła wywołane wysokoprocentowym alkoholem mogą mnie udusić. Za to wino, szampan i piwo mogę konsumować w ilościach… słowiańskich. Genetycznie uwarunkowanych.

  4. Kfiatushek pisze:

    Quartz,

    Ja nie mam ochoty za długo żyć. Jakoś nie przekonuje mnie obserwacja ludzkości w terenie. Miejsce na balkonie w tym teatrze umożliwi mi nabranie dystansu do tego marnego przedstawienia.

Dodaj komentarz