Wspomnienie

Na fali gorącej dyskusji dotyczącej imigrantów przypomniało mi się, jak w 88 lub 89 roku i ja byłam o krok od emigracji.
W tym celu pojechałam do Rzymu gdzie był obóz przejściowy dla uchodźców, i gdzie wówczas przebywało kilka tysięcy Polaków. Przypomnę, że nie był to jedyny obóz w Europie, wciąż jeszcze Polacy próbowali się wydostać przez Wiedeń, bo wydaje mi się, że już wówczas Berlin był tak przepełniony, że nie przyjmowano nowych.
Plan miałam taki, że wyjeżdżam z moją córką, dla której chciałam innego, wolnego życia. Jednak na jakiś miesiąc przed wyjazdem postanowiłam uprzedzić rodzinę, żeby zdążyła się oswoić z tą myślą. Skutek był taki, że mój ojciec wylądował w szpitalu z pierwszym zawałem 🙁
Po wielu rodzinnych dyskusjach zgodziłam się najpierw pojechać sama, a potem kiedy uznam, że warunki są dobre, rodzice przywiozą mi córkę…
Poleciałam więc z bliżej nie sprecyzowanym planem, postanowiłam zdecydować na miejscu.
Była to moja pierwsza zagraniczna podróż, zabrałam na wszelki wypadek maleńki namiocik, karimatę i śpiwór, w który zawinęłam butelkę polskiej wódki i ile było wolno paczek papierosów, choć sama nie paliłam, tak na wszelki wypadek. Na lotnisku bez trudu odnalazłam autobus jadący do samego centrum, do dworca Termini, na którym nabyłam żeton na telefon i wykręciłam jedyny numer jaki ze sobą miałam, czyli do koleżanki mojej znajomej, która była już po pobycie w obozie i miała zakwaterowanie w hotelu. Niestety, koleżanka chyba nie pamiętała o tym, że miałam tego dnia przyjechać i po piątym telefonie, kiedy już zaczęło się robić ciemno, ktoś z tego pokoju w którym mieszkała, zlitował się nade mną i przyjechał po mnie na ten dworzec. Na szczęście, na miejscu znalazła się też ta koleżanka, którą wprawdzie widziałam pierwszy raz w życiu ale wbrew moim obawom okazała się bardzo serdeczna. Do jej pokoju dostałam się schodami przeciwpożarowymi, wyjęłam ze śpiwora pół litra i szybko zostałam polubiona przez resztę mieszkańców, dzięki temu waletowałam tam prawie dwa tygodnie.
Hotelik Giotto był niewielki, powinien być już remontowany, ale za to bardzo ładnie położony, na obrzeżach Rzymu, na wzgórzu z którego widać było Watykan, W niewielkim parku bawiły się dzieci Polskie z Włoskimi, mieszkającymi w okolicy. Na co zwróciłam uwagę, to to, że świetnie się ze sobą dogadywały…w przeciwieństwie do dorosłych…
Postanowiłam, że jednak poczekam jeszcze z oddaniem paszportu na policji i zapoznam się z panującymi tam warunkami.
Oddanie paszportu i prośba o azyl było pierwszym krokiem, następnie trzeba było opisać przyczyny wyjazdu z kraju, rodzaj prześladowań z powodu których się wyjechało i określić kraj do którego chciało się emigrować. W obozie zostawało się 2 – 4 miesiące, myślę, że w tym czasie jakimiś kanałami były sprawdzane dane jakie podawało się w formularzach. Po pozytywnej weryfikacji dostawano zakwaterowanie w hotelu…
Ja takich hoteli widziałam 3, ten który opisałam, drugi ogromny moloch z piętrami podziemnymi wybudowany na czas olimpiady, wydawał mi się bardzo elegancki, wszędzie leżały mięciutkie, dywanowe wykładziny i ładne meble a w pokojach mieszkało nie więcej niż 3 osoby, trzeci był w miejscowości nadmorskiej, godzina jazdy zatłoczonym autobusem, gdzie Rzymianie mieli domki na wakacje.
We wszystkich tych miejscach Polacy dostawali 3 posiłki dziennie i środki czystości, co tydzień też wózkami rozwożono czystą pościel a zabierano brudną, każdy pokój był z łazienką a w łazience oprócz prysznica, bidet.
Jednak, przez cały czas słyszałam, jacy to ci Włosi są okropni, skąpi i beznadziejnie głupi, nikt też nie uczył się włoskiego, chociaż mieli zapewnione darmowe lekcje, ba, niewielu tez znało język angielski a wszyscy deklarowali, że chcą emigrować do krajów, gdzie był językiem urzędowym. Pomijam to, że byli specjalni ,,pisarze” trudniący się wymyślaniem dramatycznych życiowych przeżyć przyszłych emigrantów, jak również to, że niewielu osobom chciało się pracować, chociaż zakazu nie mieli.
Myślę, ze najwięcej wygrywały dzieci, bo po kilku miesiącach chodzenia do włoskiej szkoły świetnie się porozumiewały w tym języku i nawiązywały przyjaźnie beztrosko się przy tym bawiąc.
Może 1% azylantów to ludzie którzy faktycznie mogli się obawiać komunistycznego reżimu w Polsce, ale reszta, i muszę to podkreślić, to ci, który po prostu pragnęli żyć w wolnych krajach i tam wychowywać swoje dzieci, mieli ambicję i determinację żeby nie dać się przekręcić przez tryby jedynie słusznego systemu, może byli też wśród poszukiwacze wrażeń i zwykli awanturnicy…gdzie ich nie ma?
Nie sądzę, żeby ludzie, których fala podąża do nas bardzo się od tamtych różnili, chociaż wywodzą się z innej kultury i mają ciemniejszą skórę, są podobni, a to czego pragną i za czym podążają to jak mi się wydaje, wolność.
Powinniśmy to uszanować i nie dać się zmanipulować tchórzom, którzy nigdy nie wyścibili nosa poza własne podwórko i widzą zagrożenie wszędzie tam, gdzie są jacyś inni…
Tak sobie dzisiaj myślę 🙂

Po wieloletniej hibernacji wracam do żywych, jednak zatrzymałam się w czasach przed zamrożeniem i w dalszym ciągu bliskie mi są ideały szeroko rozumianej wolności i wolnej miłości. Teraz mam zamiar ich bronic ...tak mi dopomóż Pantryjoto.pl

Kategoria: Różne ciekawe historie (5)
  1. Pantryjota pisze:

    No bardzo ładne wspomnienie.
    I dlugie :))
    Jak nie mam takich długich związanych z tą kwestią – ot zwykłe 2 pobyty w ambasadzie Australii w Paryżu.

  2. krawcowa pisze:

    Pantryjoto,
    ja nie zawędrowałam tak daleko…ot, zwiedziłam sobie Rzym 🙂

  3. Samuela pisze:

    Droga Krawcowo,

    Generalnie imigranci są dobrzy, o ile nie są obcy. Obcy, a zatem barbarzyńcy. Z takimi jest bowiem najgorzej. Skoro masz dobre wspomnienie, to prawdopodobnie nie byłaś barbarzynką, chociaż z perspektywy Rzymu jakoś tak to mogło wyglądać. Z naszej perspektywy Rzym nie jest barbarzyński, gdyż my dobrze wiemy, jak ta karczma się nazywa i nic nas nie zwiedzie.

    O obcych raczył był niedawno mówić Jego Eminencja Lepa. Raczył rzec o barbarzyńskich krzyżakach, których Konrad Mazowiecki wpuścił do Polski dając im ziemie Prusów:

    „Nie, my nie jesteśmy ksenofobiczni i niegościnni, ale mądrzy i nauczeni… Nauka, jaką zaczerpnęliśmy z tamtych zmagań Polski, Mazowsza z krzyżakami, pozostała w nas na zawsze: jak raz wpuścisz do domu obcego – wpuścisz do domu dopiero budowanego, do domu małego, domu słabego, to możesz zgotować sobie wielką biedę…”

    (Tu: https://diecezjaplocka.pl/biskup/homilie/homilia-zakroczym-950-lecie-miasta-–-20-ix-2015-r)

    Można się w wielu sprawach z biskupem Lepą nie zgadzać, ale w tym jednym przypadku trzeba przyznać mu rację. Zaproszenie do Polski krzyżaków było wielkim błędem i konsekwencje tego błędu ponosimy do dnia dzisiejszego. Stajemy się też coraz mądrzejsi, choć i tak – jak twierdzi Jego Eminencja – jesteśmy przecież niegłupi.

    Z drugiej jednak strony obcy wiele wnoszą. Ty wniosłaś do Rzymu wódkę i papierosy. Włosi wnieśli do Polski włoszczyznę i orzechy. Gdyby nie było krzyżaków, to nie byłoby też „Krzyżaków” pana Sienkiewicza, bo niby jak? Nie byłoby więc Jagienki, która miała bobra i pospołu ze Zbyszkiem zabiła misia dla sadła. Gdyby nie było Jagienki, to nie wiedzielibyśmy, jak należy tyłkiem łupać obce orzechy na ławie. Musielibyśmy łupać nasze mniejsze laskowe, ale ponieważ są one mniejsze, to i nasze tyłki musiałyby być stosownie malutkie.

    Z tego względu mając powyższe na uwadze musimy robić tak, żeby obcych nie było. Obcych trzeba wyalienować i wtedy staną się nasi.

  4. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    To do Paryża jest dalej ??
    Leciałem samolotem, to nie wiem.
    W każdym bądź razie nie mam takich długich wspomnień – jedynie 2 wizyty w amb. Australii i koczowanie na nielegalnym polu namiotowym koło legalnego kempingu, z którego nas policja co jakiś czas usuwała, ale wracaliśmy.
    A potem to już stopem do Belgii do Mons i dalej z kolegą do Holandii.

  5. Samuela pisze:

    Pantryjota,

    W Mons jest SHAPE. To taka zbieranina imigrantów z całego świata. Dobrze im się tam wiedzie. Byłam. Dobrze mi się wiodło, bo sklepy są bezcłowe i setka Chanel 5 kosztuje 50 euro.

  6. Pantryjota pisze:

    I kwatera NATO, zwanego tam OTAN :))
    Mieszkałem od niej o rzut beretem u ojca kolegi, ktory wyemigrował z Polski w latach 60 -tych do Zairu ( Kongo Belgijskie ) a potem ściągnął do MONS, gdzie jako lekarzowi chirurgowi nieźle mu się powodziło.
    Ciekawostką jest to, że miał czarną żonę i córkę oraz syna ( kolegę miał z matką Polką dawniej) przy czym jedna córka była całkiem czarna, a syn prawie zupełnie biały, no może z minimalnym odcieniem, ale niezauważalnym.
    Mimi miała wtedy 5 lat i bez żenady właziła mi pod kołdrę i coś gadała po francusku. A, i umarła wtedy Bob Marley, którego fanem jest Zaporożec:

  7. krawcowa pisze:

    Samuelo,
    słusznie zauważyłaś, że żeby obcy wydawał się mniej obcy, musi coś wwieźć 😛

  8. krawcowa pisze:

    Pantryjoto,
    nie doszło do tego, żebym była w jakiejś ambasadzie w Rzymie, w tym sensie tak daleko nie zaszłam 😛

  9. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Każdy mógł sobie pójsć do ambasady, zapisać się na rozmowę, wypełnić ankietę i czekać ok 2 tyg. Nam dawano pewne szanse, choćby z racji zawodu żony, potrzebnego wszędzie na świecie, ale nie chciało nam się czekać 2 tygodnie i pojechaliśmy dalej. A potem był stan wojennny i niedługo przed nim właśnie wróciliśmy i potem już nigdzie się nie ruszaliśmy, z wyjątkiem byłego ZSRR, no ale to głównie ja, do narzeczonej :))

  10. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    No to żona pewnie była zachwycona… 😛

  11. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Żebyś wiedziała – ona się wcale nie paliła do żadnego wyjazdu.
    Obojej jesteśmy domatorami.

  12. ViC-Thor pisze:

    krawcowa,

    Ale dlaczego migracja nie stała się trwałą??

  13. Eva70 pisze:

    Samuela,

    Z perspektywy Rzymu (Wiednia…) rzeczywiście nasi imigranci nierzadko sprawiali wrażenie barbarzyńców (wymuszali mycie szyb w samochodach, żebrali, do automatów telefonicznych używali guzików zamiast monet, nie bawili się w poszukiwanie toalet…). W każdym razie tak wynikało z wiadomości w audycjach RWE, których wówczas słuchałam niemal codziennie. Na jesieni 1983 r. byłam w Paryżu i w paryskim Biurze Solidarności yeż się dowiedziałam, że polscy imigranci nie zawsze zachowują w sposób cywilizowany, mówiąc delikatnie.
    A ks. bp Lepa raczył zapomnieć o tym jak do nas trafili owi krzyżaccy barbarzyńcy, dzięki którym jesteśmy dotąd tacy „mądrzy i nauczeni”. Czy to nie z inspiracji ówczesnego papieża nasz naiwny, utrudzony ciągłymi wojennymi zmaganiamii z bitnym plemieniem, Konrad Mazowiecki zaprosił Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (łac. Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem, Ordo Theutonicus? Czy to nie papież zaplanował na terenach wydartych Prusom założenie Państwa Kościelnego?

  14. krawcowa pisze:

    ViC-Thor,

    Nie zostałam z powodu wrodzonego wstrętu do kłamstwa, bo żeby dostać azyl musiałabym dorobić sobie gębę bojowczyni o wolność i swobodę i dać to na piśmie, a ja, jako nauczycielka, tylko nie podpisałam jakiegoś papierka w którym bym się zobowiązywała do wychowania dzieci i młodzieży w duchu socjalizmu czy jakoś tak. No i nigdy w tamtych czasach nie głosowałam i nie byłam w życiu na pochodzie pierwszomajowym…
    Nie miałam natomiast żadnego problemu z dostaniem paszportu dla siebie i córki, widocznie reżim uznał, że nie przedstawiamy sobą żadnej wartości 🙁

  15. Pantryjota pisze:

    krawcowa,

    Jak rozumiem, nadal macie paszporty ? :))

  16. krawcowa pisze:

    Pantryjota,

    Oczywiście 🙂

  17. ViC-Thor pisze:

    krawcowa,

    Czyli prawie wszyscy kłamali.

  18. krawcowa pisze:

    ViC-Thor,

    Chyba tak, mam tylko nadzieję, że kłamali w dobrej wierze 🙂

Dodaj komentarz