słodkie życie Władymira Draczewa

To był czas zamierzchły, według obecnych standardów. Eurosport nadawał tylko z angielskim komentarzem, ja zaś miałem pakiet telewizji kablowej, jak też więcej kłaków na łbie i to w mniej szarym odcieniu.
W ramach odskoczni od karuzeli zajęć zawodowych oglądałem zawody z cyklu Pucharu Świata w biatlonie. Brytyjscy komentatorzy Eurosportu opowiadali na tle rozgrywających się pojedynków na trasie anegdoty, gawędzili ze sobą i przekomarzali się; styl taki jest już dość powszechny we współczesnym komentowaniu sportu, wtedy zaś stanowił novum.
Oglądałem te zawody nie tylko w celach rekreacyjnych, uczyłem się wtedy jeździć „łyżwą” na biegówkach i podglądałem jak się to robi. Styl łyżwowy nie był jeszcze aż tak „rozkminiony”, jego wersje u poszczególnych zawodników były osobniczo zmienne, że się terminologią cokolwiek medyczną posłużę.
Wtedy zwróciłem na niego uwagę. „Vladimir Dratchev, pumping his legs furiously” – tak to opisał, jakże odpowiednio, komentator Eurosportu. Bo Draczew walczył, jakby o życie. Szczególnie widoczne było to na podbiegach, ambicją próbował nadrobić stracony na strzelnicy czas i minięty o włos cel.
Niewysoki, poniżej 170 cm, walczył każdym ścięgnem. Był widowiskowy w swym samozaparciu, dążeniu. Z różnym skutkiem kończył zawody, chociaż podobnie jak Ole Einar Bjoerndalen wkładał wielką pasję w ten sport. Biatlon nazwali owi komentatorzy Eurosportu „marriage made in hell”, co jest definicją dobrą, bo treściwie wyraża paradoks połączenia wysiłku biegu z koniecznością skupienia na strzelnicy.
Pewnego dnia Draczew zniknął. Jego nieobecność zubożyła kolorowy światek PŚ. Panowie komentatorzy znów stanęli na wysokości zadania, powiedzieli mianowicie, że „Dratchev is enjoying sweet life.”
Właśnie wybieram się w jego ślady, chociaż nie mam pojęcia jak wyglądało owo „sweet life”. Moje będzie proste i uważne.
(c) AL

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Jacek pisze:

    Uważaj z tym naśladownictwem, bo Draczew mógł trafić tam, gdzie sniegu nigdy nie brakuje. Też tak chciałbyś? 🙂

  2. Pantryjota pisze:

    To do tej pory nie było proste i uważne ? :))
    Marek Aureliusz powiadał „Skromnie przyjmować, spokojnie tracić”
    i osobiście uważam, że to dewiza godna polecenia.
    No i jeszcze ciśnie się na usta pytanie, jak to pójście w ślady będzie się miało do aktywności na pantryjotycznym forum ?
    I w tym kontekście (choć nie wyłącznie) znów przywołam pana Marka A.
    „Człowiek tyle jest wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje”.
    Pozdrawiam.

    P.

  3. Lukasuwka pisze:

    „słodkie życie” brzmi milutko ale trzeba uważać by nie dostać cukrzycy 🙂

  4. krawcowa pisze:

    Obawiam się, że jako były sportowiec wyczynowy, w dodatku urodzony w 66 roku, nie ma słodkiego życia 🙁

  5. al pisze:

    Jacek,

    Wątpię, aby mu się stała krzywda na wiecznej zmarzlinie. Zdążył jeszcze zostać sportowcem Białorusi, ale to już nie było to. Miał facet w sobie iskrę, przez kilka lat. Daj mu Boże zdrowie

  6. al pisze:

    Pantryjota,

    Zawsze można próbować żyć uważniej (i prościej). Zwłaszcza, że zostaje tego życia coraz mniej i na ekstrawagancje nie ma co się szarpać.

    Ten tekst to swego rodzaju „pas” w tym rozdaniu. Święte słowa tego Aureliusza, szkoda, że nie dane mi było gościa poznać. Za to poznałem innych gości, i to ze strony, z której wcale nie chciałem. Karma taka.

  7. al pisze:

    Lukasuwka,

    Słodkie raczej w zakresie mniejszej harówki, która nieodłączna jest od wyczynowego sportu.

  8. al pisze:

    krawcowa,

    Pojęcie „słodkie życie” jest pojęciem pojemnym i jako takim się nim posłużyłem.

Dodaj komentarz