https://www.youtube.com/watch?v=IJOuoyoMhj8#t=54
Przedwczoraj niemiecki kanał telewizji 3SAT przypomniał „Wielkiego dyktatora”, moim zdaniem nierówny film pełen niezrównanych potknięć i przebłysków genialności. Faktem jednak pozostaje, że Chaplin przerósł w nim co najmniej parokrotnie samego siebie w roli Hitlera. Charakterystyczne, że nawet nie musiał zatrudniać charakteryzatora, tak bardzo był podobny do głównego bohatera swojego filmu.
Jest w tym coś zastanawiającego, że psychol, który wmówił swoim wyborcom, że zostanie największym wodzem w dziejach ludzkości i bezdomny włóczęga z laseczką i melonikiem mogliby grać siebie na przemian. Łączył ich nie tylko wygląd. Pozbawiony talentu malarz i fan Wagnera mieszkał w Wiedniu w przytułku dla samotnych mężczyzn, co było normalką w życiorysach większości bohaterów Chaplina.
Dziwna zbieżność podobieństw, losów i karier miała w sobie coś w najwyższym stopniu irytującego. I jeden i drugi wywodzili się z nizin społecznych i swój potencjał, nazywany niekiedy siłą przebicia, uświadomili sobie w latach wielkiej wojny światowej. Nosili podobne fryzury, mieli skłonności do kabotyńskiej gestykulacji i niemal identyczne wąsiki. We wczesnych latach dwudziestych, kiedy Hitler budził jeszcze wesołość, zdarzało się, że brano go pomyłkowo za jeszcze jednego naśladowcę z branży Chaplina. Na to, że idol kina światowego zechce parodiować swojego sobowtóra, nikt pewnie wtedy by nie wpadł.
Ciekawe, że passa największych sukcesów Hitlera na arenie politycznej związana była z tym samym kryzysem gospodarczym, który przyczynił się do przygaśnięcia gwiazdy Chaplina. Chaplin pozostanie na zawsze geniuszem kina niemego, który nie umiał poradzić sobie ze ścieżką dźwiękową. W latach poprzedzających wybuch drugiej wojny światowej jego talent przestał przyciągać ludzi do kina. Publiczność masowa znalazła sobie innych ulubieńców. Niewykluczone, że także z tego powodu zechciał wyrównać stare rachunki i ośmieszyć swojego wizerunkowego naśladowcę, którego nazwał w swoim filmie Antonem Hinkelem.
Co jest jednak jeszcze ciekawsze, niemiecka telewizja 3SAT nadała „Wielkiego Dyktatora” dla uczczenia 125 rocznicy urodzin Chaplina. Dowiedziałem się o tym z opóźnieniem i zacząłem liczyć. To kiedy on się właściwie urodził?
W 1889? W kwietniu?
Tak, dokładnie cztery dni przed urodzinami Hitlera, którego 125 rocznica przyjścia na świat minęła wczoraj.
Image Charlie Chaplina jakiego znamy oparty jest na karykaturze A.Hitlera.Czy, gdyby Hitler założył melonik(przykrył grzywkę),wziął do rączki laseczkę,porwałby naród niemiecki do podbijania innych narodów?Na pewno nie.Dyktatorem także by nie został.
Charlie Chaplin
Dyktator
I dyktator
😀
z0sia,
Zawzięłaś się :))
Wolisz Chaplina, czy Adamczyka ?
A co ja mam powiedzieć, jeśli w tym samym roku co mój dziadek urodził się Bułhakow ? I Henry Miller. A 10 dni po moim dziadku urodził się Tolkien…
A wręcz dokładnie tego samego dnia i miesiąca generał Kurt von der Chevallerie.
Napisałem kiedyś notkę poświęconą mojemu dniu urodzin i też sporo znanych osób udało mi się wówczas skojarzyć z tą datą.
Natomiast film Dyktator to dowód czystego geniuszu Chaplina.
Na pewne rzeczy nie Mamy wpływu 🙂
ps.Kto wierzy w gusła,Temu hmm.. uschła 😀
Ja np. nie mam wpływu na panią Rzempolińską :))
z0sia,
trochę mało w tym logiki. Naprawdę uważasz, że bycie dyktatorem albo nie zależeć może od tego, czy ktoś włoży melonik na głowę i weźmie laseczkę do ręki?:)))
Chociaż wykluczyć nie można. Gdyby Chaplinowi nie wypaliła kariera w Hollywood, to kto wie – może wybrałby zastępczo karierę wodza? Przyciągał tłumy do kina, mógłby spróbować pociągnąć je za sobą na defilady…
Why not?
Warunki miał.
Pantryjota,
w tym samym roku co mój dziadek urodził się Bułhakow
W tym samym roku co Twój dziadek urodziło się co najmniej kilkadziesiąt milionów ludzi.
Rzecz w tym, czy był podobny do Bułhakowa? I czy się tak samo wybijał – np. jako mąż stanu, filozof albo dyrygent orkiestry symfonicznej?
Jasne, że się wybijał :))
W pisaniu i w działalności na rzecz społeczeństwa i porozumienia między narodami.
I jedno jest pewne: nikt mu nie zmieni napisu na nagrobku w Alei Zasłużonych, a słyszałem, że są takie pomysły.
Zresztą pisze o tym dziś Żakowski:
https://wyborcza.pl/1,75968,15833355,Najtrudniejsza_rocznica___1864.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk
straszne głupoty wypisuje ten red. Żakowski.
Car zniósł pańszczyznę, żeby się zemścić za powstanie styczniowe?
Gdyby był jeszcze Przekrój z rubryką „Humor z zeszytów szkolnych”, to byłby cytat roku:)))
cyrkulator,
Niezbadane się nie tylko wyroki boskie, ale nawet prawdziwe motywacje carów :))
cyrkulator,
Właśnie sobie przypomniałem, że kiedyś cytowano fragmenty z mojego dzienniczka ucznia jako humor zeszytów szkolnych :))
Pamiętam trzy;
P. wchodzi pod ławkę i szczeka
P. rzuca kredą i wylewa atrament z kałamarza za kołnierz
P. wykonuje na lekcji WF dziwne ruchy, czym uniemożliwia prowadzenie zajęć
Pantryjota,
rzeczywiście było coś takiego. Dzienniczek ucznia;))) Pamiętam, największą groźbą pani od polskiego było, że zabierze dzienniczki i coś wpisze. Jeden z moich klasowych kolegów zdejmował na lekcji skarpetki i na palcach nóg malował obsadką ludzkie twarze. Jego palce się poruszały jakby miały coś do powiedzenia. To miał być jego prywatny teatr Grotowskiego. Bardzo lubiłem te popisy. Pękaliśmy ze śmiechu. Pani od polskiego przyłapała go, zabrała mu dzienniczek i za karę miał być wyrzucony ze szkoły. Ale go zostawili. U dyrektora interweniował jego stary, który był profesorem akredytowanym przy ONZ.
cyrkulator,
U nas wychowawczyni miała taki stempel z trzema rubrykami:
Sprawowanie
Porządek
Pilność
Bodaj raz w tygodniu brała ten stempel i wbijała go w dzienniczek, ręcznie wpisując oceny od 2 do 5. Rodzice musieli to podpisać i potem trzeba było pokazać pani.
Tak się składa, że w całej podstawówce moimi wychowawczyniami były panie od polskiego. Do 4 klasy uczyła mnie niejaka Strzałkowska, która miała wtedy pewnie z 70 lat, co nie przeszkadzało jej np. trafić mnie w oko kredą, rzuconą z „katedry” mimo, że nie siedziałem wcale w 1 ławce. Tylko bodaj w 8 klasie moją wychowaczynią była matematyczka, która miała ciekawy zwyczaj przchodzenia na lekceje z psem bokserem, którego zostawiał żeby pilnował klasy, gdy sama potrzebowała akurat gdzieś wyjść.
Ale to i tak nic wobec nauczycielki wych muzycznego ( zwanego wówczas „śpiewem”) która potrafiła przyjść na lekcje bez majtek. A co ciekawe, jakieś 7 lat temu odbierałem dziecko koleżanki z mojej byłej szkoły i spotkałem ją na korytarzu, bo nadal tam uczy(ła).
Gdyby Hłasko nie napisał „Sonaty Marymonckiej” pewnie zrobiłbym to ja ;))
Pantryjota,
Żakowski pisze bzdury, Akt prawny zniesienia pańszczyzny wprowadzenia niezawisłych sądów było od lat zapowiadany. Obejmował całą Rosję i z powstaniem styczniowyn nie miał nic wspólnego. Mogę sobie wyobrazić, że w Polsce krążyły takie legendy jak teraz o zamachu smoleńskim. Kiedy wzrasta zapotrzebowanie, legendy rozmnażają się jak ryby na deszczu.
Pantryjota,
Bez majtek???
W jakim celu?
Była taka roztargniona?
Mój nauczyciel śpiewu przychodził na lekcje pijany. Ledwie się trzymał na nogach.
Skoro istnieje „licentia poetica” to pewnie też dopuszczalna jest ” licentia historica” co zresztą nie raz już wykazał niejaki Ebenzer Rojt :))
cyrkulator,
Pojęcia nie mam, jakie kierowały nią motywacje. Pamiętam tylko, że niektórzy chłopcy specjalnie przynosili na lekcje takie małe lusterka, żeby sprawdzać jak się sytuacja przedstawia w danym dniu. Te okrągłe lusterka to też fajny „gadżet” z tamtych czasów. Na odwrocie przeważnie było zdjęcie jakiejś gwiazdy. Ja np miałem z Beatlesami, a potem z Polą Raksą.
Pantryjota,
Te okrągłe lusterka to też fajny „gadżet” z tamtych czasów.
co za wyuzdanie:)))
w mojej szkole byłoby to nie do pomyślenia:)