Było kiedyś takie powiedzenie, o „zamykaniu dupy w kole” .
Podobało mi się (i nadal podoba) gdyż zawiera w sobie lekką nutkę dekadencji, a także, dzięki szczypcie abstrakcji, pełnić może rolę „wypełniacza” niemal każdej myśli, rzuconej w przestrzeń publiczną.
Pisze u mnie od niedawna niejaka Rzempolinska, której niniejszy wpis dedykuję.
Specyficzny, blogerski świat jest mechanizmem w dużym stopniu samonapędzającym się. Nie, żebym sugerował, że to jakieś perpetuum mobile, ale nie sposób nie zauważyć, że ogromna część wpisów na wielu portalach odnosi się do innych wpisów, co w postępie geometrycznym generuje kolejne i tak aż do znudzenia, lub jeśli ktoś cierpi na problemy gastryczne , to do czegoś znacznie gorszego.
Przyznaję, że sam kilka razy uległem tej tendencji, odnosząc się do ekstremalnych przypadków a to głupoty, a to chamstwa, a to oszołomstwa, czy do podobnych wynaturzeń ludzkiego – jakby nie było-umysłu.
To oczywiście kusząca z punktu widzenia blogera okazja, żeby powiedzieć co się myśli o innym blogującym i jego sposobie widzenia świata. Tyle, że moim zdaniem to zajęcie w gruncie rzeczy jałowe, podobne do próby siania trawy na betonie, przy czym zupełnie obojętne jest, kto w tym wypadku robi za siewcę, a kto za beton.
Te pseudo dyskusje o „istocie wszechrzeczy” prędzej czy póżniej i tak przeważnie sprowadzają się do wzajemnego obrzucania się inwektywami, zaglądania w drzewo genealogiczne czy wręcz ginekologiczne, a w skrajnych wypadkach co bardziej wzmożeni blogerzy proponują swoim adwersarzom „solo” z udziałem sekundantów lub bez.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że wiele tych dialogów odbywa się wyłącznie między komentującymi, a autor rzuconej w lud myśli ani myśli zniżać się do zabrania głosu. U mnie natomiast doszło do innej, równie zabawnej sytuacji, czyli do wyartykułowania przez wspomnianą Rzempolinską prośby o niekomentowanie jej wpisów – wszystkich, żeby było jasne.
I ja, z wysokości mojej pozycji szefa, po głębszym namyśle przystałem na tę prośbę. Ba, nawet doszedłem do wniosku, że była ona niezwykle inspirująca i świetnie rokująca na przyszłość.
Postanowiłem więc całkowicie zarzucić komentowanie dokonań innych blogerów w formie odzielnych notatek, co mam nadzieję spotka się ze zrozumieniem i wyrozumiałością moich czytelników. Oczywiście nie oznacza to, że tu i ówdzie nie posłużę się np. jakimś szczególne „smacznym” cytatem, ale to raczej wszystko, na co możecie Państwo z mojej strony liczyć.
„Antyreklamował” też nie będę, bo przecież to żadna chwała robić za środek na robactwo, albo być maścią na świerzb.
Uważam, że znacznie ciekawszym zajęciem od „zamykania dupy w kole” może być proponowanie własnych tematów – takich, które wedle blogera warte są publicznej dyskusji.
Ale w tym miejscu chciałbym również dodać jeszcze kilka słów na temat.
Sądzę, że niektóre tematy tak się zdewaluowały i wyeksploatowały, że pisanie o nich jest w gruncie rzeczy czymś bardzo podobnym do zjawiska opisanego powiedzeniem przywołanym na początku notatki. No ale to już każdy musi ocenić we własnym zakresie, co jest zdewaluowane, a co nie.
Mam nadzieję, że moi czytelnicy będą mnie wspierać i podtrzymywać na duchu i że wytrwam w tym postanowieniu do końca.
A na koniec coś znalezionego w sieci. Celowo usunąłem dane identyfikujące piszących, aby ich nie reklamować za bezdurno.
-
Dupa w kole? Juz wyjasniam…
Dawno temu wychodzil tygodnik Szpilki,tam na przedostatniej stronie
dawal swój komentarz Jerzy Urban.
Jako logo było narysowane koło,a w tym kole była „twarz” lub profil
J.U.
Kiedys publicznie poskarzyl sie w Szpilkach,że co tydzień dostaje list,w którym jest wycięte to koło i podpis: DUPA W KOLE!Zmieniono później na kwadrat,ale listy przychodziły nadal z wycietym
kwadratem i podpis: DUPA W KWADRACIE.Kiedy to było? Gierek…i Rakowski naczelnym Polityki.
-
Najlepszego. Czyżby Pantryjota to Jerzy?
- Niemożliwe. Za bezdurno tak by się wygłupiał?
- A co ma innego do roboty?
Oświadczam na wszelki wypadek, że nigdy nie miałem na imię Jerzy.
P.
Panie Nadredaktorze szanowny, uprzejmie donoszę, że dziękuję za wpis, jakkolwiek by on nie odnosił się do mojej uniżonej osoby.
Sam Pan chyba przyzna, że nosi on znamiona o wyżyny szlachetniejsze niż niektóre komentarze, ograniczające się do dwóch w porywach pięciu słów pod wpisem i często nie wiadomo, jaki jest stosunek komentującego do tekstu komentowanego.
Tu muszę przyznać, że Pana komentarze nie należą do tej, jakże skromnej formy wypowiedzi. Proszę jeszcze raz o zrozumienie powodu mojej prośby, bo ciągle czuję atmosferę braku akceptacji dla niekomentowania moich wpisów.
Uważam, że łapanie punktów za kolejne dopiski pod tekstem nie świadczy o poczytności owego tekstu, że jest sztucznym i naciąganym procesem statystycznym i nie chciałabym dzięki Panu, a także własnym komentarzom komentującym komentarze innych mieć zawyżonych danych.
W przeciwieństwie do wpisu, który może zawierać komentarz, a jednocześnie wnosić własne dygresje związane z tematem.
A poza tym kilka razy pojechał pan po bandzie i zastanawiam się nad zmianą nazwiska na Obrażalska.
Buziak.
Wchodzę dzisiaj na salon, a tam taka oto najważniejsza wiadomość:
https://bukojer.salon24.pl/580815,zmasowany-atak-bobrow-na-malopolske
To już się dzieje naprawdę!
Samuela,
I to wszystko niemal w przeddzień kanonizacji.
Bóbr się w żeremiu przewraca ze śmiechu.