Nie będę płakać po Ziobrze

Kiedyś napisałem o tym, że nie płakałem po śmierci JPII, więc dziś informuję, że po ewentualnym odejściu Zbigniewa Ziobry też nie uronię nawet jednej łzy. A piszę o tym w kontekście pojawiających się co chwila informacji o tym, że „ikona” systemu niszczenia praworządności ma się kiepsko i prawie stoi nad grobem. Takie informacje rozpowszechniane są przez kumpli tego pana, a osoby mniej podatne na propagandę wyrażają liczne wątpliwości w tej kwestii, posuwając się nawet do insynuacji, że to wszystko ściema. Osobiście chciałbym wierzyć w chorobę pana Ziobry, bo nic tak nie osłabia karzącej ręki prawa i sprawiedliwości jak zejście delikwenta, który w ten sposób łatwo może uwolnić się od odpowiedzialności i uniknąć wyroku.

Obecnie da się słyszeć głosy ze strony fanów Ziobry, że w jego sytuacji „gnębienie” przesłuchaniami nie wchodzi w grę i byłoby dowodem kompletnego upadku moralnego oprawców. To oczywista bzdura, bo pomijając sytuacje ekstremalne, czyli „fizyczny” brak kontaktu z osobą która powinna być poddana przesłuchaniu (o tym może zdecydować wyłącznie lekarz, a w przypadku „prominenta” najlepiej zaangażować bezstronną komisję złożoną ze specjalistów), w każdym innym przypadku nic nie stoi na przeszkodzie, żeby np. przesłuchanie odbyło się w szpitalu. W końcu to pan Ziobro wydał np. w swoim czasie polecenie, żeby przesłuchać kobietę na sali porodowej, a przecież poród bywa bardziej bolesny niż rak, choć na szczęście  tylko przez stosunkowo krótki czas.

Najgorsze co mogłoby się przydarzyć Polsce, to ewentualna, śmiertelna choroba prezesa, ale na szczęście mało kto umiera dziś z powodu problemów z kolanami, a galopujące suchoty odeszły już do przeszłości. Co innego sepsa, no ale tutaj „kłania się” Owsiak i sądzę, że nawet pan Kaczyński mógłby liczyć na aparaturę kupioną przez WOŚP.

Tak czy inaczej z ciekawością będę obserwował rozwój sytuacji, a póki co ciekawostką jest fakt, że rodzina pana Ziobry już zainstalowała się w Brukseli, co może nieco dziwić w kontekście rzekomo bardzo ciężkiego stanu zdrowia męża i ojca, o ile oczywiście „zaryzykował” oddanie się w ręce polskich lekarzy, z którym raczej nie pozostawał w zbyt dobrych stosunkach. Szkoda, że w tej sytuacji trudno odwołać się do klauzuli sumienia, choć  teoretycznie mogę sobie wyobrazić, że jakiś pan doktor czułby spory dyskomfort dłubiąc w gardle kogoś takiego jak Ziobro.

W ostateczności zawsze pozostaje modlitwa, choćby taka, o ewidentnie ludowych korzeniach:   „wychodź raku zwierzu, raku zwierzu wychodź o Jezu”

I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis po małej przerwie, którą wykorzystałem na regenerację ciała i umysłu.

Pantryjota

Dawniej też Pantryjota, a więcej o mnie w stopce.

Kategoria: Różności niesklasyfikowane (8)
  1. Wito pisze:

    Sprawy tak ostateczne jak ciężki rak (o ile to prawda) uruchamiają różne przemyślenia. W przypadku Zbigniewa Z. są one takie: jest to człowiek tak do imentu podły, w dodatku niespecjalnie nawet próbujący swoją podłość ukrywać czy usprawiedliwiać, że w jego przypadku klauzula przyzwoitości sama się wyłącza i nie chce działać. Nie umiem dobrze życzyć komuś, kto tak bezwzględnie niszczył ludzi

Dodaj komentarz