Kiedyś napisałem notkę o pewnym fenomenie muzycznym, którą na początek wkleję, aby potem zgrabnie przejść do wydarzenia z dnia dzisiejszego:
https://pantryjota.salon24.pl/449847,jezu-jak-sie-ciesze-czyli-film-o-geniuszu
Właśnie przeczytałem, że powstał film o jednym z tych artystów, których zbyt wczesne odejście spowodowało wyrwę, której nikt już potem nie zapełnił.
https://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114526,12531511,Mogl_zostac_legenda__zginal_tragicznie__Jest_pierwszy.html
To był jeden z najbardziej sensacyjnych debiutów lat 90. Nigdy nie był prawdziwą gwiazdą rocka, nietypowo też zaczęła się jego kariera – od koncertu, w którym miał oddać hołd swojemu ojcu, mistrzowi folku i eksperymentalnego jazz-rocka. To tam emocjonalne interpretacje piosenek i nieprzeciętny, cztero oktawowy głos Jeffa zachwyciły publiczność i otworzyły mu furtkę do grania na własne konto.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem Jeffa, szczęka mi opadła i jakiś czas została w tym położeniu… A stało się to trochę przypadkowo i wstyd powiedzieć, stosunkowo niedawno. Otóż będąc w jednym z marketów zauważyłem na półce „dwupak” w postaci koncertu DVD z dołączaną płytą CD. Możecie Państwo zobaczyć jak wygląda to wydawnictwo na dołączonych zdjęciach. Nazwisko Buckley kołatało mi się po głowie, ale chyba bardziej ze względu na ojca bohatera.
Kiedy przyjechałem do domu i włączyłem sobie ten koncert, to choć nie miałem takich planów na ten dzień, obejrzałem go do końca, a potem przesłuchałem całą płytę Grace.
I zostałem zniewolony…
Facet był niesamowity i fakt, że po prostu utonął kąpiąc się, źle świadczy o Bogu, jeśli ten istnieje. Nie będę więcej pisał, tylko wkleję potem kilka piosenek, żebyście Państwo mogli sami ocenić, czy ten stosunkowo mało znany artysta zasługuje na pomnik.
Ja bym się dołożył skromnie do takiego hołdu.
————————-
A dziś, jadąc sobie autem w odwiedziny do rodziny, jak to często bywa w takich okolicznościach, włączyłem radio. Trójkę, choć przeważnie słucham Antyradia, albo TOK FM. I całe szczęście, bo dzięki temu dowiedziałem się o istnieniu pani, która była kiedyś dziewczyną Jeffa, a nazywa się Joan Wasser i występuje jak Joan As Police Woman
https://pl.wikipedia.org/wiki/Joan_Wasser
Podobno po śmierci ukochanego milczała kilkanaście lat, a teraz znów śpiewa i gra i robi to tak, że ciarki mnie przechodzą nie tylko przez kręgosłup. Słychać w tych nagraniach również klimaty „Buckleyowe” choć oczywiście również wiele współczesnych dźwięków też. Nie wiem czy Państwo też tak mają, ale ja praktycznie niemal zawsze, czasem po kilku taktach wiem, czy zakocham się w tym, czego słucham po raz pierwszy. Zakochałem się kiedyś w Jeffie (choć jestem całkiem hetero), a teraz w jego byłej dziewczynie, co przychodzi mi tym łatwiej, że jest całkiem w moim typie i nie chodzi tylko o niewielki biust. No i jest w pięknym dla kobiety wieku, co mam nadzieję zostanie właściwie odebrane zarówno przez panie młodsze, jak i starsze.
I przez Ciebie też :))
A mnie pozostaje tylko zaprosić Państwa do posłuchania tej pani – naprawdę warto.
https://www.youtube.com/watch?v=ck1UzhTnu9M
Nadredektor meloman
A to moja ulubiona piosenka…w jego wykonaniu:)
https://www.youtube.com/watch?v=DfV5qnV-BYA&feature=kp
krawcowa,
Znów chcesz mi zaimponować, że kogoś znasz ? :))
Ojciec i syn:
Śmiem twierdzić, że nie było i pewnie nie będzie już takiego wokalu w rocku szeroko pojętym:
Choć i akompaniamentowi też trudno coś by było zarzucić.
Ten utwór dedykuję miłośnikom buczącego pod nosem i brzdąkającemu na gitarce Dylanowi :))
A ten każdemu, kto lubi duety damsko-męskie:
i jeszcze jeden duet z gościem, który też jest kimś w tej branży:
Też nie mam pytań…
No to jeszcze jeden mój kamyczek do tego ogródka, współpracowała także z tym zespołem 🙂
I znów pozytywnie mnie zaskakujesz :))
krawcowa,
A na dobranoc z zupełnie innej beczki, ale piękne plastycznie i muzycznie zresztą też.
Pamiętam, jak pierwszy raz obejrzałem ten „teledysk” i jakie wrażenie na mnie wówczas zrobił. I wcale się nie zestarzał:
Ja kocham ten utwór 🙂
z0sia,
Z pewnością jest to lepsze wykonanie niż oryginał.
Ale wracając do Joan: